Ostatnimi czasy moim środkiem transportu jest przede wszystkim rower, ale autem także jeżdżę.
I w związku z tym, że dziś Dzień Bezpiecznego Kierowcy, a ja szatanem za kierownicą nie jestem, szczególnie, gdy jadę z Młodą
przypomniałam sobie taki incydent.
Wracamy z przedszkola. Ja zmęczona po robocie, a przede mną widmo zakupów, ogarnięcia domu oraz potem ślęczenia nad testami uczniów. Młoda radosna opowiada o swoim dniu. Na drodze korek, a żem ekspresyjna troszku, werbalnie szczególnie, to czasami mięsem rzucam. No ale wiadomo - nie przy dziecku. A że w myślach nie umiem, to męczę się okrutnie.
Jedziemy zatem, wleczemy się raczej, bo korek jakiś (skąd te ludzie? Nie mają co robić tylko po mieście się wożą?). Ciśnienie lekko w górę (i to nie to atmosferyczne). Nagle jakiś pacan wpycha się przede mnie. Ani kierunkowskazu, ani awaryjnych po. No zero. Ani me, ani be. I wtedy cisną mi się na usta bardzo niewybredne słowa, jakie w słowniku języka polskiego widnieją z dopiskiem "wulgaryzm". A rzuciłby se człowiek taką wiązankę dla spuszczenie powietrza, ale nie może. Dziecię z tyłu i to już nie gaworzy, lecz gada pełnymi zdaniami, wszystko kuma i jeszcze w przedszkolu na bank powtarza. Więc ja, zadowolona z siebie, ze znalazłam zamiennik, krzyczę wkurzona na tego pacana i siebie (no było taki odstęp trzymać i go zapraszac przed siebie?):
- Ale $winia!!!!!
Na co moja zaciekawiona latorośl pyta:
- A gdzie mamusiu? - przyklejając nos do szyby i szukając różowego zwierzątka

Kurtyna.
Można zakląć tak, by dzieciak jeszcze zabawę miał? Można

A jak tam u Was za kółkiem? Pełna elegancja czy jednak wirtuozeria słów?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz