DZIEŃ PLACKÓW ZIEMNIACZANYCH

 




Pewnie gdybym ich nie lubiła to nie zwróciłabym uwagi na taki dzień. A ja je lubię. Bardzo kojarzą mi się z dzieciństwem, gdy Mama niemal co piątek je smażyła. Ciężka to była robota, bo najpierw trzeba było zetrzeć na tarce sporo ziemniaków. Gdy Tata był akurat w domu to on się tym zajmował. Nie wiem ile ich tarł, ale myślę, że zdecydowanie więcej niż kilogram.
W latach dziewięćdziesiątych, na które to przypadało moje dzieciństwo, nie było żadnych termomiksów, lidlomiksów ani innych wynalazków. Mogłyby być jakieś maszynki, ale my akurat nie byliśmy w posiadaniu takowej.
Mama często smażyła te placki na dwie patelnie, by było szybciej. I oczywiście jadła na końcu...
Nasze obiady wspominam z rozrzewnieniem, bo jadaliśmy je razem - ja z mamą lub wszyscy we trójkę jeśli mój Tata nie był w pracy (pracował na zmiany, więc czasami go nie było w domu popołudniu).
Okna naszej kuchni wychodziły na "A-jedynkę" oraz wijącą się leniwie wstęgę Wisły. Ten, kto dorastał na "anglikach" we Włocławku ten wie, o czym piszę:)
I ten krajobraz widziany z szóstego piętra wieżowca, rzeka w różnych odsłonach - letniej, zimowej, jesiennej i wiosennej znaczą dla mnie bardzo dużo, bo choć blok z wielkiej płyty, w niedużym mieście to widok z tego okna był nie do pobicia. Dlatego posiłki, te obiady zwłaszcza nam tak smakowały:)
Placków pożerałam niemało i tylko z cukrem. Żadnej śmietany (ble) ani cebuli. Nic. Taki wybredny był ze mnie dzieciak. Zresztą do dziś do placków żadnej broń Boże cebuli nie daję i podaję je tylko z cukrem:) I mimo, że mam cztery dychy na karku to takich jak moja Mama smażyć jakoś nie umiem. Może kiedyś się nauczę, póki co korzystam jak ona smaży:)
A jak z tymi plackami jest u Was?
I kto ma fajny widok z kuchennego okna?

Komentarze

Popularne posty