KorpoAŚKA



Image on Pixabay 


Szczuplutka, średniego wzrostu, szatynka, której jest dobrze w każdej fryzurze. Obecnie po prostu nosi włosy luźno, bo tak lubi. Pracuje w klinice zdrowia psychicznego. Wcześniej korpo-dziewczyna, którą korporacja przeżuła i wypluła. Aśka dostała po dupie. Świeżo upieczona pani magister przyszła do dużej firmy. Wygrała los na loterii. Nie na staż. Od razu umowa, najpierw na czas próbny, ale się wykaże i przedłużą. Te trzy miesiące były przyjemne. Dużo warsztatów. Została wprowadzona w sprawy firmy. Dostawała małe zadania, które wykonywała sprawnie i bezbłędnie. Atmosfera w pracy fantastyczna. Jeden team, który nawet gdy ma deadline współpracuje i się wspiera. Wygrywają spory kontrakt. Są młodzi, kreatywni, chętni do pracy. Szefowa jest zadowolona. Chwali. Walczy o premie. Warto być w takiej firmie. Dużo bonusów i pakietów. Pieniądze niezłe. Aśka czuje, że się rozwija. Po jakimś czasie dostaje coraz bardziej odpowiedzialne zadania. 

Dużo pracuje z Pawłem. Lubi go, mają fajną energię. Nawet jej się podoba. Imponuje jej. Jest profesjonalny, nie flirtuje. Bardzo wymagający. Jego "nieźle" to największy komplement. I takie nieźle Asia słyszy, gdy faktycznie trochę schudła. Zawsze była szczupła. Taka akurat. W pracy trochę stresu i waga zleciała w dół. Pomyślała, że czuje się lepiej, lżej. Warto to utrzymać. Ma karnet na siłownię i basen. Zaczyna chodzić najpierw dwa, trzy razy w tygodniu. Uważa na to co je. Gubi kolejne kilogramy. Paweł docenia, w pracy dziewczyny zazdroszczą. I sukcesów, i figury. Ta druga staje się jej obsesją. Joanna liczy kalorie, wyklucza kolejne produkty, przechodzi na wegetarianizm, potem weganizm. Stać ją. Zarabia więcej, awansuje. Zamawia jedzenie do pracy, nie musi szukać produktów po sklepach ekologicznych ani zamawiać w necie. Dużo od siebie wymaga. Jest coraz drobniejsza, w pracy efektywna na maxa. W domu pada. I tak codziennie. Nie przyznaje się ani przed sobą, ani przed nikim, że nie chce jeść. Czuje wstręt do jedzenia i własnego ciała. Lubi to uczucie, gdy waga idzie w dół. Gdy stoi, jest wściekła. Nie słucha przyjaciółki ani rodziny, gdy ci przerażeni jej wyglądem proszą by jadła. Może by wzięła urlop, poszła do lekarza. Oczywiście, że nie jest chora, wszyscy się czepiają, nie rozumieją, że ma trochę stresu i przygotowuje dużą, pierwszą samodzielną kampanię. Jak będzie po wszystkim to pójdzie do lekarza. Teraz kampania. 

W tym wielkim ważnym dniu Aśka mdleje. Duży stres, rano trening, nie jadła nic od wczoraj. Organizm się zbuntował. Robił to od dawna, ale lekceważyła sygnały. Wypadanie włosów, łamliwe paznokcie, brak miesiączki, ziemistą cerę, mroczki przed oczami, zasłabnięcia, kołatanie serca. Dziś sygnałów nie było. Po prostu padła bateria. Aśkę zabrała karetka. W pracy patrzyli z politowaniem. Dostała kroplówkę, terapię z psychologiem. Diagnoza Anorexia nervosa. W szpitalu leży miesiąc. Z korporacji nikt jej nie odwiedza. Nie pisze, nie dzwoni. Mają dużo pracy pewnie. Przy łóżku jest mama, tata i przyjaciółka. Za ich namową decyduje się na klinikę i terapię. Po pół roku dostaje wypowiedzenie z firmy. Na piśmie. Nikt nie miałam odwagi jej powiedzieć. Ani podziękować za współpracę. Na szczęście wtedy jest silniejsza. Psychicznie i fizycznie. Tyje. Odbudowuje organizm. Wraca miesiączka. To wtedy podejmuje decyzję, że będzie współpracować z kliniką. Tu panuje zdrowa atmosfera w każdym tego słowa znaczeniu. I jest tu Krzysztof. On nie mówi "nieźle". Mówi "wspaniale dziewczyno". I przynosi kwiaty za dodatkowy kilogram. Zaprasza na spacery, na rower, na lody. Jest spokojnie i tak dobrze.

Komentarze

Popularne posty