Odnoszę nieodparte wrażenie, że współcześni rodzice maksymalnie chcą swoim dzieciom wszystko ułatwić (czy to aby na pewno dobrze?) i wspierają je w każdej, ale to w absolutnie każdej kwestii.
Poruszę tu zapewne kwestię, która wywoła sporo emocji. Myślałam, że takie tematy omawia się, gdy ma się dziecko w szkole ponadpodstawowej i płaci za studniówkę (ostatnio bardzo głośno o limuzynach, alkoholu lejącym się hektolitrami, kreacjach od skromnych po kontrowersyjne), ale nie. Jak się okazuje, co do balu na koniec ósmej klasy można też mieć różne zdanie. Na szczęście nikt z mojego otoczenia na nie wpadł na pomysł, by bal zorganizować w wypasionej restauracji z widokiem na Motławę i pokazem sztucznych ogni. Bal odbędzie się w szkole. Uff.
Ale jak się okazuje mamy mają rozbieżne zdania co do kreacji dziewczynek. Obóz "skromnie i elegancko" i obóz "niech ubiorą się jak chcą".
Osobiście uważam, że czternastoletnie dziewczynki winny przypominać siebie i jakkolwiek trudno mi zaakceptować długą kreację, to sukienek wyciętych, mocnych makijaży, sztucznych paznokci i rzęs nie zdzierżę. Na takie stylizacje mają jeszcze czas. To jest szkoła podstawowa!
Gdy jedna z mam zaproponowała szal czy bolerko, spotkało się to z prychnięciem niektórych zgromadzonych i to nie na dowód aprobaty.
- No w golfy je ubierzmy jeszcze, żeby gorzej wyglądały od tych z innych klas! - padł komentarz.
A mi ręce i cycki opadły. Jak te dziewczynki mają być pewne siebie, skoro od początku uczone są rywalizacji? Co więcej golf to wiocha, a odważne kreacje są ok? I bal to wyścig, która ładniej wygląda? Tak oczywiście, że to są ważne kwestie dla każdej dziewczyny - małej i dużej, ale jeśli chcemy wychować pewne siebie kobiety to może nauczmy je, że kobiecość ma różne odsłony i że w życiu są okazje, na które należy się odpowiednio ubrać?
W stylu życia nie jestem konserwatywna, wręcz powiedziałabym, że jest bardzo liberalna. Ale nie miałabym nic przeciwko temu, by dziewczynki do eleganckiego poloneza ubrać w białe bluzki i długie spódnice. Byłabym skłonna zapłacić nawet za szycie na miarę i zapewne niektóre rodzicielki zlinczowałyby mnie za taki pomysł. Uważam jednak, ze to są wyjątkowe i poważne okazje, by odpowiednio wyglądać. Potem mogą bawić się nawet w trampkach. No cóż pomarzyć dobra rzecz (polecam obejrzeć filmiki ze studniówek, gdy w prostocie właśnie tkwi cały czar).
I znów wrócę do smutnego wniosku, że to nie dzieci, a rodzice sieją zamęt. Gdy słyszę:
- No moja córka innej sukienki nie założy! - to się zastanawiam kto tu ma problem, kto jest niewydolny wychowawczo. Nie chodzi mi to, by dziecko zmuszać, ale może warto porozmawiać? Wyjaśnić? Rozumiem, że jak dzieciak się uprze to w bikini też przyjdzie? To są młodzi ludzie, przesuwają granice, próbują. To od nas zależy jak daleko. Nie róbmy z czternastolatek dorosłych kobiet. To my przecież płacimy za paznokcie, fryzury, makijaże i rzęsy. To my wyrażamy na to zgodę. Ja wiem, że czasy się zmieniły, ale dzieci nadal są dziećmi. To naturalne, że nastolatka na siłę chce dodać sobie lat i chyba nasza tym rola, by ją uświadamiać?
Tak widzę rolę rodzica. Jako swoistego drogowskazu, a nie wiecznie zielonego światła i braku ograniczenia prędkości w życiowej jeździe.
A Wy co sądzicie?
Image by Pixabay
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz