Nie był złym tatą. Absolutnie. Miał trudne dzieciństwo. Pewnych rzeczy nie przepracował do dziś i sądzę, że to wywarło wpływ na jego osobowość. Był dzieckiem najmłodszym. I wcale nie tak oczekiwanym i rozpieszczanym jak dziś się dzieje. Nazwijmy sprawę po imieniu. Był kolejną gębą do wykarmienia. Wpadką. Niechcianą. Kto to słyszał, żeby na wsi po trzydziestce dzieci rodzić. Ale skoro się przytrafił, to mógł się przydać do pracy na roli. Więc pracował od małego. Twarde było kiedyś wychowanie. Wierzę, że babcia go kochała, ale może mentalność, w jakiej przyszło im żyć, nie uczyła, jak tę miłość okazać. Tata do dziś pamięta, gdzie wisiał kabel do bicia i że zbierał butelki, by mieć na bułkę do szkoły. Że stracił ojca w wieku 14 lat i od tego momentu zaczęło się dorosłe życie. Że babcia nigdy na wywiadówkę do szkoły nie poszła, a miał dobre stopnie. Nigdy nie pochwaliła, ale karała zawsze. Tym kablem. A jak koledzy naskarżyć przyszli, to go słuchać nie chciała. Kabel znów nie był już tylko ozdobą gołej ściany. W wakacje budziła o 7 rano, bo kto to myślał spać do południa. Co ludzie powiedzą. Do roboty by się wziął. To się brał. Zaradny był. Komuś krowy wydoił. W polu pomógł czy węgla naniósł. Uzbierał sobie wtedy kilka złotych na lody czy wyrób czekoladopodobny, jak do sklepu akurat rzucili.
Do dziś tata pyta, czy mam kurtkę na zimę. Nie znałam powodu, złościłam się szalenie. Pewnie, że mam kurtkę. A nawet dwie. Po co się dopytujesz? On kurtki takiej nie miał. Przez to zimą nie pojechał na wycieczkę szkolną. Nie wychodził też na spacery z chłopakami. Miał 17 lat. Musiał sobie radzić. Kombinować. Dorabiał po szkole, by móc dziewczynę do kina zaprosić, gdy inni się uczyli.
Kiedy poznał mamę, nie mieli nic. Mieszkanie dostali z zakładu. Wstrętne. Z karaluchami. Wanna aż brązowa ze starości. Kafle popękane. Szyba w oknie wybita, a na podłodze lineleum koloru nijakiego. Ale dla nich to było gniazdko. Wszystko kupili sami. Każdą łyżkę, obrus i krzesło. Żebym dostała się do przedszkola, malował w nim ściany, pomagał w remoncie łazienki, składał meble. Jeździł na saksy do ciężkiej, fizycznej pracy do Rajchu, by w końcu kupić wymarzonego malucha, mi pierwszą Barbie i Kena, i batony snickersy, o których dzieciakom z bloku się nawet nie śniło.
Nie okazywał uczuć. Chował surowo. Nie bił. Byłam jedynaczką. Nie chciał mnie rozpieszczać. Chwalił, gdy nie słyszałam. Na głos zaczął, gdy dostałam się na studia, zrobiłam pierwszy dyplom i kolejny.
Najbardziej mnie zaskoczył, gdy babcia była już w stanie agonalnym. To on przy niej był. Na kilka miesięcy wrócił do rodzinnego domu, choć w pracy groziło zwolnienie. Opiekował się nią dzień i noc. Pozostałe rodzeństwo miało odruch wymiotny, gdy trzeba było babci zmienić pieluchę czy dać zastrzyk. Podziwiam go, bo ledwo umie zrobić jajecznicę i parówki, a tu zajął się wszystkim. Mi płakał do słuchawki. Był pod presją. Krytyka rodzeństwa miażdżąca. Wszystko robił nie tak. Może faktycznie niedoskonale, ale na pewno z miłością i poświęceniem. Innym się nie skarżył. Psychicznie był bardziej zmęczony niż fizycznie, a moja ukochana babcia źle znosiła własną niemoc. Była zła na cały świat. I nieprzyjemna. Zdruzgotana, bo przez tyle lat była samodzielna i zaradna. I zdrowa, jak to mówią, na umyśle.
Babcia odeszła, a tata został sam. Rodzeństwo rozjechało się po domach. Skonfliktowane. Pomnikiem zajął się on. Zawsze pamięta o kwiatach, lampkach i porządkach u babci, nie tylko na 1.listopada. Bardzo przeżył śmierć matuli - tak pieszczotliwie nazywał rodzicielkę. Kochał ją ponad wszystko, choć trudna to była miłość.
Mój tata jest zawsze. Wspiera, pomaga. Jest.
"Tato, dziecko chore, a już kolejny raz na zwolnienie nie mogę."
Tata przyjeżdża.
-Tato, mam wizytę u lekarza na drugim końcu Polski.
- Dobra córka, jedziemy.
Nie przyznał się, że na ten dzień miał zaplanowany zabieg. Przełożył go w tajemnicy przede mną. Dzięki tej konsultacji dostałam się na eksperymentalne leczenie.
- Tato, chyba sprzedam auto.
- Ok Bąbel (tak mnie pieszczotliwie nazywa, za cholerę nie wiem czemu:). Sprzedamy i znajdziemy ci inne.
- Tato, jak wyglądam?
- Córka pięknie, jak zawsze.
- Tato idę na długi spacer wieczorem.
- Załatwione, pójdę z tobą byś po nocach sama nie szła.
- Tato idę na imprezę.
- Dziecko przyjadę po ciebie.
- Tato, myślimy o kupnie domu...
- Bomba, córka rób tak, byś była szczęśliwa. My z mamą pomożemy...
Tata daje mi bufor bezpieczeństwa. Od niedawna mówi, że mnie kocha. Gdy byłam dzieckiem, nie bawił się ze mną. Dla mojego dziecka udaje lwa, rycerza i wszystko, czego mała zapragnie. Nie mam o to pretensji. Nie czuł miłości jako dziecko, nauczył się jej w dorosłym życiu. Dlatego jak tylko umiem, to się odwdzięczam. Na urodziny dostał mój dyplom. Poruszyłam góry, by obronić się szybciej i mieć tytuł magistra na papierze w dniu jego urodzin. Po kilku latach skończyłam kolejne kierunki. Na sześćdziesiątkę dostał lot samolotem. Nigdy wcześniej nie był na pokładzie żadnego boeinga, a teoretycznie wie o nich wszystko. Zaszalałam, a niech ma:) Razem z mamą byli zachwyceni. Śmieją się, że następnym razem będzie lot promem kosmicznym lub rejs łodzią podwodną. A czemu nie? Coś wymyślę. Wystarczy jak po prostu powie: "Dobra córka załatwione".
Komentarze
Prześlij komentarz