.........

 


Trudne tematy nie są mi obce.
Moje pisanie często jest tak naprawdę odpowiedzią na otaczającą mnie rzeczywistość, na to co widzę, słyszę, czytam.
Często to wyrażenie niezgody na to, co dzieje się wokół.
W tomiku moich opowiadań jest pewien bardzo emocjonalny tekst "GWAŁT". Każda litera tego wyrazy to pierwsza litera imienia bohaterki. Ich przeżycia ułożone są chronologicznie. Gabriela żyje na wsi na początku dwudziestego wieku, Wanda doświadcza właśnie piekła II wojny światowej, Agnieszkę otacza czerwony komunizm, Łucja mieszka na betonowym blokowisku z lat osiemdziesiątych, a Tosia ma konto na fejsie i insta i zbiera lajki.
I ten tekst wraca do mnie uparcie.
Wraca, bo okrucieństwo dzieje się teraz, już, wczoraj, przedwczoraj.
Bo nie rozumiem i nie jestem nawet w stanie wyobrazić sobie tego, co tam się przeżywa - zakopuje ciała bliskich, widzi martwych sąsiadów leżących na ulicach, słyszy relacje kobiet, gwałconych wielokrotnie, okaleczanych, golonych na łyso.
Nie umiem poradzić sobie z taką ilością zła dookoła. Wiem wiem, mówią, że dobro zwycięża, ale w piekle przecież nie ma dobra.
Co powiedzieć dzieciom, gdy pytają, dlaczego tak się dzieje?
Nie znam odpowiedzi. Nie wiem. Nie mam pojęcia. Nie rozumiem. Bo gdy krzywdzi się drugiego człowieka, odbiera mu godność, zabiera życie, bezcześci jego ciało - na to nie ma ani wytłumaczenia ani odpowiednich słów. Mi ich zabrakło.
Obraz Mandy Fontana z Pixabay

ODPOCZYNEK

 


Czasami organizm mówi Ci - zwolnij! Potrzebuję odpocząć.
Mój właśnie mi to zakomunikował zapraszając do siebie zapalenie gardła. Zwyczajna przypadłość tych, którzy mówią dużo, więc muszę mówić mało albo i wcale. Jaka cisza w domu! Nawet sama do siebie nie gadam, bo to by już były masochistyczne zapędy jakieś.
Plusem jest bezczelne leżenie pod kocem, picie hektolitrów herbaty z miodem, imbirem i sokiem z bzu. Na szczęście łaskawa Pani Temperatura nie szaleje i pozwala mi normalnie myśleć, no może w nieco zwolnionym tempie.
Wybaczcie mi więc, że nie witam was o szóstej rano. Leżę z moim zapaleniem gardła i zatok w objęciach i za cholerę nie chcą mnie puścić. Gdy wygramolę się z pieleszy, prysznic mnie woła, bom spocona jak mysz po nocnych potach, które wylewnie przyszły mnie przywitać. Na dole czeka czajnik, biedny, bo wie, że nie dam mu spokoju i tak z piętnaście razy będę go rozpalać. Ale czajnik mój, na bank to musi być chłop, staje na wysokości zadania i rozgrzewa mnie niesamowicie płynem jaki ma w sobie;)
Aktywna fizycznie będę nadal. Trening musi być...palców u dłoni oczywiście, bo inne części mojego ciała (ach, miałabym ochotę użyć tu staropolskiego wyrazu "członki", ale to tak dwuznacznie brzmi, bom baba na sto procent) całą energię przerzuciły właśnie na paliczki, które włączają czajnik, robią herbatę, podają leki, wciskają przycisk "Netflix" i... tańczą też po klawiaturze komputera. Po cichu się przyznam, że prace nad drugą częścią "Listów do Emki" trwają. Więcej nie powiem, przecież tyle gadać nie mogę, bo gardło strajkuje!
Póki co dobrego dnia!
I zdrowia.
A jak kto chory, to się z nim/nią w bólu gardła mojego łączę!

RADŹ SE SAM(A)

 



Pracuję w szkole. To wiecie. Od kilkunastu lat uczę polskie dzieci, z mniejszym lub większym sukcesem. Lubię tę pracę, choć jest stresująca, obarczana ogromnym zmęczeniem fizycznym i intelektualnym. Jej rezultaty widoczne są czasami dopiero po latach, gdy uczniowie skończywszy szkołę i spotkawszy mnie na ulicy czy w sklepie mówią: "Niemieckiego nie lubiłem/-am, ale panią za to bardzo".
Zawsze powtarzam, że nie jestem tu za karę. Wybrałam ten zawód świadomie. Łatwo nigdy nie było, ale to co dzieje się w szkole od niemal trzech lat ta nie napawa optymizmem.
"Nauczycielu, radź se sam" to naczelne hasło ostatnich czasów. Covid, nauka zdalna, brak jakiegokolwiek wsparcia rządzących w tym temacie, problemy techniczne, nieprecyzyjne zasady sprawdzania wiedzy w tym czasie, wściekłość rodziców, nasza bezradność i frustracja, bo z dnia na dzień mieliśmy być guru od nauczania na odległość. Nauczycielu radź se sam! No jak to, nie dasz rady?
Następnie kwarantanny, maseczki w szkołach, gdzie połowa dzieci i tak ich nie miała i nadal z kaszlem była posyłania do szkoły. Nauka hybrydowa, zatajanie przez rodziców stanu zdrowia ich pociech, ciągłe narzekanie społeczeństwa podczas gdy my siedzieliśmy czasem i po dziesięć godzin dziennie przed komputerem. Najczęściej swoim przeszkoliwszy się samemu albo dzięki warsztatom, bynajmniej organizowanym przez do tego powołane państwowe instytucje. Nauczycielu, radź se sam!
I wtedy myślałam, że gorzej być nie może, że skoro dałam radę w pandemii to już ze wszystkim dam radę.
Ano
Jakoś nie daję. I żeby nie było - jestem wykształcona, znam języki, sądzę, że jestem niezłym belfrem, uczyć lubię, nawet bardzo. Mam już jakieś doświadczenie i wiem, że w polskiej szkole nie dzieje się dobrze. Nawet ostatnio popełniłam tekst, w którym czarno (z podkreśleniem na ten przysłówek) widzę naszą edukację. I nadal to czarno widzę jaķ nie czarniej. Strajk, covid, lex czarnek (celowo z małej litery) rzekome podwyżki, polski ład (pisownia nieprzypadkowa). Do tego wojna na Ukrainie. Czarno widzę także to, co minister, chyba według nazwiska swojego, oferuje szczególnie teraz polskiej oświacie. W mojej szkole mamy dzieci z Ukrainy. Niektóre radosne, komunikatywne, inne smutne, zamknięte, zamyślone. A Ty Nauczycielu w imię znanej Ci już zasady - radź se sam! Ogarnij klasę, w której masz kilka dusz więcej. Naucz nowoprzybyłych w tempie ekspresowym polskiego, naszej historii, potem jeszcze geografii, biologii i fizyki. Może pomyśl jeszcze, by ich na rzymski katolicyzm nawrócić przy okazji. Nie znasz ukraińskiego? Nie wiesz jak tam wygląda podstawa programowa, jakie mają tam egzaminy? Oj wstydź się, wstydź! I pracuj tak z dnia na dzień nie mogąc pomóc nowym dzieciom, które mają ogrom potrzeb, a których ty nawet nie znasz. Przy okazji nie zapominaj o polskich uczniach, którzy też Ciebie bardzo potrzebują. Pracuj bez wytycznych, bo przecież po co je wprowadzać skoro wojna potrwa dwa tygodnie i ci Ukraińcy wrócą do domu/ Nie wrócą? Radź se, jak zintegrować ich z klasą, zdobyć fundusze na obiady, wynegocjować darmowe wycieczki i warsztaty. I bądź elastyczny i czujny, bo wytyczne czy oceniać i jak oceniać jednak mogą pojawić lada dzień albo i w czerwcu. Bądź gotowy! Jak zwykle.
Ileż można?! - ja się pytam. Polska szkoła w obecnej sytuacji potrzebuje rozwiązań i to na wczoraj - klas dla nowych dzieci, nauczycieli do nauczania polskiego, wsparcia psychologów (a nie jednego zatrudnionego na pół etatu, bo kasy brak i na zdrowiu psychicznym dzieci się oszczędza). Jak długo mamy radzić sobie sami? Rzeźbić, kombinować, załatwiać? Ktoś na tych wysokich stołkach chyba bierze za to niemałe pieniądze? Oceniać te dzieci? To już kpina, by to robić po tym, co przeszły. Gdzie specjalne oddziały dla nich? I dodatkowe zajęcia (serio myślicie, że w dwie godziny tygodniowo oni do czerwca nadgonią wszystkie zaległości?) Pytań mam tyle, że elaborat mogłabym napisać. I znów dumnie i bezczelnie powiem, że jak musimy to dajemy radę. Polskie dzieciaki się z ukraińskimi integrują, komunikują przez translatory, rękoma i mniej lub bardziej łamanym angielskim (dla mnie - ich nauczyciela to miód na zbolałe i styrane serce). Póki co ogarniamy nową rzeczywistość i coś mi mówi, że to dopiero początek atrakcji, jakie mają dla nas rządzący w związku z napływem nowych uczniów. Jak to rozwiązać? Ach w dupie to przecież mają, grunt, że micha pełna. Podjudzą społeczeństwo, dadzą belfrom ochłapy, które nazwą dumnie „potwyszkami” (pisownia celowa), a oni niech se jakoś radzą.
Podoba Ci się ten post?
Udostępnij go koniecznie.
Obserwuj moją stronę.
Warto.
Image by Pixabay
Te ołówki są trochę jak my – nauczyciele. Temperują nas, my dajemy radę, ale jak widać, wszystko ma swój czas. Przyjdą nowi? Nie łudźmy się. Nie przyjdą, samym powołaniem do zawodu niestety człowiek nie żyje…

LUKSUS - 24.marca

 


Wczoraj miałam luksusowy dzień.
Mogłam bezczelnie połączyć przyjemne z pożytecznym.
Na umówione spotkanie do biblioteki szczególnie ważnej dla germanistów śmignęłam na moim nieśmiertelnym miętusie (czytaj; rower miejski koloru miętowego z aż trzema przerzutkami:)
Po co pchać się autem w samo centrum Gdańska?
Grzech ciężki uważam!
Więc nakręciłam sobie jedyne 28 km.
Gdańsk tak uroczo się prezentuje w czułych objęciach słońca.
Kiedy mogę ukraść taki czas dla siebie, myśleć jedynie o tym, którędy jechać i czy wrzucić "trójkę", robić to, co kocham - luksus w najczystszej postaci. Jestem obrzydliwie bogata!
Nie zapomniałam jednak, że mija miesiąc, że już 30 dni obok nas rozgrywa się tragedia.
Staram się żyć normalnie, w pracy ukraińskich dzieciom stwarzamy serdeczną atmosferę.
Uśmiechamy się, choć wiemy, że nic nie jest takie, jak przedtem...
Mimo to DOBREGO DNIA!
To będzie dobry dzień.
Musi!
Podaj ten post dalej. Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warto!

CHWILO TRWAJ!

 



Dziś nie było wymówki, pogoda wymarzona, do pracy na 11, więc ruszyłam swoje cztery litery w świat. 9 km w ponoć niezłym tempie (ja się nie znam, ja po prostu biegnę), muza w jednym uchu (drugie kontroluje otoczenie) i tak można zaczynać dzień.
Endorfin tyle, że można fruwać. Słońce, ptaki nad zbiornikiem retencyjnym, pustki dookoła, bo to poniedziałek przecież.
Luksus, kiedy tę godzinę miałam dla siebie, gdy mogłam po prostu mknąć przed siebie, nucąc słowa piosenek, jakie akurat leciały. Ukradłam dziś ten czas, na chwilę zrobiłam "off" od świata, od tego, czym żyje moja głowa (i pewnie Wasza) od dwudziestu kilku dni. Sport pomaga nie zwariować.
Doceniam to, co mam. Szanuję to cholernie. Cieszę się, że mogę tak po prostu pobiec dokąd chcę, wiedząc, że wrócę i wezmę prysznic. Kiedyś myślałam, że prowadzę niezłe życie, na średnim poziomie. Dziś mając dokąd wrócić, co jeść, mając pracę, rodzinę, zdrowie czasem lepsze, czasem gorsze, ale pozwalające funkcjonować i jeszcze to słońce nad sobą, sądzę, że opływam w luksusy.
Jest dobrze jak jest.
Jak mawiał Goethe:
Verweile doch! Du bist so schön!

KOBIETY (NIE)ZWYCZAJNE

 


Spotkania kobiet mogą być naprawdę fascynujące. Wczoraj, choć była to wieczorowa pora, a ja naprawdę zmęczona pracowitym dniem, miałam możliwość naładować baterie energia tych wszystkich pań.
Każda z nich to chodząca historia, piękny i intrygujący człowiek. Matki, żony, partnerki, singielki, pracujące na etacie lub na własny rachunek, robiące takie rzeczy, że hej (któraś robi mapy lotnicze, inna na szydełku fantastyczne torebki, a w międzyczasie zasuwa ogromnym autem na off roadach, dziewczyny studiują, wychowują dzieci, biegają, projektują meble lub drogi, studiują, pracują na uczelni - ach długo by wymieniać). I niesamowite było to, ze każda z nich znalazła czas, by spotkać się ze mną, wysłuchać mojej historii, zajrzeć na mój blog. Mogłabym tam z nimi siedzieć do rana, chłonąc to, co ma do powiedzenia. Dla takich ludzi i o takich ludziach właśnie piszę. Mój blog to samo życie, a jego bohater(k)ami jesteście Wy.

Dziękuję Agnieszka Sowa-Wlazły za ten magiczny czas!

BŁOGO

 


Kolejny czwartek.
Wstaję rano. Znów po piątej.
Robi się już jasno. Dni stają się dłuższe.
Wiosna powoli się zbliża.
Wczoraj była mgła, przedwczoraj usłyszałam ćwierkanie ptaków.
Jest cicho.
Tylko mój pies uderza ogonem w podłogę z radości, bo wie, że już wstałam. Witam się z nim, głaszczę ją za uchem, potem biorę gorący prysznic. Lubię taki. Jest tak błogo. Następnie balsam, makijaż, mycie zębów, ubranie się i śniadanie. Myślę, co zjeść. Trochę grymaszę. Piję herbatę, pakuję rzeczy, znów szoruję zęby. Jestem gotowa do wyjścia. Każdy czwartek wygląda mniej więcej tak samo. Wychodzę przed siódmą. Powietrze jeszcze mroźne. Cisza dookoła, co najwyżej słyszę silnik czyjegoś auta. Ktoś jedzie w swój nowy dzień, przeżywa swój czwartek.
Jest błogo. Jest zwyczajna rzeczywistość. Spokojna, może nudna, przewidywalna. Następny dzień w kalendarzu do odhaczenia. To kolejny dla nas czwartek.
Taki zwykły, jakże błogi prawda?
Podobają Ci się moje teksty?
Udostępnij proszę.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warto!

CZY MAM PRAWO?

 




Zastanawiam się wciąż, czy mam prawo do uśmiechu?
Czy wypada żartować, pomyśleć o przyjemnościach, relaksie, gorącej kąpieli w wannie, miseczce lodów, bezczelnym leżeniu na kanapie i nierobieniu?
Czy mogę wyrazić zmęczenie zwykłym dniem, gdy pracuję więcej niż osiem godzin na dobę i po dwudziestej nadaje się już tylko do łóżka, bynajmniej w celach jednoznacznych?
Czy winnam planować kolejne dni jak gdyby nigdy nic?
Gubię się w mojej zwykłej rzeczywistości, sąsiadującej z tą mroczną, z niewyobrażalnym okrucieństwem.
Z moim poczuciem empatii naprawdę jest to trudne.
Bo jak żyć normalnie, gdy tuż obok rozpętało się piekło, którego istnienie niektórzy gorliwie negują?
Jak wyjaśnić to dzieciom, gdy samemu się tego nie pojmuje?
Cholernie to ciężkie.
Czytam sporo psychologicznych artykułów. Uspakajam się nieco, bo okazuje się, że mam prawo unieść kąciku ust ku górze, wyłączyć telewizor, określić jak i czy chcę pomagać.
Staram się mierzyć z tą niezrozumiałą rzeczywistością, przygryzam wargi i idę w nowy dzień. Z torebką i termosem gorącej herbaty, makijażem i umytymi włosami. Staram się uśmiechać i myśleć pozytywnie. Przytulam psa, w domu chodzę na paluszkach, by nie zbudzić najważniejszych ludzi w moim życiu. Jem na szybko naleśniki, jakie usmażyłam wczoraj, dopijam herbatę. I zaraz ruszam w nowy dzień. Ponoć mam do tego prawo. Ty też masz!
Spokojnego dnia!
Podaj ten post dalej.
Masz przecież prawo:)
Image by Pixabay

KOBIETA 2022

 


Kobieta jest niesamowita. Zniesie ogrom, przetrwa, odrodzi się, zaciśnie zęby, wytrzyma. I faktycznie, gdy pokocha, znienawidzi, ogarnie ją złość, czarna rozpacz czy bezkresna radość, ona pokazuje całą siebie, wszystkie barwy, emocje. Wtedy daje z siebie wszystko.
Nie jest słaba. Może tylko mniejsza, drobniejsza i pozornie tylko nie taka silna jak mężczyzna.
Nie zawsze podniesie wielką komodę, może nie zmieni koła w aucie czy nie pójdzie do pracy kopalni, ale weźmie karabin, będzie strzelała do wroga, gdy ten naruszy jej terytorium.
Będzie gotować dla wojska po kilkanaście godzin na dobę. Nauczy się przyrządzać koktajle Mołotowa, będzie plotła siatki wojskowe, opatrywała rany czy zrzucała drony nieprzyjaciela słoikami pikli.
Przejdzie dziesiątki kilometrów, z dzieckiem na ręku, opowiadając mu bajki, bezszelestnie połykając łzy. Na nowej ziemi będzie silna, choć spakowana w jedną walizkę, poradzi sobie. Owszem, po cichu będzie wyła w poduszkę, ale te emocje, które nią targają, nie są wcale jej słabością.
One są jak drogowskaz, pokazują jej kierunek, odwodzą od złych decyzji.
Kobieca intuicja to nie jakieś infantylne widzimisię.
To jej barometr, bardzo czule odbierający świat dookoła niej.
To że płacze, krzyczy, uwalnia całą feerię emocji nie jest oznaką braku kontroli.
To oczyszczenie, które pozwala jej się pozbyć się negatywnej energii.
Ta dla mężczyzn niezrozumiała kobiecość jest po coś.
By wyczuć drugiego człowieka, poznać go, pomóc mu.
By móc być matką i w mig rozpoznawać potrzeby dzieci, wychować je, uczyć jak poruszać się we współczesnym świecie.
By być partnerką, dać miłość.
By być szczęśliwą sama ze sobą.
Jest cholernie silna, zniesie wiele. Gdy kocha nie ma bólu, którego by nie wytrzymała.
Czasem myśli, że nie da już rady, a życie dokłada jej kolejne ciężary i ona choć pozornie taka słaba dzielnie je dźwiga. Kobieta uniesie więcej niż można by pomyśleć.
Ona upadnie i się podniesie.
Wypłacze, a potem się uśmiechnie.
Weźmie głęboki oddech i pójdzie przed siebie.
To jest właśnie KOBIETA. Jej dzisiejsze imię to UKRAINA.
Krucha jak szkło i silna jak stal.
Podoba Ci się mój post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją kobiecą stronę życia Poli Ann
Warto!
Image by Pixabay

JAK DOBRZE





Dziś tak bardzo bym chciała pomarudzić.
Oj tak ponarzekać, jak tylko my Polacy potrafimy.
Bo poniedziałek, bo zima wiosną, wichury, drożejące paliwo, ceny w sklepach wyższe. Bo znów do pracy i lekko nie będzie.
Bo sińce pod oczami, włosy jakieś takie byle jakie i apatia wiosenna.
Bo zmęczenie, brak słońca, chłód i szarzyzna wszędzie.
Bo czasu wiecznie brak, jakiś chory pęd nie wiadomo za czym.
Bo, bo, bo...
I jakoś straciłam ochotę ma narzekanie.
Rozejrzałam się.
Wokół mnie wszystko nadal takie samo.
Dziury w drogach, kapryśna pogoda, dużo aut i śmieciarka piątej rano.
Ludzie też ci sami.
Jak dobrze. Mówimy sobie "dzień dobry", machamy do siebie, chwilę pomarudzimy na aurę i biegniemy w swoją rzeczywistość, tak cudownie niezmienną. I na pewno zobaczymy się wieczorem lub ponownie jutro odśnieżając samochody.
Jak dobrze. Domy stoją, korki paraliżują miasto, praca jest tam, gdzie była. I szkoła i urząd, i sklep, i park.
Jak dobrze. Pies domaga się jedzenia, córka płacze, że ma trądzik i kłóci się o założenie kabaretek do szkoły, i godzinę gada z przyjaciółką przez telefon.
Jak dobrze. Dziś ugotuję szybki obiad, zawiozę młodą na tańce, a sama w wolnej chwili zerknę tutaj zobaczyć Wasze reakcje, wiedząc, że tam jesteście.
Jest dobrze. Wieczorem padnę ze zmęczenia na pysk, bo przecież dzień zapewne da mi w kość. I zasnę, ciesząc się, że śmierciarka już była.
Jak dobrze i tak bardzo chciałabym Wam powiedzieć, że będzie jeszcze lepiej.
Będzie. Jeszcze nie wiem kiedy.
Ale będzie.
Musi.
Limit zła się wyczerpie.
Kiedyś. A to też ma swoje granice.
Na pewno.
Spokojnego dnia. Niech będzie taki zwyczajny.
Udostępnij ten post.
Życzmy innym, by było zwyczajnie dobrze.
Czytaj mój blog Poli Ann
Warto.
Image by Pixabay

BOGATA

 



Jesteś bogata, choć zarabiasz średnią krajową czy nieco więcej.
Jesteś bogata, chociaż masz mieszkanie na kredyt i nie najnowsze auto. Kilku- czy nawet kilkunastoletnie.
Jesteś bogata, ale urlop spędzasz w kraju nie rozbijając się po pięciogwiazdkowych hotelach.
Jesteś bogata, choć ubrania kupujesz w sieciówkach, głównie z wyprzedaży.
Jesteś bogata, ale na śniadanie jesz chleb z serem albo smażysz na szybko jajecznicę, zamiast delektować się kawiorem popijanym porządnym szampanem.
Jesteś bogata, chociaż wiecznie nie masz czasu, nie robisz wielu rzeczy, które zazwyczaj robią bogacze.
Masz dach na głową.
Masz cokolwiek w lodówce i nie martwisz się o jutro. Przecież zawsze możesz kupić coś do jedzenia.
Masz pracę, rodzinę. A może jedno i drugie.
Masz wodę. Kto to słyszał by jej nie mieć, nie?
Jest Ci ciepło.
Myjesz się, nawet oszczędnie, ale nie myśląc czy starczy na jutro.
Masz hobby. Pewnie poświęcasz mu mało czasu, ale fajnie je mieć.
Masz ciszę wokół. Słyszysz co najwyżej auta pod domem czy imprezę u sąsiadów.
Krzyk słyszysz tylko w filmie lub może w szkole na przerwie.
Krew widzisz też w telewizji lub jeśli pracujesz w służbie zdrowia to wiesz, że trochę musi jej być.
Jesteś bogata, bo możesz myśleć co chcesz, masz dostęp do świata, do normalnego życia.
Posiadasz ogromne bogactwo.
Wiem, że to już wiesz.
Udostępnij ten post.
Czytaj mnie. Warto tu być.
Image by Pixabay

BRAK SŁÓW

 



Czasem jest tak, że słowa nie są w stanie wyrazić tego, co by się chciało. Mam wrażenie, że wszystkie już zostały wypowiedziane i napisane.
Szok, niedowierzanie, klęska, strach, męstwo, oszustwo, propaganda, bestialstwo, śmierć, honor, walka, ojczyzna, wojsko, schrony, alarmy, cywile, zbrodnia, ludobójstwo, morderca, sankcje, bomby, czołgi, broń, zjednoczenie, pomoc, granica, bohater, piekło, żołnierz i wiele innych.
Po '45 w Europie myśleliśmy chyba, że odeszły do lamusa. A one wróciły i przewróciły świat do góry nogami.
Obok tych strasznych i koszmarnych, są też te piękne i budujące. Czy tworzą równowagę? Nie. Ale koją. Choć na moment. Trzymam się ich.
I dziś nie napiszę więcej. Czasem cisza krzyczy najgłośniej...
Image by Pixabay

TYDZIEŃ

 


Tydzień.
Siedem dni.
Sto sześćdziesiątki osiem godzin.
To tak krótko i długo zarazem.
- Zobaczymy się za tydzień- mówisz ukochanej osobie. I każda godzina przedłuża się w nieskończoność.
- Mam tydzień urlopu- cieszysz się idąc na wolne i nawet nie wiesz, kiedy mija Ci ten czas.
W tydzień może nie zmienić się nic.
W tydzień możesz zacząć nowe życie, zakochać się, zachorować, wyzdrowieć.
W tydzień może Ci się skończyć świat.
I w ten sam tydzień świat może całkowicie się zmienić.
Tak jak zmienia się teraz.
Ludzie giną, tracą domy, pakują się w jedną torbę, uciekają, walczą, umierają, rodzą się, jednoczą, pomagają, wspierają, karmią.
To co dzieje się na Ukrainie jest straszne.
Słowa nie są w stanie tego opisać.
To, co dzieje się na wokół jest niesamowite - ta pomoc, to oddanie, ta bezinteresowność i jedność.
Tylko tydzień i aż tydzień.
Nic już nie jest takie samo...
Udostępnij ten post.
Warto.
Tydzień temu jeszcze żyliśmy w innym świecie.
Dziś, choć leje się tyle krwi, mamy ogrom nadziei.
Jeszcze na tych zgliszczach będzie pięknie.
Image by Pixabay

MAMUSIU

 



- Mamusiu, dlaczego mam jeść warzywa?
- Bo będziesz zdrowa.
- Mamusiu, czemu muszę myć rączki?
- Bo będą czyste i żadne zarazki ci nie zaszkodzą.
- Mamusiu, a dlaczego ten pan nosi okulary?
- Może nie widzi zbyt dobrze i one mu pomogą.
- Mamusiu, a dlaczego musimy słuchać policji?
- Bo są pewne zasady, których wszyscy musimy przestrzegać. Wtedy będzie porządek i zgoda.
- Mamusiu, czy pająk ma serce?
- Tak, takie maciupkie.
- Mamusiu, czy słoń umie pływać?
- Tak, umie. Nawet nurkuje.
- Mamusiu, a jak samolot lata?
- Ma takie silniki i skrzydła. Rozpędza się i jest w stanie się unieść.
- Mamusiu, a dlaczego Zuzia mi dziś wytknęła język?
- Pewnie była na coś zła. Może to był żart? A może pobaw się z nią, żeby nie było jej smutno.
- Mamusiu, skąd ty to wszystko wiesz?
- Chodziłam do szkoły i jestem troszkę starsza, to się nazywa doświadczenie. Życie mnie nauczyło.
- Mamusiu, a czemu tam giną ludzie?
- Nie wiem kochanie.
- Mamusiu, a dlaczego zaczęła się ta wojna?
- Bo ktoś chce wziąć coś, co nie należy do niego.
- Dlaczego?
- Nie wiem.
- Mamusiu, a czemu tam są rakiety? Coś złego ci ludzie tam komuś zrobili?
- Nie kotku. Nic.
- To dlaczego ich atakują?
- Nie wiem.
- Mamusiu, a czemu jest tyle zła na świecie?
- Nie wiem kotku.
- Dlaczego mamusiu teraz tego nie wiesz?
- Bo tego nie uczą w szkole, a i w życiu nie doświadczyłam wojny.
- To dobrze.
- Czemu tak sądzisz córeczko?
- Bo chyba żaden człowiek nie powinien nigdy dowiedzieć się czym jest wojna. Wtedy nie zrobi jej nikomu...
Udostępnij ten post.
I posłuchaj czasem dzieci. One dużo wiedzą.
Image by Pixabay

PO FERIACH

 


Nigdy nie myślałam, że z taką radością będę szła po feriach do pracy.
Jeszcze dwa tygodnie temu marudziłam na kwarantanny, zdalne nauczanie, pogodę, ogrom pracy. W ferie także pracowałam, jednak udało się na trzy dni dokądś wyjechać, iść do teatru.
I nagle budzę się rano w innej rzeczywistości. I nie rozumiem jej. Gdy tylko nie pracuję oglądam relacje na żywo, czytam artykuły.
Płaczę. Czuję się taka bezsilna wobec ogromu zła, które dzieje się tak blisko.
Płaczę, bo giną ludzie, honorowo w sekundę podejmując decyzję - albo ja albo oni.
Płaczę, bo świat zwykłych obywateli zamienia się w gruzy, bo wyją syreny, a dzieci na niebie zamiast spadających gwiazd widzą rakiety.
Płaczę, bo to wszystko nie ma sensu, bo setki tysięcy ludzi traci dach nad głową, a cały dobytek pakuje do jednej torby.
Płaczę, bo na ziemi właśnie panuje piekło.
Płaczę...
Wstaję. Jest cicho.
Jestem w domu. Pod kołdrą. Jest ciepło.
Pójdę do pracy, dzieci do szkoły. Będę uczyć, może narzekać na hałas na przerwie. Po pracy wyprowadzę psa, zrobię zakupy, ugotuję obiad, pomogę córce w lekcjach. Wieczorem pewnie będę zmęczona.
I cieszę się, że tak przewidywalny będzie ten dzień.
I kolejny, i następny mam nadzieję także.
Wcześniej marudziłam?
Głupia ja.
Przepraszam Cię Życie.
Przepraszam Cię Wolności.
Już nie będę.
Obiecuję.
Słowo.
Zdjęcie wykonane podczas warsztatów literackich "Piwnica u Konopnickiej", jakie miałam SZCZĘŚCIE prowadzić w III Liceum Ogólnokształcące im. Marii Konopnickiej we Włocławku przez Miłosz Kłobukowski.

WALIZKA

 



Mam taką dużą, fioletową. Na kółkach. Dobrej firmy, odporną na zniszczenia i wygodną w transporcie
Jest świetna, zmieści się w niej sporo.
Ale nie wszystko przecież.
Jak wyjeżdżam to często jeszcze biorę ze sobą drugą torbę.
Bo kosmetyki, buty, sukienki, bluzki, spodnie, marynarki, bielizna, piżama.
Może torebki. Zależy jako jest cel podróży.
Dokumenty, książka, laptop, ładowarki.
Czasem i nawet czajnik turystyczny i herbata, bo lubię gdy mam możliwość zrobić sobie coś ciepłego.
Tyle rzeczy mamy dookoła i są niezbędne prawda?
I wyobraź sobie, że za oknem słyszysz huk. To nie fajerwerki. W głowie się nie mieści, ale to nieznane Ci dotąd odgłosy rakiet, może samochodów pancernych, karabinów. Coś, co dzieciaki słyszą w grach komputerowych lub pamiętają nasi dziadkowie. Czujesz podświadomie silny strach i choć nie chcesz, to uciekasz szybko spakowawszy w taką fioletową walizę na kółkach swoje życie. Najpotrzebniejsze rzeczy, tak mówią.
A co to są w ogóle najpotrzebniejsze rzeczy jeśli udajesz się w drogę z biletem w jedną stronę?
Ciuchy? Sweter ciepły, podkoszulki, jakaś bielizna, spodnie. Jeśli masz rodzinę to pakujesz też rzeczy dzieci, ich ulubioną zabawkę, książeczkę, może kredki.
Kosmetyki? Szczoteczki do zębów, chusteczki, pieluchy, podpaski?
Dokumenty, może zdjęcia jeśli są gdzieś na wierzchu, pieniądze.
Przydałyby się leki i woda, ale czy w pośpiechu to weźmiesz?
Jedna waliza może być pełna przedmiotów wartościowych w danym momencie, bo podróż służbowa, urlop, wyjazd do rodziny.
Ale ta jedna waliza może zawierać całe Twoje życie, bo właśnie, choć nie pojmujesz, zaczęła się wojna. I z tą torbą na kółkach , brudną od błota, piachu, pyłu będziesz się przedzierać do nowego świata. W starym zostawiłeś wszystko. W tym, do którego masz szczęście dotrzeć, towarzyszy Ci ta torba, cały Twój dobytek, rzeczy na przetrwanie, pakowane w pędzie, może wcale nie te najlepsze i ulubione, bezcenne, bo nie masz nic innego. I śmiejesz się ze swojej wcześniejszej głupoty. Głośno, do rozpuku lub przez łzy. Teraz wiesz, że ta waliza to Twój mały świat, może towarzysz i doceniasz ją, bo tam masz schowane całe życie. Niemożliwe? A jednak...
Podaj ten post dalej.
Ku refleksji. I jeśli nie rozumiesz tego tekstu, to dobrze.
Znaczy, że jesteś szczęściarzem.
Image by Pixabay

SKOŃCZONOŚĆ

 


Dziś prowadząc warsztaty literackie z młodzieżą liceum, którego sama jestem absolwentką (III Liceum Ogólnokształcące im. Marii Konopnickiej we Włocławku) nie sposób było nie zapytać o samopoczucie tych młodych ludzi.
I pewien chłopak użył dziś niesamowitego słowa, z którym i ja się mogę utożsamić.
Ten szesnastolatek poczuł SKOŃCZONOŚĆ. Tym jednym wyrazem określił chyba to, co dziś czujemy. Jedni od samego rana, inni od nieco późniejszych godzin.
Dziś ten świat się skończył.
Kręci się dalej, trwa, istnieje, ale jest nowy, inny, niby znany, a jednak obcy.
Pękła bańka, w jakiej żyliśmy narzekając na korki, za dużo centymetrów w biodrach, niemiłych sąsiadów, pogodę, nie ten kolor sukienki czy krój spodni.
I nie sposób się nie zgodzić z tym, co powiedział ten młody człowiek.
Ja także czuję dziś SKOŃCZONOŚĆ.
Wracając z pracy, idąc po zakupy, odwiedzając bliskich.
I nie cieszy mnie tak bardzo to, co normalnie by mnie radowało.
Wywiad, jaki ze mną dziś przeprowadziła pewna fantastyczna kobieta, warsztaty, jakie prowadziłam czy nawet chruściki, która zrobiła moja mama, bo wie, że je uwielbiam.
SKOŃCZONOŚĆ przyszła nocą, nieproszona, z przytupem wprowadzona przez kogoś, kto uważa się za wszechmocnego.
Głośno i gwałtownie, bezwzględnie wyważyła drzwi nie pytając o wiek, płeć, wyznanie, obowiązki.
I dzieci znów nie poszły do szkoły, a ludzie do pracy.
Do dziś znaliśmy SKOŃCZONOŚĆ z opowiadań dziadków czy stron literatury. Ona była kiedyś, dawno temu, wtedy.
A wpadła dziś, nieproszona, niespodziewanie i zdefiniowała miliony istnień.
Czy ona sama się skończy, siebie wykończy i nie dokończy?
Tego nie wiem. Mogę mieć nadzieję. Tylko albo aż. Bo to ona umiera ostatnia.
Obraz David Peterson z Pixabay

DIWA

 



DIWA
Spojrzałaś na nią i myślisz sobie:
"Rety, jest piękna! Te włosy, nogi, usta, oczy i biust! Ach, diwa! Skąd się biorą takie kobiety? Ja taka nie jestem..."
Jesteś, tylko o tym nie wiesz.
Może zbyt się chowasz, zapominasz o sobie. Wszyscy inni są ważniejsi. Twoi bliscy, mąż/partner, dzieci, rodzeństwo lub wnuki, przyjaciele, współpracownicy.
Masz tyle obowiązków. Praktycznie nie odpoczywasz. Żyjesz w ustalonym rytmie, ciągle biegnąc, zaniedbując własne potrzeby i siebie samą. Fizycznie też. Przecież jesteś ładna, masz piękne włosy, intrygujące spojrzenie, serdeczny uśmiech. Ach i te nogi Twoje. Zawsze mówili, że świetne. A może w Twoim przypadku to biust, który zdobił Twój dekolt. Albo dłonie, delikatne, z ładną płytką paznokcia. Na pewno masz w sobie to coś. Tylko w tym pędzie o tym zapomniałaś. Włosy zszarzały, cera zbladła, uśmiech rzadko wita na Twojej twarzy, spojrzenie jest smutne. Mówią, że liczy się dusza, że wygląd nie jest istotny i choć popierasz tę tezę to czujesz, że lubisz o siebie zadbać. Dogadzasz wszystkim dookoła siebie pomijając. A przecież chodzi o to byś dobrze czuła się ze swoim odbiciem. Jesteś pomocna, obowiązkowa, starasz się być dobrym człowiekiem, innych stawiasz na pierwszym miejscu i coraz rzadziej spoglądasz w lustro, bo nie czujesz się atrakcyjna. Odbierasz sobie do tego prawo w imię pracy nad charakterem czy samorozwoju. I wspaniale jeśli dbasz o wnętrze, ale kto Ci broni dbać o opakowanie? Jeśli podświadomie wiesz, że pragniesz choć na chwilę pomyśleć o sobie, to powinnaś to zrobić. Zajmij się sobą, ciało także zasługuje na pielęgnację.
Podziwiać inne kobiety możesz, ale nie zniżając własnej wartości. Nie porównuj się, nie myśl o brakach, myśl o swoich walorach, mocnych stronach, które sprawiają, że jesteś wyjątkowa. Nie musisz być lepsza. Chodzi o to, byś nie czuła się gorsza, tylko dlatego, że chwilowo zapomniałaś o sobie.
Chcesz być diwą to po prostu nią bądź. Idź do fryzjera, pomaluj paznokcie, wytuszuj rzęsy, nałóż maseczkę, wklep krem, idź na masaż, saunę czy trening. Spaceruj, medytuj, biegaj. Rób to, co sprawia Ci przyjemność. Nie żałuj sobie. Kobiety, które podziwiasz też tak robią. Nie budzą się od razu w pełnym makijażu, nie mają aksamitnej skóry tak po prostu. One poświęcają sobie czas. I na tym polega bycie diwą. Nie na samym efekcie końcowym, lecz na całym procesie, jaki do niego prowadzi.

Podoba Ci się ten post?
Udostępnij go.
Obserwuj moją stronę. Warta jest Twojego czasu.

WIETRZNIE

 



Dziś spontanicznie.
Bardzo wieje, słyszę krople wirujące za oknem, w sumie to obijające się o szyby. Wiatr dziś jest bezlitosny, nawet drzewa porywa w jakieś szalone podrygi. Takiego wiatru się boję. Może narobić wielu szkód...
Jednak, gdy pomyślę o takiej wichurze w przenośnym znaczeniu sądzę wówczas, że czasem takich powiewów potrzebujemy. I nie chodzi o to, by kogoś krzywdzić. Taki mocniejszy podmuch chwilowo może zniekształcić krajobraz, a potem pokazać go w nowej odsłonie. Może przewiać złe chmury i zrobić miejsce tym dobrym. Może popchnąć nas do działania.
Dziś dbajcie o siebie i innych.
I życzę Wam tylko pomyślnych wiatrów!

ZŁOTA MYŚL

 


Na wieczór taka złota myśl. Bardzo oczywista, prosta, ale wciąż za mało obecna w naszych głowach:
Szczęśliwa kobieta jest wypoczęta, świadoma swojej wartości. Dogadała się sama z sobą, czuje swobodnie w swojej skórze, potrafi skupić się na swoich walorach i jak ma ochotę na zdjęcie, to po prostu siada choćby na schodach, na bosaka, wygodnie i się uśmiecha. Dała sobie luz, przyhamowała, poświęciła sobie czas w takiej formie, jakiej lubi.
Może:
przeczytała fajną książkę, medytowała, była na saunie, trenowała, zjadła coś pysznego bez wyrzutów sumienia, z przyjemnością obejrzała film, była na fantastycznym spotkaniu, wyspała się, wcześniej skończyła pracę, zamknęła ważny projekt, poznała kogoś interesującego, brała udział w ciekawych warsztatach, była w teatrze/kinie/galerii...
Zrobiła coś dla siebie, a może nic nie zrobiła i po prostu szczerze się śmieje.
Ona nic nie musi.
Ona tylko może.
Nie zapominaj tego!
Dobrego wieczoru!
Jeśli podoba Ci się ten post, to wiesz co zrobić:)
Poleć mój blog Poli Ann
Wart jest tego!

KOCHAM CIĘ

 


Wiesz, ja Ciebie kocham.
Początkowo wydawałaś się bardzo zamknięta, może zbyt zraniona, by dać do siebie dostęp. A może nie wierzyłaś, że możliwe jest, by ktoś Cię pokochał?
Pierwszy raz albo i kolejny.
Zbyłaś mnie śmiechem twierdząc, że miłość nie istnieje. A ona jest, na pewno gdzieś jest. Nie każdy umie ją czuć i dać. Ty też wahasz się czy ją przyjąć. Nie ufasz, boisz się, kryjesz. A przecież jesteś wspaniałą osobą. Silną i kruchą jednocześnie, skromną i pewną siebie, czasem szaloną, a czasem bardzo spokojną.
Znam Cię tak dobrze. Od tyłu lat przyglądam Ci się bacznie. Poznaję i przekonuję się, że kto jak kto, ale Ty zasługujesz na walentynkę nie tylko dziś. Tak po prostu. Spójrz w lustro. No śmiało. Śmielej, nie krępuj się. Taka fajna babka musi być kochana. Pamiętaj.
Twoja JA

TE ROZMOWY CD.3






- Ja zawału dostanę! - Bartka głos był pełen rozgoryczenia.
- Co tym razem? Żona za jurna? - Kaśki jak zwykle nie opuszczał dobry humor.
- Baby to są w ogóle jurne! - rozkręcał się w narzekaniu.
- Uuu poważna sprawa widzę, tylko Bartuś ja twoją Agnieszkę znam za dobrze i chyba tajemnic waszej alkowy znać nie chcę. - Kobieta uśmiechnęła się szeroko i puściła kumplowi oczko.
- Co? To nie o Agnieszkę chodzi - odburknął.
- No masz! Babę masz??? - Kaśka otworzyła szeroko swoje i tak niemałe ślepia. - Na litość boską, Bartek pogrzało cię???? Ja rozumiem, nuda, rutyna, zmiany by się chciało, ale Aga to naprawdę fajna babka i kocha cię jak wariatka. Nie zasługuje na przyprawianie rogów...
- Kaśka, nikt nie zasługuje to raz. Dwa czyś ty oszalała? Jaką babę? To ja romans muszę mieć, żeby zawału dostać? Uniesienia z małżonką mi wystarczą. Ja o młodzieży gadam.
- Bartek jakiej młodzieży? Co ty wygadujesz? Źle ci?
- No źle... - zawiesił głos.
- Jezus Maria o czym ty nawijasz człowieku? Zawału ja tu zaraz dostanę po tym jak zdzielę ci z prawej dłoni - Kaśka wyraźnie się zirytowała.
- Mi o moją Mi chodzi. Odwaliła numer.
- W ciąży jest! - kobietą bardziej to stwierdziła aniżeli zapytała.
- Gorzej!
- Bliźniaki?
- Kaśka słuchaj ze zrozumieniem! - Bartek aż się wydarł.
- Poroniła? - zapytała cicho.
- Nie! Nic z tych rzeczy.
- Rany, to co? Chora jest?
- Nie, zdrowa jak rydz.
- Stary to już nie wiem, emocje jak na grzybach. Mów o co chodzi, bo tu zaraz zejdę!
- Zerwała z tym swoim - powiedział jednym tchem.
- Tym, co to ten tego? - Kaśka się uśmiechnęła.
- No tak! Taka zakochana a nagle stwierdziła, że go odprawi.
- To dobrze. Widocznie jej nie odpowiadał.
- Ale ona z nim spała!!!
- No i? Bo ja związku nie widzę. A co, ślub wzięła? - Kaśka wzruszyła ramionami.
- No nie, ale to z nim przecież...
- Uprawiała seks - kobieta dokończyła zdanie, z którym Bartek najwyraźniej wciąż miał problemy. - Czy to znaczy, że jak mu wianek oddała to ma mu życie oddać?
- No nie, ale ona ma nowego i tak po prostu stwierdziła, że z tym nowym to dopiero iskrzy. Wióry lecą. Tak mi powiedziała. - złapał się za głowę.
- Zuch dziewczyna! - Kaśka klasnęła w dłonie.
- Co ty pleciesz?
- No gość jej nie pasował to zmieniła na lepszy model! Mój drogi ty też żeś rozwód brał, pozwól że ci przypomnę.
- Kaśka!
- No co! Posłuchała cię. Dziewczyna myśli. Seks jest w związku bardzo ważny przecież, po co ma być z kimś, z kim jej nie po drodze? To nie dziewiętnasty wiek! Kobiety wiedzą czego chcą!
- Ale żeby tak zaraz z drugim?
-A ty ile bab miałeś? No błagam! Tobie wolno, a jej nie? 
- Niby wolno...
- Co niby? Równouprawnienie jest. Ty mogłeś, to ona też. Koniec i kropka! Ty się tylko upewnij czy się zabezpieczają i czy są zdrowi oboje.
- Mówisz?
- Mówię jak mówię, a jak mówię to wiem - Kaśka pojechała  Zenkiem z "Kogla mogla".
- Daj spokój z tymi babami - Bartek westchnął.
- Chłopaku dumny bądź. Se dziewczyna dobrze ścieli, jak chce się wyspać. Młoda, zdrowa to używa. Żonatego wzięła?
- Nie! Młody szczyl jak i ona. Wolny.
- I niech się...docierają porządnie - uśmiechnęła się.
- Jakie porządnie?
- No normalnie. Chłopom wolno, babom nie?
-  Jezu Kaśka, nie mogę z tobą!
- Ja wiem, że nie możesz. Żonę masz. 
- To co ja mam zrobić?
- Z żoną? No stary, ja ci mam mówić? - Kaśka bawiła się w najlepsze.
- Ja nie o Adze. Z nią dam radę. - uśmiechnął się.
- No oby!
- Ja z moją Mi nie wiem co robić...
- Ty z nią nic. Chłopaka ma od tego. Ty możesz co najwyżej się cieszyć, że masz świadomą córkę. Poradzi se dziewczyna w życiu, ot co! - odrzekła Kaśka i starym stylem poklepała kumpla po plecach.


Podoba Ci sie ten post?
Udostępnij go.
Czytaj mnie Poli Ann
Na mojej stronie znajdziesz tylko moje teksty, które napisało zycie.
Image on Pixabay

Z ŻYCIA BELFERKI

 



Jestem medium. Pojawiam się i różne cuda techniki szwankują. Tak mam z laptopami, telefonami, ładowarkami itp. Nawet jak na wywiad idę to zawsze coś nie działa. Biedna Karolina się śmiała, że mnie do studia już nie zaprosi:) Nie żebym coś psuła, zalewała kawą, rozładowywała laptopy do końca i dziwiła się, że nie działają. Nic z tych rzeczy! Ja się po prostu pojawiam i swoją aurą to czynię:)
Jako że ostatnimi czasy moja praca jest zdecydowanie zdalna to bez komórki i laptopa nie funkcjonuję. Zaraz na początku pandemii przejęłam "ogólnorodzinny" laptop. Ten świrował, ładowarka odmówiła posłuszeństwa, a ja klęłam w niebogłosy i płakałam z bezsilności, bowiem mam zbyt duże poczucie obowiązku i nawet jeśli coś dzieje się niezależne ode mnie to ja się wściekam.
Zaanketowałam więc laptop mojego lubego ku jego niezbyt dużemu zadowoleniu, chłopa mego rzecz jasna, a nie komputera. Ten śmigał najpierw jak brzytwa (nadal mowa o kompie) a potem to mi się wyłącza nagle, zwalnia, laguje na komunikatorach (słowa tego nauczyły mnie moje dzieci w szkole), więc ja na nowo rwę włosy z głowy i ryczę z bezradności. Dokupujemy więc wzmacniacz sygnału, luby mi oczyszcza pamięć w lapku, czaruje, kombinuje, przez moment jest ok, a potem powtórka z rozrywki. Co dzień ro gorzej. Wiem, że mogę wypożyczyć sprzęt ze szkoły, ale to ratuje sytuację chwilowo. Poza tym na służbowym laptopie nie wgram aplikacji, z których korzystam na przykład w pracy ze studentami. Wiem też, że istnieją serwisy naprawcze, ale póki co opcji nie ma bym nawet dzień była bez laptopa. Chodzę więc po chałupie, wyrywam se włosy z głowy, marudzę, jojczę, płaczę, przeklinam. Normalnie przedstawienie godne roli oscarowej z tym, że ja nie udaję. Chłop mój milczy, rozkłada bezradnie już ręce, bo sprawdzał mi ten laptop milion razy, słucha bidny mojego biadolenia aż w końcu wychodzi z domu. Z dzieciakiem dodam! Jeszcze mi tego brakowało! Mi tu świat się wali, a ten se zamyka drzwi i znika jegomość jeden. I pewnie do Maca jadą, by mnie mocniej wkurzyć. Więc mi w to graj! Marudzę dalej już nie tylko na laptopa (celowo odmieniam ten rzeczownik, traktuję go bowiem jako złośliwego osobnika płci męskiej, żywotnego!), ale i na małżonka własnego i latorośl osobistą, która to dziewięć miesięcy w brzuchu nosiłam. Było za mąż iść? Użerać się? Dziecko rodzić? Pomocy nawet w niedoli nie dostać? Wyśpiewałam całą litanię aż mi się lżej na duszy zrobiło po czym mój ślubny z córką moją prawie wyrodną zjawia się w domu. Chłop patrzy na mnie i moje gadanie z politowaniem, ja nawijam jak nakręcona jaki to on niedobry, że mnie nawet nie wspiera, a ten milczy dalej i się głupio szczerzy. Masz ci los. Już mnie ręka świerzbi, by mu ten uśmieszek z twarzy zdjąć takim prawym sierpowym na ten przykład, a córa moja cichaczem na stole pudło z napisem ACER kładzie. No se zakupy jeszcze zrobili podczas, gdy ja tu taka biedna w domu sama przerażona jak jutro poprowadzę zajęcia. Co za dziady!
Po czym mnie oświeca. Toć ACER laptopy robi! No masz, ten se jeszcze kompa kupił.! Bezczelny!!! Po czym mnie przytula (chłop mój, a nie laptop) na spółę z latoroślą moją i mówi, że z jakichś zaskórników mi ten sprzęt kupił, bym sobie w spokoju pracować mogła. Mnie szczęka opadła, jeszcze niesztuczna, ale i tak niemal z podłogi ją zbierałam. I znów w płacz uderzyłam, tym razem z radości. Nie będzie już pracy na dwóch kontuzjowanych laptopach ani robienia z siebie idioty!
- Słyszycie mnie? Nie? Ojej to ja komp zmienię. A teraz? Lepiej? Nadal zacina...A widzicie obraz? Nie? Słychać mnie? Tak? Uff, przynajmniej to....
Wieczorem pięknie wgraliśmy różne programy, z których korzystam w pracy zdalnej. Komp śmiga jak ta lala. Ja mu niemal pokłony biję, by mi się tylko nie zbuntował i by nie uległ mojemu czarowi i tak sobie knuję czy jak przed moim autem się tak rzewnie rozpłaczę to mój chłop z zaskórników jakichś mi nową furę sprawi? :))))
Dziękuję też mojej Córci, co to naleśniki babci woli, ale w akcji "Kup mamie laptopa, żeby mieć święty spokój w domu" aktywny udział brała :)

KOMPLEMENT

  - Ładna sukienka. - No coś ty, stara. - Ślicznie dziś wyglądasz. - Nie przesadzaj. - Do twarzy ci w tych okularach. - E tam. Zwykłe oksy. ...