DZIAD

 


DZIAD – „Listy do Emki” - fragmenty
"(...)
– Musisz się przebadać. Chora jestem. Trzeba sprawdzić, jak jest z tobą – Ilona poinstruowała krótko. Na jednym oddechu. Poszło!
– Przeziębiona jesteś? Nie złapię nic, spokojna głowa. Mam dobrą odporność. O mnie się nie martw, ja sobie radę daaam! – zanuciła, przeciągając w swoim stylu ostatnią nutę. (…)
– Jak to chora? – zapytała ponownie, wpatrując się w końcu w przyjaciółkę. Niemożliwe, przecież Ilona to okaz zdrowia. Jest aktywna, nie pije, nie pali, je zdrowo. Uśmiechnięta, pozytywna – Ila, no mówże, bo zawału dostanę? Tylko nie gadaj, że to rak, proszę. Prawda, że nie rak??? – spojrzała błagalnie.
– A można się tym zarazić? – Ilona spytała, uśmiechając się lekko. Rozbawiła ją ta Ada. Trzpiotka – Nie. Mam HCV, żółtaczkę, musisz zbadać wątrobę. Iść na krew. Badanie zrobisz za trzy dychy, będzie szybciej. Albo pójdziesz do lekarza rodzinnego i poprosisz o skierowanie. Dostaniesz bez problemu, bo masz stały kontakt z osobą zakażoną. Wynik będzie następnego dnia i po kłopocie. Prawdopodobieństwo jest małe, ale chcę, żebyś zrobiła to badanie.
– Ha co? – oczy Ady robiły się coraz większe. Ilona miała wrażenie, że firanka sztucznych rzęs zaraz jej odpadnie, bo klej nie da rady utrzymać takiej objętości powieki. Ale nie. Mocno się trzymają. Nie odpadły. Za to szczęka Ady tak.
– Ha–Ce–Fał. Wirusowe zapalenie wątroby. Po polsku: żółtaczka – wyjaśniła Ilona.
– A co to do jasnej Anielki jest? Gdzieś ty to złapała? Jak? Ty święta Ilona??? Niemal dziewica orleańska? – no tak, Ada musiała skomentować jej życie, a raczej „nieżycie” seksualne.
– Nie wiem – odparła Ilona, lekceważąc komentarz przyjaciółki – Mogłam pół roku temu u kosmetyczki, w trakcie porodu, wizyty u dentysty albo jako małe dziecko będąc w szpitalu. Albo ktoś mnie zaraził. Mama i babcia nie. Są czyste. Emka na szczęście też. Tata? Tego się już nie dowiem. Na celowniku jest jeszcze Paweł i…
– Mateusz – dokończyła Ada – A to przez krew czy inaczej jeszcze? Bo Mateusz to nie sądzę. Za grzeczny na hulaszcze życie.
– Kontakt krwi. Bezpośredni. Ślina nie, droga kropelkowa nie. Dlatego jeżeli tylko ja z mojego kręgu choruję, a póki co tak chyba jest, ty też jesteś czysta – Ilona wyjaśniała dalej.
– Spokojna głowa mała. Diabli złych nie biorą za życia – Ada uśmiechnęła się szeroko.
(…) spojrzała w niebo, po czym wzięła głęboki wdech i w swoim stylu wypaliła:
– Dobra. Trzeba to wziąć na klatę. Na pewno jesteś chora?
– Na pewno. Dwa razy badali – Ilona potwierdziła (…).
– Okej. Jesteś chora. Masz wirusa. To trzeba się go pozbyć. Da radę, nie? Raka leczą, AIDS już prawie, to i to wyleczą. Zbieramy amunicję i do boju (…).
– Ada, chętnie zbiorę amunicję, tylko jeszcze nie wiem jaką. I w bój polezę, tylko to troszkę trudne. Mam typ C. Powiem ci, niefajny. Bardzo oporny na leczenie dziad. Nie ma na niego szczepionki. Są terapie, bardzo kosztowne. Trzeba długo na nie czekać.
– Jak długo? Tydzień? Dwa?
– Nawet kilka lat, ale i tak nie masz pewności, czy się uda. To loteria. Jeszcze nie umieram. Zresztą nie mam zamiaru, szczerze mówiąc. Dziad dziadem, ale żyć trzeba.
– Bez takich mi tu insynuacji! Nie wolno ci umierać – z oczu Ady wystrzeliły iskry, a jej głos wybrzmiał tonem nie znoszącym sprzeciwu, któremu nie oparłaby się pewnie sama śmierć.
– Mam po prostu wirusa, który powoli sobie działa. Ale kropla drąży skałę. Muszę dbać o siebie. Regularnie się badać i czekać na terapię. Tak to wygląda. W innych krajach dają leczenie od ręki (…). Gdybym więcej piła, to może wzięliby mnie na cito. No widzisz Ada, było pić. Że też cię nie słuchałam... A tak dziad jest chwilowo bezpieczny, bo służba zdrowia nie ma dla mnie miejsca.
– Jak to nie ma leczenia??? !!! Na litość boską! – Ada niemal krzyknęła – To, co masz dostać raka i spokojnie na to czekać? To kredyt jakiś weźmiemy cholera czy co!!!! (…)"
Tak wyglądała moja rzeczywistość w 2010 roku, kiedy to dowiedziałam się o chorobie. Wyrok usłyszałam przez telefon, będąc w bardzo wczesnej ciąży. Mój świat się zawalił. Diagnoza była bezlitosna, a ja i moje dziecko bezbronne. Nie mogłam zrobić nic poza rezygnacją z porodu naturalnego i z karmienia piersią. Współczesne "madki" zapewne wylały by na mnie wiadro pomyj krzycząc zaciekle, że nie jestem godna nazywać się matką, skoro moje dziecko przyszło na świat przez „wydobyciny” i karmione było z butelki. Przez jedenaście lat niemal nikomu nie powiedziałam o chorobie. Prawdę znali tylko najbliżsi mi ludzie i lekarze. Panicznie bałam się odrzucenia, dźwigałam swój krzyż sama ukradkiem połykając łzy. A te roniłam najczęściej pod prysznicem sparaliżowana strachem nie tyle o siebie, co o dziecko jakie nosiłam pod sercem.
HCV jest okrutne, niewidzialne, niedające jednoznacznych objawów. To choroba widmo, niszcząca i ciało i umysł. Życie z tykająca bombą i świadomość bycia zagrożeniem dla tych, których się kocha, jest nie do zniesienia. Światełkiem w tunelu były wyniki rocznej córki, która wirusa ode mnie nie złapała. Moja droga do zdrowia była długa i kręta. Wiele walk przegrałam, po zdrowie jeździłam setki kilometrów nie rezygnując z pracy. Nie chciałam niczyjej litości. Byłam przecież taka silna, niczym stal, a wewnątrz krucha jak szkło. Wojnę z HCV wygrałam w marcu 2017. Od tamtej pory narodziłam się po raz drugi. Moja szkarłatna litera zniknęła. Ja odważyłam się otworzyć blog, wydać jedną książkę aż w końcu byłam gotowa na zdrowotny „coming out” - LISTY DO EMKI.
Dziś umiem powiedzieć: TAK, MIAŁAM HCV. I już się nie wstydzę ani nie boję. Nie zachorowałam na skutek zaniedbań swoich czy moich rodziców. Jak zdecydowana większość chorych zaraziłam się przypadkiem, najprawdopodobniej w okresie niemowlęcym, gdy przetaczano mi krew.
Jako eks HCV-pozytywna nie mogę oddawać krwi ani szpiku, nie mogę być dawcą organów, będąc w ciąży nie mogłam nawet magazynować krwi pępowinowej. Czułam się nic niewarta.
Dziś uważam inaczej. Wygrałam wojnę, pozbyłam się „dziada” i obojętnie czy chora, czy zdrowa jestem WARTOŚCIOWYM CZŁOWIEKIEM.
„Listy do Emki” mają Was uświadomić. HCV nie może stygmatyzować chorego. Wykańcza go wystarczająco. Najważniejsze, by otoczenie dało mu wsparcie, a świadome społeczeństwo nie wytykało palcami, tylko badało się regularnie. Nigdy nie wiesz, czy chory nie jesteś Ty. No właśnie robiłeś/-ąs kiedyś test?
Podaj mój post dalej.
Koniecznie!
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warto!

Komentarze

Popularne posty