LIST DO KOCHANKI


Image by Mandy Fontana from Pixabay


Lidka. Piękna, choć nie do końca tego świadoma. Wysoka, smukła. Zgrabna. Włosy do ramion. Niebieskie oczy. Dumne spojrzenie. Miły uśmiech. Oaza spokoju. Niegdyś. Właśnie skończyła pisać list. List do kochanki. Swojego męża.


"List do kochanki,

nie zacznę go "Moja droga", bo za cholerę nie jesteś mi droga. Tak naprawdę nie przedstawiasz dla mnie żadnej wartości jako człowiek, a tym bardziej kobieta, z którą winnam czuć solidarność jajników. Z dużej litery pisała też nie będę, bo prostu cię nie szanuję. Nie zasługujesz na to.

To nie będzie list, w którym będę ci dziękowała za to, że poprzez zdradę męża jestem lepszym człowiekiem, że po rozstaniu odzyskałam siebie, albo że zażegnaliśmy kryzys i dziś jesteśmy jak nowożeńcy. Nic takiego nie miało miejsca. Zbieram się by odejść, choć wiem, że złamię moim dzieciom serce. Ten romans wdarł się w moje życie jak tsunami. I mimo, że woda opadła pozostał po niej brud i smród. Brud we mnie samej też, bo uruchomiły się we mnie dzikie instynkty.

Gdy jak zwykle przypadkiem się to dzieje, mąż nie wylogował się z poczty i zerknęłam na słodkie aż nie do wytrzymania maile, i gdy mój palec otwierał kolejne niekasowane od wielu miesięcy, ukazało się moje drugie, dotąd nieznane mi oblicze. Rozpacz, żal i szał. Pierwszy raz w życiu go uderzyłam, nie w twarz. Biłam na oślep po torsie. Płakałam, nie byłam najpierw w stanie wydusić z siebie słowa. Potem popłynął potok tych niekoniecznie przyzwoitych. Miliony myśli, pytań, kiedy to się zaczęło, co robiliście, co oznaczają wyznania, namiętne żarty, sprośne teksty. Czy był seks, jak długo to trwa i

JAK ON K..WA MÓGŁ MI TO ZROBIĆ ???

Jak mógł kłamać w oczy, że niby idzie na trening, a zapomniał wspomnieć, że dyscyplina sportu się zmieniła, a partner był płci żeńskiej?

Siłą zabrałam mu telefon. Pierwszy raz miałam w sobie tyle agresji, tyle wściekłości, że mogłabym bić, kopać, gryźć. Dowiedziałam się wszystkiego, co, gdzie. Rytuały w pracy, słodkie upominki, prezenty na urodziny, szczegóły imprez firmowych. Byłam na tyle przytomna, że wszystkie maile skopiowałam. Każde zdanie niczym tatuaż wypalało się na moim ciele, wasze przezwiska, słodkie powitania na dzień dobry, komentarze zdjęć. Po pierwszym razie pamiętałam każde.

Czy czułam, że coś nie gra? Tak, nawet pytałam, a on patrząc prosto w oczy zaprzeczał. Gdy pytałam o późne powroty z imprez, przewracał oczami. Robił ze mnie idiotkę.

Czułam się okropnie. Przeraźliwe zimno, dreszcze, brak apetytu i emocje, jakich nigdy w życiu nie doświadczyłam. Złość, wściekłość wręcz, dziki szał, rozpacz najczarniejsza, żal i ból fizyczny. Bolało całe ciało. Nocami wyłam. To nie był płacz. To było wycie, skomlenie. Dopiero teraz rozumiem znacznie tych słów. Chciałam cię zniszczyć. Byłaś tak głupia, że w ciągu kilku dni wiedziałam o tobie sporo. Tylko idioci wrzucają tyle informacji o sobie na fejsa. Wiedziałam kto jest twoim mężem, kto ojcem, siostrą, przyjaciółką. Od razu znalazłam zdjęcia, posty do ulubionych stron. Nawet dokąd twoje dzieci do szkoły chodzą i jak wyglądają. Na twoje życzenie, boś sama zamieściła zdjęcie idealnej matki. No faktycznie idealnej, jak cholera. Świeciłaś przykładem, tak jak cyckami na imprezach firmowych szczerząc zęby. Tak bardzo chciałam rozwalić ci życie. Byś cierpiała jak ja. A nawet bardziej. Pragnęłam, by ciebie świat znienawidził. By mąż zostawił bez opieki nad dziećmi. Byś straciła pracę. Przecież byłaś zwykłą sekretareczką, która prócz kawy robiła wyśmienite lody... Chciałam by ta twoja wredna gęba z piegami w końcu przestała się śmiać, byś zapadła się w czarną dziurę jak ja i nigdy z niej nie wyszła. Nigdy nikomu dotąd źle nie życzyłam. Nauczyłaś mnie tego.

Męża też chciałam zniszczyć. Zabrać mu dzieci. Niech błaga. W waszej pracy wszystkim powiedzieć czym, a raczej kim się zajmował. Poinformować jego rodziców, znajomych, przyjaciół. Cały świat. Niech widzi, że kawał z niego gnoja. Chciałam widzieć cierpienie wszystkich, którzy coś dla niego znaczyli. A najbardziej jego własne.

Stałam się cieniem samej siebie. Odkryłam duże zdolności aktorskie. W pracy i przy dzieciach udawałam. W domu szalałam. Stałam się nieufna. Złośliwa, zazdrosna, podejrzliwa, uszczypliwa. Potrafiłam idealnie zacytować tekst kochanków, by mężowi zrobić przykrość. Byłam w tym świetna. Pamiętam jak wchodziłam do biura, niezapowiedziana i widziałam twoje zmieszanie. Chowałaś się do swojej nory. Bawiłam się tym. Twoim strachem też. Ene due rabe powie czy nie. Ta twoja mina była bezcenna. Punkt dla mnie. Mój mały triumf. Byłam lepsza.

Jak patrzysz sobie w twarz? Matka, żona? Co czułaś robiąc świństwo innej kobiecie? Jak chciałaś się dowartościować trzeba było znaleźć sobie młodszego gówniarza, wolnego. Nosiłby cię na rękach, skoro jesteś taka fajna. Samoocena by ci wzrosła, ale nikogo byś nie skrzywdziła. Żadnej żony, dzieci. Pomyślałaś kiedyś o nich i o mnie? W waszych kilkumiesięcznych mailach nie było żadnych rozważań typu "co my robimy", żadnych wyrzutów. Byliście tak zajęci tą nasiąkniętą erotyzmem zabawą, że mieliście nas głęboko w poważaniu.
Obydwoje byliście cholernymi egoistami, bawiąc się naszym (moim i twojego do tej pory nieświadomego męża) zaufaniem. Grając w domu role małżonków, a w ciągu dnia namiętnych kochanków.
Może kiedyś karta się odwróci, może wyrzuty sumienia cię zjedzą, a może przeczytasz ten list i dostając gęstej skórki będziesz doskonale wiedziała, że jesteś jego adresatką. Tak ty, dokładnie ty!"

Lidka odkłada długopis. Czuje się kilka kilo lżejsza. Wyrzuciła złość, cały jad i zalegającą w niej od dawna żółć. Tak doradziła terapeutka. Nie zrobiła nic z tego, co chciała. Zachowała się z klasą. Nie urządziła szopki, choć miała ochotę widzieć publiczne upodlenie kochanki i męża. Zdecydowała się na rozwód. Po roku. Na chłodno, gdy wszystko przebolała. Marcin walczył, ale mu nie ufa. On próbuje nadal. Szans póki co nie ma. Mieszka sama z dziećmi. Marcin niedaleko. Jest obecny w ich życiu. Utrzymują poprawne kontakty. Płaci alimenty i pomaga. Lidka od jakiegoś czasu ma normalny apetyt. Przesypia noce i szczerze się uśmiecha. Jest spokojna. Była na emocjonalnym dnie. Odbiła się i teraz powoli płynie ku powierzchni. Już ją widzi. Sunie delikatnymi ruchami. Jest blisko, tam gdzie upragniony tlen i dawno niewidziane słońce.

Podoba Ci się mój post? Podaj go dalej.
Polub moją stronę
https://www.facebook.com/PoliAnnBlog/
Warto!

Komentarze

Popularne posty