CHORĄGIEWKA CD.

Image by Pixabay



Wiatr w nią rzucał we wszystkie strony. Na horyzoncie kolejny kochanek. Na wadze dodatkowe kilogramy, bo po każdej awanturze z mężem pochłaniała nocami całą lodówkę, by potem nad ranem klęczeć nad sedesem i oddawać mu swoje wnętrze.
Nie radziła sobie ze sobą kompletnie. Co poniedziałek obiecywała, że zacznie dietę. Głodziła się przez cały dzień, by wieczorem przyjąć kalorii na cały tydzień. Włosy wypadały garściami, dziąsła krwawiły, skóra zszarzała. Gdy próbowała ćwiczyć, opadała z sił. Była bardzo słaba. I psychicznie i fizycznie.
Nie miała siły przerwać tego kręgu zdrad i ciągłego obżerania się.
Nie miała siły odejść od męża ani walczyć o małżeństwo.
Nie miała siły komuś powiedzieć o swoich problemach.
Czasem nawet nie miała siły płakać. Czekała na przełom, na coś z zewnątrz co ją popchnie do działania. Sama nie dałaby rady.
Aż w końcu nadszedł ten dzień, który zatrząsł jej świat w posadach. Przypadkiem usłyszana rozmowa męża i przeczytane maile, których nie usuwał wierząc, że żona choć hasło zna, to nie zajrzy. I miał rację. Nigdy nie zaglądała, poza tym nie myślała, że on przez tyle czasu nie zmieni hasła. Gdyby nie to, że była świadkiem jego półgodzinnej pogawędki, bo myślał, że jest sam w domu, nic by jej nie tknęło,by sprawdzić jego konto. Choć wypowiadane słowa raniły ją jak strzały, raz po raz, a łzy ciekły ciurkiem, nie wydała z siebie żadnego okrzyku, nawet westchnienia. Na paluszkach wróciła do pokoju, w którym wcześniej spała. Tego dnia, po bogatej we wrażenia bynajmniej erotyczne nocy, nie poszła po prostu do pracy. Nawet nie kłamała zbytnio mówiąc, że źle się czuje. Bolało ją wszystko. I ciało, i dusza. Została więc w domu, zakopując się pod kocem, mając nadzieję, że zniknie. Nie zniknęła. Mało tego, usłyszała coś, czego żadna kobieta słyszeć by nie chciała. Siebie winiła za niepowodzenie w małżeństwie. Za to, że jest gruba, brzydka i tak niedoskonała, że nawet własny mąż jej nie wspiera. Tego dnia jednak okazało się, że mąż wspierać umie, a jakże, ale jakiegoś kotka i skarbeczka. I komplementy prawi, choć zarzekał się zawsze, że nie potrafi. I o dziwo wychwala boczki tegoż koteczka, a jej własne wyśmiewał przy byle okazji.
Wróciła na paluszkach pod koc. Coś w niej pękło. Nie czuła się już winna. Czuła się oszukana. Zdrada jej tak bardzo nie dotknęła jak fakt, że to, czego w niej nie lubił, kochał w innej kobiecie. Że sprowadzał ją do pionu złośliwymi komentarzami.
Jej mąż, ten chodzący ideał, pokazujący jej na każdym kroku jaka jest beznadziejna, okazał się mieć rysy. Szczególnie jedną, ponoć pulchną całkiem i lubiącą jego mruczenie. Ta rysa bolała najbardziej. Ale prócz bólu wywołała wściekłość. Ogromną. W końcu poczuła coś innego niż smutek.
Nie zauważył nawet, że dziś nie poszła do pracy. Nie pytał jak się czuje. Była dla niego niewidzialna. Wieczorem wyszedł, niby na tenisa, ale po tym co usłyszała przestała wierzyć, że faktycznie uprawia sport. Może uprawia, ale raczej coś innego i na pewno partnerem nie jest kolega.
Wyczołgała się spod koca. Usiadła przy laptopie. Zalogowała się na jego pocztę i znalazła odpowiedzi na wszystkie pytania, wraz ze zdjęciami, nie krajobrazów bynajmniej. Kociaczek wcale nie był długonogą blondynką ani zmysłową brunetką. Nie był też ani chudszy ani młodszy. Może ze 2 lata. Był chyba odważniejszy patrząc na fotki. Albo głupszy i naiwny. Zależy jak na to patrzeć. Na pewno świadomy, że jest żona. Innych cech nie chciała się doszukiwać. Zdjęcia mówiły same za siebie. Może i dobrze, że je zobaczyła, że przeczytała to wszystko. W końcu był bodziec do działania, do zmian. Jej wściekłość sięgnęła zenitu. Złość na niego i siebie samą. Musiała ze sobą pogadać. W końcu powiedzieć sobie w twarz kilka bolesnych rzeczy. Zadać sobie kilka pytań, udzielić na nie odpowiedzi. Droga przed nią miała być trudna, kręta i długa. Mimo to posegregowała problemy i małe, i duże. I wyruszyła w wędrówkę.


Rok później

Renata kończy właśnie 41 lat. Uśmiecha się coraz częściej. Waży 7 kg mniej niż rok temu. Nie chciała być wieszakiem. Jest nadal na terapii, od pół roku nie wymiotuje. Na początku było bardzo ciężko. Objadała się mniej, ale wciąż prowokowała torsje. Tydzień był spokój, potem znów gdy orientowała się, że mąż był u kochanki. Gdyby nie terapia, nie dałaby rady. Wizyty u lekarzy też pomogły. Wyniki się poprawiły, a konsultacje z dietetykiem nauczyły ją jeść, odczuwać głód i trawić. Zapisała się na zumbę i dwa razy w tygodniu wypacała z siebie ból i złość. Mężowi przyznała się do wszystkiego miesiąc temu. Że jest bulimiczką, że czuła się nieszczęśliwa i niekochana, że nie umiała jeść i że go zdradzała. Gdy ten zaczął z niej szydzić nie bacząc na słowa, dodała ze spokojem, że ma jego wszystkie maile od i do kociaczka wraz ze zdjęciami, i w związku z tym złożyła pozew o rozwód. Oczywiście może zmienić hasło. Ma już tyle materiału, że starczy na kilka rozwodów.
Mąż stał jak wryty, a ona poszła po walizki. To jemu kazała się pakować. Podziękowała też wcale nieironicznie za każdą wiadomość, jaką wysłał tamtej kobiecie, bo pomogło jej zebrać się w sobie. Dała mu godzinę, a sama zniknęła w łazience i nie po to już, by się obejmować z sedesem. W nagrodę za odwagę zrobiła sobie kąpiel po prostu. Czuła się lżejsza.

Ma 41 lat i zaczyna nowe życie. Ma nad sobą kontrolę, chce żyć zdrowo dla ciała i duszy, bez nielegalnych kochanków. Mężczyzn nie skreśla. Wierzy, że kogoś pozna, ale na razie walczy o siebie, zamyka stary rozdział. Z czystą głową otwiera nowy. Nie jest już podatna na podmuchy jak chorągiewka. Jest silniejsza. Skałą też nie chce być. Nie zamierza zamykać się na świat. Chce lecieć i sama decydować dokąd.

Podoba Ci się ten post?
Skomentuj go, udostępnij, obserwuj moją stronę Poli Ann
Dzięki Tobie i Twoim reakcjom wiem, że mam pisać dalej.

Image by Pixabay

Komentarze

Popularne posty