Światowy Dzień bez Tytoniu
Światowy Dzień bez Tytoniu
Ostatnio napisałam, że opowiem o tym jak moja Mama rzuciła palenie. A że dziś takie święto to nie mam wyboru.
Lata dziewięćdziesiąte to okres mojego bardziej świadomego dzieciństwa. Wychowałam się w bloku, chodziłam do wielkiej rejonowej podstawówki, dużo czasu spędzałam na dworze z koleżankami. Czasy były takie, że ogromna część rodziców paliła papierosy. Palili w domu, w pracy, w knajpach (jeśli chodzili), na przystankach. Moja Mama niestety też miała takie "hobby". Próbowała rzucać, ale bez skutku. Ku mojej rozpaczy. Potrafiłam jej schować papierosy, łamać je, wyrzucać. Nie znosiłam tego zapachu.
Dopiero gdy miałam 13 lat, Mama mocno się przeziębiła. Leżała z gorączką w łóżku. Jej własna siostra postawiła jej bańki (wiadomo, domowe sposoby najlepsze:) I całe szczęście w tym nieszczęściu, bo moja Matula była tak słaba, że wstawała tylko do toalety. Poza tym, gdy miało się te bańki nie powinno się wstawać. Mama więc leżała w łóżku, a gdy poczuła się nieco lepiej ani ja, ani Tata nie chcieliśmy jej podać papierosa. Hmm, może ja je nawet wyrzuciłam i w domu nie było żadnego... Do sklepu też nie poszłam, choć mama błagała i obiecywała mi złote góry. Byłam nieugięta. Tata też. Tu zawarliśmy ciche porozumienie.
Gdy Mama po trzech tygodniach wróciła do pracy (tam palili chyba wszyscy) i poczuła zapach papierosów, mówiła, aż ją cofnęło. Zrobiło się jej niedobrze. W domu, w trakcie choroby przeszła swoisty detoks. Papieros pachniał jej inaczej. W sumie to śmierdział. Dzielnie uznała, że do nałogu nie wróci. I nie wróciła. A ja byłam wtedy najszczęśliwszym dzieckiem na świecie:)
Na zdjęciu mam około 10 lat. Jeszcze chwilę muszę poczekać, by Mama w dłoni nie miała papierosa.
Pamiętam jej sukienkę - czarna, obcisła, welurowa z półgolfem. Sama jakiś czas temu sobie taką kupiłam. Klasyka się obroni:)
Komentarze
Prześlij komentarz