Nikt nie obiecywał, że macierzyństwo będzie łatwe i cukierkowe (choć różowe śpioszki takowe obiecywały), ale bycie matką nastolatka/nastolatki jest cholernie trudne. I to nie dlatego że ta dojrzewająca istota daje nam popalić, lecz dlatego że to my jako rodzice dajemy popalić im i nam samym.
Im, bo się czepiamy tak samo jak nas się czepiano. A najwięcej dajemy do wiwatu sobie. Nasze dzieciaki stanęły właśnie przed pierwszym ważnym egzaminem w swoim życiu. Jedni się uczyli jak szaleni, inni jak zwykle, a jeszcze inni wcale. My natomiast przeżywaliśmy i przeżywamy, ciśniemy, organizowaliśmy korepetycje, kursy, powtórki. I wspaniale. My może nie mieliśmy takiego wsparcia, może tego nam brakowało i zrozumiałym jest fakt, że chcemy dać naszym dzieciom wszystko co najlepsze.
Jednak zauważam tutaj popadanie w pewna przesadę, naciski i to rodzicom bardziej zależy na wynikach aniżeli młodzieży. I znów, nam może nikt nie pomógł, nie wskazał drogi i nie chcemy popełnić błędów naszych rodziców. Jednak, wybieranie szkoły za dziecko, mniej lub bardziej delikatne zmuszanie go do podjęcia decyzji, której podjąć nie chce lub co do której pewne nie jest, zaczyna wywoływać we mnie wewnętrzny sprzeciw. Pewnie, że bym chciała aby moja Córa poszła tu i tu i robiła to i to, bo w moim odczuciu jest to opcja najlepsza. Jednak to jest moje odczucie, a nie Jej. I jakkolwiek mocno bym swojego dziecka nie kochała i chciała je uchronić przed światem, to życia za nie nie przeżyję. Muszę zrozumieć, że moje dziecko jest osobnym bytem, myślącym i czującym inaczej, mającym swój punkt widzenia, priorytety, marzenia i plany. I mierzi mnie, gdy rodzic mówi, że jego dziecko musi obrać konkretną drogę bez względu na to, jakie ma predyspozycje, marzenia i plany.
Jako matka każdego dnia uczę się odcinać pępowinę, staram się słuchać potrzeb mojej Córki i robię wszystko, by nie ingerować w jej wybory (choć to cholernie trudne).
Co więcej, nie biorę udziału w rozmowach rodziców na temat, która szkoła najlepsza. Nasze dzieci to nie konie wyścigowe (z całym szacunkiem do koni). Nie stresujmy ich naszymi wymaganiami. Nie licytujmy się. Nie nakręcajmy. Powiem krótko - dajmy żyć im i nam samym. Albo chociaż spróbujmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz