MARYLIN ...
Jej twarz zna chyba każdy. I to sławne zdjęcie z rozwianą sukienką. Jej niektóre słowa przeszły do historii jak ona sama:
„Diamenty to jedyni przyjaciele kobiety.”
„Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy.”
„Jeśli nie potrafisz mnie znieść, kiedy jestem najgorsza, nie zasługujesz na mnie, gdy jestem najlepsza.”
„Daj dziewczynie odpowiednie buty, a zawojuje świat!"
„Hollywood to miejsce gdzie płacą ci 1000 dolarów za pocałunek, a 50 centów za duszę"
„Nieważne co o mnie myślą, ważne żeby mnie kochali"
W filmie "Blondynka", jaki ostatnio w końcu obejrzałam, zobaczyłam po prostu przestraszoną, piękną kobietę, która pragnie być kochana za nic, a nie za ciało.
Krytykiem filmowym nie jestem. Ponoć film został różnie odebrany, ale kreacja młodej aktorki Any de Armas już nie - mówią, że ta rola jest fantastyczna. Moim amatorskim i skromnym zdaniem także. Widzimy tu Normę Jean (prawdziwe imię Marylin) rozedrganą emocjonalnie, ufną, szczerą, naiwną, która rozpaczliwie pragnie bezinteresownej miłości drugiego człowieka. Swojego alter ego - Marylin, nienawidzi. Czuje się i traktowana zresztą jest kawał mięsa do pożarcia. W świetle reflektorów gra, bo tego od niej oczekują, a ona od dziecka przyzwyczajona jest do spełniania czyichś oczekiwań.
Film mną wstrząsnął. Jak bardzo mylimy się patrząc na kobiety z wielkiego ekranu. Jak czasem bardzo zazdrościmy im splendoru. Jak mało wiemy, ile zajęła im droga na szczyt i jak była trudna, czym okupiona.
Norma potrzebowała pomocy. Była uzależniona od leków, miewała stany depresyjne. Hollywood ją pożarło, za sławę żądało okrutnie wysokiej ceny. Marylin zna cały świat, ale chyba nikt nie chciałby być tak samotny i nieszczęśliwy w blasku fleszy jak ona...
Komentarze
Prześlij komentarz