DZIEŃ CHORYCH

 


Wiem co to znaczy być chorą.
Trochę zdrowie mi szwankowało. Taki los, gdy ważysz 2300 gramów i nie wsadzą Cię do inkubatora, a potem męczy Cię jedno zapalenie płuc za drugim. Z kroplówkami jestem zaprzyjaźniona. Miałam ich tyle, że nie robią na mnie wrażenia. Antybiotyki ładowali mi w żyły litrami, więc nabawiłam się celiakii. Trochę było z tym zachodu, bo jestem dzieckiem lat osiemdziesiątych, gdzie bezgluten był przekleństwem.
Gdy w końcu mogłam normalnie jeść łamałam ręce, łapałam jelitówki ("spadaj na peron" - jak czytaliście poprzednie posty to wiecie o co chodzi), wybijałam palce, zaliczyłam szpital mając zapalenie płuc i problemy z tarczycą. Najtrudniej było, gdy okazało się, że moje zdrowotne problemy są pokłosiem HCV. O tym dowiedziałam się będąc już dorosłą kobietą w upragnionej i wyczekanej ciąży. Wtedy poczułam się chora. Bardziej psychicznie niż fizycznie. Było ciężko. Ciężej, gdy urodziłam córkę i zaczęłam moje leczenie - biopsja, a potem co tydzień zastrzyk interferonu w udo lub brzuch. Ten kto brał, ten wie jaka potem delirka człowieka chwyta.
Wszystko to robiłam dla córki i dla siebie. Gdy terapia nie zadziałała poczułam się wybrakowana. Było cholernie ciężko. A wirus trawił mnie od środka.
Przypadkiem trafiłam na klinikę w Mysłowicach. Zaproponowali terapię eksperymentalną, więc przez kilka miesięcy co tydzień jeździłam kilkaset kilometrów po zdrowie. Dziś lek, który dostawałam w fazie testów, leczy ludzi. Mnie także wyleczył. Mogłam z siebie zmyć szkarłatną literę.
Gdy wykryto u mnie hashi i niedoczynność tarczycy lekarz powiedział mi, że to pikuś. Więc taki pikuś mi towarzyszy. Oswoiłam go. Nie mówię o sobie chora. Miewam dolegliwości. Miałam wycinaną torbiel czekoladową (piękna nazwa prawda?), ale mimo wszystko uważam się za szczęściarę. Pokonałam tyle przeszkód. Już od małego walczyłam o siebie. Doceniam mój stan, moją sprawność. Cieszę się tym, co mam. Uprawiam sport, pracuję, piszę, staram się odżywiać zdrowo, ale na lody czy czekoladę zawsze się skuszę. Och i na aperola czasem też:)
Dookoła widzę walczących ludzi.
W tym całym bałaganie, gdy otaczamy się gadżetami, gdy pragniemy (i mamy prawo) nie zapominajmy, że (wiem to banalne) zdrowie i dobre nastawienie są najważniejsze! Każdego dziada da się pokonać (choćby w głowie). Coś o tym wiem:)
Zdjęcie oczami mojej Mamy - Bulwary Włocławek, pięknie tam prawda?

Komentarze

Popularne posty