PORTRET MÓJ...BELFERKA

Image by Marta Borkowska

 Jak mam na imię, nie muszę pisać.  Zresztą, czy to ważne? Jestem nauczycielem. Od czternastu lat. Cholera jak szybko to minęło. 

Uważam się za stosunkowo młodą belferkę, ale na tyle doświadczoną, by wiedzieć co umiem i znać swoją wartość. 

Na początku września staram się nie czytać for internetowych na temat nauczycieli, jak to nam dobrze po dwumiesięcznych wakacjach i po zdalnym nauczaniu. To chyba najbardziej boli, bo akurat w trakcie kwarantanny pracowałam najwięcej w życiu. I wiem, że nie było to nauczanie doskonałe, nie mniej jednak, nie pozwolę sobie wmówić, że jestem pasożytem na łonie społeczeństwa. 

Co więcej, etat mój wynosi tylko osiemnaście godzin, więc to zawód dla leniuchów, nieuków i nieudaczników życiowych. I tyyyyyyle wolnego! Wśród nowych znajomych nawet mówię, kim jestem z zawodu, bo dość mam słuchania tego wszystkiego. Nasze społeczeństwo, nomen omen złożone głównie z malkontentów, niczego nie docenia i nie widzi dobrego. Widzi tylko to, co złe.

Tak, ta praca ma sporo zalet. Faktycznie nie martwię się o wakacje i o ferie zimowe. To dla rodzica komfort, choć w ciągu tygodnia często bywało, że moje dziecko ze świetlicy odbierałam jako ostatnie, bo rada, szkolenie czy zebrania. Obecnie zaś nasze plany kompletnie się rozmijają. Ja zaczynam, moja latorośl kończy. Ot, taki żywot. 

Zawsze wszystkim zazdrośnikom powtarzam, że każdy ma wybór. Zamiast marudzić można skończyć studia i zostać nauczycielem. Żaden problem. Tylko za te pieniądze raczej się nie chce.

Ja nauczycielem zostałam, bo miłością do języka obcego zaraziła mnie moja pani profesor z liceum. Tak to właśnie jest, że to nauczyciel może mieć moc sprawczą i tak zaczarować ucznia,  że ten będzie chciał iść w jego ślady. Takich cudnych mentorek miałam kilka. Akurat się składa, że były to same kobiety. Polonistka w podstawówce, potem kolejna w ukochanym liceum, a do tego germanistka  i anglistka. To dzięki nim zostałam filologiem. Potrójnym. 

Jestem zatem wykształconym człowiekiem. Z pasją, zainteresowaniami, wiedzą, którą cały czas poszerzam. Wielu mówi, że w szkole się marnuję. Czyżby? Czyżby przekazywanie wiedzy to było marnowanie????

Kształtowanie młodych ludzi, rozmowy z nimi, polemiki, zabawy z dziećmi to nadal marnowanie????

Warto się zastanowić nad takim pochopnym osądem.

Ja tak nie uważam. Przecież to o to chodzi, by nasze dzieci uczył ktoś kompetentny. Ktoś, kto chce i to kocha. Ja wybrałam ten zawód świadomie. Pracowałam w korporacji i odeszłam z tego toksycznego miejsca.

Praca w szkole do najłatwiejszych nie należy. Eksploatuje psychicznie i fizycznie. To praca w domu, bo w szkole realizuję to, co w domu właśnie zaplanowałam, sprawdziłam, przygotowałam. To praca z drugim człowiekiem, trudna, niewdzięczna, dopiero po latach przynosząca satysfakcję, gdy swoich podopiecznych spotka się na ulicy i gdy dziękują za cierpliwość, i uśmiech. To praca nie tylko przy biurku. To rozmowy, wyjazdy, wymiany, konkursy, wycieczki, za które nie dostaje się pieniędzy. To praca na okrągło. Nauczycielem jestem cały rok, w szkole, domu, supermarkecie, na siłowni czy w pubie. Bo ludzie mnie rozpoznają i komentują. Jestem poniekąd osobą publiczną.

