DLACZEGO SZPILKI?

 



Wiem, wiem, że zaraz się dowiem, że niewygodne i że biegać w nich się nie da. Racja, nie da. Z wygodą jednak bym dyskutowała, bo nawet ja posiadająca wielce wymagające stopy (krzywe paluchy i obcierają mnie nawet japonki) mam w szafie kilka takich par szpilek, w których przetańczę całą noc.
Szpilki kocham. Zawsze powtarzam, że w szpilkach to mnie nawet pochować mają, inaczej będę straszyć:)
Dlaczego więc te obcasy?
Bo nawet jak mi życie daje w kość to stoję nich wyprostowana. Nawet jak nie chcę albo jak kucam to też trzeba z klasą, nie? Skupiam się, by nie stracić równowagi, nabieram powietrza i czuję się jakoś tak...lepiej. Może i rozwalona wewnętrznie, posiekana na milion kawałków (zdarzało się), ale wyprostowana!
Z rozmazanym makijażem, może i smutnymi oczami, cichym głosem idę, prosto przed siebie, ale dumnie, lekko kołysząc biodrami (w szpilkach innej opcji nie ma jeśli nie chce się zaliczyć bliskiego spotkania z podłożem). Noga dłuższa, figura ponoć ładniejsza. I tak idę przez życie stukając obcasem.
A jak kobieta jest szczęśliwa to dopiero zasuwa na tych szpileczkach! Wystarczy jaka kiecka z szafy, jaki błyszczyk i trochę tuszu, włosy przeczesane palcami i można zdobywać świat. Ma sie wtedy ten pałer i seksapil, oj ma! Obcas choć na stopie, ma wpływ na głowę, naprawdę!
Dziewczyny drogie i Panowie szanowni, powiem tak:
Szpilki są świetne!
Pamiętajcie to tylko parę centymetrów, a ile szczęścia mogą dać kobiecie;)

Obraz ArtWorkWoman z Pixabay
 
PS. Dziś post później, bo w końcu spałam 9 godzin:)))) Mam nadzieję, że też jesteście wyspani.
Pięknego dnia!
W Gdańsku właśnie spadł śnieg i jest cudnie!
Na spacer pójdę w śniegowcach, ale po domu to latać w szpilkach będę, kto mi zabroni?:)
Podaj ten post dalej. Warto!
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Też warto!

AKTUALIZACJA

 



Magda zamknęła oczy. Powieki stawały się coraz cięższe, zapadała się w nicość. Było jej tak przyjemnie. Gorąca woda otulała zmęczone ciało. Myśli odpływały gdzieś na bok. Mięśnie się relaksowały.
Aktualizacja systemu rozpoczęta.
Niepotrzebne aplikacje i programy usunięto.
Po co jej dieta?
Będzie jadła częściej, a mniej.
Do pracy zacznie chodzić pieszo, to w końcu tylko 20 minut.
Przyjmie propozycję menedżera.
Zmieni dział. Czas na zmiany i nowe wyzwania.
Po co jej ciągłe, irytujące powiadomienia?
I tak korzysta z tradycyjnego kalendarza.
Zaktualizowano jej bazę kontaktów.
Tak, z kilkoma osobami już dawno nie jest w kontakcie. Należało więc usunąć parę nazwisk i numerów z pamięci, już nie tylko telefonu.
Lidka, jej bliska przyjaciółka i koleżanka z pracy wściekła się,  gdy Magda dostała propozycję zmiany działu. Nagle okazało się, że przyjaźń zniknęła. Może i dobrze. Wirusy trzeba usuwać i nauczyć się bronić przed innymi.
Nastawienie do świata też musi być zmienione. Czas przestać się mazać i przejmować. Czas wziąć się w garść, skupić na sobie i swoich potrzebach. Czas zostawić przeszłość i iść do przodu, te 20 minut do pracy, w nowym dziale, ucząc się nowych rzeczy i umiejętnie oddzielając czas pracy od przyjemności. Czas zająć się sobą. I czas robić takie aktualizacje jak najczęściej.
Kąpiel.
Spacer.
Film.
Masaż.
Książka.
Sauna.
Basen.
Cokolwiek.
Byle dla siebie, egoistycznie, spokojnie, bez wyrzutów sumienia.
I bez żadnych wirusów.
Z nowym, zaktualizowanym oprogramowaniem.


Podoba Ci się ten post?
Udostępnij go.
Zrób sobie aktualizację. Czasem trzeba:)
Obserwuj Poli Ann
Warto!
Image by Pixabay


CZARNO TO WIDZĘ...

 




CZARNO to widzę.

Mam w sumie teraz same CZARNE myśli w głowie, żeby nie powiedzieć ostrzej: jesteśmy chyba w CZARNEJ doopie.

Bo dokąd zmierza polska szkoła to serio już nie wiem. I nie będę tu biadolić jaka to jest ze mnie biedna nauczycielka, bo zawód mój wybrałam świadomie i dobrowolnie. Nie jest to praca za karę ani z przypadku. Wiedziałam, że będę mało zarabiać, mieć wakacje, ale i sporo pracować. I przez jakiś czas było to prawdą, a potem się zaczęło. Reforma za reformą, przekształcanie szkół w nowe twory, nowe zasady matur i innych egzaminów, wydłużenie trwania awansu zawodowego, praca nauczycieli za darmo (dodatkowe godziny przy tablicy bez wynagrodzenia). Ciemne chmury zbierały się nad systemem edukacji, ale jeszcze wtedy tak CZARNO tego nie widziałam. Przecież nie mogło być gorzej. Otóż mogło! Już wtedy intuicja mi podpowiadała: Oj CZARNO to widzę drogi belfrze, CZARNO!

Człowiek przełykał ślinę, kończył kolejne studia, szkolenia. Zdobywał uprawnienia. Tak wiem, zaraz mi przypomnicie strajk i naszą butę, gdy odeszliśmy od tablicy. Wówczas to nauczyciel dostał w pysk. Zlekceważenie chyba najbardziej boli, choć oprawca przecież nie zrobił nic. Okazało się, że weekendowe wielogodzinne siedzenie na szkoleniach okazało się być o kant tyłka, gdyż egzaminy przeprowadzić mogły osoby zupełnie poza kręgu edukacji. To po cholerę ja te kilkadziesiąt godzin byłam szkolona skoro inne osoby mogły być w kilka minut? CZARNE chmury zaczęły się zbierać.

To było tylko preludium. Szczucie społeczeństwa, niechęć, brak zrozumienia i szacunku, i te teksty: "Nie podoba się to won!" były bardziej uwłaczające niż niezmienione o grosz przelewy na konto.

Oj CZARNO to widzę drogi belfrze, CZARNO!

A potem nagle wkroczyła pandemia. Z buta, konkretnie, bo z dnia na dzień zamknięto szkoły i nauczycielu radź sobie. Czy masz komputer w domu, czy warunki, nieważne, bierzesz kasę podatnika to pokaż za co ci płaci. Tak, wiem. Wielu z was dotknął lockdown także zawodowy, ale w firmie daje się chociaż komputer, szkoli się ludzi, daje czas na wdrożenie Nam nie dano nic. Rzeźbij sam skoroś taki mądry. I ucz się programów, aplikacji. Szkolenia jakiekolwiek pojawiły się znacznie później i to nie z inicjatywy Ministerstwa Edukacji. Twórcy popularnych platform sami je organizowali, potem znalazło się kilku belfrów, prowadzących profesjonalne warsztaty na szeroką skalę. Zaznaczę, po kilku miesiącach. Szykan w stosunku do polskiej szkoły było bez liku. Jad wylewał się hektolitrami. Polska szkoła zbliżała ku CZARNEJ de, która zdaje się rozciągać niczym wszechświat. Końca nie widać. Aż chce mi się wołać: "Widzę ciemność. Ciemność widzę...!"

I wcale nie chce mi się śmiać, choć komedię mamy w szkole za komedią.

Od września z kwarantannami na przykład. Dzieciak w domu zamknięty, ale rodzeństwo wesoło do szkoły pomykać może. A najgorzej jak nauczyciel ma covid. Jak mógł dzieci narażać? Jak się szczepi to źle (przypomnę tylko nas szczepiono astrą), nie szczepi się to gorzej!! Mówi o szczepieniu to niedobrze, nie uświadamia, to co z niego za dzban?! Nosi kolorową torbę, dajmy na to tęczową, to lewak. Rodzinę ma wielodzietną to nieogarnięty jakiś, co to chuci pohamować nie może. Oj CZARNO to widzę drogi belfrze, CZARNO!

W styczniu wyszło na jaw, że zarabiasz nawet 12,8 tys. brutto. O rety, świadom nikt nie był, że tyle możemy, skoro do tej kwoty ulga przysługuje. Społeczeństwo oszalało, znów nagonka, a ja lecę i sprawdzam na koncie, czy aby na pewno taka bogata jestem. Z moich skromnych obliczeń wynikło, że za cholerę. Lata świetlne mnie dzielą od tej magicznej kwoty. I jak tam belfrze? Oj CZARNO to widzę drogi belfrze, CZARNO!

Strach aż na jaw własne zdanie głosić, na protest pójść, nie daj Boże innowacje wprowadzać, bo oto właśnie swoboda jakiegokolwiek myślenia będzie zabrana. Po kawałku. Milimetr po milimetrze, niezauważenie aż zniknie cała i rozpuści się w CZARNEJ de.

Masz swoje zdanie? Inne polityczne przekonania? Oryginalny pomysł na edukację dzieci i młodzieży? Inną wiarę czy orientację? Bój się belfrze bój... wszechmocnego kuratora.

Wsadź głowę w piasek, ucz z książki, nie wdawaj się w dyskusję, nie krytykuj, nie wyróżniaj się.

