MIRIAM - GDY TRACI SIĘ DZIECKO
Fot. Pixabay, PublicDomainPictures |
Patrzy na pokoik przez chwilę. Szybko odwraca wzrok. Co jakiś czas trzeba tu posprzątać. Dużo kurzu się zbiera, a Lilka była przecież uczulona na kurz. I na sierść zwierząt, dlatego wiedzieli, że ani psa ani kota mieć nie będą.
Sprawnie przeciera półki. Niemal z zamkniętymi oczami. Doskonale wie, co gdzie leży. Chodzi na paluszkach, by nie zdeptać porozrzucanych zabawek. Ściera kurz z parapetu, ze stoliczka. Strzepuje pościel. Wydaje się jej, że jeszcze nią pachnie. Ale to niemożliwe. Zaraz mija rok. Zapach szybko wietrzeje. Szafy nie otwiera. Wie jak to się skończy. Tyle godzin spędziła na dywanie, ściskając malutkie ciuszki. Pachniały Lilką i jej emolientem. Bo codziennie po kąpieli ją nim smarowała.
Wąchała, a gdy skończyły się łzy, siedziała bez ruchu. Godzinami. Odurzona żalem, rozpaczą i złością. Przepełniona smutkiem po koniuszki palców. Załamana.
To wyglądało jak zwyczajne przeziębienie. Zachowywała się normalnie. Niknąć zaczęła w nocy. Wysoka temperatura. Drgawki. Wymioty. Będąc w szlafrokach i na bosaka zawieźli ją do szpitala. Była już nieprzytomna. Bezwładnie leżała w jej ramionach. Diagnoza miażdżąca. Sepsa. Leki podano szybko. Jednak drobniutka trzylatka przegrała nierówną walkę. Odeszła cichutko nad ranem. Miriam była obok. Widziała ten moment. Wydała z siebie ryk, który postawił oddział na nogi. Pielęgniarki znały ten dźwięk. Tak wyją tylko matki, które tracą dzieci. To nie płacz. Nie szloch. To wycie z głębi serca. Ryk całego ciała, każdej komórki rozdzieranej na strzępy.
Do pogrzebu Miriam jest na lekach. Po pogrzebie zresztą też. Silniejszych nawet. Nie jest w stanie pracować. Bierze zaległy urlop. Potem z powodu depresji zwolnienie lekarskie. Gdyby nie mąż, nie jadłaby, nie myłaby się, nie czesała. Była wrakiem kobiety, tępo wpatrzonym w punkt lub otulonym ubrankami dziecka i płaczącym godzinami. Serce zmiażdżone niemające już siły krwawić. Głos zdarty do cna od wycia.
Strata dziecka boli fizycznie. Boli całe ciało. Boli oddech, najmniejszy ruch i mruganie oczami. Boli myślenie. Miriam najchętniej by zniknęła. Rozpadła na kawałki. Na pył. Zapadła w nicość.
Wegetuje tak pół roku. Mąż zmęczony pilnowaniem, by nie zrobiła sobie krzywdy, stawia ultimatum. Albo spróbuje wstać z łóżka albo niech zatraca się sama. Miriam więc wstaje. Nie od razu. Na kilka minut. Powoli na nowo poznaje mieszkanie. Przełyka łzy. Najpierw chodzi tylko do łazienki. Leży w salonie połączonym z kuchnią. Po jakimś czasie idzie do sypialni, w której tak długo jej nie było. Po miesiącu jest w stanie wejść do pokoiku Lili.
Nie rusza tu nic. Zachowuje pozory, jakby Lili była nadal z nimi. Wierząc w to naiwnie w jest w stanie funkcjonować. Po jakimś czasie wychodzi do sklepu. Idzie naokoło, by ominąć plac zabaw. Wspomnienia wracają i sprawiają ból. Boli śmiech dzieci, odgłosy z piaskownicy i szuranie rowerków biegowych. Boli zapach bułeczek w piekarni. Tych maślanych, które Lili uwielbiała. Boli cały świat. Boli ciało. Jakby ktoś odkurzaczem ją wciągał od środka.
Miriam zmusza się do jedzenia. Ubierania. Gotowania. Sprzątania. Na spotkania z przyjaciółmi jeszcze nie jest gotowa. Kiedyś aktywna na fejsie, dziś ma setki nieprzeczytanych powiadomień. Wegetuje nadal. Tylko nie w pozycji poziomej. Porusza się po bezpiecznej przestrzeni. Bardzo powoli rozszerza jej granice.
Dziś ogarnia pokoik Małej. Z namaszczeniem prawie przekłada zabawki. Może zdecyduje się wyprać pościel i oddać dywan do czyszczenia. Za jakiś czas pochowa lalki, misie i klocki. Łóżeczko nakryje kocykiem. Tym w koniki. Upora się z pierwszym etapem żałoby. Zacznie rozmawiać z mężem. Tak zwyczajnie. Odwiedzi rodzinę. Pójdzie w końcu na cmentarz i zobaczy pomnik. Powoli będzie myśleć o powrocie do pracy. Uśmiech na jej twarzy długo jeszcze będzie bardzo rzadki. Nauczy się z powrotem samodzielnie funkcjonować. Do odzyskania radości życia ma lata świetlne. Tak głęboka trauma wypala na duszy niewidzialny, ale bolesny tatuaż, z którym trzeba żyć. U Miriam blizna jest jeszcze świeża. Nie zniknie nigdy. Będzie zawsze uwierać, czasem krwawić, naruszona bolesnym wspomnieniem. Miriam jest tego świadoma. Próbuje jakoś żyć. Jak najmniej wegetować w pionie. Chyba wypłakała wszystkie łzy. Gdy myśli o Lili, zatapia się w myślach. Wtedy na jej twarzy cieniem przemyka delikatny uśmiech. Mąż nauczył się jej nie przeszkadzać. Pozwala jej na wędrówki do tamtego świata. Najważniejsze, że Miriam wstała. Oboje jeszcze nie wiedzą, co im pisane. Że jego miłość da jej siłę, by wrócić. Że jego wsparcie ponownie ją otworzy na świat. Że zaprowadzi ją na terapię i przejdą ją wspólnie, aby zacząć nowy rozdział. Że Miriam odważy się jeszcze raz na bycie matką i nią zostanie. Los podaruje im bliźniaczki i Miriam znów będzie się uśmiechać. A Lilka zawsze pozostanie w ich sercach jako najstarsza córka i siostra.
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń