WSPOMNIENIA ZE SZPITALA
Pobyt w szpitalu z córką uruchomił wspomnienia. Moi rodzice mieli ze mną naprawdę wesoło. Pamiętam, że miałam obtarte kolana i guzy na czole, a gdy szłam na operację przepukliny w wieku czterech lat mama mi powiedziała, bym nie mówiła lekarzowi o tym, że mam lekki katar. Gdy ten zapytał jak się czuję odpaliłam, że mam katarek, ale mama zabroniła mówić. Lekarz tylko się roześmiał.
Gdy leżałam po operacji z dwiema rękoma po pachy w gipsie, choć byłam niejadkiem narzekałam na głód. Pani salowa po prostu stawiała talerzyk obok po czym po kwadransie wracała i go zabierała, a ja dziwnym trafem jakiś nigdy tego talerzyka w dłoniach nie miałam i nic nie jadłam. Przecież bylam niejadkiem. Dobrze, że się wygadałam mamie to poprosiła obok leżącą dziewczynę by ta mnie karmiła. Pamiętam, że miała na imię Agnieszka i miała długi warkocz. Miałam wtedy pięć lat.
Z moimi złamaniami rąk w ogóle było ciekawie, bo po pierwsze złamałam je obie na raz spadając z drążka. Działo się to w przedszkolu. Z ziemi podnosiły mnie dwie koleżanki: za prawą chudziutka Marta, za lewo nieco pulchniejsza Justyna. Rozmiary koleżanek są na tyle istotne, gdyż moja prawa ręka była po prostu złamana, a druga złamana z przemieszczeniem. Miałam na nią dwie operację i tylko dlatego, że mój tata wiedział z kim i jak pogadać, nie mam śrub w nadgarstkach. W gipsie chodziłam z pięć tygodni. Kompletnie uzależniona od mamy. Za równy rok matula mnie przezornie do przedszkola nie puściła by nie było powtórki z rozrywki. Jednak ja ubłagałam tatę by iść na podwórko. Poszliśmy i...złamałam rękę. Myślałam, że mama zejdzie na zawał. Nie zeszła. Na tatę z tydzień była wściekła. No cóż życie.
Żeby za nudno nie było za jakiś czas w wakacje będąc w domkach letniskowych czymś się zatrułam. Na tyle poważnie, że leki podawane przez mamę nic nie dały. Pamiętam jak nie miałam siły chodzić. Torsje i biegunki mnie wykańczały. W końcu jakaś pani z domku obok mówi do mojej mamy:
- Pani jej wódki da.
- A skąd ja mam mieć wódkę? - pyta moja rodzicielka. Koniec lat osiemdziesiątych, ona z siostrą i dziećmi na wypoczynku. Kto tu by o wódce myślał? O schabowych to jeszcze, ale o wódce?!
- Mój stary ma. Na ryby chodzi. Idzie pani z córką do mnie - kobiecina chciała pomóc.
Mama posłusznie poczłapała za kobietą. Ta nalała mi pół szklanki i to wódki raczej nie kupnej. Ja zrezygnowana wypiłam wszystko. No nie powiedzieli, że łyk mam zrobić. Mama do domku już mnie prowadziła. Ja pijana w sztok. Spałam szesnascie godzin. Mama wcale. Gdy pytała jak się czuję odpaliłam:
- Spadaj na peron:)
Do dziś mi to wypominają. Nadmienię tylko, że obudziłam się spocona jak mysz i zdrowa. Więc gdy ktos się pyta kiedy pierwszy raz byłam pijana to odpowiadam zgodnie z prawdą, że w wieku siedmiu lat:)
Życie:)))
Komentarze
Prześlij komentarz