PORTRET IZA - GDY TA DRUGA MIŁOŚĆ JEST TĄ WŁAŚCIWĄ
Image by pixel2013 on Pixabay |
Kochali się jak wariaci. Zwykła wakacyjna miłość przetrwała próbę czasu. Minął im rok, co na siedemnastolatkę i 5 lat starszego chłopaka było nie lada wyczynem. Inni zmieniali chłopaków i dziewczyny co kilka tygodni. No, co parę miesięcy. Oni byli razem. Ona w liceum, on już na studiach. Ona szalona i spontaniczna. On spokojny i rozważny. Uzupełniali się doskonale, ale kłócili często, dużo i głośno. Potem były wielkie i długie przeprosiny.
Iza była artystyczną duszą. Pięknie malowała. Trochę zapominalska i bujająca w chmurach. Młode dziewczę, które nie bierze jeszcze życia na poważnie.
Artur był umysłem analitycznym. Student politechniki. Do bólu racjonalny i logiczny. Niektórzy się dziwili jak tak dwie różne osobowości są w stanie ze sobą wytrzymać. A jednak.
Nudno im nie było. Zawsze coś się działo. Izka coś wymyśliła, on analizował i gdy warto było, podejmował działania.
Pokłócili się wtedy o jakąś drobnostkę. Izka nie pamięta już nawet o co. Krzyczała na niego, a on podniesionym jak nigdy głosem, oznajmił, że ma dość takich dziecięcych akcji, że myśli o niej poważnie, że chciałby ślubu za 2 lata, ale widzi, że to chyba pochopna decyzja. Ona potrzebuje czasu i musi dojrzeć. Jest tak cholernie dziecinna. Irytująca.
Iza dumnie oczywiście i butnie odparła, że sobie dojrzeje, a i owszem, ale bez niego, bo z nim to czasem z nudów umiera i chętnie sobie od niego odpocznie, a o ślubie stary to Ty se nawet nie marz. Żoną nudziarza numer jeden to ona być nie zamierza. Irytować będzie kogoś innego, w kolejce przecież do niej stoją.
Zapadła cisza. I te jego oczy. Zimne. Lodowate. Nigdy tak na nią nie patrzył. Zawsze miękko. Teraz nie. Jakby złością kroił ją na pół.
Nawet nie wie czemu mu tak powiedziała. Trochę ją poniosło. Słowa mają jednak moc. Zablokowała go. Zamilkł. Nie na dzień, nie na tydzień. Ona też dumnie milczała. Po cichu liczyła, że napisze, zadzwoni. Że będzie jak zwykle.
Przepraszam Kochanie, uniosłem się. Przepraszam Misiu, nie chciałam tego powiedzieć. Przyjedziesz?
Tak Rybko, będę.
Ale nie było jak zwykle. Przestał dzwonić i pisać. Ona zawzięta. Też się nie odzywała. Minął tydzień, dwa. Cisza. Miesiąc. Cisza. Uparli się. Żadne mediacje przyjaciół nie pomogły. Cisza trwała. On wyciągnął rękę do zgody po trzech miesiącach. Napisał, ale ona dumnie, myśląc, że on będzie przepraszać ją na kolanach, odparła, że nie ma ochoty z rozmawiać. Zamilkł więc na dobre. Od znajomych dowiedziała się, że wyjechał na Erasmusa na minimum pół roku. Najpierw jej to nie ruszyło. Uniosła się dumą. Tęskniła bardzo, ale się nie przyznała. Rzuciła się w wir życia towarzyskiego, by uśmierzyć ból.
Miewała krótkie związki. Na góra miesiąc. Żadnego nie była w stanie ciągnąć dłużej. Nikt nie przypominał Artura. Byli albo za spokojni albo zbyt szaleni. Za bardzo czuli lub egoistyczni. Nie ten kolor oczu, włosów. Zawsze coś nie pasowało. Trwała w takiej huśtawce kilka lat. Potem poznała Maćka. Spokojny kiedy trzeba, szalony, gdy na to pora. Potrafili rozmawiać o życiu do rana i ganiać się po lesie jak dzieci. Przystojny, wysoki, dobrze zbudowany. Błękitne oczy, zawadiacki uśmiech. Zdobył ją poczuciem humoru, ciętą ripostą i tym, że nie patrzył na nią jak na mięso. Uczucie rozwijało się powoli. Krok po kroku oddawała mu swoje serce. Był zupełnie inny od Artura, a mimo to po jakimś czasie uświadomiła sobie, że się zakochała. Maciej był ucieleśnieniem jej marzeń o miłości idealnej. Wspierał ją, dbał, kibicował, pomagał. Był przyjacielem, kumplem i kochankiem w jednym. Oświadczył się nietypowo. Zdjęciem. Na plaży wielkimi literami napisał pytanie, czy za niego wyjdzie. Zrobił zdjęcie i gdy byli w kinie Izka na ekranie zamiast reklam zobaczyła to właśnie zdjęcie. Jej szczęście nie znało granic. W ciągu roku ślub. Mała wynajęta kawalerka. Jego poważna praca, jej pierwsze artystyczne kroki jako freelancerka. Wszystko układało się jak powinno. Życie różami nie było długo jednak usłane. Maciej zachorował na świnkę. Niby nic wielkiego. Dwa tygodnie zwolnienia i po sprawie. Młody chłopak to da radę. Dał, ale choroba pozostawiła po sobie ślad. Iza nie zachodziła w ciążę, choć intensywnie nad tym pracowali. Zrobili badania. Wyrok. Wbiło ich w ziemię. Maciej był bezpłodny. Zawalił im się świat. Marzenia o dziecku znikły w jednej chwili. On się załamał, ona próbowała go wspierać. Przekonywała, że dadzą radę. Może leczenie. Może adopcja. Jeszcze będą rodzicami.