Mam wymiany zagraniczne na swoim koncie. I wysokie lokaty moich uczniów w olimpiadach językowych. Do tego co roku mniejsze lub większe sukcesy w różnorakich konkursach. 

Odpowiedzialność ogromna (za zdrowie, bezpieczeństwo, przygotowanie do egzaminów państwowych), pracy mnóstwo, szczególnie tej papierkowej, zmęczenie fizyczne i poświęcenie czasu prywatnego. Z przełożonymi też bywało różnie, gdy za moje działania nagrodę dostawał ktoś inny.

Bo tak moi Państwo nagrody dostajemy, np. 1600 zł brutto raz do roku. Na Dzień Nauczyciela iluś wybranych dostępuje zaszczytu uściśnięcia dłoni dyrekcji. I proszę mi wierzyć, niektórym tak zależy, że zrobią sporo, niekoniecznie fair, by w tym gronie się znaleźć. Gdy wśród znajomych mówię o takiej premii, śmieją się tylko. Jak wspominam o dodatku motywacyjnym salwa śmiechu nie ma końca. Tak to wygląda od kuchni.

Czasami sobie myślę, że jestem chyba szalona, że bycie nauczycielem to fatalne zauroczenie, ale wiem, że jestem tam, gdzie chcę. Narzekać mogę dużo i długo, bo dzieci niewdzięczne, rodzice z pretensjami. I płacą mało. Przecież mogę zmienić pracę. Nie jestem tu za karę.

Póki co moje zauroczenie trwa, choć przyznam, że ostatnie lata są chyba najtrudniejsze w całej mojej belferskiej karierze. Takiego jadu i hejtu się nie spodziewałam, może niekoniecznie pod moim adresem, ale wobec nauczycieli w ogóle. Bycie workiem treningowym jest szalenie niekomfortowe, a brak wsparcia znikąd frustruje. Stąd nie ma się czemu dziwić, że parafrazowane są słowa" "Spieszmy się kochać nauczycieli, tak szybko odchodzą...do innej pracy".

Ja jednak wiem, że uwielbiam uczyć. Nadal. Jestem w tym dobra. Umiem to robić. Cieszy mnie cały proces nauczania. To bezcenne widzieć i słyszeć jak uczniowie najpierw niezgrabnie tworzą zdania, dobierają wyrazy, popełniają błędy. Jak z czasem radzą sobie coraz lepiej, śpiewają piosenki, mówią wierszyki, rozwiązują coraz to trudniejsze testy. Jak zdają do liceum, piszą maturę i dostają się na studia. Często językowe, bo miłością do języka ich po prostu zaraziłam. Hmm, w obecnych czasach chyba nie powinnam używać tego słowa 😉

Mam wiele sukcesów na swoim koncie, porażek pewnie jeszcze więcej. Jestem pokorna. Wciąż się uczę. 

Powiem zatem tak - MAM ODWAGĘ BYĆ NAUCZYCIELEM, bo zawsze trafi się uczeń, dla którego warto, bo za kilka lat docenią, bo się rozwijam, nie stoję w miejscu, bo wiem jak rozmawiać z moim dzieckiem, bo mam wpływ na młodego człowieka i z tego, co widzę, to bardzo pozytywny.

Bywa trudno. Jest pot i łzy. Ale co to za problem dla stukniętego belfra? Nie jedynego przecież. Takich wariatów jest przecież wielu. Każdy z nas był w szkole i jestem pewna, że miał swojego ulubionego mentora. To jego/ją warto zachować w pamięci i docenić, skoro ktoś jest tak szalony, by odważyć się uczyć!

Życzę sobie i moich kolegom po fachu oczywiście końskiego zdrowia, stalowych nerwów, stoickiego spokoju, ciekawości Sherlocka, ale i, by to fatalne zauroczenie jak najdłużej (bez niego przecież w szkole nie da się wytrzymać).

Podoba Ci się mój tekst?

Podaj mój blog dalej. 🙏

Wiem, że warto😊

Komentarze

Popularne posty