PORTRET JA - NAUCZYCIEL

Image by Alexas_Fotos on Pixabay


Mam na imię Piotr. Jestem nauczycielem. Od 12 lat. Stosunkowo młodym więc, ale na tyle doświadczonym, by móc wypowiedzieć w kwestii bycia belfrem.

Na początku września staram się nie czytać for internetowych na temat nauczycieli, jak to nam dobrze po dwumiesięcznych wakacjach (ja nie miałem tyle wolnego, pracowałem w zespole rekrutacji). Że etat tylko 18 godzin, więc to zawód dla leniuchów, nieuków i nieudaczników życiowych. I tyyyyyyle wolnego! Wśród nowych znajomych nie mówię, kim jestem z zawodu, bo dość mam słuchania tego wszystkiego. Nasze społeczeństwo nie docenia, nomen omen złożone głównie z malkontentów, nie widzi dobrego. Widzi to, co złe.

Tak, ta praca ma sporo zalet. Faktycznie nie martwię się o wakacje i o ferie zimowe. To dla rodzica komfort, choć w ciągu tygodnia często bywa, że moje dziecko ze świetlicy odbieram jako ostatnie, bo rada, szkolenie czy zebrania (dobrze, że żona pracuje do 16 i jeśli zdąży się przedrzeć przez korki to synka odbierze o czasie). Każdy ma wybór. Zamiast marudzić można skończyć studia i zostać nauczycielem. Żaden problem. Tylko za te pieniądze raczej się nie chce.

Nauczycielem zostałem, bo miłością do języka obcego zaraziła mnie moja pani profesor z liceum. Skończyłem potem jeszcze podyplomówkę z oligofrenopedagogiki. Jestem wykształconym człowiekiem. Z pasją, zainteresowaniami, wiedzą, którą cały czas poszerzam. Wielu mówi, że w szkole się marnuję. Czyżby? Czyżby przekazywanie wiedzy to było marnowanie????
Kształtowanie młodych ludzi, rozmowy z nimi, polemiki, zabawy z dziećmi to nadal marnowanie????
Warto się zastanowić nad takim pochopnym osądem.
Ja tak nie uważam. Przecież to o to chodzi, by nasze dzieci uczył ktoś kompetentny. Ktoś, kto chce i to kocha. Ja wybrałem ten zawód świadomie. Pracowałem w korporacji i odszedłem z tego toksycznego miejsca.

Praca w szkole do najłatwiejszych nie należy. Eksploatuje psychicznie i fizycznie. To praca w domu, bo w szkole realizuję to, co w domu właśnie zaplanowałem, sprawdziłem, przygotowałem. To praca z drugim człowiekiem, trudna, niewdzięczna, dopiero po latach przynosząca satysfakcję, gdy swoich podopiecznych spotka się na ulicy i gdy dziękują za cierpliwość, i uśmiech. To praca nie tylko przy biurku. To rozmowy, wyjazdy, wymiany, konkursy, wycieczki, za które nie dostaje się pieniędzy. To praca na okrągło. Nauczycielem jestem cały rok, w szkole, domu, supermarkecie, na siłowni czy w pubie. Bo ludzie mnie rozpoznają. Jestem poniekąd osobą publiczną, przynajmniej w moim niedużym mieście.

Mam wymianę zagraniczną na swoim koncie. I zwycięstwo mojego ucznia w olimpiadzie językowej. Do tego co roku mniejsze lub większe sukcesy w różnorakich konkursach. 
Odpowiedzialność ogromna (za zdrowie, bezpieczeństwo, przygotowanie do egzaminów państwowych), pracy mnóstwo, szczególnie tej papierkowej, zmęczenie fizyczne i poświęcenie czasu prywatnego. Z przełożonymi też bywało różnie, gdy za moje działania nagrodę dostawał ktoś inny.
Bo tak moi Państwo nagrody dostajemy, np. 1400 zł brutto raz do roku. Na Dzień Nauczyciela iluś wybranych dostępuje zaszczytu uściśnięcia dłoni dyrekcji. I proszę mi wierzyć, niektórym tak zależy, że zrobią sporo, niekoniecznie fair, by w tym gronie się znaleźć. Gdy wśród znajomych mówię o takiej premii, śmieją się tylko. Jak wspominam o dodatku motywacyjnym 90 zł brutto salwa śmiechu nie ma końca. Tak to wygląda od kuchni.
Czasami sobie myślę, że jestem chyba szalony, że bycie nauczycielem to fatalne zauroczenie, ale wiem, że jestem tam, gdzie chcę. Narzekać mogę dużo i długo, bo dzieci niewdzięczne, rodzice z pretensjami, przełożony niesprawiedliwy. I płacą mało. Przecież mogę zmienić pracę. Nie jestem tu za karę.
Póki co moje zauroczenie trwa. Bo uwielbiam uczyć, widzieć proces, słyszeć jak uczniowie najpierw niezgrabnie tworzą zdania, dobierają wyrazy, popełniają błędy. Jak z czasem radzą sobie coraz lepiej, śpiewają piosenki, mówią wierszyki, rozwiązują coraz to trudniejsze testy. Jak zdają do liceum, piszą maturę i dostają się na studia. Mam wiele sukcesów na swoim koncie, porażek pewnie jeszcze więcej. Jestem pokorny. Wciąż się uczę. Chcę więcej.

Powiem zatem tak. JA MAM ODWAGĘ BYĆ NAUCZYCIELEM, bo zawsze trafi się uczeń, dla którego warto, bo za kilka lat docenią, bo się rozwijam, nie stoję w miejscu, bo wiem jak rozmawiać z synem, bo mam wpływ na młodego człowieka i z tego, co widzę, to bardzo pozytywny.
Bywa trudno. Jest pot i łzy. Ale co to za problem dla stukniętego belfra? Nie jedynego przecież. Nas nauczycieli jest tak wielu. Każdy z nas był w szkole i jestem pewien, że miał swojego ulubionego mentora. To jego/ją warto zachować w pamięci i docenić, skoro ktoś jest tak szalony, by odważyć się uczyć!

Komentarze

Popularne posty