DZIAD

 


DZIAD – „Listy do Emki” - fragmenty
"(...)
– Musisz się przebadać. Chora jestem. Trzeba sprawdzić, jak jest z tobą – Ilona poinstruowała krótko. Na jednym oddechu. Poszło!
– Przeziębiona jesteś? Nie złapię nic, spokojna głowa. Mam dobrą odporność. O mnie się nie martw, ja sobie radę daaam! – zanuciła, przeciągając w swoim stylu ostatnią nutę. (…)
– Jak to chora? – zapytała ponownie, wpatrując się w końcu w przyjaciółkę. Niemożliwe, przecież Ilona to okaz zdrowia. Jest aktywna, nie pije, nie pali, je zdrowo. Uśmiechnięta, pozytywna – Ila, no mówże, bo zawału dostanę? Tylko nie gadaj, że to rak, proszę. Prawda, że nie rak??? – spojrzała błagalnie.
– A można się tym zarazić? – Ilona spytała, uśmiechając się lekko. Rozbawiła ją ta Ada. Trzpiotka – Nie. Mam HCV, żółtaczkę, musisz zbadać wątrobę. Iść na krew. Badanie zrobisz za trzy dychy, będzie szybciej. Albo pójdziesz do lekarza rodzinnego i poprosisz o skierowanie. Dostaniesz bez problemu, bo masz stały kontakt z osobą zakażoną. Wynik będzie następnego dnia i po kłopocie. Prawdopodobieństwo jest małe, ale chcę, żebyś zrobiła to badanie.
– Ha co? – oczy Ady robiły się coraz większe. Ilona miała wrażenie, że firanka sztucznych rzęs zaraz jej odpadnie, bo klej nie da rady utrzymać takiej objętości powieki. Ale nie. Mocno się trzymają. Nie odpadły. Za to szczęka Ady tak.
– Ha–Ce–Fał. Wirusowe zapalenie wątroby. Po polsku: żółtaczka – wyjaśniła Ilona.
– A co to do jasnej Anielki jest? Gdzieś ty to złapała? Jak? Ty święta Ilona??? Niemal dziewica orleańska? – no tak, Ada musiała skomentować jej życie, a raczej „nieżycie” seksualne.
– Nie wiem – odparła Ilona, lekceważąc komentarz przyjaciółki – Mogłam pół roku temu u kosmetyczki, w trakcie porodu, wizyty u dentysty albo jako małe dziecko będąc w szpitalu. Albo ktoś mnie zaraził. Mama i babcia nie. Są czyste. Emka na szczęście też. Tata? Tego się już nie dowiem. Na celowniku jest jeszcze Paweł i…
– Mateusz – dokończyła Ada – A to przez krew czy inaczej jeszcze? Bo Mateusz to nie sądzę. Za grzeczny na hulaszcze życie.
– Kontakt krwi. Bezpośredni. Ślina nie, droga kropelkowa nie. Dlatego jeżeli tylko ja z mojego kręgu choruję, a póki co tak chyba jest, ty też jesteś czysta – Ilona wyjaśniała dalej.
– Spokojna głowa mała. Diabli złych nie biorą za życia – Ada uśmiechnęła się szeroko.
(…) spojrzała w niebo, po czym wzięła głęboki wdech i w swoim stylu wypaliła:
– Dobra. Trzeba to wziąć na klatę. Na pewno jesteś chora?
– Na pewno. Dwa razy badali – Ilona potwierdziła (…).
– Okej. Jesteś chora. Masz wirusa. To trzeba się go pozbyć. Da radę, nie? Raka leczą, AIDS już prawie, to i to wyleczą. Zbieramy amunicję i do boju (…).
– Ada, chętnie zbiorę amunicję, tylko jeszcze nie wiem jaką. I w bój polezę, tylko to troszkę trudne. Mam typ C. Powiem ci, niefajny. Bardzo oporny na leczenie dziad. Nie ma na niego szczepionki. Są terapie, bardzo kosztowne. Trzeba długo na nie czekać.
– Jak długo? Tydzień? Dwa?
– Nawet kilka lat, ale i tak nie masz pewności, czy się uda. To loteria. Jeszcze nie umieram. Zresztą nie mam zamiaru, szczerze mówiąc. Dziad dziadem, ale żyć trzeba.
– Bez takich mi tu insynuacji! Nie wolno ci umierać – z oczu Ady wystrzeliły iskry, a jej głos wybrzmiał tonem nie znoszącym sprzeciwu, któremu nie oparłaby się pewnie sama śmierć.
– Mam po prostu wirusa, który powoli sobie działa. Ale kropla drąży skałę. Muszę dbać o siebie. Regularnie się badać i czekać na terapię. Tak to wygląda. W innych krajach dają leczenie od ręki (…). Gdybym więcej piła, to może wzięliby mnie na cito. No widzisz Ada, było pić. Że też cię nie słuchałam... A tak dziad jest chwilowo bezpieczny, bo służba zdrowia nie ma dla mnie miejsca.
– Jak to nie ma leczenia??? !!! Na litość boską! – Ada niemal krzyknęła – To, co masz dostać raka i spokojnie na to czekać? To kredyt jakiś weźmiemy cholera czy co!!!! (…)"
Tak wyglądała moja rzeczywistość w 2010 roku, kiedy to dowiedziałam się o chorobie. Wyrok usłyszałam przez telefon, będąc w bardzo wczesnej ciąży. Mój świat się zawalił. Diagnoza była bezlitosna, a ja i moje dziecko bezbronne. Nie mogłam zrobić nic poza rezygnacją z porodu naturalnego i z karmienia piersią. Współczesne "madki" zapewne wylały by na mnie wiadro pomyj krzycząc zaciekle, że nie jestem godna nazywać się matką, skoro moje dziecko przyszło na świat przez „wydobyciny” i karmione było z butelki. Przez jedenaście lat niemal nikomu nie powiedziałam o chorobie. Prawdę znali tylko najbliżsi mi ludzie i lekarze. Panicznie bałam się odrzucenia, dźwigałam swój krzyż sama ukradkiem połykając łzy. A te roniłam najczęściej pod prysznicem sparaliżowana strachem nie tyle o siebie, co o dziecko jakie nosiłam pod sercem.
HCV jest okrutne, niewidzialne, niedające jednoznacznych objawów. To choroba widmo, niszcząca i ciało i umysł. Życie z tykająca bombą i świadomość bycia zagrożeniem dla tych, których się kocha, jest nie do zniesienia. Światełkiem w tunelu były wyniki rocznej córki, która wirusa ode mnie nie złapała. Moja droga do zdrowia była długa i kręta. Wiele walk przegrałam, po zdrowie jeździłam setki kilometrów nie rezygnując z pracy. Nie chciałam niczyjej litości. Byłam przecież taka silna, niczym stal, a wewnątrz krucha jak szkło. Wojnę z HCV wygrałam w marcu 2017. Od tamtej pory narodziłam się po raz drugi. Moja szkarłatna litera zniknęła. Ja odważyłam się otworzyć blog, wydać jedną książkę aż w końcu byłam gotowa na zdrowotny „coming out” - LISTY DO EMKI.
Dziś umiem powiedzieć: TAK, MIAŁAM HCV. I już się nie wstydzę ani nie boję. Nie zachorowałam na skutek zaniedbań swoich czy moich rodziców. Jak zdecydowana większość chorych zaraziłam się przypadkiem, najprawdopodobniej w okresie niemowlęcym, gdy przetaczano mi krew.
Jako eks HCV-pozytywna nie mogę oddawać krwi ani szpiku, nie mogę być dawcą organów, będąc w ciąży nie mogłam nawet magazynować krwi pępowinowej. Czułam się nic niewarta.
Dziś uważam inaczej. Wygrałam wojnę, pozbyłam się „dziada” i obojętnie czy chora, czy zdrowa jestem WARTOŚCIOWYM CZŁOWIEKIEM.
„Listy do Emki” mają Was uświadomić. HCV nie może stygmatyzować chorego. Wykańcza go wystarczająco. Najważniejsze, by otoczenie dało mu wsparcie, a świadome społeczeństwo nie wytykało palcami, tylko badało się regularnie. Nigdy nie wiesz, czy chory nie jesteś Ty. No właśnie robiłeś/-ąs kiedyś test?
Podaj mój post dalej.
Koniecznie!
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warto!

