MOST - całe opowiadanie

 



Zawiśle było małą wioską tuż przy rzece. Położone malowniczo, dookoła pola i niebieska wstęga wijąca się kręto tak jakby każdą osadę chciała przytulić.

Chata ojców Krystyny była na końcu wsi. Bieda aż piszczała, matka same córki porodziła. Tatko marzył o synu, a tu same dziewuchy mu się na świat pchały. Krysia była najstarsza i najurodziwsza nie tylko spośród pięciu sióstr. Najpiękniejsza była w caluteńkiej wsi. Okoliczni  chłopcy po cichu do niej wzdychali, ale dziewka bez majątku? Co ludzie powiedzą? Inne za żony brali. Wszędzie było skromnie. Niemce i Ruski kradli jak popadnie. A czego nie wzięli to spalili. Niektórzy mieli szczęście i ich chaty pominięto. Kur tylko pokradli i na wiejskie dziewuchy łakomym okiem patrzyli. Niektóre ponoć za stodołę brali, ale jak tylko kto się bronić ich odważył to żegnał się z życiem, a w najlepszym wypadku pobity do nieprzytomności został. Miasto raz było w rękach jednych, raz drugich. Niespokojne to były czasy, niespokojne. A wojna zbliżała się nieuchronnie.

Kryśka pracowita była. Matka wszystkiego w domu jej nauczyła, choć była niepiśmienna to wiedziała, że córka w chałupie pracować umieć musi. Urodę miała, robota też jej się w rękach paliła. Może i znajdzie się taki, co ją zechce. We wsi każdy młody czy stary marzył, by w jego kuchni i sypialni rządziła ona. Tako gospodarna i bogato obdarowana przez naturę. Warkocz do samego pasa. Gruby ino jak pięść i w kolorze pszenicy, co to ją dookoła uprawiają. Biust obfity, sterczący i ta cienko talia. Biodra słuszne. Ach, Kryśka bydzie szybko rodzić. Taka kobita toż to skarb.

 Kryśce jednak żeniaczka nie była w głowie. Do miasta chciała. Do szkoły nie mogła,  ale choć na odpust czy na rynek popatrzeć na galante miejskie damy w pięknych kapeluszach. Widziała je z daleka, gdy przechadzały się bulwarami w słoneczne popołudnia, a gdy ona na chwilę uciekała z pola nad Wisłę właśnie, by schłodzić się w wodzie i popatrzeć na ten wielki świat za mostem. Jak oni ten most budowali! Rósł ino w oczach, a ona pojąć nie mogła, że on tak we wodzie stoi i się nawet nie wygino!

Stał taki dumny i wywoływał podziw w oczach prostej dziewczyny, która marzyła, by móc po nim przejść w takiej eleganckiej sukni i z kapeluszem na głowie, i w trzewikach, a nie na boso w koszuli i spódnicy jak to chodziła codziennie.

Nie wiedziała, że gdy zdejmuje tę właśnie koszulę i spódnicę i naga zanurza się w rzece zza krzaka obserwuje ją młody panicz z miasta, który z nudów przyjechał aż za most. Nie miał konkretnego celu. Pogoda piękna, wiosna w pełnym rozkwicie ustępowało miejsca nachalnemu latu. Choć był maj jeszcze, to gorąc panował. Nauka chłopakowi szła opornie w te upały, więc gdy tylko mógł to zaraz po skończeniu nauk, wychodził z domu. Most kusił. I świat za nim także. Wioska mała, pola i zwierzęta i ciekawość ogromna, co też za tym nowym mostem, co go wybudowali jest.

Gdy ujrzał nagą dziewczynę zaczął za most przyjeżdżać niemal codziennie. Krystyna nie wiedziała, że specjalnie dla niej tu się zjawia, że aż zza tego mostu przybywa, by jej ciałem nacieszyć oczy. Byli chyba w tym samym wieku, z różnych światów. On uczeń, z bogatego domu, mający niedługo iść na front, bo czasy niespokojne były. Ona prosta chłopka, której życie wymierzała natura i obowiązki przy chałupie. Dla obojga most był drogą do lepszego świata. Dla niego, by móc cieszyć się wolnością i nasycać oczy piękną dziewczyną. Dla niej, by poznać miasto, podziwiać stroje i podglądać maniery, których nie znała.

Ten dzień był gorący. Wyjątkowo. Koszule aż paliły ciała. Słońce bezlitośnie wymierzało baty swoimi promieniami. Kryśka uwijała się szybko. Nad rzekę chciała. Nad most, by patrzeć jak się pręży i jak leniwa rzeka opatula go falami.

Gdy uporała się z robotą po cichu poszła w swojej ukochane miejsce. Spocona i brudna marzyła by się ochłodzić.  Gdy zdjęła koszulę usłyszała szelest gałęzi. Odwróciła się prędko, dłonią próbując zakryć piękny biust. I zobaczyła go, tego który już jakiś czas ją podglądał i nasycał jej widokiem. Zaczął powoli się rozbierać, a ona nie rozumiejąc samej siebie, wcale nie uciekła. Zanurzyła się w wodzie i czekała. Chłopak podszedł jak w transie niczym nieskrępowany i dotknął jej szyi. Dziewczyna poddawała mu się, gdy gładził jej włosy, dotykał piersi, gdy pod wodą uczył się jej ciała dłońmi tak niecierpliwie jakby miało się roztopić. Działali instynktownie. Krystyna nauk żadnych nie pobierała, wiedziała jednak, że dzieci chłop z babą pod pierzyną robi. Nie jeden raz w nocy widziała jak ojciec matkę dosiada. Często po pijaku, gdy matka broniła się bijąc ojca po torsie a ten się tylko śmiał, a potem sapał ciężko poruszając na niej biodrami, a ta leżała niczym kłoda po cichu połykając łzy. Raz tylko kiedyś matka jej powiedziała, wiedząc, że Kryśka wtedy nie spała, że tak musi być, że chłop musi tak kobitę wziąć i że to boli. Boli jakby kto na żywca ciął, ale taka jest rola żony, by dać mężowi to, co chce i jakiś czas będzie spokój.

Kryśka nigdy z nikim o tym nie rozmawiała. Dziewczyny czasami przy szyciu chichotały, a te zamężne powtarzały to samo, co jej matka, że chłop tak musi i że za pierwszym razem krew leci, że boli i piecze i że kobieta jest silna i to wytrzyma.

Gdy chłopak dotknął opuszkami palców jej ust, przeszedł ją dreszcz. Przyjemny taki, a nie taki gdy zimno się robi. Chciała, by ją dotykał. Robił to powoli, niespiesznie, chcąc zapamiętać każdy milimetr jej ciała. Nie mówił nic. Tylko patrzył tak, że jej się ciepło robiło.

Tego też nie rozumiała. Wyszedł z wody pierwszy oszołomiony jej pięknem. I zniknął za krzakami, po czym Krystyna ujrzała go jak idzie przez most. A most dostojnie go prowadził na drugą stronę, do jego świata, do którego ona nie miała wstępu. Promienie zachodzącego słońca dotykały drewniane przęsła konstrukcji, a chłopak raz po raz spoglądał w jej stronę nie mogąc uwierzyć w to, co stało się za mostem.

Przychodził do Krystyny niemal codziennie. Wymykał się, kłamał, kręcił, byleby tylko przedostać się za most. Do tej dziewczyny, która zawsze na niego czekała i rozpalała jego zmysły. Pragnął jej dotykać, całować. Rozmawiali mało. O czym mógł prawić z niepiśmienną dziewczyną zza mostu? Więcej mówiły oczy, gesty, ręce nawzajem się szukające. Obserwował ją bacznie i szokowało go, że sprawia jej przyjemność. W swoim pięknym domu za mostem nigdy nie widział by matka reagowała tak na dotyk ojca. Spała w swojej sypialni, wpuszczała, go tylko gdy skomlał pod drzwiami. Raz chłopak podsłuchiwał nawet te ich spotkania w alkowie. Słyszał tylko jęczącego ojca, jej nigdy. Ją usłyszał tylko raz, gdy tatko gdzieś wyjechał, a ona za długo jadła kolację z jakimś ważnym gościem. Nie widział jak jegomość skradał się do jej pokoju, ale słyszał ją wyraźnie. Nie mogła być sama. Zawstydzony tym co usłyszał, uciekł do pokoju i nigdy nikomu o tym nie powiedział.

Nauk o relacjach damsko-męskich podobnie jak Krystyna nigdzie nie pobierał. Uczono go jedynie dobrych manier, wpajano, że to mężczyzna musi utrzymać dom i dać żonie bezpieczeństwo, i że żona musi pochodzić z dobrego domu, z dużym posagiem. Matka powoli podsuwała mu nazwiska panien z wyższych sfer, którymi winien się zainteresować. Ojciec śmiał się tylko, że najpierw to syn na front musi, bo tylko tam nauczy się męstwa. Chłopak początkowo słuchał rodziców. Ufał, że tak wygląda życie każdego z jego kręgu, a że czasy niespokojne i zawsze jakaś wojna gdzieś się toczy to trzeba „szabelką pomachać” – jak to mawiał tatko puszczając mu oko. Raz tylko zapytał syna, pijany po jakimś raucie, czy z tej szabelki co ma w spodniach pożytek już zrobił. Chłopak się zaczerwienił, a ojciec tylko poklepał go po ramieniu mówiąc:

- Spiesz się chłopcze, zanim mężem zostaniesz - i odszedł chwiejnym krokiem kierując się w stronę sypialni matki. Zapukał kilka razy, a gdy nie usłyszał odpowiedzi odszedł w stronę biblioteki, gdzie miał zwyczaj ucinać sobie drzemki.

Synowi przypomniał się śmiech matki, kiedy to tamten ważny gość przebywał w ich progach. Pojął słowa ojca i nie rozumiał swojego ciała, które teraz szalało. Gdy tylko pomyślał o dziewczynie zza mostu cały drżał, czuł szybsze bicie serca i nie miał żadnej kontroli nad tym, co się z nim dzieje. Czuł niesamowitą przyjemność, zagryzał wargi leżąc w swoim łóżku, nawet cicho pojękiwał. Choć przerażony poddawał się temu całkowicie. Nie chciał z tego zrezygnować.

Krystyna, mimo że nawet nie umiała tego nazwać, czuła się podobnie. Wiedziała jedynie, że dziewczyna być z chłopakiem musi. Jednak żaden z chłopaków ze wsi tak na nią nie działał jak ten panicz zza mostu. Nawet Józek – ten, z którym jej ojce by ją najchętniej widzieli i do którego wszystkie dziewczyny się wdzięczyły, bo był silny, zdrowy i dobrze w polu robił. Taką przyszłość dla niej matka sobie wymarzyła, by Krysię dobrze za mąż wydać, za robotnego jakiego, co to posagu krysinego nie zmarnuje. Nikt nie wspominał o uczuciach jakichś ani nie  pytał, że się jej ten Józek podoba. Ojce kazali to tak być musiało. Po wsi co prawda krążyły plotki, że zamiast za spódnicą to Józek chętniej za portkami się ogląda, ale tego, który to powiedział na głos Józek tak pewnego razu zbił na kwaśne jabłko, a potem ponoć żonę mu uwiódł w polu, że ludziom odechciało się głośno z józkowych preferencji naśmiewać. Gadano więc po cichu. Oj gadano. O Mańce, która dzieciów mieć nie mogła. O Janie, który bił swoją kobitę i dzieci, o księdzu, że bimber od Stasiaka lubi. Krystyna nasłuchiwała pilnie, czy aby kto jej tajemnicy nie odkrył. Zawsze się pilnowała, szła w najgłębsze zarośla, gdy inni  już kąpieli zażyli. Marzyła o chłopaku zza mostu. O jego pięknych niebieskich oczach, niecierpliwych dłoniach, które ją tak pięknie dotykały. Nikt nigdy tak jej nie dotykał. Nawet mama. Tatko to w skórę pasem dawał, a matula ścierą tylko pogoniła, gdy za dzieciaka Krysia drugą pajdę chleba z cukrem chciała. A panicz zza mostu robił z jej ciałem coś, czego nie pojmowała, ale za żadne skarby nie chciała by przestawał. Wyczekiwała go, a gdy nie przychodził, wiedziała, że będzie o nim myśleć noc całą.

Gdy zamykała oczy, jak już wszyscy posnęli, zatapiała się w marzeniach. Czuła dotyk chłopaka na sobie, tak delikatny i silny zarazem. Onieśmielała go nie będąc tego świadomą. Była najpiękniejszą dziewczyna jaką do tej pory spotkał. On zresztą, panicz zza mostu, był dla niej niczym książę z bajek zza siedmiu mórz. We snach i w trakcie spotkań nad Wisłą był cały jej. Zasypiając muskała siebie delikatnie chcąc w ten sposób zapamiętać to, jak on ją dotykał. Drżała, działa instynktownie, zupełnie nie wiedząc dlaczego to robi. Czuła, że to coś niedozwolonego skoro nikt nigdy tego nie robił. Zresztą matula zawsze mówiła, że ten Pan Najjaśniejszy z góry wszelkich przyjemności ludziom zabrania, bo one na manowce prowadzą. Krysia jednak nie czuła, by błądziła. Wręcz przeciwnie. Czuła, ze odkrywa nowy świat, dotychczas dla niej zamknięty. I choć nie wiedziała dokąd to ja zaprowadzi, pragnęła iść dalej. Razem z chłopakiem zza mostu, który sprawiał, że traciła zmysły.

Gdy tylko się spotykali pojękiwała jak wtedy jego matka. Krysiny wzrok był jakby nieobecny, usta lekko rozchylone, ciało głodne pieszczot. Panicz grał na niej niczym na fortepianie, jaki stał u nich w pokoju muzycznym. Poddawała mu się kompletnie, a on całując ją łapczywie i patrząc na most, marzył by go nie było. By nie dzielił ich rzeczywistości na dwa światy, które nie mogły się nawet dotknąć tak jak oni właśnie dotykali siebie.

Bo to, że chłopak z miasta nie powinien się tu zjawiać, było jasne. Oraz to, że dziewczyna z Zawiśla, chłopka, nieważne jak urodziwa, bałamucić panicza nie powinna. Zasady, nigdzie niepisane, znali wszyscy. Mimo to tych dwoje nie zważało ten ów kodeks, chcąc się nacieszyć sobą do syta.

Pewnego dnia, po ulewie mocnej, kiedy to w polu nic nie robili, Krystyna wiedziona przez intuicję, znów wymknęła się domu uporawszy się z całą robotą za siebie i za siostrę, aby ta matuli nie wydała, że Kryśka gdzieś zniknęła. Idąc po cichu, drogą naokoło natknęła się na swojego panicza, który zmoczony do suchej nitki musiał najwyraźniej wyjść z domu przed deszczem. Nie wrócił jak widać do miasta, tylko skrył się pod drzewem i wyczekiwał dziewczyny.

- Jezdeś – szepnęła i uśmiechnęła się najpiękniej jak potrafiła pokazując szereg równiutkich, bieluśkich zębów.

- Jestem – odrzekł i patrzył łapczywie na dziewczynę, ciesząc się, że znów się zjawiła. Chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę malutkiej plaży, otoczonej z trzech stron gęstymi krzakami, gdzie niewidziani przez nikogo mogli się sobą nasycać. Szli wtuleni, zerkając co chwila na siebie. Ona wzrok unosząc do góry, on spoglądając na nią w dół. Był od Krysi sporo wyższy. Smukły, z silnymi ramionami, które dopiero zaczynały przyjmować męską postać. Ona drobna, z wąską talią, zarysowanymi już biodrami i biustem drobnym, ale i tak niemałym wobec jej postury, z warkoczem koloru lnu, grubym jak nadgarstek. Z rumianymi policzkami, cerą lekko opaloną i wielkimi przestraszonymi oczami. Była piękna i taka niczym niezmącona, w przeciwieństwie do panienek z miasta, bardzo mu podobała. Nieufryzowana, bez pomady, falban, halek, sukien i rękawiczek. W brązowej prostej sukience, z przewiązanym fartuszkiem w pasie, który sama wyhaftowała. Bosa i z luźnymi kosmkami włosów wokół twarzy. Gdy dotarli do swojej kryjówki, usłyszeli szelest i dziki, tłumiony śmiech. Krysia znała ten głos. To mógł tylko Józek, ten za którego ją wydać chcieli i który też od jakiegoś czasu w obejściu jej domu się kręcił, dając ojcom do zrozumienia, że jest Krystyną zainteresowany. Rodzicom taki zięć się podobał. Matka zawsze kazała Kryśce się uśmiechać do Józka i włosy przygładzić. Dziewczyna czyniła to niechętnie, gdyż podskórnie czuła, że uśmiech chłopaka nie jest szczery. Nie umiała powiedzieć czemu, ale jego żoną być by nie chciała. To wolałaby już Janka, tego rudego, z którym za dzieciaka po drzewach łaziła i jabłka sąsiadom wyjadała. Józek w swoim spojrzeniu miał coś, co ją paraliżowało. Gapił się na nią nie w taki sposób jak panicz. Była w tym jakaś dzikość, siła i dlatego Krysię caluśką strach zawsze ogarniał, gdy on tak te ślepia wybałuszał.

