DZIEŃ WAGAROWICZA
Pamiętam jak raz w liceum w pierwszej klasie uciekliśmy ze szkoły. Posikani, bo wiadomo - pierwszaki. Aura chyba nie była jakaś cudowna, bo wylądowaliśmy w znanym wtedy włocławskim pubie "U Morisa" (czy ktoś z włocławian to obecnych jeszcze to pamięta?:)
A może chcielismy zaszpanować?
Byłam raczej nudna, wypiłam może z pół piwa. Za to najwyższy i największy kolega w klasie chciał nam pokazać jak się pije i biedak zataczał się po dwóch piwach. Chłop wielki jak dąb, a głowę miał słabiutką. Rozmiar jak widać nie zawsze idzie w parze z możliwościami:)
Następnego dnia w szkole dostaliśmy burę, a jak! I moja ukochana pani od niemieckiego zrobiła nam kartkówkę z tematu, jaki powinien być przeprowadzony podczas naszej nieobecności. Coś napisałam, ale jak dziś pamiętam, że dostałam tłustą tróję z plusem za brak wiedzy jak odmienia się rodzajnik w bierniku (reszta chyba jedynki, ale ręki nie dam sobie uciąć) Wstyd! No ale trzeba było godnie znieść konsekwencje, gdy chciało się być solidarnym z klasą.
Dziś takie działanie nauczyciela byłoby nie do pomyślenia. Test trzeba zapowiedzieć, dzieci karać nie wolno, a już na pewno nie można sprawdzać wiedzy z treści, jakich się nie przekazało. Luksus! Mimo to moje szkolne lata wspominam z rozrzewnieniem i żalu do mojej pani profesor nigdy nie miałam.
A tamta trója to była jedyna trója jaką kiedykolwiek dostałam z niemca. Potem już były same piątki i szóstki:))))
A jak Wasze wagary?
Komentarze
Prześlij komentarz