ZŁAMANIA

 




Masz Ich pełno. Nie tylko takich, które przydarzyły Ci się na boisku, placu zabaw czy w ogródku.
Ktoś Cię oszukał.
Zabrał Ci coś, na czym Ci zależało.
Ośmieszył.
Zdradził Twój sekret.
Zawiódł.
Nie było go, gdy trzeba było pomóc.
Doniósł, choć obiecywał milczenie po grób.
Przywłaszczył Twój sukces oraz premię, która Ci się należała.
Naruszył Twoją prywatność, intymność.
Zdradził idąc w długą i mając Twoje uczucia za nic.
Wszystko to złamało Ci serce, zmiażdżyło Cię jako człowieka, odarło z godności, zabrało wiarę w ludzi, obudziło dzikie instynkty, wbiło w ziemię, zaprosiło do tańca z depresją.
Nie ma człowieka, który by tego nie doświadczył.
Pamiętaj, że miejsce złamania staje się silniejsze niż było poprzednio.
Jego już się nie da ponownie złamać.
Ty natomiast masz doświadczenie i wiesz jak do tego nie dopuścić.
Jeśli ktoś Cię nie złamał, choć bardzo się starał, to Ty jesteś zwycięzcą.
A jeśli jednak rozłożył Cię na łopatki to kiedyś z nich wstaniesz. Złamanie się zrośnie, Ty nabierzesz sił i zaczniesz od nowa.
Życie to nie jest olimpiada. Tu nie chodzi o złoty medal. Chodzi o Twoją drogę, w jaki sposób ją pokonasz i czy starczy Ci sił.
Paradoksalnie złamania mogą Ci pomóc.
Wzmocnią Cię.
I Ty już nie pozwolisz się złamać.

Podoba Ci sie mój post?
Podaj go dalej.
Polub mój blog. Warto!

ZBYTECZNE ZBYT

 



Mówili że jesteś zbyt gruba. No musisz schudnąć!
Albo za chuda. Trzeba Ci nabrać sadełka!
A może zbyt wrażliwa. Stań się suką!
Albo za wredna. Bądź damą do cholery!
Za dużo pracujesz. Nie żyj pracą!
Tylko siedzisz w domu i nic nie robisz. Zajmij się czymś!
Za dużo mówisz. Weź się zamknij!
No co milczysz? Powiedz coś wreszcie!
Jesteś zbyt pedantyczna. Odpuść w końcu!
Jezu, co za leń! Ty w ogóle umiesz coś robić porządnie?
Po co się malujesz? Prawdziwa piękność nie musi.
Tak chcesz do ludzi wyjść? Zrób coś z sobą!
Szpilki każdego dnia? Boże co za lalunia...
Tylko w spodniach chodzisz, byś jaką kieckę założyła.
Nie marszcz czoła! Zmarszczek dostaniesz!
A Ty co taka niemrawa. Focha masz?
I po co się czepiasz? Okres ci się zbliża?
Byś zareagowała jakoś, a nie taka obojętna jesteś.
A żona Marka to sama auto myje.
A dziewczyna Tomka zarabia więcej od niego.
A tamta dziewczyna z dołu, fajna nie?
Ile razu coś takiego słyszałaś? Że zbyt, za, nie w tą stronę, nie tak, inaczej.
Ile razy się wciskałaś w ramę, na którą nie miałaś ochoty?
A Ty jesteś każdy? Ona? Tamta?
Przyjrzyj się sobie.
Fajna jesteś, wiesz? Powiedz to ma głos. JESTEM FAJNA !!!!
I bądź sobą!
Marszcz czoło, jedz lody, biegaj w dresach albo szpilkach.
Rób makijaż do sprzątania, rzucaj mięsem jak jesteś zła albo zamknij się w pokoju, gdy masz na to ochotę.
Sama sobie wyznacz co jest zbyt i za.
Skup się na sobie.
Bądź egoistką!
Zrób sobie w końcu dobrze, cokolwiek to dla Ciebie znaczy.
Zacznij od małych spraw.
Krok po kroku.
I zapamiętaj to jesteś TY, nie zbyt ani za.
Po prostu Ty - wspaniała. Bardzo!
I bardzo dobrze. Tego się trzymaj. Jak komuś nie pasuje to jego problem. Niech żałuje, że nie widzi Cię tak wspaniałej jaka jesteś. Jego strata. Widocznie jest zbyt ślepy/-a, by to dostrzec. No cóż, wtedy może być zbyt późno.
Wniosek jeden, to zbyt jest ZBYTECZNE, nie?
Zbyt przeszkadza, mąci, psuje, rani.
Więc zbytnio się nim nie przejmuj. I rób swoje. Niezbyt często, ale zawsze!
Ps. Aktualizacja - jesteś zbyt wyzwolona, zbyt niezależna, zbyt pewna siebie i zbyt świadoma? I na dodatek masz czelność mieć swoje zdanie? To wróć do tego zdania:
Zbyt przeszkadza, mąci, psuje, rani.
Więc zbytnio się nim nie przejmuj. I rób swoje. Niezbyt często, ale zawsze!
A jak komuś to przeszkadza to niech uprzejmie ********** - ucieka niezbyt wolno, lecz chyżo
Image on Pixabay
Podoba Ci się mój post? Podaj go dalej.
Polub moją stronę
https://www.facebook.com/PoliAnnBlog/
Warto!
#poliannblog #piekłokobiet #chcęmiećwybór #tojestwojna #wybór #wybórniezakaz #silnakobieta

PO COŚ

 



Każdy napotkamy w Twoim życiu człowiek jest po coś. On może sam nawet nie wiedzieć, jaką pełni w nim rolę. Ten dobry i ten zły. Ten, który Cię skrzywdził i ten, który sprawił, że się uśmiechasz. Od Ciebie zależy jak Ty taką znajomość potraktujesz.

Emilia

Zakochała się. Poznała go, jak to zwykle bywa, przypadkiem. Pracowali razem, jego przyjęto później, miała go przyuczyć. Nie szła im ta znajomość. Był bucem. Arogancki, pewny siebie. Cynik to było jego drugie imię. Nie znosiła go. Każda rozmowa z nim to była walka. Miał swoje zdanie i uparcie przy nim obstawał, nawet, gdy nie miał racji.
Pewnego razu weszła do firmowej kuchni, a on płakał tam myśląc, że nikt go nie widzi. Został po godzinach. Ona też, chciała coś dokończyć. Myślała, że jest sama. On zresztą też był przekonany, że po siedemnastej może pozwolić sobie na chwilę słabości. Wtedy zaczęli rozmawiać. Wyszli z biura przed północą i choć tylko rozmawiali, to już nic nie było takie jak przedtem. Ich współpraca nabrała rumieńców, ukradkowych spojrzeń, delikatnych uśmiechów, rozmów do nocy, niemal niezauważalnego dotyku. Po kilku tygodniach nie byli w stanie bronić się przed uczuciami. Za oknem szalały zamiecie, a w ich sercach żar. Były duże słowa, piękne gesty, wspólne plany. Emilia się zakochała. Tak porządnie, po same paznokcie, całą sobą. Oddała całą siebie. Duszę i ciało. On zaczął się wycofywać. Może go przeraziła, może nie udźwignął wagi tego związku. Przestał pisać plomienne maile i smsy, nie dzwonił. Pracę zmienił z dnia na dzień, nic jej nie mówiąc. Rozpłynął się w powietrzu. Ona płakała wieczorami, pisała maile, smsy, które pozostawaly bez odpowiedzi.
Tęskniła. Miała wrażenie, że odchodząc wyrwał jej część serca. Zapadala się w czarną nicość. Oddychała, mrugała oczami, ale niczego nie czuła. Smaków, zapachów, radości. Nic. Jakby była w trybie stand by. Po jakimś czasie ogarnęła ją złość. Na niego i siebie, na swoją naiwność i wiarę w ideały. Po kilku miesiącach się uspokoiła, zrozumiała, że ta znajomość była nauką, darem. Czegoś się o sobie nauczyła, wyciągnęła wnioski, zrozumiała błędy. Przestała żałować, że go pokochała. Przecież miłość to piękne uczucie. Jeśli jest szczera to nie powinno się jej żałować. Niech żałuje ten, kto jej nie przyjął.

