KAWAŁKI


Wstałam dziś z podłogi. Pozbierałam kawałki, na jakie się rozsypałam. Ułożyłam z nich nową siebie. Bolało chyba nawet bardziej niż samo rozsypanie. Mimo to składałam siebie kawałek po kawałku. Powoli, z rozmysłem, zagryzając wargi czasem aż do krwi. łzy ciekły ciurkiem, ale ja uparcie dokładałam brakujące części, na nowo. Widzę się teraz w lustrze. Niby taka sama, a jednak zupełnie nowa. Posklejana, poraniona, pokłuta, z bliznami, ale nadal piękna. Bardziej interesująca. Wartościowa. Nasączona życiem. Nowa stara ja. Odrodzona, po każdej porażce, rozczarowaniu czy ciosie wycieram łzy, zakładam uśmiech, i wstaję z tej cholernej podłogi. Powoli i z bólem. Nowe rany krwawią, stare się już zabliźniły. To ta silniejsza ja. Walczę więc dalej, nie poddaję się, przewracam się, zagryzam zęby i próbuję. Zbieram to, co się ze mnie rozsypało. I podnoszę się, na ile mogę. Czasem na milimetr, na sekundę. Nie zawsze zwyciężam. Za nudno by było. Musi być jakieś urozmaicenie. Z czarnej dziury nie wychodzi się ot tak. Z podłogi tak łatwo się nie wstaje. Z dna do powierzchni też jest kawał drogi. Najważniejsze, że ta droga jest. Jakikolwiek cel, by znaleźć w sobie resztki siły, spróbować się posklejać, spojrzeć przed siebie, wykonać jakikolwiek ruch i nie patrzeć już tylko krwawiące rany, lecz na mocne,  twarde blizny, które świadczą o Twojej sile. 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty