ICH TRZY

 

Image on Pixabay

Najpierw będę ja. 

Słyszę, że nie zajdę w ciążę, bo mam policystyczne jajniki i za mało ważę. Oglądam się za każdym dzieckiem na ulicy,  z zazdrością patrzę na zaokrąglone brzuchy innych kobiet. Ryczę po nocach, zmieniam lekarza, który początkowo podejrzewa mnie o anoreksję, a gdy lista zleconych badań jest wolna od wykrzykników, a wyniki książkowe, przeprasza mnie za uprzedzenia i obiecuje mi podkręcić hormony. Zachodzę w ciążę szybko, bo przestałam o niej obsesyjnie myśleć. Miesiąc unoszę się nad powierzchnią ziemi po czym spadam boleśnie na diagnozę. Moją. Jestem chora. Stanowię zagrożenie dla mojego dziecka. Różne myśli mam w głowie. Czytam mnóstwo medycznych artykułów, rozmawiam z lekarzami. Nikt niczego nie narzuca, nie osądza. MAM WYBÓR. PODEJMUJĘ DECYZJĘ, że urodzę. 


Ona 1 

Spotykam ją w szpitalu. Na położniczym. Siedzimy czekając na konsultację. Jest drobna, ma duże brązowe oczy i nieduży  brzuszek. Uśmiecham się, gratuluję jej, to pewnie początki. Ona patrzy na mnie spod firanki rzęs. 

"Jest bardzo chore. Już jutro będę pusta". - mówi cicho i odwraca wzrok, a ja w mig pojmuję o co chodzi. Nie mówię już nic. Widzę jaka jest blada, jak drżą jej ręce, jak całe ciało krzyczy z rozpaczy. Ona, te dziesięć lat temu, MA WYBÓR. To pewnie najboleśniejsza decyzja w jej życiu. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić jej cierpienia ani tego, jak ból rozrywa jej serce na miliony kawałeczków. Nie próbuję zrozumieć, co czuje, bo mi aż głupio siedzieć obok z fikająca córką w brzuchu. Mogę jedynie podejrzewać jak trudne to chwile, jak bije się z myślami, boi. Jak jest przerażona i cholernie sama. Bo choćby dokoła stał tłum to kobieta i tak zawsze będzie sama ze swoim ciałem. 

Na tym samym oddziale będąc w zaawansowanej ciąży i czekając na rozwiązanie nie nawiązuję prawie żadnych znajomości. Boję się pytać innych dziewczyn o cokolwiek. Tu życie tańczy ze śmiercią. Cud narodzin, martwy płód, zdrowe bobasy i niedotlenione lub zdeformowane niemowlęta. 


Ona 2 

Od pielęgniarek wiem, że jedna dziewczyna, taka malutka i okrąglutka, właśnie przeżywa jedno i drugie. Jest w ciąży bliźniaczej, pewnej nocy okazuje się, że jedno dziecko nie żyje. Nie wiem czemu, pielęgniarka nie zdradziła mi powodu. Jedyne co było wtedy wiadome to to, że lekarze rozważają cesarkę (to już była wysoka ciąża). Pamiętam mowę ciała tej dziewczyny. Ciągle trzymała się za brzuch. Obejmowała go z całych sił, jakby nie chciała kogoś puścić, jakby chciała ochronić przed światem.

Niesamowity ból malował się na jej twarzy. Straciła jedno dziecko, bała się o drugie. Była inkubatorem dla jednego ciałka i żywicielką drugiego. Ona już nie miała wyboru. W ósmym miesiącu, nagle nie da się podjąć żadnych decyzji. Jej twarz i ciało jednak wyło z rozpaczy. 

Pielęgniarki po cichu nam o tym powiedziały nie po to, by sobie poplotkować. Chciały, by tamtej dziewczynie dać spokój, nie gratulować, nie pytać czy to będą bliźniaki czy może wód płodowych ma za dużo. Dziewczyna przeżywała katusze i bez tego. Dosłownie i w przenośni. Obok garniturka do chrztu wybierać musiała też ten do trumienki. Nie wiem, kiedy i czy zabrano ją na cesarkę. Ja urodziłam kolejnego dnia. 


Ten kilkudniowy pobyt w szpitalu nauczył mnie pokory i braku oceniania czegoś po pozorach. Dziś nie pytam żadnej kobiety czy jest ciąży (choć wyraźnie widzę brzuch) póki sama mi nie powie. Nie gratuluję, nie dopytuję, nie komentuję. Pozory są takie mylące. Okrągły brzuch lub 2 kreski na pasku mogą być szczęściem niesamowitym, najpiękniejszą przygodą w życiu lub osobistą tragedią, z którą to matka MUSI SIĘ ZMIERZYĆ i to ona, i tylko ona DECYDUJE, co będzie dalej. 


Podoba Ci się mój post? Podaj go dalej. 

Polub moją stronę ⬇️ 

https://www.facebook.com/PoliAnnBlog/ 

Warto! 

#AniJednejWięcej

Komentarze

Popularne posty