KAMIEŃ
Nie jestem kamieniem.
Chciałam nim być.
Nie czuć nic.
Odciąć się.
Być głuchą na Twoje czułe szepty.
Nieczułą na błękit oczu.
Chciałam być kamieniem.
Nie widzieć Ciebie.
Nie słyszeć.
Nie myśleć o Tobie.
Ty byłeś wszystkim dookoła.
Moim słońcem, które mnie grzało.
Wiatrem, który odpędzał ciemne chmury.
Gradem, który walił we mnie, gdy mieliśmy inne zdania.
Burzą, huraganem, tsunami.
Chciałam być kamieniem.
Nie reagować.
Nie czuć Twojego ciepła, chłodu, kropel deszczu, grzmotów.
Chciałam być kamieniem.
Leżeć byle gdzie.
Nie oddychać.
Nie pozwoliłeś mi.
Miesiącami nie dawałeś mi spokoju.
Zabierałeś w różne miejsca.
Przytulałeś.
Zostawiałeś i groziłeś, że nie wrócisz.
Wracałeś. Chowałeś do kieszeni.
Udawałam, że byłam kamieniem.
Czułam wszystko.
Twoje ciepło, chłód, krople deszczu i grzmoty.
Bycie kamieniem wydawało się być takie bezpieczne.
Nie było.
Byłam jeszcze bardziej bezbronna i choć twarda na zewnątrz, wewnątrz płynna niczym lawa.
Udawałam, że jestem kamieniem.
I gdy w końcu pomyślałam, że nim nie jestem, Ty uznałeś, że ja i kamień to jedno.
Dla Ciebie byłam kamieniem.
Nieczułym, głuchym, niewidomym, którego masz serdecznie dość.
Zniknąłeś.
Ja znów wmawiam sobie, że jestem kamieniem.
Że nie czuję, nie widzę, nie słyszę.
A lawa we mnie szaleje.
Szuka ujścia.
Przelewa się.
Zmienia formy?
Płacze?
Tęskni?
Czeka?
Niemożliwe, przecież mówiłeś, że jestem kamieniem...
Komentarze
Prześlij komentarz