WYIMAGINOWANY




Alina kiedyś go kochała. Na zabój. Dałaby się za niego pokroić i posypać solą. Wskoczyłaby za nim w ogień. Zjadłaby brukselkę, po której jej niedobrze i weszłaby Mount Everest, gdyby trzeba było tę miłość udowodnić. Kochała go całego. Oczy, usta, dłonie, uśmiech i ramiona, w których ukrywała się przed światem. Kochała jego poczucie humoru i zachowanie. Przepadła. On ponoć też. Wysyłał smsy nad ranem wyznając uczucia. Nosił ją na rękach. Uwielbiał fakt, że jest taka drobna i że jej piersi mieszczą się w jego dłoniach. Ponoć kochał jej uśmiech i nogi. I profil. W ogóle podobno całą ją kochał tylko w jakimś momencie przestał. Nagle jej śmiech stał się za głośny, jej czułość zbyt nachalna, a nogi okazała się za chude. Zmienił tryb jej postrzegania. Może zdjął różowe okulary, może włączył zoom albo przyciemnił obraz, by widzieć tylko brzydkie szarości. Ona natomiast tego nie zrobiła. Nadal był bożyszczem, facetem, któremu nie dorównał nigdy nikt. Tym, który tyle jej dał. Pewnie zrobiła coś nie tak. On poszedł dalej nie oglądając się, może czasem tylko ją wspominając, ale bez zatrzymywania. Ona stała w miejscu. Zaczarowana, a może tak naprawdę zastygła w swojej miłości do niego. Obrazy z przeszłości przesuwały się przed jej oczyma, tęskniła, marzyła. Wszystko go jej przypominało. Piosenki, potrawy, miejsca. Co gdzie spieprzyła, skoro odszedł? Gdzie popełniła błąd? Miesiącami szukała odpowiedzi, analizowała każdy sms, e-mail i wspólne rozmowy. Winiła siebie. On był nietykalny. Jej bożyszcze, ideał, facet jej życia. Nie znalazła odpowiedzi. Obolała od samobiczowania kochała go może i tak samo, ale chowała coraz głębiej w sercu. Zakopywała. A pewnego dnia, zrozumiała po prostu, że kocha wytwór swojej wyobraźni. Wyidealizowanego mężczyznę ze wspomnień, którego już przy niej nie ma. Bo gdyby chciał, to by był. Dałby się za nią pokroić i posypać solą. Wskoczyłby za nią w ogień. Zjadłby szpinak, którego tak nie znosił i wszedł na dziesiąte piętro, choć panicznie bał się wysokości.

Nie zrobił tego.
Zamilkł.
Zniknął.
Zapadł się pod ziemię.
W jednym miała rację. Temu mężczyźnie faktycznie nie dorównał nikt. Nikt jej tak nie skrzywdził i nie zmiażdżył emocjonalnie jak on. Całą resztę sobie wymyśliła. Stworzyła sobie jego piękny, nierealny obraz. I nikt jak on nie sprawił, że odbiła się od dna. Wylizała rany, pozbierała kawałki siebie, obudziła się i dostrzegła, że nie żyje "tu i teraz" tylko "wtedy". Otworzyła więc szeroko oczy, wzięła głęboki oddech i zrobiła krok. Krok do przodu. Obraz pozostał obrazem, a rzeczywistość pokazała swoje oblicze. Nieidealne. Gładkie i szorstkie, barwne i bure, ciepłe i zimne. Ale jakieś i w zasięgu ręki, a nie w otchłani wspomnień, które zamknęła już na klucz, otwarta na życie. W końcu na życie życiem a nie przeżyciami. 

Podoba Ci się ten post?
Podaj go dalej.
Na pewno ktoś, kogo znasz powinien go przeczytać. 
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warta jest Twojej miłości!

Komentarze

Popularne posty