DAJĘ... NIEKONIECZNIE W SZYJĘ

 


Panie Prezesie i Pana Zwolenniczki!
Pozwolicie, że zacznę najpierw od kobiet. Wszak to one wedle dobrych manier mają pierwszeństwo.
Wiecie co Dziewczyny, wstyd mi za Was. I mówię to do każdej z Was tam siedzących i oklaskujących biednego rechoczącego człowieka. On Wam pluje twarz, a Wy udajecie, że deszcz pada i na dodatek pachnie. Na litość boską, Baby gdzie nasza solidarność??!!! Przecież w takich kwestiach jak macierzyństwo, ciąża czy kariera powinnyśmy się wspierać a mężczyzn słuchać tylko tych, którzy:
a) nie chcą nam zaszkodzić,
b) mają pojęcie, o czym mówią,
c) doświadczyli w życiu tego, o czym perorują.
Wasz Prezes pojęcia o związkach, małżeństwie, staraniu się o ciążę, samej ciąży, macierzyństwie i tacierzyństwie nie ma za cholerę, a Wy mu bijecie brawo podczas gdy on w głos się śmieje z Waszego durnego poddaństwa.
Przypomnę Wam Drogie Panie, że uprawnienie to mamy od dawna. Że kobieta ma prawo myśleć o swoim zdrowiu i życiu, decydować czy i z kim będzie uprawiać seks i czy będzie on prokreacyjny czy też (trzymajcie się mocno) rekreacyjny!
Kobieta jest świadoma swoich potrzeb, może być niezależna finansowo, ma prawo mieć pasje, karierę i życie takie, jakie chce i z kim chce.
I naprawdę nie pojmuję Waszego entuzjazmu. Jeszcze żebyście mdlały, bo Elvis przyjechał lub Beatelsi albo Czerwone Gitary to rozumiem. Jest co i kogo podziwiać. Ale tu? Człowiek Wam uwłacza, nabija się z Was, Waszych córek, sióstr, koleżanek, przyjaciółek, a Wy siedzicie biernie na tyłkach???
Hańba!
Hańba Wam i Panu także!
Tak się składa, że echa Pańskiej pożal się Boże przemowy nie milkną. I nie ma się co dziwić. Mamy świadome babki w naszym społeczeństwie, które nie pozwolą się obrażać.
Pan w żaden sposób nie ustosunkował się do swoich słów. No cóż. Można było się tego spodziewać. A pozwoli Pan, że przypomnę, że powiła Pana kobieta. Kobieta taka jak tysiące innych Polek. To tak gwoli ścisłości, gdyby Pan o tym zapomniał.
Widzi Pan zabieram tutaj głos, bo akurat jestem kobietą, matką, żoną, dobrą obywatelką. Wiem sporo o związku z mężczyzną, o trudnej ciąży, o chorobie w jej trakcie i myśli czy urodzę zdrowe niemowlę. Wiem co to strach o utrzymanie ciąży, szczęśliwe rozwiązanie i o samo dziecko. Wiem, co to łączenie macierzyństwa z pracą, chęć samorozwoju i bezwarunkowa miłość do córki. Wiem też co to walka o zdrowie, gdy rząd nie daje dotacji dla konkretnej grupy chorych. Niech chorzy se radzą sami.
Wie Pan, było ciężko, cholernie i jakoś nie czułam nigdy potrzeby dać se w szyję. Dawałam se za to w brzuch lub udo zastrzyki ratujące moje życie. Oj dawałam. A jaki odlot po nich był! Legalny! Pewnie lepszy niż u tych, co rzekomo przed dwudziestym piątym życia za kołnierz nie wylewają.
Ani ja ani bliskie mi kobiety ani te w moim otoczeniu nie dawały i nie dają se w szyję. Sięgam pamięcią daleko wstecz i nie przypominam sobie, by któraś z nich tak chlała, że zagrażałoby to jej zdolności do rozrodu.
Ale doskonale przypominam sobie moich kilka koleżanek z liceum, które mają niepełnosprawne dzieci.
Dwie kobiety w mojej rodzinie, które opiekują się dziećmi autystycznymi.
Znajomą, która nie może zajść w upragnioną ciążę, bo wytwarza jakieś przeciwciała, które sprawiają, że roni każde poczęte dziecko.
Sąsiadkę, która ma taką endometriozę, że chodzi w trakcie menstruacji zgięta w pół i nie może mieć dzieci.
Znajomą znajomej, która choruje na bezpłodność i jedynym ratunkiem dla niej jest in vitro. Jednak ona, dziewczyna pełna ciepła matką nigdy nie zostanie, bo na in vitro jej po prostu nie stać. Na adopcję zresztą też nie, bo nie ma odpowiednich warunków lokalowych. Całe czterdzieści metrów na kredyt, którego raty ostatnio tak dziwnie poszybowały w górę. Słyszał Pan o tym? Nie? No tak właśnie myślałam.
I wie Pan co, może Pana zaskoczę, takich kobiet jest caaałe mnóstwo i one w szyję se nie dawały i nie dają. Jedyne co, to jakoś dają sobie radę w tej popieprzonej rzeczywistości, gdzie znikąd pomocy ani wsparcia. Gdzie rząd zamiast wspomagać zabiera i obraża, zamiast przeprosić chowa głowę w piasek, zamiast mówić prawdę, manipuluje faktami.
A może w szyję se daje i nie wie, co się dzieje dookoła?
Przecież każdy mierzy swoją miarą prawda?
I wie Pan z tej złości to faktycznie chciałoby się wychylić kieliszek na skołatane nerwy, ale zapewne jak miliony innych odpowiedzialnych, rozsądnych Polek w tygodniu tego nie zrobię. Czy w weekend? Nie wiem, bo mam mnóstwo innych ciekawszych rzeczy do załatwienia aniżeli dać se w szyję.
Bo niech sobie Pan wyobrazi, ja chętnie sobie daję:
- luz,
- spokój,
- i wycisk!
To ostatnie polecam szczególnie. Jak się człowiek tak porządnie zmęczy to od razu zrobi się szczęśliwy. Życzę Panu tego, bo moim skromnym zdaniem szczęśliwy to Pan nie jest. A nieszczęśliwi ludzie chcą by inni też tacy byli. Całe szczęście (sic!), że Pan nas tylko wkurwia, a nie unieszczęśliwia!
Dodam jeszcze, że kobiety spełnione, które żyją jak chcą, u boku męża, partnera, partnerki, bez nikogo, z dzieckiem, ich całą gromadką czy bez, pracujące, robiące karierę, studiujące czy wychowujące swoje pociechy, dają z siebie wszystko, a w szyję dają jedynie w Pana wyobraźni z rzeczywistością niemającą na szczęście niczego wspólnego.
Łączę pozdrowienia
Poli Ann - kobieta współczesna, spełniona, wiedząca czego chce. Dumna z innych niedających se w szyję Polek, ale z Pana niekoniecznie.
Ps. Zdjęcie własne, z archiwum prywatnego. Pana zdrowie. Mam już dziecko i więcej niż dwadzieścia pięć wiosen, więc rozumiem, że mogę? Spokojnie, to było pytanie retoryczne. Ja decyduję i wiem, czy i kiedy dać se w szyję!

Komentarze

Popularne posty