GRANICA - ONA

Obraz Shift and Sheriff z Pixabay
Ktoś mi powiedział ostatnio, że nie ma silnych ani słabych ludzi. Są tylko ich granice wytrzymałości...

Luiza


Jej granicą była śmierć przyjaciółki. Nie poszła z nią wtedy na imprezę. Tak bardzo bolała ją głowa. Została w domu. Gośka poszła więc z Anką i Martą. Luiza przez moment nawet żałowała tej decyzji. Fajnie przecież spotkać się z dziewczynami, iść na drinka i potańczyć. Ale ten ból głowy był nie do zniesienia. O czwartej rano obudził ją SMS od Anki. 



Był wypadek. Gosia nie żyje. 



Luiza najpierw myślała, że to głupi żart. Jak nie żyje? No przecież była na imprezie z dziewczynami i wysłała jej kilka zdjęć. Niemożliwe!!!
Jednak niemożliwe było możliwe. Dziewczyny z dyskoteki wracały z dwoma kolegami. Dwudziestoletnimi dzieciakami chcącymi zaimponować studentkom. Byli pod wpływem. Wszyscy. Jechali ponoć jak szaleni. Zatrzymali się na drzewie. Gosia zginęła na miejscu. Anka siedziała za nią. Ma obrażenia, ale niezagrażające życiu. Poleży w szpitalu, wypocznie i dojdzie do siebie. Reszta wyszła z wypadku bez szwanku. 



Luiza na razie znieczulona emocjami siedzi u Gosi mamy i przekonuje ją do pogrzebu. Pomaga załatwić formalności, bo pani Beata nie jest w stanie zrobić nic. Dopiero w swoim domu Luiza płacze. Wyje wręcz. Zna przecież Gośkę od przedszkola. Znała... Razem w podstawówce i w liceum. Razem na uczelni. Wspólnie wynajmowały mieszkanie niedaleko uniwerku. Ogląda zdjęcia, czyta SMS-y, które Gosia pisała z imprezy. Jak to, że jej nie ma? Jak to pojąć? Przecież to wszystko takie nierealne. Jej telefon działa, na skrzynce rozbawionym głosem Gośka mówi, że nie ma co zostawiać wiadomości, bo i tak nie oddzwoni. Razem to nagrywały. W tle słychać chichot Luizy. 



Dzień pogrzebu przypomina koszmar. Płacz, smutek, wycie matki Gosi, która całą mszę stoi przy trumnie i nie chce jej puścić. Miliony kwiatów, zniczy, wieńców. Na nic to. Przecież my jesteśmy tu, a Gośka tam. Luiza nawet modlić się nie chce. Jest tak wściekła na Boga, że najchętniej ze mszy by uciekła. Fason w kościele trzyma tylko dlatego, bo wypada. 



Najgorszy jest powrót do rzeczywistości, gdy wraca do mieszkania studenckiego, które wynajmowała z Gosią. Pełno tu jej rzeczy. Bałagan, o który się kłóciły. Luiza nie ma siły poskładać jej ubrań, odłożyć kosmetyków. Dzięki temu może się oszukiwać, że Gośka wyszła gdzieś na chwilę. I że wróci. Z tym, że Gosia nie wraca. Luiza nie jest w stanie iść na uczelnię. Leży w pokoju i gapi się w sufit. Jeden dzień, dwa, pięć. Tydzień. Jej mama reaguje szybko. Postanawia zerwać umowę najmu. Rodzice Gosi muszą stawić czoła rzeczom córki. Gdy przyjeżdżają na miejscu jest tylko mama Luizy. Pakowanie ubrań, książek, naczyń i kosmetyków Gosi trwa cały dzień. Dobrze, że Luizy przy tym nie ma. Płacz, smutek, rozpacz. Póki co tylko takie emocje obecnie goszczą w życiu rodziców Gosi. Jest to w pełni zrozumiałe. Ale dla Luizy, którą powoli kradnie depresja i poczucie winy lepiej jest, by na chwilę nie miała kontaktu ze starym światem. Mama załatwia jej dziekankę. Oddaje w ręce dobrej terapeutki. 



Luiza swoim gapieniem się w sufit i życiem bez życia dotarła do swojej granicy. Straciła najbliższą przyjaciółkę. Wyrzuty sumienia i smutek zalały cały jej świat. Po kilku miesiącach, silniejsza psychicznie, z przepracowanym poczuciem winy jest w stanie iść na cmentarz i w odwiedziny do mamy Gosi. Na nowo uczy się uśmiechu i beztroskiej radości, której sobie po śmierci Gosi zabraniała. Była wtedy emocjonalną anorektyczką odmawiającą sobie prawo do jakichkolwiek pozytywnych emocji i myśli. 



Dziś znając swoje granice, stara cieszyć się najmniejszą rzeczą. Wie przecież jak niepewne jest ludzkie istnienie oraz jak łatwo stać się martwym za życia. 

Komentarze

Popularne posty