Teraz było już za późno, by zawracać. Zbyt blisko byli. Gałęzie pod ich naporem same się rozchyliły. Młoda para ujrzała Józka z innym chłopakiem, z tym Władkiem ze wsi obok, rozebranych, w objęciach dziwnych, bo Krysi to ich psa przypominało jak to suki ze wsi pokrywał. Cała czwórka zamarła. Doskonale wiedzieli, ze nie powinni się spotkać, że nikt nie powinien nakryć Józka z chłopakiem ani Kryśki z paniczem. Bo to, że był to chłopak z miasta poznać było od razu. Po stroju, cerze bladej i obuwiu. Włosy miał porządnie przystrzyżone i choć starał się ubierać w znoszone ubrania wyraźnie się odróżniał od chłopaków ze wsi. Zarówno Krysia jak i Józek złamali reguły.

Dziewczyna stanęła jak wryta, zaniemówiła, bo poza w jakiej zobaczyła Józka napawała ją strachem. Nic a nic nie przypominało jej to delikatnych uniesień, jakie przeżywała z paniczem. Bo to, że Józek był tu na umizgach, było jej wiadome od razu. Prawdę ludzie we wsi gadali. Oj prawdę. Józek wstał, Władka odepchnął i znów zaśmiał się dziko, tym razem już głośniej, obwieszczając tym samym, że się Krysi i jej panicza nic a nic nie boi. Choć nieuczony, wiedział, że ma ją w szachu. Że gdy piśnie o nim słówko, to on rozpowie po wsi, że ona nie lepsza i że chłopaków swoich za nic ma, bo się z paniczami prowadza. Nie musiał Krysi tego mówić. W mig zrozumiała, że tak będzie.

- Uciekoj – powiedziała do panicza.

- No już, żebym cię tu nie widzioł – warknął Józek do chłopaka, który nie drgnął nawet na chwilę.

- Wolnym, mogę tu sobie spacerować – odrzekł hardo, czując podskórnie, że kręci na siebie bat. Józek niewiele myśląc naciągnął tylko koszulę na siebie i ruszył na młodzieńca. Władek zrobił to samo. Krysia próbowała ich odciągnąć, kopała, drapała, ale w pewnym momencie Józek uderzył ją tak mocno, że upadła. Panicz, nie wiedząc nawet skąd tyle siły dostał, odepchnął Władka, a ten wpadł w krzaki. Józka z całej mocy uderzył w brzuch aż ten się zachwiał i skulił z bólu, a on sam podbiegł do dziewczyny. Trzymał ją w ramionach bojąc się, że stała się jej krzywda. Gdy otworzyła oczy, przytulił ją, a Józek który właśnie stanął na nogi, odepchnął go sycząc:

- Krycha bydzie moja. I tak bydzie!!! – i uśmiechnął się szyderczo jeżdżąc palcem po jej torsie. Panicz rzucił się na niego, i kotłowali się tak kilka minut. Zmęczeni upadli obok siebie.

- Wynocha z naszyj ziemi – Józek znów warknął, wstał , otrzepał się, podał rękę Władkowi, by ten wstał i odeszli. Poturbowani i mimo wszystko z obawami, czy Krysia ich wyda czy też nie.

Panicz doczołgał się do dziewczyny, ta nadal słaba powiedziała tylko:

- Uciekoj, ja sama do swoich wracać muszę. Ojce się nerwują, a ciebie obaczyć nie mogą.

Chłopak pomógł jej wstać i kryjąc się szedł za nią, patrząc czy nie upada. Kryśka silna była. Dała radę, choć policzek piekł ją nadal po józkowej pięści. Jeszcze nie wiedziała, co we wiosce wiedzą, czy Józek co powiedział, czy milczał jak grób.

W chałupie ojca nie było. Polazł pewno gdzie z chłopami. Matka kręciła się w obejściu i nawet nie zwróciła uwagi na to, że Krysia blada jakaś i słaba. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Józek nikomu nic nie powiedział inaczej już by ścierą dostała albo batem przez grzbiet. Matka podała jej wiadro, by ta obejście jeszcze wymyła, bo tatko lubił jak czysto było w progu. Dzielnie więc szorowała deski, myśląc cały czas o paniczu, martwiąc się czy dotarł bezpiecznie do domu i czy chłopaki ze wsi na kwaśne jabłko go nie zbili. Lato już nadchodziło to późno się robiło ciemno. Zmierzchało, a Józek właśnie pod domem Krysi się zjawił. Matka wypchnęła ją na zewnątrz, by chociaż z nim słowo zamieniła, by ludzie widzieli, że on w zaloty do jej Krysi przychodzi i że ona mu przychylna. Dziewczyna nic nie mówiąc poszła do chłopaka, bojąc się chyba bardziej gniewu ojców niż jego samego.

- Ślub weźniem – powiedział. – Ja obmyślił wszystko. Nikt ciebie przecie nie zechce, jak rozpowim, com widzioł. A tego paniczyka se z głowy wybij.

- A ty se Władka wybijesz? – odparła hardo, patrząc mu prosto w oczy. – Ciebie tyz żadno nie zechce, jak rozpowim, com widzioła. - Józek już pięści zacisnął i był gotów ją uderzyć, ale zmiarkował się, wiedząc, że ich wszystkie przez firanki obserwują. – Ja do niego chodzić bydę. Nie twoja sprawa, skoro ty portki wolisz. Siedzieć cicho bydę, jak i ty język za zymbami trzymoć bydziesz – powiedziała na jednym wdechu nie wiedząc skąd jej odwagi nagle przybyło.

- I tak się z tobom ożenię – powiedział szyderczo i spojrzał jakos tak dziko, że dziewczyna się na chwilę zarumieniła.

- Ożenisz, ale pod pierzynę cię nie wpuszczę póki ty Władka pokrywać bydziesz – wysyczała szybko.

Wiedziała, że za mąż pójść musi i że jeśli Józek ją wyda to ją wyklną i hańba spadnie na ojcow, a tego najbardziej by nie chciała. Marzyli przecie, by ją za Józka wydać to pójdzie za niego. Czas już był. A za panicza jej nie wydadzą. Zresztą czy on by ją chciał? Baby we wsi zawsze mówiły, że za swojego trzeba pójść, że za mostem to inny świat, nie dla nich. Krysia więc póki znała sekret Józka mogła robić to, co chciała. A chciała łapać chwile, których jej niewiele zostało, skoro za mąż miała pójść.

Krysia przez kolejnych kilka dni nie chodziła nad rzekę. Padało bardzo. Może to i dobrze. Mogła pozbierać myśli. Zresztą nie wiedziała, czy panicz jeszcze zechce ją nawiedzać. Nie był tu mile widziany, a i Józek kręcił się koło ich chałupy, że niby w zaloty,  tak naprawdę pilnował jej pewno, żeby z tamtym nie poszła. Matka szczęśliwa, bo szanse na zamążpójście najstarszej z córek robiły się coraz większe. Ludzie we wsi już przyuważyli Józkowe starania. Ojciec dumny chodził i wesele po cichu planował.

Gdy we wsi Stasiaka żona dziecię powiła, chłopy poszły pić do stodoły, bo taki zwyczaj był. Trza było za zdrowie nowonarodzonego wypić. Kobiety zebrały się w chacie już po robocie w polu, szyły razem i śpiewały i Stasiakowej doglądały. Krysia wymigała się bólem brzucha, za siostrę znów obowiązki wypełniła, by ta jej w razie czego nie wydala, i poszła w tajemne miejsce stęskniona za ukochanym.

Panicz zza mostu był dla Krystyny marzeniem, które się spełnia, choć czuła, że to ich szczęście jest tu i teraz, na chwilę tylko, bo ożenek, bo Józek i o tej wojnie ludzie tyle gadali.

Gdy dotarła na miejsce, wiedząc, że chłopy ze wsi już pijane są, zobaczyła chłopaka. Zerwał się ucieszony.

- Czekałem, kilka dni czekałem. Myślałem, że cię nie puści – powiedział cicho.

- Pijany tera je, dlatego żem przyszła, bo może to i ostatni raz… - odparła cicho.

- Wiem, ta wojna. Ojciec mój dziś już wyjechał, na front go wzięli. Mnie też zaraz mogą. Mama rozpacza – i pogładził Krysię po jej pięknej twarzy. Dłoń zatrzymał na siniaku, który jeszcze widoczny lekko barwił jej opaloną cerę.

- Mnie za Józka wydajom…- rzekła smutno. Ten pogłaskał ją po głowie i poczuł jak dziewczyna się mocno w niego wtuliła. Nie wytrzymał, choć obiecywał sobie, że będzie już uważniejszy. Nie był w stanie walczyć z pragnieniem. Krystyna zupełnie jakby czytała w jego myślach odchyliła głowę i poddała się jego dotykowi i pocałunkom.

Panicz posiadł ją tego wieczora, jak jej ojciec matkę, gdy już same pocałunki im nie wystarczały. Sama rozchyliła uda, sama chciała widzieć nad sobą jego oczy wpatrzone w nią jak nigdy dotąd nikt na nią nie patrzył. Poruszał się podobnie jak ojciec, ale nie sapał, nie śmiał się. Pachniał zupełnie inaczej niż ludzie we wsi. Był smukły, silny. Ona zaś nie przygryzała warg jak matka. Łzy też jej nie ciekły. Oddech jej przyspieszył, w środku ciepło rozpłynęło się po ciele. Nie umiała tego nazwać. Chciała jeszcze. Gdy chłopak wracał mostem do swojego świata, a ona do swojej chałupy, modliła się żarliwie czując, że popełnia jakiś grzech. Ale mimo to marzyła nadal o kochanku i falach gorąca, których pojąć nie mogła. I gdy znów tej nocy słyszała jak pijany ojciec dosiada matki, dziwiła się tylko, że matula nie jęczy jak ona, że wręcz odpycha męża jakby się odganiała od zarazy jakiej.


Lato właśnie zawitało, a wraz z nim niespokojne doniesienia. Most dumnie prężył się przed rzeką, która zdawała się ignorować jego istnienie. Ludzie we wsi i mieście mówili, że wojna wybuchła. Krysia znów wymknęła się nad rzekę. Czując, że te spotkania się skończą. Józka już się nie bała. Wiedziała, że znając jego sekret, jest bezpieczna, a że żeniaczka z nim stawała się coraz bardziej realna on i tak chodził po wsi dumny jak paw.

Tego dnia panicz przybiegł do kryjówki zdyszany i całował ją łapczywiej niż zwykle. Jakby chciał tych pocałunków mieć na zapas. Posiadł ją kilka razy nie mogąc nasycić się pięknem młodego ciała.

- Wojna je - powiedziała tylko.

- Wiem, na front muszę. Więcej nie przyjdę - powiedział smutno, nadal ją dotykając.
Wtedy po raz pierwszy przy nim spłynęła po jej poliku łza i coś ją ukłuło w środku. I sama go całowała i dotykała niecierpliwie przeklinając i most, i wojnę.

- Krysiu ja nie wiem czy wrócę – głos miał inny, zmieniony. Dziewczyna z warkocza ściągnęła tasiemkę, która sama cieniutkim haftem ozdobiła.

- Ja żonom bydę – i rozpłakała się.

- A czekać na mnie będziesz?

- Jak to na panicza? – zrobiła wielkie oczy.

