IDEALNE

Image by Lorri Lang from Pixabay

Spojrzała na Wasze twarze. Piękne. Identyczne. Duże niebieskie oczy, zgrabne, lekko zadarte noski, zaróżowione poliki, słodko skrojone usteczka. U Igi wąskie kreseczki, a u Helenki pełniejsze. Tylko po nich była w stanie na początku Was odróżnić. Potem włączył się tryb: matczyna intuicja. Zębów brak. Jeszcze. Ale i tak byłyście idealne.
Włosów niewiele, a szkoda, potem dopiero pojawią się złote pierścionki, które Iga nosi do dziś, a Helena uparcie prostuje. Byłyście drobne, ale nie kościste. Przez delikatną skórę prześwitywały siatki żył. Obie miałyście bardzo długie nogi, które zdawały się obiecywać kariery modelek. Lekarz na badaniu USG już wtedy jej mówił, że Wasze kości udowe dają nadzieję na długie kończyny. Brwi brak. Ku jej przerażeniu. Pojawiły się później. Na szczęście. Ale rzęsy były. Gęste, okalające te dwie pary przenikliwie niebieskich oczy. Tuszu nie będziecie musiały używać. Główki kształtne, bo nie musiałyście się przecisnąć. Jedyny plus całego koszmaru. Stópki malusie, miękkie jak gąbeczki. Obyście miały w życiu łatwą drogę. Byłyście idealne.
Najważniejsze, że byłyście, choć mówili, że nie ma szans, by pojawiła się choć jedna z Was. A potem się okazało, że ona-matka jest tak bardzo chora i że Was nie urodzi. Albo urodzi – chore. Albo będzie musiała wybierać, która ma przeżyć. Ale ona się uparła. Da radę - powtarzała, choć łzy zamazywały obraz. Była sama. Szpital, badania, strach w oczach lekarzy, probówki krwi. Poddać się? Wykluczone. Uratowałyście ją. Gdyby nie Wy, w życiu nie zrobiłaby badań. Dzięki Wam w tym koszmarze tliła się nadzieja. Otwierałyście jej wszystkie drzwi. Kobiety w ciąży miały bezwzględne pierwszeństwo. Badania robione na cito. Łóżko w szpitalu od zaraz. Jeszcze Was nie było, a już ją ratowałyście. Dodawałyście sił. Lubiła z Wami rozmawiać, słuchać Waszego tętna. Tak jakbyście jej powtarzały "to my, to my, to my”. Byłyście, rosłyście. Ona mizerna, ale pozornie. Dzięki Wam silniejsza. Ładnie wyglądała. Tyła powoli. Odżywiała się bardzo zdrowo, smak jej się zmienił. Na ulubioną dotąd czekoladę nie mogła patrzeć. Lody zamieniła na kwaskowate sorbety. I piła sok naturalny z marchewki, byście miały ładną cerę.
Wiedziała, że będziecie dziewczynkami. Że pokochacie malarstwo. Chciała byście miały ładniejsze zęby i nie musiały nosić aparatu. Byście były lepsze z matmy i też lubiły polski. I były pewniejsze siebie. Dlatego od początku Wam powtarzała, że jesteście idealne.

Pewien filozof powiedział, że najlepszym nauczycielem jest ucho. Z nimi tak było. By mogła poznać swoje dwa skarby, musiała słuchać, kiedy nie mogła ich zobaczyć. Dlatego pewnie musiała zmienić perfumy. Od tamtych ją odrzucało. Nie podobały się Wam. Słuchała swojego ciała, bo ono było ich łączem. Nauczyła się, co lubicie jeść, jakiej muzyki słuchacie, jakie lubicie kosmetyki.

Urodziła Was w piękny dzień. Początek wiosny. Przyroda budziła się do życia jak ona. Lekarz ładnie ją zszył, brzuch prawie od razu zrobił się płaski. Dziś ona musi szukać blizny. Byłyście bezproblemowe. Zero kolek, duży apetyt, żadnej alergii. Idealne.

Taki mały prezent, dwupak. Leżałyście obok, a ona nie mogła się ruszyć. Oddychałyście miarowo, a ona, mimo że znała Was od 9 miesięcy zastanawiała się, skąd się tu wzięłyście. Byłyście jej. Dwa małe cudeńka. Tyle jej dałyście, teraz nadeszła jej kolej. Przeczytała mnóstwo poradników, ale na nic one w praktyce. Na nowo musiała się Was uczyć. Nie załączyli instrukcji obsługi, nie ma przycisku włącz/wyłącz, nie ma ładowarki. Ona musiała być Waszym zasilaniem, choć tak naprawdę Wy nim byłyście. Musiała uczyć się Waszych głosów, płaczu, szlochu. Najpierw nie słyszała różnicy. Czuła się z tym źle. Matka fatalna. Wy cierpliwie czekałyście aż odgadnie, który dźwięk oznacza głód, chłód, nudę, chorobę, ból. Aż nauczy się sprawnie zmieniać pieluszki, byście nie marzły. Aż będzie wiedziała, w jakich warunkach Wam się najlepiej zasypia. Co z tego, że skończyła 2 kierunki. Na nic ta wiedza. Ich wspólny proces uczenia się był rozłożony w czasie. Dawały radę. Ona najpierw nieudolnie, ale najważniejsze, że do przodu. Poziom trudności stale rósł, bo Wy każdego dnia stawiałyście nowe wyzwania. Dziwne dźwięki, dla Was tak proste, musiała w sekundę odszyfrować. Przyszła kolej na sylaby, potem wyrazy, śmiesznie poprzekręcane. Miałyście swój język. Codziennie nowe słowa, formy, potem czasy, tryby. Z czasem świetnie wiedziałyście kiedy czego użyć, choć nie miałyście pojęcia co to czas przeszły, czasownik, aspekt dokonania czy tryb rozkazujący. Słowotwórstwo też szło Wam nieźle. Ona także czyniła postępy. Wiedziała, co kryje się w różnych odcieniach słowa "mamusiu". Niczym jej własna matka, która tylko po zwykłym "halo" wiedziała wszystko, czy jest zła, smutna, radosna, zmęczona.
Wasze pojawienie odkryło koszmar, z którym miała walczyć. Gdyby nie Wy, nie dałaby rady. Każdy Wasz uśmiech, przytulenie, każde "kochamy Cię Mamusiu tak, że byśmy Cię zdusiły na naleśnika", dawało jej siłę.

Ona dziś znów walczy. Dla siebie i dla Was. Włosy jeszcze na głowie, choć niedługo pewnie. Do tego wymioty i bolesne kroplówki. Ale daje radę. Ma szansę na zwycięstwo. Uparcie w to wierzy.
Może wyjdzie na prostą. Nie może. Na pewno! Idzie do przodu. Wy też. Chodzicie już do szkoły, jeździcie na rowerze i rolkach, macie swoje sekrety, i małe wielkie problemy.
Jesteście idealne. Pamiętajcie!!! 

Komentarze

  1. Idealne..to prawda. W miłości wszystko jest idealne. Miłość daje siłę, by przetrwać najgorsze. Swoją chorobę lub chorobę dziecka. To ona trzyma Cię przy życiu. To dzięki niej po ciężkiej nocy wstajesz z uśmiechem, by znów, z mozołem pokonywać trudności. Miłość jest wszystkim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w pełni. Miłość do dziecka uskrzydla!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty