LIST DO MINISTRA EDUKACJI
Szanowny Panie Ministrze Edukacji i Nauki,
Wybaczy Pan, że w przeddzień sylwestra zawracam Panu głowę, ale coś tam Pan ostatnio powiedział i tak z nudów pomyślałam, że skrobnę kilka słów. W końcu belfer jestem, wolne mam to sobie czas zagospodaruję.
Tak się zastanawiam, czy te słowa o stu tysiącach nauczycieli do zwolnienia to Pan tak dla żartu powiedział czy chce Pan podgrzać atmosferę przed Sylwestrem, coby obywatele mieli o czym gadać jak Zenek będzie śpiewał w Zakopanem i żeby nauczyciele za pewnie się nie czuli w tych swoich strefach komfortu (jak to się uparcie społeczeństwu wmawia)?
Widzi Pan, tak się składa, że jestem nauczycielką z kilkunastoletnim stażem. Mam doświadczenie w pracy z dziećmi, młodzieżą i dorosłymi. Uczę języków obcych, przygotowuję do matury, do egzaminów wszelkiej maści i sama też wciąż się dokształcam i rozwijam. Mam to szczęście, że jako dwuprzedmiotowiec mam w szkole etat, czasami bywa że i dwa, bo koledzy i koleżanki odchodzą ze szkoły albo do innej placówki (bo na przykład bliżej, a paliwo coraz droższe więc każdy grosz się liczy) albo żegnają się z edukacją i realizują w zupełnie innych dziedzinach.
Naprawdę wspaniali nauczyciele odchodzą nie dlatego, że się ich zwalnia, lecz nie chcą pracować za tak śmieszne pieniądze, nie będąc w dodatku respektowanym przez społeczeństwo. Mnóstwo z nich pracuje w firmach, korporacjach, zakłada swoje biznesy lub idzie nawet na kasę do supermarketu, gdyż przy takich stopach procentowych nie są w stanie spłacać kredytów ani utrzymać rodziny. Ci, co zostali trwają niczym załoga Titanica. Wielu kolegów po fachu łączy pracę w kilku szkołach, by uciułać etat. Jak oni to robią pracując w trzech, czterech placówkach to nie mam pojęcia. W ten sposób zmęczonymi nauczycielami łata się drastyczne braki kadrowe, a niżu demograficznego jakoś nie widać. Nie wspomnę już nawet o obecnych ósmoklasistach, którzy mówią, że nie ma sensu się uczyć, gdyż świetny wynik z egzaminu i piękne świadectwo nie gwarantują im dostania się do wymarzonej szkoły. Nie dość, że są zdublowane dwa roczniki to w ławkach zasiedli również uczniowie z Ukrainy, dla których miejsce w szkole ponadpodstawowej też musi się znaleźć. Toteż nasze dzieciaki często sfrustrowane rzeczywistością w najlepszym wypadku się nie uczą, a w najgorszym wpadają w szpony depresji, zaburzeń odżywiania lub też targają się na własne życie. Dodajmy do tego nauczycieli, podkreślę, że tych z prawdziwego zdarzenia, którym się naprawdę chciało (ale już niekoniecznie chce, bo ileż można znosić plucie w twarz i udawać, że to deszcz? Bo z czegoś rachunki płacić trzeba, bo praca nauczyciela to nie wolontariat).
Tak więc wracając do sedna sprawy, zastanawiam się intensywnie o jakich stu tysiącach nauczycieli Pan prawisz, skoro tylu jak nie więcej porzuciło mury szkolne, a kolejni do takiego ruchu dojrzewają? Jako nauczyciel wykładowca na uczelni wyższej widzę jak likwiduje się specjalizacje nauczycielskie na wielu kierunkach, bo coraz mniej studentów pragnie iść w stronę nauczania. Nauczycieli zatem nie przybywa, a ubywa. I choć matematyka nie jest moją mocną stroną, to dziwnym trafem widzę, że uczniów jest coraz więcej albo tyle samo, a belfrów brakuje. Wnioski zatem narzucają się same i są chyba dość klarowne?
Wybaczy Pan, że tak analizuję Pańskie słowa, ale dotyczą one bliskiej mi sfery więc chwilę jeszcze podrążę.
Bo przecież na pewno wypowiedział Pan te słowa z troski o tenże jakże ważny zawód nie chcąc straszyć społeczeństwa, nauczycieli w szczególności, nie chcąc ich skłócić ani podjudzać negatywnych emocji w stronę belfrów już od jakiegoś czasu skierowanych? Po co robić takie rzeczy pod koniec roku kiedy tyle innych problemów dookoła, nieprawdaż? Po co nadmuchiwać sprawy, których nie ma i przykrywać nimi ważne kwestie? Och, zapewne poniosła mnie wyobraźnia i nie takie miał Pan intencje. Po prostu stwierdził Pan fakty. Ojejku, nie wiem czy powinnam używać takich słów...Ujmę to zatem inaczej, chciał Pan uczciwie poinformować o stanie faktycznym (ups, I did it again!).
Spróbujmy więc trzeci raz - zamierzał Pan przekazać nam swoje prognozy co do zawodu nauczyciela z racji pełnionej przez Pana zaszczytnej funkcji i nie ma powodów ani do zmartwień, ani do obaw. Na pewno wszystko będzie dobrze, jakżeby inaczej!!!
I nie chcąc zabierać już Pańskiego cennego czasu, tego Panu, sobie i moim kolegom i koleżankom po fachu w przededniu sylwestra serdecznie życzę.
Z poważaniem
Poli Ann - kobieta, obywatelka, filolożka, nauczycielka, wykładowczyni, aktywna zawodowo matka i żona
Zdjęcie Michał Szczepankiewicz
Komentarze
Prześlij komentarz