Aż pewnego dnia na fejsie, u znajomych znajomych mignęło zdjęcie Artura. Kliknęła. Wakacje. Piękna plaża. On najprawdopodobniej z żoną i córeczką.
Iza zamarła. Wszystko wróciło. Przypomniała sobie jego dotyk, uśmiech i ten spokój. I pojawiło się to pytanie, które do tej pory jej nie prześladowało. Co by było gdyby. Gdyby wtedy wróciła, porzuciła szczeniacką dumę, może to z nim byłaby teraz na zdjęciu. Może w ramionach by trzymała ich dziecko. Tego gdyby było coraz więcej i pojawiało się coraz częściej. Na męża patrzyła z żalem i zastanawiała się, czy naprawdę go kocha. Czy nie byłaby szczęśliwsza u boku Artura.
Biła się z myślami. Rozważała spotkanie z nim, rozmowę i wciąż wracała do przeszłości. Przyjaciółka ją zganiła, ale ona wciąż zastanawiała się, czy kilka lat temu nie popełniła błędu życia. Może gryzłaby się jeszcze długo, ale życie jak to życie pomieszało jej szyki.
To był zwyczajny dzień. Pracowała w domu nad kolejnym obrazem. Dzień jak co dzień. Maciek pojechał rano do pracy. Gdy zadzwonił telefon, odebrała po kilku sygnałach, bo właśnie rozrabiała farby. Obcy męski głos rzeczowo informował ją o wypadku, nie pamiętała z czyjej winy i gdzie. Po głowie krążyło tylko, że Maciej jest nieprzytomny. W fartuchu brudnym od farb i crocksach pojechała taksówką do szpitala. Widok był przerażający. Mnóstwo rurek, bandaży i miarowy dźwięk maszyn. Otarcia na twarzy. Połamany. Stracił sporo krwi, miał obrażenia wewnętrzne. Cudem uszedł z życiem. Zderzenie czołowe nie z jego winy. Był w śpiączce. Świat momentalnie się jej zawalił. Po 12 godzinach personel przekonał ją by jechała do domu. Umyć się, zjeść coś, przebrać. Zadzwonią gdyby coś się działo. Pojechała. Stała pod prysznicem i nie czuła, że odkręciła zimną wodę. Nie mogła zasnąć, nie czuła głodu. Wróciła na oddział. Czuwała przy nim dzień i noc. Zostawiła pracę, nie dbała o zlecenia, panicznie się bała, że go straci. Wierzyła, że póki przy nim jest, to on nie odejdzie. Przewartościowała swoje życie. Poprzestawiała priorytety. Już nie było gdybania. Gapienia się w profil Artura. Żałowania wcześniejszych decyzji. Skupiła się na dniu dzisiejszym i czasie przyszłym. Postanowiła być silna i czekać, aż Maciej się obudzi. Po dwóch tygodniach śpiączki otworzył oczy. Była przy nim. Spojrzała na niego i ten moment wystarczył, by sporo zrozumiała, i doceniła to, co i kogo ma. Maciek potrzebował teraz dużo wsparcia, rehabilitacji, leczenia. Będzie chodził, wróci do siebie, ale za kilka miesięcy. Jego wyzdrowienie było jej celem. Dbała o niego jak on o nią wcześniej. Woziła na rehabilitację i do lekarzy. Zmieniła dietę. Ćwiczyła razem z nim. To trudne i bolesne doświadczenie sporo ją nauczyło. Pozwoliło z innej perspektywy spojrzeć na swoje życie. Zrozumiała, że błąd życia mogłaby dopiero popełnić wątpiąc w swojego męża, odrzucając jego miłość i marząc o tej pierwszej, szczeniackiej miłości.
3 lata później
Wakacje. Piękna plaża. Izka uśmiecha się i przytula do Maćka. Na kolanach trzyma 3 letnią dziewczynkę. Zdjęcie wrzucone na fejsa. 154 polubień, 33 komentarzy. Na innym zdjęciu widać jej wernisaż. Mała blondyneczka kurczowo trzyma ją za rękę i słodko uśmiecha się do telefonu, którym Maciej robi im zdjęcie.
Objaśnienia
Maciej chodzi. Jest w pełni sprawny. Iza realizuje się artystycznie. Jej prace zbierają dobre opinie. Zaczyna w końcu zarabiać. Maja ma 2 latka. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Trafiła do domu dziecka w dniu kiedy oni przyszli porozmawiać z dyrekcją o całej ścieżce adopcji. Maja sama wybrała Izę. Po prostu tamtego dnia podbiegła do niej i się przytuliła. Po roku żmudnych formalności, szkoleń, badań i kursie w końcu zamieszkała z nimi w trzypokojowym mieszkaniu, jakie Maciej dostał w spadku od babci.
Iza dziś niczego żałuje. Wszystko musiało widocznie mieć swój czas i miejsce. Jest szczęśliwa jako żona matka i artystka. Artur pozostał jedynie miłym wspomnieniem, o którym kiedyś opowie Mai, gdy ta będzie nastolatką. Przecież każdy ma jakąś swoją młodzieńczą miłość, która była tylko wstępem do tej prawdziwej i dojrzałej.
Komentarze
Prześlij komentarz