Marta

Lata szkoły podstawowej wspomina jako koszmar. Miała świetne stopnie, zawsze była w gronie najlepszych, aczkolwiek nigdy na pierwszym miejscu. Ono należało do Gosi. Gosia musiała być we wszystkim najlepsza, kosztem wszystkiego - relacji z z innymi, uczciwości, koleżeństwa, a nawet zdrowia. Po olimpiadzie z biologii skrajnie wycieńczona wylądowała w szpitalu. Sķłócała wszystkie dziewczyny w klasie, decydowała, kto z kim się przyjaźni, obgadywała, a z innymi startującymi w olimpiadzie nie dzieliła się materiałami. Szła do celu po trupach. Marta dopiero po latach zrozumiała, że Gosia musiała być szalenie nieszczęśliwa, że w ten sposób rekompensowała sobie pewnie brak miłości w domu lub głęboko skrywane kompleksy. Przestała jej nienawidzić. Zaczęła jej współczuć.
Na przyszłość wyciągnęła wnioski z tej toksycznej relacji. Umiała rozpoznać taki typ osobowościowy w pracy, wiedziała do czego jest zdolny, nie obawiała się już konfrontacji. Pozorna siła Gosi była tak naprawdę jej słabością, o której wiedzieli tylko nieliczni.

Beata

Drobna blondynka, ma sińce pod oczami, zapadnięte poliki, a z jej oczu bije smutek. Zadbana, delikatny makijaż, wytuszowane rzęsy, hybryda na paznokciach, ołówkowa spódnica nieco przyluźna, elegancka koszula, która trochę ja poszerza. W ostatnim czasie kobieta schudła kilka ładnych kilo. W życie, które było już tak pięknie umeblowane, właśnie wdarł się huragan. Miał długie, rude włosy, głośny śmiech i ochotę na jej męża. Z wzajemnością zresztą. Beata najpierw stała przerażona patrząc w ekran jego telefonu, w którym aż roiło się od bardzo jednoznacznych wiadomości, otrzymywanych od rudego huraganu i odsyłanych do niego z taką samą namiętnością. Zabrakło jej powietrza, by oddychać. Gdyby nie dzieci i zobowiązania zawodowe, pewnie nie wstałaby z łóżka. Codziennie rano więc zmywała z siebie całonocny płacz, robiła makijaż starając nie dać poznać córeczkom, że coś jest nie tak i szła w nowy dzień, chcąc go jakoś przetrwać. Po jakimś czasie przeszła w tryb żądzy zemsty. W ciągu kilku dni rozpracowała rudy huragan. Wiedziała, gdzie pracuje, z kim jest w związku, co lubi, kogo zna. Jednym klikiem była gotowa zniszczyć tamtej kobiecie życie. Męża odesłała na kanapę do salonu. Zbierała amunicję, chciała wojny, krwi i łez, którzy ją zranili. Chciała niczym tsunami zniszczyć im życie.
A pewnego dnia, gdy obudziły ją promienie letniego słońca uznała, że skupi się na sobie. Jeśli nie dane jej być szczęśliwą żoną to chociaż będzie szczęśliwą kobietą. Odważyła się zmienić pracę, otworzyła własną działalność i z hobby uczynić swój zawód. Znów zaczęła uprawiać sport, poświęcała więcej czasu sobie. Przeprowadziła się. Poznała nowych ludzi. Romans męża, choć początkowo ją zmiażdżył, dał jej motywację do działania. Widmo kochanki przestało ją przerażać, dało jej siłę, by docenić samą siebie i móc przejść obok niej z podniesioną głową. Nauczyła się o sobie wiele, otarła łzy, podniosła się i dumnie poszła dalej, nie bojąc się już żadnych huraganów. Sama mogła być tsunami w czyimś życiu, była do tego zdolna, wybrała jednak inną formę swojej egzystencji. Jej były mąż i jego kochanka byli po coś, by zrozumiała, ile jest warta, czego oczekuje od mężczyzny i od związku. By pojęła, jak jest silna. Dziś eks mąż jest po prostu tatą ich córeczek, rudy huragan rozmył się gdzieś po drodze, pozostawiając po sobie niesmak, a Beata odnosi sukcesy i wzbudza emocje w niejednym męskim sercu, i być może jednemu z nich ulegnie...

Na naszej drodze spotykamy różne osoby. Aniołów stróżów.
Wampirów energetycznych.
Toksyków.
Pomocników.
Narcyzów.
Zazdrośników.
Ochroniarzy.
Ratowników.
Nauczycieli.
Kłamców.
Żmije.
Kameleonów.

Każdy jest jakiś. Każde spotkanie coś nam daje. Od nas zależy co weźmiemy w dalszą podróż.

STARCIE

 






W starciu z miłością jesteś bez szans.
Po prostu kochasz.
Za nic.
Bezinteresownie.
Za darmo.
Każdą cząstką siebie.
I nie wybierasz tej miłości.
Ona po prostu jest.
Osacza Cię.
Oplata niczym bluszcz.
Nie planujesz tego.
Bo miłości się nie planuje.
Ją się czuje i ewentualnie daje.
Jest niczym nieproszony gość.
Stoi za drzwiami i czeka na zaproszenie albo wchodzi z buta, nie pytając Cię o zdanie.
I nic na to nie poradzisz.
Możesz jej się poddać albo udawać, że Cię nie ma.
Że to nie Twoje drzwi.
I oszukiwać, że na Ciebie to nie działa.
A miłość i tak zrobi swoje, nie pytając o nic.
Czy tego chcesz czy nie...
Podoba Ci się mój post?
Udostępnij go.
Obserwuj moją stronę, na której znajdziesz teksty TYLKO I WYŁĄCZNIE MOJEGO AUTORSTWA.
Polecam Poli Ann

DZIEN SZCZĘŚCIA

 


Dziś ponoć Dzień Szczęścia.

Każdy z nas go pragnie, ale pojmować je możemy różnorako.
Szczęściem może być rodzina, spełnienie marzeń, kariera, zdrowie, miłość, przyjaźń, poczucie bezpieczeństwa, pieniądze.
Szczęściem mogą być ludzie, zwierzęta, wielkie wydarzenia lub małe sprawy.
Szczęściem może być promień słońca ogrzewający polik, płatek śniegu we włosach, czyjś dotyk lub spojrzenie.
Być może to wiadomość, list, zaproszenie, wyniki badań, oceny.
Na pewno każdy z Was doświadczył tego choćby przez moment.
Ponoć nie można być permanentnie szczęśliwym. Może to i dobrze?
Wtedy te szczególne chwile się docenia, pielęgnuje, wspomina.
Pomyśl sobie, co lub kto Ci daje szczęście.
Uśmiechnij się.
Doceń.
Może pomóż temu szczęściu rozgościć się w Twoim życiu.
Nie szukaj na siłę. Samo przyjdzie.
I rozejrzyj się, może gdzieś już jest.
A jeśli było to ciesz się, że dane Ci było je poczuć.
Szczęścia Kochani, jakkolwiek je definiujecie

WIOSNA







Wiosna pojawiła się w ich życiu niespodziewanie. Za oknem była plucha, wiatr i ziąb. W domu jednego i drugiego wszystko w porządku. U niej mąż, u niego żona. Normalne małżeństwa, praca, obowiązki, dzieci. Spokój i stagnacja. Wszystkie ułożone równiutko, związane kokardką. Uśmiech przeplatający się ze zmęczeniem. Aż pewnego dnia spotkali się przypadkiem. On, czyjś mąż. Ona czyjaś żona. Znali się z lat młodości, kiedy to jako szczeniaki powoli odkrywali siebie. Delikatnie, muskaniem po szyi, dotykiem ust. On się zakochał pierwszy raz i to w niej widział tę jedyną. Ona się zakochała, ale to chyba on kochał w tym związku bardziej. Dbał o nią tak mocno, że przestraszyła się, że ten raj się kiedyś skończy. Odeszła w kilku słowach przepraszając go za swój strach i rozrywając jego serce na strzępy. Życie biegło dalej. Ona kogoś poznała, pokochała i założyła rodzinę. On kogoś poznał, pokochał i założył rodzinę. Mieszkając w jednym mieście czasem na siebie wpadali. Cześć, cześć, co słychać, a dobrze. Kontakt w mediach społecznościowych poprawny, na święta i urodziny. Czasem jakaś myśl niesforna w jej i jego kierunku.
Tego dnia wpadli na siebie przypadkiem. Miła rozmowa, uśmiech i błysk w oku niemal niezauważalny. Nadal mu się podobała. On zmężniał i ten jego głos. Po kilku dniach napisał, bo akurat miała imieniny. I nie wiedzieć czemu to pisanie trwało do końca dnia. Kolejnego też. I następnego. Odkrywali się na nowo. Zwariowali. Przeszłość wróciła, ale w dojrzalszym wydaniu. W szczerości totalnej i bliskości wtedy niespełnionej. Póki co w ich sercach kończy się wiosna, a zaczyna żar lata. Gorąc spoconych ciał, niekończących się rozmów też o przyszłości. Oboje wiedzą, że kiedyś to lato się skończy. Że będzie trzeba wybrać rozstanie ze sobą lub ze swoim dotychczasowym życiem. Ze kogoś zranią aż do kości, że czyjeś życie rozsypie się w drobny mak.
Są tego świadomi, lecz póki co trwają w tym upale chłonąc z niego wszystko co tylko się da, bo takiego lata mogą już nigdy nie przeżyć.

Podoba Ci się mój post?
Udostępnij go dalej.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
To blog z życia wzięty.
Warto.

KRÓTKA HISTORIA KSIĄŻKOWEJ MIŁOŚCI










Poznali się, gdy oboje dobiegali czterdziestki. Ona rozwódka. Jej piętnastoletnie małżeństwo zakończyła wygasająca miłość oraz płomienny romans jej małżonka. Została sama w trzypokojowym mieszkaniu z dwójką dzieci i wiarą na lepsze jutro. On też po rozstaniu. W związku partnerskim był niemal dwanaście lat. Wychowywał syna partnerki. Właśnie się wyprowadził do nowego mieszkania.
Poznali się przypadkiem. Mieszkali na jednym osiedlu, w różnych blokach. Numer jej bloku i mieszkania, był odwrotnością jego numeru bloku, i mieszkania. Kwestią czasu była tylko pomyłka jakiegoś nadawcy korespondencji. I w ten oto sposób on zapukał do jej drzwi, bo otrzymał list adresowany na jej nazwisko, lecz jego numer bloku i mieszkania. Grzecznie podziękowała, nie proponując kawy. Głowę miała zajętą pracą z plastyki młodszej córki. Kolejny raz spotkali się w piekarni, gdzie on uratował jej zakupy płacąc za nie gotówką, bo właśnie terminal przestał działać. I tym razem uprzejmie podziękowała, i cofnęła się do auta po portfel, by uregulować należność. 
Następnym razem wpadli na siebie, gdy poprosiła na grupie fejsbukowej o kable. Auto jej nie chciało odpalić i to on ponownie przyszedł z odsieczą. I znów nie zaprosiła go na kawę. Spotkała go pewnego wieczoru idąc ze swoim psem. On czworonoga nie posiadał, wyszedł się przewietrzyć. I zaczęli rozmowę trwającą dziesięć okrążeń wokół osiedla. Napisał do niej na Messengerze nieśpiesznie i to niekoniecznie następnego dnia. Ona bardzo powoli wchodziła w tę relację. Niepewnie, ostrożnie, po koleżeńsku bardziej. Na kawę zaprosiła go dopiero po kilku tygodniach. Na kolację poszli po następnych paru. Bała się. On też. Doświadczeni przez życie, posiniaczeni, poturbowani od tej relacji nie oczekiwali niczego. Mimo to ciągnęło ich ku sobie. Poczuli coś wyjątkowego.
- Jestem trudna - powiedziała pewnego dnia śmiejąc się i chcąc go zniechęcić. On spojrzał na nią czule. Przez chwilę milczał.
- No cóż, nie mam spisu treści, ale będę czytał tę książkę i nauczę się ciebie - i przytulił ją mocno do siebie. Wtuliła się w jego szerokie ramiona i pomyślała, że chciałaby by taki facet właśnie ją czytał. Strona po stronie. Uważnie, spokojnie, próbując zrozumieć jej treść. Wtedy mają szansę, by to, co zaczęli właśnie budować, było nie tylko książkowym związkiem, przeczytanym na szybko ani króciutką nowelką, lecz powieścią i niewykluczone, że z happy endem.


Podoba Ci się mój post?
Udostępnij go dalej.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warto

SENS







Wiecie, że to wszystko, co dzieje się wokół, ma jakiś sens? Że każda rzecz dzieje się po coś? Im dłużej żyję i obserwuję ludzi oraz różne zdarzenia, dochodzę do wniosku, że każdy napotkany przeze mnie człowiek z jakiegoś powodu zjawił się w moim życiu. Oraz że konkretne sytuacje i moje decyzje doprowadziły mnie do tego miejsca, w którym właśnie jestem. Im bardziej ktoś mnie kopie w tyłek, im bardziej upadam i krwawi moje serce, tym robię się silniejsza, i pewniej wstaję. Porażki potraktowałam jak lekcje. Niemiłe słowa jako wskazówki. Podrzucone kłody jako przeszkody do pokonania. Bo życie to taki swoisty Runmagedon. Kręci cię niezmiernie, ale nie oszczędza. Funduje kąpiele w błocie, zmusza do przekroczenia własnych granic i do opuszczenia swojej strefy komfortu. I choć przeklinasz wszystkie świętości, a zasób słów nieprzyzwoitych zmniejsza się w zastraszającym tempie, to biegniesz, czołgasz, wspinasz. Plujesz krwią, oczy Ci łzawią, masz cholernie dość, pot zalewa twarz, bolą cię nawet włosy, ale nie odpuszczasz. Bo wiesz, że warto ponieść wysiłek, by udowodnić sobie i światu, że dasz radę. Że pokonasz samego siebie i wygrasz, choć spotkanie z podłożem zaliczyłeś już tyle razy.
Pamiętaj, to wszystko jest po coś. To ma sens. Nie musisz tego rozumieć. Po prostu biegnij. Leć, dawaj do mety. Pokaż sobie, że wytrzymasz. Bo wytrzymasz przecież, choć jeszcze tego nie wiesz.
Podoba Ci się mój post?
Udostępnij go.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warta jest Twojego czasu

ZALEŻY CZY MU ZALEŻY

 






