WIKTORIA - TEN ROK JEST MÓJ !!!

Fot. Pixabay, Myriams-Fotos

Powiedziała to sobie w sylwestra. Za nią ciężki czas. Wypalenie zawodowe, bo od kilku lat jest świetnym pracownikiem, nadzorującym innowacyjne projekty, a nie usłyszała nawet słowa dziękuję, o premii nie wspominając. Było jej cholernie ciężko. Nadal jest. Jednak powiedziała sobie, że ten Nowy Rok będzie inny. Dlaczego? Bo całkiem niespodziewanie dał jej szansę na pokonanie innego demona, z którym walczy od wielu lat. Demon ją dopadł w dzieciństwie. Ratowano jej życie, a w zamian zabrano zdrowie. Nikt o tym nie wiedział, bo choroba nie dawała symptomów. Nikt nic nie podejrzewał. A gdy przeraźliwie chudła, wmawiano jej anoreksję. 

Dowiedziała się przypadkiem. W jej kolorowanym i jasnym świecie zrobiło się ciemno, i zimno. Łzy zamazywały świat. Niewyobrażalny ból fizyczny i psychiczny. I pytania, co teraz, dlaczego ja. Czuła się jak trędowata. Nie chciała litości. Wstydziła się. Tykała w niej bomba. Cyk cyk cyk. Wybuchnie może jutro, może za 10 lat. Cyk cyk cyk. 
Dzięki lekarzowi kobiecie dała radę. Uspokoiła się. Cykanie ucichło. Dbała o siebie, ścisła dieta, aktywny tryb życia. Żyła w samotności z chorobą. Rodzicom powiedziała dużo później. Po co martwić nerwową mamę i tatę po zawale? Psychicznie starała się być dobrej myśli, ale choroba ją i ograniczała, i stygmatyzowała. Czuła się gorsza. 

Pewnego pięknego słonecznego dnia zaczęła walkę o siebie. Biopsja, szpital, czekanie na zakwalifikowanie się na terapię. W końcu upragniony telefon. Przyznano jej leczenie. Potem pobyt w szpitalu, akceptowanie zasad terapii i pogodzenie się z uciążliwymi ze skutkami ubocznymi, bo lek był inwazyjny. Miała trwać rok. Po trzech miesiącach została przerwana, bo nie reagowała na leczenie. Żal, smutek, strach. Bomba tykała nadal. Cyk cyk cyk. Powoli, niczym kropla, która drąży skałę. Kap kap kap. 

Pomocy szukała wszędzie. Bez skutku. Prawie się poddała. Czekała, aż cyk cyk cyk przerodzi się w wielkie bam. I nagle znów telefon. W jej urodziny. Terapia eksperymentalna. Pojechała. 

W ośrodku kazali czekać. Musi przejść badania. Zawieszenie w próżni. Depresja zbliżała się wielkimi krokami. Gdyby nie dzieci i zobowiązania w pracy, pewnie nie wstałaby z łóżka. Żyła jak robot.  Psychicznie słaba. Nic niewarta. Choroba wyryła w jej głowie szkarłatne litery. Nawet ubezpieczyć jej dodatkowo nie chcą. Bo po co? I tak jest przegrana. 
Testy przechodzi pozytywnie. Pakuje się od razu. Nawet nie myśli o pracy. Rodzice nic nie wiedzą. Wraca do swojej lekarki. Znów balsam. Proszę próbować - mówi pani profesor.
Machina rusza. Pięć osób na pierwszy rzut. Zupełnie podporządkowuje się terapii. Fizycznie czuje się nieźle. Psychicznie wspaniale. Pracuje na pół etatu, by nie myśleć ani nie użalać się nad sobą. Poznaje innych ludzi. Takich jak ona. Rozumieją się. Zaprzyjaźniają. Kibicują sobie. Zabijają demona. Leczenie działa. Kolorowe jak tęcza pastylki, warte kilka mieszkań ot tak zamazują czarny stygmat.

Demona już nie ma. Wygrała. Zaczyna żyć. Drugi raz. Planuje zmiany. Nabrała odwagi. Chce spełnić marzenia. Odzyskała swoją wartość. Po szkarłatnych literach nie ma śladu. Jest pogoda ducha. Jest siła. Jest uśmiech. Jest moc. Od teraz może przecież wszystko!!!

Komentarze

Popularne posty