FRAJERKI

 



Poznałam ją będąc z moją córką w szpitalu. Kiedy się jest z dzieckiem przez dłuższy czas chcąc nie chcąc nawiązuje się jakieś rozmowy z innymi mamami. Szczególnie, gdy wpada się do tak zwanego pokoju rodziców by zrobić herbatę.
Rozmowę zaczęła ze mną sama. Koło trzydziestki. Odniosłam wrażenie, że nieco zmęczona przez życie. Szara cera, brudne paznokcie, braki w uzębieniu. No cóż żadna z nas tam w szpilkach I w pięknym makijażu nie lata. Moją codzienną stylówką były dresy i szaleństwo- tusz do rzęs. Pomagał mi chyba psychicznie, bo wiadomo, że stres urodzie szkodzi.
Dziewczyna zagadywała sama. Nie tylko mnie. I powoli tworzył mi się obraz współczesnej matki. W szpitalu przebywa już długo. I do domu się jej nie spieszy. Po co? Skoro tu wszystko ma. Dziecko poważnie i przewlekle chore. Nigdy go nie widziałam na korytarzu, więc słabe i może przypięte do jakiejś aparatury. Ona co dwie trzy godziny wyskakuje na papierosa i nie wspominałabym o tym gdyby nie fakt zaokrąglonego u niej brzucha. Ale, nie oceniam od razu. Może został jej po ciąży? Może taka uroda? No cholera nie. Od innych mam zszokowanych jak i ja, dowiaduję się, że w ciąży owa niewiasta jest. Opowiada jak to kręćka już dostaje w szpitalu i że dziś idzie ze znajomymi do kina. Super. Też uważam, że matka ma prawo do rozrywki. Jednak gdy dziecko jest w szpitalu kto ma ochotę na kino? Poszła, zniknęła na kilka godzin. Synek, lat dwa, był sam. No ok...
W piątek ją spotykam znów w "naszym" pokoju. Spieszyła się, by wyjść zanim dziecko się obudzi. Trajkotała jak najęta. Ma już dość i idzie na weekend do domu. Do dzieci (ma ich więcej????). Wróci w niedzielę lub poniedziałek.
- A kto będzie przy młodym? - pytam naiwnie.
- No to szpital jest, opiekę ma - rzuciła i wyszła szybkim krokiem.
Układanka ułożyła się do końca. Jako że dziewczyna rozmowna była wiemy, że nie pracuje. Żyje z zasiłków. W szpitalu nikt jej nie zmienia. Może samotna? O tym, kto siedzi z resztą dzieci, nie wspomniała. I choć staram się być solidarna z kobietami i uważam, że należy się wspierać to litości nie mam.
Ja głupia pracuję. Nie palę, nie daję w szyję. Teraz wzięłam dłuższe zwolnienie, by być przy córce, która mnie potrzebuje. Ze szpitala wyszłam na kilka godzin zapewniwszy młodej opiekę. Każda była zadowolona. Przy niemal każdym dziecku matka czuwała jak i ja. Na zmianę przychodzili dziadkowie, mężowie itp. Żadna z nas się nie umartwiała. Po prostu trzeba było przystosować się do nowej rzeczywistości, jednak dobro dzieci było najważniejsze. Niewyspane, ale szczęśliwe że dziecko zrobiło siku czy przetrwało zmianę wenflonu. Życzące sobie miłego dnia. Wspierające. Zwykłe matki. Z rozmów naszych wiem, że pracujące, mające własne firmy. I głupie, bo przecież można urodzić dzieci kilkoro, jedno mieć permanentnie w szpitalu, gdzie ma wikt zapewniony, samej wyskakiwać co i rusz na papierosa. Państwo stawia. Zasiłków można pobierać co niemiara i żyć, a nie rozdwajać się jak my frajerki między dom a pracę. I jeszcze weekendy zawalać. No naprawdę, frajerki...

Komentarze

Popularne posty