KARMA



Karma wraca. Zawsze. Rozalia w to nie wierzyła. No błagam, co za bzdety - myślała, rozglądając się dookoła i patrząc na ludzi. Bujda jakaś. Sama jestem panią swojego losu - tokowała w myślach dalej.


Życie miała w miarę szczęśliwe, tylko nudne. Książkowy model. Przyszłego męża poznała na studiach, zakochała się. Wpadli to i wzięli szybki ślub. Życie zapukało do drzwi. Kolki, zmęczenie, pieluchy, egzaminy, staranie o pracę, kredyt, rachunki. Rutyna się rozgościła. Studia skończone, dziecko rosło jak na drożdżach, praca była. Wszystko przewidywalne, poukładane. Z kokardką na wierzchu. Nudno, mdło. Nowa praca dodała Rozalii skrzydeł, nowy kolega zresztą też. Ten sam wiek, to samo życie. Było o czym gadać. I gadać. Potem pisać. Już nie tylko służbowo. W sumie to głównie pozasłużbowo. Nakręcało ją to. Jego oczywiście także. W ich domach równie zapracowani małżonkowie, problemy dnia codziennego. O ileż łatwiej było sobie poflirtować aniżeli stawiać im czoła. Było tak przyjemnie, beztrosko. I ekscytująco.

"Karma wraca" - Rozalia przeczytała gdzieś i zaśmiała się głośno tak, że było ją słychać w całym biurze. Tak, jej śmiech znali wszyscy. Jedni śmiali się z nią, inni z niej, bo była w tym swoim głośnym usposobieniu bardzo narzucająca.
Zamilkła nagle, gdy zdecydowanym krokiem do tegoż biura weszła żona  kolegi. Tego, z którym tak umilała sobie w pracy czas. No cóż, kłamstwo ma krótkie nogi, a technologie płatają figle. Niby się człowiek wylogował, a tu proszę, żonka przypadkiem natrafia na intymne rozmowy. Rozalii chyba nie było już do śmiechu. Tamta miała ją w garści, w przenośni i dosłownie, gdyż trzymała w ręku wydrukowane, gorące konwersacje. Komunikat był krótki i rzeczowy. Rozalia posłuchała przypominając sobie, że karma wraca. Nie była nią jednak ta żona. Ona zdała się na karmę właśnie. Bo po co pluć jadem, zalewać żółcią samego siebie od środka jak można iść do przodu, skupić się na swoim życiu, a nie czyimś? Lepiej zdać się na karmę. Ona jest pamiętliwa i pojawia się niespodziewana. Rozalia, taka przebojowa, głośna i pewna siebie, w ogóle jej nie oczekiwała.

Bo mąż jej, taki dobry i kochany, nudny przecież i znany jej od tylu lat, nie byłby w stanie wywinąć jej żadnego numeru. A jednak numer wywinął i to nie jeden z sąsiadką. Wpadł równie głupio jak Rozalia z kolegą kilkanaście miesięcy wcześniej. Jednak dobrze jest kasować wiadomości na Messengerze, bo inaczej nieźle można się zdziwić i nadziwić jaki to ten nudny małżonek jest kreatywny, przy wywijaniu numerów (numerków dokładniej rzecz ujmując). I tak samo jak żonie kolegi pod Rozalią nogi się ugięły, a szloch w poduszkę trwał jeszcze wiele miesięcy. I już nie była taka pewna, że jej to się nic nie przytrafi, że sama kieruje swoim losem i że karma to wymyślona bujda. Wierzyć, nie wierzyć, ale całe zło jakie wyrządziła innej kobiecie wróciło do niej. Poczuła strach, niepewność, jej poczucie bezpieczeństwa się zachwiało. Poczuła się taka brzydka i nieciekawa skoro jej luby spojrzał łakomym okiem na inną. Znalazła jednak swój sposób na dowartościowanie. Nie ma nic przyjemniejszego niż przeglądanie się w innych oczach. I tak też robi. Nadal. Intensywnie umawia się na kolejne spotkanie z karmą, bo ponownie siebie chwilowo uszczęśliwiając krzywdzi innych. A karma czeka. Jest cierpliwa, spokojna. Pojawia się jak zwykle znienacka. Tym razem ze zdwojoną siłą i przywróci harmonię, bo jej zasadą jest, by dobro i zło wracało, by pomoc trafiła do tych, którzy pomagają, by ten, kto podkłada nogi, sam się w końcu potknął i by ilość ukradzionych uśmiechów była równa szczerym łzom. 

Podoba Ci się mój post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warta jest Twojego czasu!
image by Pixabay

Komentarze

Popularne posty