Ósmoklasistka
Egzaminy uczniów klas ósmych dobiegły końca. Dzieciaki mogą w końcu odetchnąć i przez moment nie słyszeć żadnej tyrady pt. "egzamin" (wystarczy, że od września zaczną słyszeć "matura" lub "egzamin zawodowy".
Patrząc na nich, siłą rzeczy przypominam sobie samą siebie z tamtego okresu, gdy jeszcze taka "nieopierzona" i zielona zdawałam moje egzaminy w docelowym liceum (w sumie tylko z matematyki, bo z polskiego byłam zwolniona).
Zdenerwowana, ale zmotywowana, bo pragnąca stać się "Konopniczanką" (włocławianie wiedzą o co chodzi!), wtedy jeszcze myśląca, że pójdę na polonistykę lub na prawo:)
I mimo że byłam z wyżu demograficznego to nie wspominam tamtego czasu jako jakiejś traumy. Ot, takie były zasady, by kontynuować edukację. Trzeba było wziąć byka za rogi. W moim macierzystym liceum otworzono wtedy osiem klas pierwszych, by nas pomieścić.
Dziś moje Dzieciaki, już otrzaskane z formą egzaminu wychodziły ze szkoły po angielskim wyluzowane. Zadowolone. Część z nich już aplikowała do wymarzonych szkół. Inni wciąż się zastanawiają. Czeka ich gonitwa. Zdublowane roczniki, dodatkowo koledzy z Ukrainy, a nowych szkół średnich przecież się nie buduje. Trzeba będzie wszystkich gdzieś upchnąć. Jak? Gdzie? Nikt nie wie. Czy zostaną otwarte nowe klasy? Nie wiadomo, bo to kosztuje, a temat edukacji i jej finansowania do najprzyjemniejszych nie należy, tym bardziej, że mnóstwo nauczycieli odchodzi z zawodu lub zmienia placówkę. I tego Dzieciakom nie zazdroszczę, dlatego tym mocniej trzymam kciuki, by im sie udało.
Odkopałam zdjęcie z zakończenia ósmych klas. Tak, miałam proste włosy!
Komentarze
Prześlij komentarz