Gośka
Ładna trzydziestolatka, po niełatwym małżeństwie i jeszcze trudniejszym rozwodzie. Z małą córką pod pachą. Nauczycielka polskiego, ambitna, wesoła, kochająca swoją pracę. Życie ostatnimi czasy trochę ją przeorało, jednak dziewczyna się nie poddaje. Z podziału majątku kupiła kawalerkę, z pomocą przyjaciół doprowadziła ją do stanu używalności i wprowadziła się z małą Marysią chcąc zacząć nowy etap w swoim życiu. Trzydzieści lat, nowa dekada to i nowe perspektywy. Faceta nie szukała. Tym bardziej, że pandemia już pukała do okien uniemożliwiając randkowanie. Życie zamknęło się w czterech ścianach i przeniosło na wirtualne wzgórza.
Paweł napisał do niej pierwszy. Na Facebooku. Mieli wspólnych znajomych, a że jemu się nudziło, a z profilowego zdjęcia zerkała ładna, delikatna szatynka to wyklikał nieśmiertelne "Hej co słychać?". Wyśmiała go najpierw pisząc, że na podryw to ona nie ma ochoty i niech klika w innym profil. On uznał, że na podryw też ochoty nie ma. Po prostu chciałby wiedzieć kogo znają. I tak spokojnie, wcale nie pisząc godzinami, doszli do wspólnych korzeni na Facebooku. Miło się pisało. Rozmawiało też, bo Paweł kilka razy chciał ją usłyszeć. Czuła, że mu się podoba, że mają wspólny język, że ta znajomość ma szansę się rozwijać. Broń Boże nie myślała od razu o ślubie, nawet o poważnym związku nie, ale w Pawła towarzystwie czuła się świetnie i w sumie chciałaby sprawdzić to na żywo. Pisali ze sobą codziennie. Mieszkali w dużej odległości, niemal siedemset kilometrów. On za pracą opuścił rodzinne strony, z których miałby do Gośki bliżej. Pandemia nie ułatwiała kontaktu. Trudno było się wbić w czyjąś "niekwarantannę". Jednak nastąpił moment, gdy poluzowano obostrzenia i Paweł miał możliwość zobaczyć Gośkę w końcu na żywo. Wygospodarować mogła ze trzy, cztery godziny. Przedszkole akurat było na kwarantannie, a Manią mogła zająć się przyjaciółka, która dysponowała wolną chwilą. Gośka na byłego męża liczyć nie mogła, zresztą dziwnie, by się czuła, idąc na randkę, a jemu dając córkę pod opiekę. Paweł już zaplanował wolny dzień. Snuł piękne plany, a pewnego dnia ot tak napisał, że nie przyjedzie. Że na trzy godziny grzać przez niemal całą Polskę mu się nie opłaca. Gośkę wbiło w fotel. Nie spodziewała się tak chłodnej kalkulacji. Całe szczęście, że nie zdążyła się jeszcze zakochać i wieść o tym, że Paweł jednak jej nie odwiedzi, nie zraniła jej i tak poszarpanego serca. Kontakt mieli dalej, ale już bez adrenaliny. On pisał częściej, jednak Gośce jakoś przestało na nim zależeć. Nie była zła, raczej zawiedziona, że tak to obliczył i wolał przyjechać w wakacje, kiedy to Mała będzie u taty, a Gośka będzie bardziej dyspozycyjna. No cóż, dyspozycyjna była, ale już nie dla niego.
Jak to w życiu zwykle bywa i kiedy się niczego nie oczekuje, wtedy zjawia się ktoś, kto znów zmienia wszystko. Tym razem to ona przypadkiem wysłała smsa zamiast do koleżanki, która właśnie zmieniła numer, to do kogoś innego. Jedna cyferka, siódemka jak się okazało, okazała się być szczęśliwa. Pomylony numer należał do Adama, równolatka Gośki, znów z drugiego końca kraju. Stąd też nauczona przykładem Pawła Gośka lekko podeszła do tej znajomości. Miło się konwersowało i tyle. Adam jednak po miesiącu uznał, że chciałby spotkania na żywo. Wie o Gosi już dużo. Widział ją nawet na kamerce, ale marzy, by po prostu iść z nią na spacer, nawet w pandemii, w maseczce i półtora metra od niej, byleby tylko ją zobaczyć.
- Ale czemu? Wyrwę się na godzinę, max dwie. To się nie opłaca - odpisała szczerze idąc pawłowym tokiem myślenia.
- Jak nie opłaca? - napisał z dziesięcioma wykrzyknikami i znakami zapytania. - Mi po prostu zależy! Zależy mi na tym, by cię zobaczyć, choć na chwilę...
Gośkę znów wbiło w fotel, ten sam co wtedy, stary, po babci Marcysi. Znów była w szoku, pozytywnym jednak. I w końcu zrozumiała o co chodzi. Adamowi ZALEŻY. Ze też na to nie wpadła! ZA-LE-ŻY!!
Jakież to proste, jak dwa plus dwa i ileż w życiu zależy od tego, czy komuś zależy, prawda?
Ps. Gośka i Adam spotkali się już kilka razy, uczucie kwitnie. Powoli się z nim oswajają. Są w stanie wiele poświęcić, by się choćby zobaczyć. Może im się uda. Przecież im zależy:)

Podoba Ci się ten post?
Podaj go dalej.
Na pewno ktoś, kogo znasz powinien go przeczytać.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warta jest Twojego czasu!
Image on Pixabay

ZASŁUGUJESZ

 




Czy ja na to zasługuję?
Czy ja na niego zasługuję?
Czy aby na pewno warta jestem i jego i tego wszystkiego?
Przecież nie wypada brać garściami, oczekiwać, mówić głośno o pragnieniach, no błagam, Dziewczyno trochę pokory!

Pytasz siebie, rugasz, wyzywasz w myślach. Bo przecież to niemożliwe, że coś Ci się udało, że on na Ciebie zwrócił uwagę, że jesteś szczęśliwa, odniosłaś sukces, dostałaś premię czy nagrodę. na pewno Ci się to śni albo zaraz passa zmieni się na pecha. O tak, uszczypnę się i obudzę!
I nie dowierzasz. Szczypiesz się wszędzie, po tyłku i cyckach nawet, i co?
Ciastko!
To Twoje życie.

No cholera jasna, kobito droga, ZASŁUGUJESZ !!! 
ZASŁUGUJESZ na sukces, nagrodę, premie, awanse, komplementy!
ZASŁUGUJESZ na jego uwagę, zauroczenie i miłość.
ZASŁUGUJESZ na czas dla siebie, rozpieszczanie, luksusy.
ZASŁUGUJESZ na egoizm, myślenie o sobie, na flesze i oklaski.
Serio, a dlaczegóż by nie?
Ograniczenia są tylko w Twojej głowie, skromność jakiej nas uczono też, i to cholerne dygnięcie nóżką i rumieniec.

Daj sobie luz, stań przed lustrem i pozwól sobie, zwolnij cugle, pomyśl sobie, jaka
jesteś wspaniała i czerwoną szminką napisz na szkle ZASŁUGUJESZ!!!

W dupie (swojej pięknej) miej, że czegoś Ci nie wypada, że za stara, za młoda, za próżna i że lustro jest zapaćkane. Uśmiechnij się do siebie, szeroko, no i jeszcze raz dla pewności! 
I puść tej fajnej lasce oczko. ZASŁUGUJESZ  

Podoba Ci się mój post?
Udostępnij go!
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Ona zasługuje na Ciebie

REZERWA

 



Wiesz, w życiu warto mieć rezerwę.
Do wielu rzeczy na przykład, szczególnie do tych niezależnych od Ciebie. Wtedy powinno być łatwiej i jakoś tak mniej stresująco.

Albo można mieć coś w rezerwie. O tak, to też warto, szczególnie na czarną godzinę, gdy przyjdzie trudny czas. Wówczas miło sięgnąć do zaskórniaków, gdzieś głęboko schowanych.

Z rezerwą można też podejść do kogoś. To jest nawet przydatne. Przecież nie musimy kochać wszystkich od razu ani wszystkim rzucać się na szyję. To zdrowe trzymać dystans (niekonieczne ten społeczny) i stopniowo się do kogoś przekonywać. To jest naprawdę ok.

Ale jazda na rezerwie nie jest ok. Takiej emocjonalnej na przykład, gdy już racjonalnie nie myślisz, gdy złość/rozpacz/żal/tęsknota odbiera Ci zdolność jasnego myślenia. Gdy już tylko wegetujesz, oddychasz, bo musisz. Kiedy potykasz się o własne uczucia, ponieważ nie wiesz, co czujesz. Walczysz z czymś, a może o kogoś, ale tak naprawdę już nie pamiętasz sensu tej walki, bo szalejące w Tobie emocje wyssały z Ciebie wszystko.

A najmniej ok jest, gdy jesteś dla kogoś rezerwą. Umówmy się, to jest cholernie niefajne. Bo w każdej relacji międzyludzkiej, obojętnie czy to związek, rodzina, przyjaźń chcesz być ważną osobą. Może nie zawsze na pierwszym miejscu, ale gdzieś wysoko. Dajesz z siebie wszystko, jesteś na zawołanie, wspierasz, ratujesz, ocierasz łzy, przytulasz, poświęcasz czas i uwagę. Czasem rzucasz wszystko, by z kimś być na chwilę. Jednak nie ma w tym wzajemności. Jesteś substytutem, rozrywką, gdy inne zawiodły, zamiennikiem tak w razie czego, nudy na przykład. I to jest tak bardzo smutne, gdy ktoś Cię zauważa, kiedy już inni ludzie się rozmyli, gdy znajdzie dla Ciebie tę pieprzoną chwilę, bo już nic innego nie ma do roboty. Tak z łaski, patrząc pobłażliwie. Taka rezerwa nie jest Ci potrzebna. 
Odpuść, zostaw, poluzuj. Weź głęboki oddech, podejdź do tego z rezerwą i znajdź swoje podium, gdzie to Ty będziesz na pierwszym miejscu. Najpierw dla siebie, potem dla innych.

Podoba Ci się mój post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warta jest Twojego czasu!

(PRAWIE) ZŁODZIEJKA ROWERU

 


Ostatnio prawie ukradłam...swój własny rower.

Tak, z pomocą jednego gościa zakosiłam bezczelnie mojego kochanego miętusa!

W biały dzień, pod Biedronką
Ale od początku…
Mknę na moim niezawodnym bicyklu, gadam z przyjaciółką przez telefon (słuchawka!), plotkujemy w najlepsze. Parkuję pod biedrą, bo uświadomiłam sobie, że rodzinę trza na karmić. Zapinam rower i lecę po jakie delikatesy. Wracam objuczona na tyle, by koszyk miętusa wszystko pomieścił. Wkładam rękę do kieszeni w poszukiwaniu kluczyka do blokady i doopa. Nie moja tylko tak w ogóle. Ni ma. Jedna kieszeń, druga, trzecia, czwarta. Plecak obmacałam, wszystko wyjęłam, zakupy z torby tyż. Nawet do blokady zajrzałam czy tam aby kluczyk się nie ostał. No ni ma. Wracam więc do biedry czołgając się prawie, szukam po podłodze, w koszyku i owocach. W kasie pytam. Już ochroniarz mnie zdybał swoim wzrokiem i obserwuje bacznie, co zwędzę. A ja nadal niucham po ulubionym supermarkecie Polaków i nic. Ni ma! Wracam do bicykla, niemal na klęczkach i dzwonię do lubego, który najpierw pęka ze śmiechu, a potem mężnie, jako że wybranka jego serca wzywa, postanawia przyjść jej z odsieczą. Nie na białym rumaku co prawda, ale za to w granatowej furze. Jedyny problem to to, że musi skombinować nożyce do cięcia metalu i przebić się przez zapchaną obwodnicę. Ja więc, choć macam się dosłownie wszędzie i kluczy nigdzie przy sobie ani poza mną nie znajduję, postanawiam zatem jak księżniczka poczekać na swojego księcia jedyne półtorej godziny. Aż ochroniarz do mnie przychodzi, współczuje mi strasznie i obiecuje przymknąć oko jak mój rycerz będzie kradł mojego miętusa. Wtem widzę go jak idzie, zmęczony po trudach podróży do swojej sierotki, w ręki dzierży jakieś żelastwo i jednym ruchem oswabadza (czytaj: przecina w miejscu publicznym blokadę) mój uwięziony przeze mnie bicykl. A ja mu jeszcze przy tej kradzieży w biały dzień brawo biję. A ochroniarz wraz ze mną Ach życie:)



LUZ

 





Odpuszczasz czasem? Kurczę mi też kiedyś było trudno. Może się starzeję? Ale nie, wczoraj kelner w knajpie mi powiedział, że wyglądam na 28 wiosen, więc tego się trzymajmy:)
Może dojrzałam? Albo życie już mnie trochę przeorało. Odpuszczam sobie coraz częściej. Wyskakuję w trampki i myślę o sobie, o ty co lubię, a nie muszę. Co chcę, a nie powinnam.
Należałoby ogarnąć mieszkanie, poprasować, nagotować żarcia dla familii, a nie leżeć w łóżku - tak, bezczelnie sobie leżę, wszyscy śpią z Bezą włącznie, która chyba przez sen coś podjada, bo mi tu mlaska jęzorem.
Jest mi dobrze, bo odpuszczam. Świat się nie zawali. I to jest takie błogie uczucie, że nie gonię w końcu własnego ogona, potykając się o swój język (dzięki Miłosz za świetną metaforę).
Można? Można.
Wszystko jest w Twojej głowie.
Spokojnej niedzieli !
A post podaj dalej.
Odpuśćmy sobie w końcu!
Zaglądaj na moją stronę Poli Ann
Jest tego warta!

DZIEŃ DZIECKA

 


Chyba każdy z nas ma w sobie trochę dziecka. I dobrze!
Radosny uśmiech, smakołyki z tamtych lat, wspomnienia, bliscy i przyjaciele, muzyka, bajki i filmy, ówczesne gadżety (u mnie to były naklejki, karteczki, obrazki dołączone do gum do żucia:)
Moje szczenięce lata to piosenki Sandry, Madonny, Ace of Base, Spice Girls.
To lody z automatu, ryż preparowany i draże.
To zapiekanki robione w domu - chleb z serem smażony na patelni (toster pojawił sie dużo później).
To syrop z cebuli na kaszel.
To lalki Barbie i batony przywiezione prze tatę z RFN'u.
To klocki lego z Pewexu.
To godziny spędzone na podwórku z bandą swoich rówieśników.
Zabawa w chowanego lub skakanie w gumę.
To zabawy na trzepaku i huśtanie na huśtawce do "rygi dygi"
To kolonie z zakładów pracy mamy lub taty.
To maluchy nieśmiało zaparkowane pod blokiem.
To kasety magnetofonowe i VHS zdarte do granic możliwości.
To uśmiech, beztroska, umorusana buzia, starte kolana, przyjaźń na całego.
Gdy wracam w rodzinne strony zawsze to wszystko mam przed oczami. Kocham się śmiać, nadal huśtać na huśtawce i wcinać lody. Bo zachowanie dziecka w sobie to najlepszy prezent, jaki możemy sobie dać:)
A Wy co kojarzycie ze swoim dzieciństwem?
Dobrego dnia

KLUCZ

 






Wiesz jak to jest z miłością?
To jest naprawdę proste.
Wystarczy w swoim sercu zrobić dla niej miejsce.
Ona się rozgości.
Naprawdę chętnie.
Gdy ona będzie się urządzać Ty idź do ślusarza. Tak, tak dobrze widzisz. Do ślusarza. Dorób klucz do swojego serca. Schowaj go głęboko, a gdy spotkasz kogoś wyjątkowego, po prostu mu go daj. Jeśli to ta właściwa osoba to już będzie wiedziała co z tym kluczem zrobić...
Ps. Kluczy dorób więcej. Tak w razie czego, jeśli trafisz na idiot(k)ę, co to wartości tego podarunku nie zrozumie. Wówczas w zapasie będziesz mieć dla kogoś, kto kiedyś bez najmniejszego wysiłku to pojmie.
Podoba Ci się mój post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Jest warta Twojego czasu.

INSTRUKCJA OBSŁUGI KOBIETY







Instrukcja obsługi kobiety nie jest trudna. Nie ma co demonizować, że każda dziewczyna oczekuje księcia na białym koniu, który to (rumak, a nie książę) cudownie przemieni się w pegaza i magicznym ruchem ściągnie jej złotą gwiazdkę z nieba.
Nie ma co generalizować, że każdy facet to świnia i zainteresowany jest tylko ciałem płci przeciwnej. Są na tym świecie fajne babki i fajni panowie, stąd też farmazonom jak wyżej nie ma co poświęcać czasu.
Warto natomiast poświęcić go chwilowemu rozmyślaniu, jak dotrzeć do kobiety, jak ją zdobyć, sprawić by zaufała i pokochała. Z wzajemnością.
I to wcale nie jest takie trudne. Wymaga zastanowienia, czasu, uwagi, jakiegoś wysiłku, ale bez przesady, nie jest to awykonalne.
Kobieta, nawet ta najbardziej niezależna, potrzebuje ciepła i poczucia bezpieczeństwa. Po całym dniu pracy, czy to na etacie czy to wychowując dzieci, chce być przytulona przez czyjeś silne ramiona, które zawsze będą dla niej otwarte. Tak, te rozpostarte ramiona, czekające na nią i w dzień, i w nocy, są bezcenne. Tak samo jak i czas, który się jej da, gdy ona chce się wygadać, wypłakać lub wtulona po prostu milcząc czy łkając przetrawić problem. Dla kobiety liczą się i słowa, i gesty. Będzie chciała usłyszeć, że jest piękna, mądra, że sobie radzi, że dla niego jest wspaniała. I nie chodzi o to, by słyszała to co pięć minut i by gestami były drogie prezenty czy wymyślne kolacje. Niech to będzie jajecznica bez szczypiorku, którą tak lubi. Kawa, kiedy ona rano jest spóźniona. Kanapka do pracy, by nie musiała szybciej wstawać. Niech to będzie jego obecność, gdy ona nie zdąży nawet o nią poprosić. Jego wsparcie, kiedy chwieje jej się obcas i choć ona bez problemu utrzyma pion, miło jest czuć, że ktoś ją w razie czego trzyma. Niech to będzie jej ukochany batonik wsunięty przez niego do torebki czy róża czekająca na nią po ciężkim dniu. Albo komplement powiedziany nie przed wielkim wyjściem tylko w sobotni poranek, kiedy to ona jeszcze leży w pieleszach i taka naturalna naprawdę mu się podoba. Niech to będzie coś bezinteresownego. O tak, takie gesty najbardziej się liczą, gdy on rzuca wszystko, by choć na chwilę ją zobaczyć, choć przedzierał się przez miasto niczym dżunglę, bo były straszne korki. Gdy on dzwoni, by po prostu usłyszeć jej głos. Kiedy kupi jej książkę, którą ona tak bardzo chciała przeczytać.
Gdy on po prostu jest, akceptuje ją, kocha taką, jaką jest, nie ogranicza, wspiera, słucha, docenia i chce na nią patrzeć każdego dnia...
Podoba Ci sie mój post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warta jest Twojego czasu!

DO KOBIETY, KTÓREJ FACET MNIE PODRYWA

 



Tak tak, dobrze czytasz. Ten tekst dedykuję kobiecie, której facet mnie na fb zaczepia(ł), a ja jej się z tego tłumaczę

Ale do rzeczy...

Jako że miłość jest szalenie ważna w życiu i to na niej budujemy naszą egzystencję, często zadajemy sobie pytanie, dlaczego tkwimy w toksycznych związkach? Czy zawsze mamy pecha i trafiamy na kobiety modliszki lub facetów świnie? I jak się czyta różne portale i fora to tak! Zawsze jakaś dobra dusza jest pokrzywdzona przez jakiegoś wampira energetycznego...

Serio tak myślicie? Że jesteśmy takie biedne lub tacy biedni i trafiamy tylko na złych ludzi, i nie ma w tym naszej winy? No do cholery nie! Owszem może niektórzy Was mają miękkie serce, szybko się zakochują i to w tym jest problem, że klapki na oczach tak Wam przysłaniają świat, że zdolność logicznego myślenia maleje do zera! Ja nie mówię tutaj, by od razu zdawać się na chłodną kalkulację i w Excelu rozpisywać daną relację. Chodzi mi tylko o to, by poprawnie odbierać sygnały z otaczającego świata. I wyciągać wnioski. Po prostu.

Oto historia jednej z Was.

Nazwijmy ją Lidia, lat czterdzieści kilka jak wnioskuję po zdjęciu, ale równie dobrze może mieć trzydzieści pięć jak i pięćdziesiąt wiosen. Nie znam kobiety. Bazuję tylko na jej fejsbukowym profilu.

Ale od początku. Wydanie przeze mnie książki sprawiło, że bywają takie dni, kiedy mój Messenger pika jak szalony. Z automatu więc odpowiadam na każde zapytanie. I raz napisał on. Nieznany mi mężczyzna, którego z pośpiechu potraktowałam jako potencjalnego czytelnika. Problem w tym, że ów jegomość wysyłał mi tylko gify z kwiatkami, więc szybko żem pojęła o co kaman. Wiadomości usunęłam, zaproszenia do grona znajomych też nie przyjęłam. Zapomniałam o sprawie na kilka godzin. Dlaczego na kilka? Bo rano odczytałam wiadomość, wysłaną o czwartej nad ranem (litości) od tejże Lidki, która się mnie pyta, co mnie łączy z jegomościem od kwiatowych gifów. "Nic" - odpisałam szczerze jak na spowiedzi. A kobieta zaczyna wypytywać dalej, co pisał, czy na pewno go nie znam, a może pisaliśmy do siebie, czy mnie podrywa, czy się spotykamy itp. Normalnie tłumaczyć by mi się nie chciało. Napisałabym kobicie, żeby się ogarnęła, ale że mam zbyt wysoki poziom empatii to na spokojnie udzieliłam jej odpowiedzi. Ona zaś, podejrzewam przerażona, opisała, że jest z tym człowiekiem cytuję "chyba w związku", ale już kilka razy przeglądając mu telefon znalazła dziwne konwersacje i nie wie czy mu ufać...

No oczom własnym nie wierzyłam. Przeczytałam ze trzy razy, okulary nawet na nos wcisnęłam, ale nie. Kobiecina wysłała mi całą listę pytań, a mnie wtedy jakby ktoś kubłem zimnej wody oblał. W sumie to nawet dwoma. Na litość boską! Kobito kochana, zadzieraj ty kieckę i zanim wsiądziesz na mietłę i odlecisz w siną dal to zdziel gacha nią kilka razy, tak by se odreagować! Ja pierdzielę, na własne życzenie tkwi z tulipanem jakimś. Ja wiem, że czasem dzieci czy zależność finansowa trzyma kobiety w relacjach bez miłości. Ale z drugiej strony to nie średniowiecze, dziewczyny żyją samodzielne, nie są skazane na wybór męża przez rodziców. Z wiadomości Lidki wywnioskowałam, że po prostu zaczęła nowy związek. Z miłości. Z jej strony rzecz jasna. Brawo, ale czy uczucie tylko jednego z partnerów da radę uradzić wagę całego związku?

Dziewuchy moje kochane! A kopnąć w zad takiego dziada, co to będąc z jakąś babką bezczelnie inne podrywa. Nałogowo chyba, bo kwieciste gify otrzymałam kilka razy aż w końcu namolnego gada zablokowałam. No chyba, że która lubi otwarte związki to luz. Niech będzie szczęśliwa. Lidka nasza jednak szczęśliwa raczej nie jest, skoro po nocy chłopu telefon sprawdza i mnie o szczegóły wypytuje naiwnie wierząc, że on te gify i zaproszenia przypadkiem wysyła.

Laski moje drogie, stać nas na fajnego faceta, dla którego będziemy całym światem!!! Naprawdę jest tu trochę normalnych mężczyzn spragnionych zdrowej relacji jak i wy. Uciekajcie od narcyzów i wszelkich toksycznych związków. Nie zatracajcie się w byciu razem, w którym to byciu tak naprawdę jesteście same. Trochę dumy, rozsądku do cholery!!!! Nie róbmy z siebie ofiar. Miłość można znaleźć w każdym wieku. No chyba, że wolicie jak Lidka po nocy grzebać w jego Messengerze z obawy, że on coś znowu kombinuje...Wtedy to polecam kilera Chodakowskiej, zrobicie sobie mocny tyłek. Przyda się, jak zaliczycie bolesny upadek z miłosnych uniesień na twardą rzeczywistość.

Podoba Ci się mój post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją stronę
Poli Ann
Warto!

KLUB

 




Mam swoje dziewczyny. Dokładnie trzy. Piękne i mądre. Matki, żony, czynne zawodowo, ambitne, zorganizowane. Jesteśmy do siebie podobne. Dzień zaczynamy wcześnie, wszystko ułożone, rodzina zadbana, dom ogarnięty, obowiązki w pracy wypełnione. Mimo że kalendarz mamy wypchany po brzegi to jesteśmy w stałym kontakcie. Wspieramy się, żartujemy, spotykamy, idziemy na drinka. Pomagamy w sprawach dużych i małych. Nasz ostatni zlot był pełen śmiechu i łez, bo obok lekkich tematów, przegadałyśmy też te cięższego kalibru.
W tym tygodniu na wesoło wybierałyśmy sobie sukienki na różne rodzinne uroczystości. Wesele, komunia, chrzciny. Na grupę wrzucamy foty w różnych kreacjach i omawiamy:
Bomba.
Seks.
Jak ciotka.
Ściągaj. Beznadziejnie.
Pokaż nogi.
Podkreśl biust.
Rozcięcie ma być.
Kobieto zapomnij.
Co to ma być? Worek na ziemniaki?
To jest to!
Moja córka przez ramię mi podgląda, śmieje się, przytakuje lub zaprzecza, a na koniec mówi:
"Mamo jaki Ty masz fajny klub. Też taki założę!"
No pewnie, że mam fajny klub. Dobrze mieć kogoś, kto cię rozumie, wspiera, przyjeżdża gdy jesteś po operacji, doradzi, wysłucha, nie ocenia (no chyba że stylówki:) po prostu jest...
Love you girls
Podoba Ci sie mój post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warta jest Twojej uwagi!

DOM

 


Po czym poznałam dom? 
Nie po adresie, nie po kolorze bloku ani kształcie okien.
Poznałam go po tym, że dr
zwi są tu dla mnie zawsze na oścież otwarte.
Gdy przyjeżdżam, a domowników nie ma, to i tak nie jestem tu sama.
Któreś z nich nalało już wody do czajnika, bo wiedzą, że na pewno zrobię sobie herbatę.
W chlebaku jest mój ulubiony chleb, koniecznie z ziarnami.
W łazience na wierzchu wisi juz dla mnie ręcznik, a na półce stoi odżywka do włosów. Nowa. Mama specjalnie kupiła, a przecież tylko ja jej używam.
Nawet mi pościel przygotowali, choć gromiłam, że ręce mam i sama to zrobię.
A w lodówce czeka na mnie ulubiony ser i potrawka z kurczaka. Duża porcja, na kilka dni, choć zawsze mamie powtarzam, że w Gdańsku przecież sklepy są.
Po tym właśnie poznaje się swój dom, przystań, do której się wraca. I żadne hotele all inclusive tego nie będą w stanie zastąpić. Bo tu nie jestem gościem. Tu się na mnie czeka z otwartym sercem. A tego żadne pięć gwiazdek mi nie zapewni...
Podoba Ci się mój post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warto!

JAK W BAJCE

 



Od początku wmawiano jej, że szczęście gwarantuje jej tylko pocałunek księcia. Tego jedynego i wyczekanego. Czytano jej bajki o królewiczach na rączych koniach, balach, ślubach i weselach, na których bawiono się trzy dni i trzy noce, i że wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie. Karmiono ją tym, że znalezienie tego jedynego jest jej celem, że gdy już go spotka to ma o niego dbać i składać ręce do Pana Boga, że jest taką szczęściarą.
Uzbrojona więc w taką wiedzę poszła w świat wypatrując swojego królewicza. Gdy go w końcu znalazła nie posiadała się ze szczęścia. Była spełniona. Miało być jak w bajce. Żyli długo i szczęśliwie. Nikt nie powiedział, że zła czarownica czyhająca za rogiem i rzucająca złe czary nie zniknie, że nie zawsze od razu wygrywa dobro, że ten królewicz nie jest taki, jakiego sobie wymarzyła. A snuła przecież wiele wizji słuchając tych wszystkich bajek wierząc w idealny świat. Zderzenie z rzeczywistością było bolesne, bo w jej bajce nic nie było idealne. Rozczarowanie zabolało. Mocno. Gdy otarła setną łzę, wstała z kolan, pozbierała siebie, przestała śnić. Zaczęła zadawać pytania:
Czy tylko na znalezieniu księcia polegać ma jej życie?
Czy tylko on może zagwarantować jej szczęście?
Jeśli on jej tego szczęścia nie daje, to kto lub co powinno ją uszczęśliwić?
Długo szukała odpowiedzi. Musiała przejść przez siedem mórz i siedem gór, pokonać wiele czarownic i smoków, by w końcu zrozumieć, że jej bajka będzie inna. Że napisze ją sama. I będzie żyła jak chce. Królewicz owszem, niech będzie i bez białego konia, i skrzyni pełnej skarbów. Niech będzie po prostu dobry, nie mówi, co królewnie wypada, a czego nie. Niech ją wspiera, gdy zamiast sukni ona zechce nosić zbroję. Gdy ona chce się rozwijać, uczyć, popełniać błędy. Kiedy chce gromadkę dzieci lub wcale nie zamierza zostać matką. Niech da jej przestrzeń, a nie sam ją wypełnia. Wówczas i on, i ona na tym skorzystają, i będą żyli długo i szczęśliwie.
Podoba Ci się mój post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warto!

DZIEŃ PSA

 



Beza jest z nami już ponad siedem miesięcy.
Sama za trzy dni kończy dziewięć.
Zmieniła nasze życie diametralnie.
Na lepsze.
Jest łącznikiem, klejem.
Scala nas, kiedy każdy siedzi gdzie indziej wpatrzony w ekran telefonu. Uwaga skupia sie na niej i siła rzeczy spędzamy czas razem, rozmawiając, spacerując, biorąc pod uwagę jej potrzeby.
A Beza powinna powinna sie nazywać Beza Przytulanka albo Beza Pieszczocha albo oczywiście Beza Niszczycielka Ogrodu
Kocha głaskanie, mizianie, masowanie uszka, no i demolowanie powierzchni zielonych.
Od tych kilku miesięcy uczy się nas, a my jej.
To stuprocentowa babka.
Musi byc w centrum uwagi, miewa humorki i kocha farbować włosy (czytaj: taplać się w czym popadnie, byle ładnie śmierdziało).
Beza to radosna blondynka, która wie, czego chce.
Bywa łagodna, czasem się wścieka albo dostaje szału.
Kąsa, by za chwilę się czule przytulić. I nikt nie wie o co wcześniej jej chodziło.
Jednym spojrzeniem roztapia lody.
Domaga się pieszczot od każdego. Na osiedlu wszyscy znają Bezę rozłożoną na chodniku czekającą na głaskanie.
Bezka uwielbia kwiaty, buty i torebki (gryźć).
A także damską bieliznę pomemłać. Taki stanik na przykład.
Z łazienki też nie lubi wychodzić.
W kuchni zaś przebywa chętnie, gdy ktoś ja karmi. O tak, wtedy jest tam pierwsza i robi minkę numer pięć, której ja nie potrafię się oprzeć.
Sunia jest bystra, szybko się uczy, uparta jednak szalenie. Jak nie chce czegoś zrobić to nie ma zmiłuj. Nie zrobi.
I przepada za ruchem. Bieganie, skakanie to jej żywioł.
Normalnie mam koleżankę
Dziś Dzień Psa. Szanuj czworonoga, nakarm, daj mu wody, poświęć czas. I pamiętaj pies to nie zabawka na chwilę, to członek rodziny, oddany, wierny. Pies da Ci ogrom miłości, ale sam też będzie jej oczekiwał. Jeśli nie jesteś na to gotowy, nie bierz go do domu. Wspomóż jakieś schronisko, fundację. To tez piękny gest.
Podoba Ci się mój post
Podaj go dalej.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warto.

KOMPLEMENT

  - Ładna sukienka. - No coś ty, stara. - Ślicznie dziś wyglądasz. - Nie przesadzaj. - Do twarzy ci w tych okularach. - E tam. Zwykłe oksy. ...