PORTRET TOKSYCZNEJ KOCHANKI
Image by Olichel on Pixabay
Wstała od stołu gwałtownie. Z oczy biły grzmoty. Gdyby mogła to by nimi go ugodziła. Boleśnie. Na wskroś. No oczywiście, że jest wyrozumiała, że rozumie, że jego rodzina i małe dziecko, że jego kariera nieskazitelna, że żona nerwowa, że zobowiązania i wpływowy teść. Ale ileż można znosić to ukrywanie, do cholery? Pięć lat to nie tydzień! Niby nic jej nie obiecywał, ale to już tyle trwa, że w końcu ma prawo czegoś oczekiwać. Przecież była i jest na jego każde skinienie.
Podróż służbowa na drugim końcu Polski? To Malwina się pakuje, rzuca wszystko i jedzie za nim. Będzie go miała tylko dla siebie. Przez dwie, trzy noce.
Lot do Londynu? Żaden problem. Leci z nim jednym samolotem, ale osobną klasą. Taksówki różne. Hotel ten sam. Namiętny seks w pokoju i on znika na konferencji, a ona w ciemnych okularach opuszcza hotel.
Konferencja w Warszawie? Malwina już wie w jakim hotelu bukować pokój i że po północy ma czekać na niego, w koronkowej koszulce i czerwonymi ustami. Nieważne, że Malwina ma imieniny ciotki, osiemdziesiątkę babci Stasi, osiemnastkę siostry, komunię chrześniaka, rocznicę rodziców. Swoje życie odkłada, a gdzie tam, rzuca na bok i jedzie za ukochanym, dokąd on wskaże. Bo tylko w ten sposób może z nim być i pławić się w ułudnym szczęściu.
Koleżanki już dawno odpuściły i nie zapraszają na plotki, imprezy. Powychodziły za mąż, porodziły dzieci. Ona tkwi w związku bez przyszłości i obietnic, który miał się skończyć po pierwszym wypadzie do hotelu, ale jakoś się nie kończył. Była mu przecież potrzebna. Zawsze gdy dzwonił, to pocieszała, doradzała, znosiła humory i frustracje, by zapaść się w jego ramionach i na chwilę udawać, że on jest jej.
Tyle mu poświęciła czasu, uwagi wciąż mając nadzieję, że on zostawi żonę, że się odważy i wykrzyczy o nich całemu światu. A on się odważył skończyć, tyle, że z nią. Sorry kotku, ale przecież nic ci nie obiecywałem. Było miło, cudownie wręcz, ale moja żona jest chora i potrzebuje mnie całego. Nie mogę ciągle tkwić w dwóch światach. Zasługujesz na faceta na pełen etat, a nie na bzykanie w hotelu. Bądź ambitna i twarda. Mniej klasę kotku. Romans był. Romansu nie ma. Przecież rozumiesz?
Tak kończył każdą rozmowę, gdy chciała go trochę więcej, gdy prosiła o weekend, gdy miała chandrę i chciała pogadać, gdy była przeziębiona. Przecież rozumiesz?
Była twarda i ambitna. Bzykanie w hotelu? Tyle to znaczyło, kiedy zasypywał ją kwiatami, kupował bieliznę i biżuterię, mówiąc, że w innym życiu dałby jej pierścionek, a przecież nie może. Prawda kotku, że rozumiesz?
Żona, żona, żona. Miała pięć lat. Pięć cholernie długich lat, by przywyknąć i przestać się przejmować kobietą, wobec której on czuł tylko obowiązek. Z żoną musi, powinien, trzeba. To z nią chciał, pragnął i marzył. Kto go motywował jak miał trudne negocjacje? Kto na stole, tylko w szpilkach jęczał mu do ucha, że jest samcem alfa i świat leży u jego stóp? Kto ją błagał, by wróciła, kiedy po 3 latach powiedziała dość?
Kto w hotelu na Krecie, dokąd wyrwał się cudem, chodził z nią za rękę i udawał związek? I kochał się namiętnie kilka razy dziennie, a kelnerowi mówił, że jest kobietą idealną i na całe życie?
Ma mieć klasę? On jej będzie teraz pieprzył o klasie? Cholera, zawsze dumnie, w ciemnych okularach znikała z jego życia, zacierała ślady, wiozła ze sobą jego koszule i marynarki na zmianę, by żona nie wyczuła jej perfum. Z pokorą znosiła samotne urodziny, rocznice, sukcesy i wigilie.
Miarka się przebrała. Wpakowała w ten związek 5 lat. Czekała na niego. A on przypomniał sobie, że powinien zająć się żoną. Malwina więc wstaje od stołu. Wściekła i rzuca mu tylko, że jest nas dwie do opieki, a w sumie troje, bo jest z nim w ciąży.
Na poczekaniu wymyśla kłamstwo, by go zatrzymać albo choć utrudnić trochę życie, które do tej pory sprytnie sobie ułożył. W mig pojęła, że była tylko klockiem w tej układance. Pięknym i pociągającym, mającym w pewnym sensie jakąś władzę nad nim, ale tylko narzędziem. Był spełniony. Ciepły dom, letnia żona i gorąca kochanka.
W jego oczach ujrzała strach. Pierwszy raz i poczuła dziką satysfakcję. No kotku przecież rozumiesz? Byłam chora, antybiotyk, pigułki chyba nie zadziałały, a my wtedy... No pamiętasz, trzy razy...
Złapał ją za rękę. Od razu wyciągnął telefon i zapytał, ile potrzeba na zabieg. Mimo że był ojcem, poza córeczką świata nie widział, kolejne dziecko było problemem do usunięcia. Nieważne jakim kosztem, byle szybkim.
Parsknęła śmiechem i zapytała, czy też ją wyceni, żeby zniknęła. Przecież wszystko załatwiał pieniędzmi. Był dobry w kalkulacjach. Tylko tego sobie kotku nie policzyłeś. Dziecko będzie. Żona najwyżej się dowie. Bądź twardy i ambitny. Weź to na klatę. Romans był. Romansu nie ma, ale ja jestem i dziecko twoje też, przecież rozumiesz.
Wstała tym razem spokojnie, pewna zwycięstwa. Jemu palił się grunt od nogami. Ona nie miała nic do stracenia. Straciła 5 lat, przyjaciół i swoje życie. Więc trzeba wyrównać rachunki. Nie interesowała jej jego żona ani jej choroba, choć błagał, żeby ją oszczędzić. Proponował duże kwoty, by Malwinę uciszyć, obiecał płacić na dziecko. Ale od razu zapowiedział, że wychowywać to nie będzie. Potem wycofywał się, chciał udzielić udzieylić pomocy, spotkać się, byleby tylko żona miała spokój.
Malwina, która do tej pory kolorowała jego nudne i poukładane życie, zaczęła go oplatać niczym bluszcz. Zacieśniała pętlę na jego szyi, dusił się, a ona bez skrupułów wchodziła w jego przestrzeń. Pojawiała się w pracy, na siłowni. Przestała kryć się z mailami, smsami. Kupiła zdjęcia usg, by być wiarygodna. Była jak słodka trucizna, którą skonsumował z wielką przyjemnością, a która zaczęła go niszczyć.
Z ich miłości pozostały zgliszcza, zaczęły się groźby. Bronił się przed Malwiną każdą bronią. Potem przepraszał, wysyłał pieniądze i prezenty dla złagodzenia sprawy.
Nie był jednak świadomy, że Malwina podjęła decyzję. Zatopiona w swojej zemście skupiła się tylko na nim, jakby wierzyła, że kara wróci jej stracone lata.
Żonie powiedziała sama. Zimno, bezwzględnie pokazała zdjęcia, prezenty, przelewy, rozmowy. Osiągnęła swój cel. Żona cierpiała jak i ona, może nawet bardziej nieświadoma tego, czym i kim jej mąż zajmował się przez ostatnie 5 lat. Widząc rozpacz w jej oczach uznała, że misję wykonała. W tydzień zniknęła z ich życia, pozostawiając w nim bałagan już nie do posprzątania.
Żona odeszła. Rozwód z jego winy, zmiażdżył go ponoć finansowo plus alimenty, jakich zażądała jako osoba przewlekle chora.
On stracił dom, w firmie szacunek i sporo kontaktów, o co Malwina zadbała już osobiście. Wtedy dopiero poczuła spokój. Wyrównała rachunki. Na koniec wysłała mu maila, że ciąży nie było. To był kotku taki test, ja zdałam wszystkie, byłam zawsze obok, ty oblałeś. Nie spodziewałeś się chyba, że zniknę bez wyjaśnień? Oszukałeś mnie, więc w grę wchodził tylko remis kotku 1:1. Bądź twardy i ambitny. Miej klasę. Bierz się z życiem za bary. Tego mnie nauczyłeś, teraz rozumiesz prawda?
Podoba Ci się mój post?
Udostępnij go.
Wiem, że wiele kobiet powinno go przeczytać.
Obserwuj moja kobiecą stronę życia
Warto tu być:)
ile w tym pasji i jak mało miłości..świetnie napisane
OdpowiedzUsuń