NIEPRZEMAKALNA
Kiedyś tak bardzo chciałam być nieprzemakalna. Odporna na wszystkie mżawki, deszcze, burze, gradobicia, ulewy.
Marzyłam, aby spływały po mnie czyjeś bolesne słowa, niedotrzymane obietnice, chłodne spojrzenia, raniące gesty i szyderczy śmiech. By ironia, kłamstwa, złośliwości roztapiały się na moim pancerzu i znikały w czeluściach.
Czasami lepiej nie dopuszczać do siebie nic, by nie czuć smutku, zawodu, żalu i rozpaczy. By nie czuć nic. Nawet radości, szczęścia, miłości i zachwytu.
Dziś myślę, że może lepiej jednak tego wszystkiego doświadczać, choć czasem życie boli tak cholernie?
Zamierzałam sprawić sobie płaszcz. Taki nieprzemakalny. Żałowałam, bo nawet w internetach takiego nie mieli. Robiłam go więc sama uczona życiem. Łatałam dziury. Może i na siłę. By nie przepuszczały tak łatwo tego, co mnie zraniło wcześniej.
Inne miejsca jednak nadal pozostały wrażliwe. Gładkie, delikatne, ufne wobec drugiego człowieka. Nie schowałam ich. Nie przykryłam niczym. Choć tak bardzo chciałam być nieprzemakalna, to zdecydowałam, że pójdę w ten deszcz. Deszcz życia. Codziennie. Raz roześmiana będę w nim tańczyć, raz skulona płakać. Będę doświadczać, czuć, płonąć i stygnąć. Przewracać się, podnosić, cofać, biec, czołgać. Bogatsza. Kolorowa, pełna emocji, żywa, choć bardziej ostrożna i przewidująca. Mimo wszystko wciąż tak bardzo przemakalna. A mój płaszcz będę zakladać coraz rzadziej. Aż w końcu zdejmę go całkowicie. I taka naga emocjonalnie, mimo strachu, będę biegła w mżawce, kołysała się deszczu, stała w ulewie. Będę odważnie chłonać życie. W płaszczu byłoby cicho, sucho i tak cholernie nudno. Bez niego jest głośno, słonecznie lub ciemno, ciepło, chłodno albo mroźno. Zawsze jest jakoś. Nigdy mdło. I ta przemakalność coraz bardziej mi się podoba. Bo przecież żyć to czuć. A czuć to żyć!
Komentarze
Prześlij komentarz