LIST DO MĘŻA

Image by StockSnap from Pixabay 



Drogi Mężu,
chyba potrzebuję napisać ten list. Oboje potrzebujemy. Może słowa pisane trafią do Ciebie, a mnie pozwolą na nowo Cię pokochać, zauważyć to, co kiedyś w Tobie widziałam. Kochać Cię znów, skoro może kiedyś przestałam albo zapomniałam jak to jest. To nie będzie list słodki od wyznań miłosnych. Klejący się lukrem. Tęczowy aż do znudzenia. Będzie... oczyszczający? Jak szybko zerwany plaster zaboli, ale może odkryje ranę, która dzięki temu szybciej się zaleczy.
Gdybym pisała go ręcznie, to długopis pewnie podziurawiłby kartkę, a atrament pióra wgryzłby się w biurko. Gdyby to była zwykła klawiatura komputerowa, pewnie kilka klawiszy by odpadło. Na szczęście ta dotykowa na smartfonie jest mocniejsza, a telefonem rzucać nie będę. Obiecuję.

Piszę, bo to będzie dla mnie terapia. Mam nadzieję, że dla nas obojga, bo przecież tyle się wydarzyło.
Wierzę, że pokochaliśmy się naprawdę. Choć jeszcze jako dzieciaki. Pamiętam, jak tęskniłam za Tobą, kochałam czas razem spędzony, jak pragnęłam Twojego ciała i wiedziałam, że Tobie się oddam pierwszemu i ostatniemu. I, że to Tobie urodzę dziecko. Tak dojrzale nie myśli każda nastolatka.

Pamiętam Twoje listy, prezenty za ostatnie grosze i marzenia o wspólnej przyszłości. Potem wielkimi krokami nadeszło dorosłe życie. Przez duże D. Najpierw magia, bo mieszkaliśmy razem. Później rutyna. Przez duże R. I obowiązki, i brak tej ekscytacji. Przez duże B. Wszystko było poprawne. Życie ułożone równiutko, w kosteczkę. Według kolorów. Po co się starać skoro ślub był, a o to przecież chodziło. Mam fajnego faceta, więc czego ja oczekuję? Odbija mi. Tak usprawiedliwiałam różne sytuacje, kiedy to może nawet nieświadomie sprawiłeś mi przykrość. Kiedy czułam, że sport, pasje, Twoja rodzina, praca są ważniejsze.
Nie chciałam być najważniejsza. O nie. Chciałam być po prostu ważna i czuć Twoje wsparcie. Tego nie było za grosz. Potem wydarzyło się tyle złych rzeczy. Poszła lawina. Pędziła. Zmiotła nas. Jednym ruchem. Gwałtownie. Bolało. Tyle łez wylanych, choć siedziałeś obok, nie było Ciebie, gdy tak bardzo Cię potrzebowałam. Duża dziewczynka da przecież radę. Zaciskałam zęby wmawiając sobie, że dam. Byłam krucha jak szkło, a udawałam stal.

Czemu nie odeszłam? Bo Cię kochałam. Wierzyłam w bajkę pt. „Żyli długo i szczęśliwie”. Byłam żoną wzorową. Świetną mamą. Wystarczałeś mi Ty i nasze małe grono znajomych. A potem stworzyłam sobie swój własny świat. Facebook nim był. Wiecznie z telefonem w ręku albo przed laptopem wegetowałam karmiąc się ułudą. Ty nawet nie zauważyłeś, że zaczęłam się uśmiechać. Miałam nowych znajomych. Tylko albo aż wirtualnych. Wciągnęłam się. Gdy dziecko spało, ja na fejsie. Gdy oglądało bajkę, ja przed laptopem. Gdy wracałeś z pracy, już nie dążyłam do rozmowy. Był Messenger. Ósmy cud świata. Tam mogłam gadać, ile chciałam. Ktoś mnie słuchał, rozumiał, a między nami tylko kłótnie, zgrzyty, sprzeczki, więc milczenie było lekiem. Zniknęliśmy z naszych głów na wiele miesięcy. Może miałeś romans, a ja nawet tego nie zauważyłam, żyjąc w nierealnym świecie.

Gdyby nie synek, pewnie byśmy tak trwali. Zastygli w tej lawinie albo spadli całkowicie w dół. Diagnoza zbiła nas z nóg. Postawiła do pionu. Jedyny plus z tego fejsa, że pieniądze na leczenie mogliśmy szybko zebrać. Wirtualni znajomi o dziwo pomogli.
Nie spodziewałam się, że tak będę się bać o synka. Strach paraliżował w nocy, zatykał nos i gardło, nie mogłam oddychać. Za dnia jak robot, koordynowałam zbiórkę funduszy i opowiadałam synkowi, jak to będzie wspaniale, gdy wyzdrowieje. Obiecałam mu, że będę walczyć. Z całych sił. Ty też nie byłeś bezczynny. Działałeś. Sport, pasje odłożyłeś na bok. Nie płakałeś jak ja, ale te Twoje smutne oczy mówiły więcej niż słowa. 

Dziś nasz synek jest zdrowy. Wygraliśmy całą bitwę. Próbujemy posprzątać wszystkie zgliszcza. Łatwo nie jest. Ja wiem jedno, póki czuję Ciebie, Twoją miłość, wsparcie i uwagę, nie potrzebuję nic innego. Daliśmy sobie szansę. Budujemy nasze życie na nowo. Dosłownie i w przenośni. Mamy wspaniałe, szczęśliwe, zdrowe dziecko, które możemy pięknie wychować. Mamy siebie. Ja w nas wierzę. Już założyłam rękawice Kochany. Będę nimi budować i walczyć. O nas dwoje, i troje. 

Budujemy nowy dom. Ten wymarzony. Za miastem. Z dala od miejskiego zgiełku i pośpiechu. Gdzie będzie czas na rozmowę, przytulenie, herbatę w filiżance, a nie plastikowym kubku. Na bycie ze sobą. To będzie piękny dom, pełen pozytywnych emocji, jakie dwoje ludzi może sobie dać. Niech spełni się tylko to, co mi obiecałeś na naszej jeszcze pustej ziemi. Że w tym domu się zestarzejemy, a kłótnie dotyczyć będą tylko tego, czy seks uprawiamy w sypialni czy może na dole przy kominku:) 


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty