(PRAWIE) ZŁODZIEJKA ROWERU

 


Ostatnio prawie ukradłam...swój własny rower.

Tak, z pomocą jednego gościa zakosiłam bezczelnie mojego kochanego miętusa!

W biały dzień, pod Biedronką
Ale od początku…
Mknę na moim niezawodnym bicyklu, gadam z przyjaciółką przez telefon (słuchawka!), plotkujemy w najlepsze. Parkuję pod biedrą, bo uświadomiłam sobie, że rodzinę trza na karmić. Zapinam rower i lecę po jakie delikatesy. Wracam objuczona na tyle, by koszyk miętusa wszystko pomieścił. Wkładam rękę do kieszeni w poszukiwaniu kluczyka do blokady i doopa. Nie moja tylko tak w ogóle. Ni ma. Jedna kieszeń, druga, trzecia, czwarta. Plecak obmacałam, wszystko wyjęłam, zakupy z torby tyż. Nawet do blokady zajrzałam czy tam aby kluczyk się nie ostał. No ni ma. Wracam więc do biedry czołgając się prawie, szukam po podłodze, w koszyku i owocach. W kasie pytam. Już ochroniarz mnie zdybał swoim wzrokiem i obserwuje bacznie, co zwędzę. A ja nadal niucham po ulubionym supermarkecie Polaków i nic. Ni ma! Wracam do bicykla, niemal na klęczkach i dzwonię do lubego, który najpierw pęka ze śmiechu, a potem mężnie, jako że wybranka jego serca wzywa, postanawia przyjść jej z odsieczą. Nie na białym rumaku co prawda, ale za to w granatowej furze. Jedyny problem to to, że musi skombinować nożyce do cięcia metalu i przebić się przez zapchaną obwodnicę. Ja więc, choć macam się dosłownie wszędzie i kluczy nigdzie przy sobie ani poza mną nie znajduję, postanawiam zatem jak księżniczka poczekać na swojego księcia jedyne półtorej godziny. Aż ochroniarz do mnie przychodzi, współczuje mi strasznie i obiecuje przymknąć oko jak mój rycerz będzie kradł mojego miętusa. Wtem widzę go jak idzie, zmęczony po trudach podróży do swojej sierotki, w ręki dzierży jakieś żelastwo i jednym ruchem oswabadza (czytaj: przecina w miejscu publicznym blokadę) mój uwięziony przeze mnie bicykl. A ja mu jeszcze przy tej kradzieży w biały dzień brawo biję. A ochroniarz wraz ze mną Ach życie:)



Komentarze

Popularne posty