Image by Лечение наркомании from Pixabay
Kajdanki aż wołają by je sobie sprawić. Mamią kolorami. Brąz, czerwień, zieleń czy fiolet. Kobiety kupują je nałogowo. Same, choć kajdanki cisną, odparzają, wżynają się w nadgarstek i sprawiają dyskomfort.
Ona czekoladowe kajdanki już wyrzuciła. Lubi swoje słodkie życie, a wieczorami biega z mężem, by nie mieć wyrzutów, jeśli sięgnie po czekoladę i ujędrnić kształtną pupę.
Pierwsza koleżanka Onej czerwonych kajdanek pozbyć się nie może. Więc pozbyła się chłopaka, amatora mięsistych warg. Po prostu.
Druga koleżanka Onej zielone kajdanki znacznie poluzowała. Niedługo spłaci ostatni kredyt. Wypowiedzenie już napisała. Kwestią czasu jest kiedy te kajdanki same jej spadną, a ona wolna być może odważy się na własny biznes.
Trzecia koleżanka Onej swoje fioletowe zapięła bardzo mocno. Ranią ją niemal codziennie. Jest już u kresu wytrzymałości. Gdyby nie było dzieci, być może by się poddała. Ale te dwie pary przerażonych oczu sprawiają, że zbiera w sobie siłę, by te kajdanki zerwać jednym gwałtownym ruchem ... Będzie bolało, będzie krew i płacz, i ból piekący. A potem już tylko spokój, cisza i w końcu przespana noc.
Tego życzę nie tylko dziś. By każda z nas rozpięła lub zerwała kajdanki, które sama sobie założyła. Co z tego, że modne, że dyskomfort do wytrzymania, skoro głowa niespokojna?
A więc swobody, luzu i co najwyżej ładnych bransoletek, które zawsze możecie zdjąć.
|
Komentarze
Prześlij komentarz