- Krysiu kochana, nie mów tak do mnie. Ja Antek jestem.

- Antek… - szepnęła i wtuliła się w chłopaka najmocniej jak umiała. Wiedziała, ze odtąd zaczyna nowe życie. Że on nie przyjdzie, że Józkowa być musi, że czasy ciężkie idą, bo tak we wsi gadają.

Gdy się rozstali mocno już zmierzchało, ona jednak dostrzegła panicza sylwetkę na moście. Szedł powoli, zastanawiając się czy aby na pewno chce postawić kolejny krok. Wtedy widziała go po raz ostatni. I jego i most, który dzielił ich i łączył jednocześnie. Przyszli Niemce, a Ruskie uciekali z miasta, co je przed chwilą zajęli, spalili most.

Krystyna patrząc tej nocy na drewniane pale trawione przez ogień nie rozumiała, że ten most wcale nie dzielił jej od ukochanego. On ją z nim łączył. To jego dziecko nosiła pod sercem i Józek nawet jej syna nie zdążył poznać, bo zginął walcząc w lasach. Młodą wdową została, chłopy się wokół niej kręcili, ale ona na wszystkich obojętna była. Ludzie myśleli, że ona tak za Józkiem tęskni, a ona cieszyła się, gdy jej powiedzieli, że z rozprutym brzuchem go znaleźli. Niedobry był dla niej. Bił ją i brał jak pies sukę, bo Władek bał się z nim spotkać. A po wszystkim zawsze wymierzał jej policzek pytając, czy nadal o paniczu myśli. Te męki trwały na szczęście krótko. Chłopy do lasu poszli i tylko kilku ich wróciło. Jej ojcu się udało, ale nigdy już nie był taki jak przedtem. Krysia synka wychowywała sama, matula i siostry pomagały. Codziennie chodziła nad rzekę tęsknym wzrokiem patrząc na most, który odbudowano i znów niszczono. Kilka lat po wojnie ponownie prężył się kolejny obiecując Krysi powrót panicza. Wyczekiwała go wiernie, a gdy pewnego wieczora zjawił się poznała go od razu, choć był bardzo zmieniony. Twarz miał dojrzalszą, ramiona szersze, kulał wyraźnie, miał szramę na policzku, a w ręku trzymał tasiemkę, która mu dała. Przytuliła jego dłoń do twarzy, a on z policzków łzy jej scałował. Ojca wojna mu zabrała, matka drugi raz za mąż poszła, jeszcze bogatsza była. On sam z przymusu się ożenił, ale dzieci nie miał. Żona jego na histeryję cierpiała i na migreny i jak jego matka ojca, tak ona go do swojej alkowy nie zapraszała. Przychodził więc do Krystyny, dając jej tyle chwil ile mógł. We wsi wydało się, że to do niego na schadzki Krystyna chodzi i że dzieciak jego być musi, bo podobny jak dwie krople wody. W chałupie nawet u niej był, choć go matka dziewczyny milczeniem podjęła.

- Krysię kocham – powiedział jej tylko, a kobiecie łza po policzku tylko spłynęła. Doskonale wiedziała, że jej córka szczęście pełnego z paniczem zaznać nie może. On żeniaty, ona ze wsi. To w głowie się przecie nie mieści. Do dzieciaka przychodził i tego mu zabronić nie mogła. Groszem czasem sypnął.

Gdy most znów rozbierano, Krystyna ponownie myślała, że ich światy się rozchodzą. Panicz oznajmił, że do innego miasta wyrusza i że się więcej spotkać nie mogą. Pogładził ja po głowie, pocałował tasiemkę, jaką mu podarowała i wyszeptał, że kocha i żeby go nie zapomniała.

 To wojna, wróg i obyczaje zniszczyły to, co zapowiadało się tak pięknie i kilkadziesiąt lat później miałoby szansę na przetrwanie bez względu na to skąd oboje się wywodzą. Grunt jedynie, by połączył ich most. Obojętnie jaki.

Opowiadanie oparte na historii Mostu Łyżwowego we Włocławku. Na jego miejsce w roku 1937 zbudowano most stalowy im. Rydza-Śmigłego, istniejący do dziś.





Komentarze

Popularne posty