Nie mów uczniom, że mogą mieć własne zdanie, że mają wierzyć w siebie, że mogą kochać kogo chcą, że mają dbać o zdrowie i uprawiać bezpieczny seks, że mogą się wyrażać, rozwijać, że mają być szczęśliwi. Nie mów, nie wychylaj się, nie bądź autorytetem, mentorem, inspiracją. Bądź zwykłym belfrem, od strony 1 do 15, od lekcji do lekcji, potem skul głowę i wróć do domu. Nie afiszuj się, nie wymagaj za wiele, nie proponuj nowych rozwiązań, nie uświadamiaj. Zduś w sobie powołanie i kreatywność. Wtedy będziesz świetnym nauczycielem. Wpasuj się w tłum, nie wyróżniaj, wykonuj polecenia. Bądź mdły, nijaki, przestraszony, zaszczuty. I taki ucz nasze dzieci, dbaj o ich rozwój, zaszczep radość do nauki, motywuj, zachęcaj. I jak to widzisz? Oj CZARNO to widzę drogi belfrze, CZARNO!



ZAKAZANE CD.

 



Mignął jej w tłumie. Tak się jej wydawało. Skarciła się za to od razu w myślach. Przecież to gówniarz, nie możliwe by zakochała się w dzieciaku. Co z tego, że student. Młokos, chłopiec, bo jak inaczej go nazwać?? Co z tego, że sylwetka męska, i zarost i te ramiona barczyste. MŁODZIAN!!! Kobieto, ogarnij się! To ZAKAZANE.

Nie przewidziała się. Wrócił w rodzinne strony. Tata zachorował, marskość wątroby, od tego picia pewnie. Mama sama, schorowana zmęczona życiem, wiecznie przy nim trwająca. Chciał ją odciążyć. Nie zapomniał o ZAKAZANYM. Myślał codziennie o Conversach, fantazyjnych kolczykach i drobnej posturze, którą przytulił aż cztery razy. Obserwował ją jak biega, przychodził pod szkołę, nauczył się jej planu. Znał jej rozkład dnia. Żyła jak zakonnica, zamknięta za niewidzialnym murem. Wolna, smutna, niepewna, sama. Niby uśmiechnięta, jednak tylko pozornie.

Tamtego dnia padał ciepły wiosenny deszcz. To był jej dzień na bieganie. Wiedział, że ona nie odpuści. Będzie biegać choćby nie wiem co. I tak było. Jogging był jej terapią, wyrzucała z siebie strach, rozczarowanie i tęsknotę. Broniła się przed prawdą, ale głęboko wiedziała, że gdy zamyka oczy widzi Tomka. Okłamywała samą siebie, dlatego też widząc znajomą sylwetkę w pobliżu szkoły, uznała, że ma majaki.

Robiła drugie okrążenie. Deszcz jej nie przeszkadzał. Chłodził ją, dawał siłę na kolejne metry biegu. Znów miała te majaki. Postura Tomka stała obój wielkiego drzewa, które miała za chwilę minąć. Zamknęła oczy sądząc, że gdy je otworzy mara rozpłynie się pozostawiając tylko bolesną pustkę. Gdy je otworzyła widmo nadal tam stało. Skrzyżowało ramiona na piersi i patrzyło, jakby chciało ją przeszyć na wylot. Zatrzymała się oddychała szybko, resztki makijażu zmył deszcz. 

- Jest taka piękna i bezbronna - pomyślał. Nie zrobił jednak nic. ZAKAZANE czaiło się tuż za rogiem. Jej oczy były mokre. Nie wiadomo czy od łez czy od kapiącego towarzysza. Patrzyła, milczała łapiąc oddech. Podał jej rękę. Tak po prostu. I zaprowadził na ławkę, o dziwo suchą, ukrytą wśród gęstych koron drzew. Tym razem mówił on, o ojcu, o jego nieuchronnej śmierci, o studiach, które zawiesił, chcąc być obok mamy. Aż w końcu zapytał DLACZEGO? Dlaczego nie dała mu szansy, bała się gdy chciał jej dać wszystko to, czego nie dał jej ten dupek?
Uśmiechnęła się lekko. Tak, bała się. Stereotypy. Zjedliby ją żywcem. Rozwódka uwodząca uczniów. Była żona tego dupka, którego wcześniej wszyscy szanowali. Porzucona, zdradzona, z zerowym poczuciem własnej wartości. DLATEGO. Złapała go za rękę. Przytuliła jego dłoń do swojej mokrej twarzy. Uśmiechnęła się. W końcu tak szczerze, z głębi najgłębszej, w jej oczach dostrzegł te iskry, które tak skrywała. Zamknął oczy. Rozkoszował się chwilą. Ona wtem puściła jego dłoń i pobiegła przed siebie. Śmiała się i biegła. On został na tej ławce zdezorientowany. Analizował każdy jej gest, spojrzenie i uśmiech. Zjawił się pod szkołą dopiero po kilku dniach. Wiedziała, że przyjdzie. Nie mówiła nic. Znów się tylko uśmiechnęła. Odprowadził ją do domu. I przytulił kolejny raz. Kilka sekund dłużej niż poprzednio. Chłonął zapach jej włosów. Czuł drżenie jej ciała. Czuł jak mięknie. Nie zrobił nic. Ona nie zrobiła nic. ZAKAZANE nadal było tuż obok.

O śmierci taty dowiedział się, gdy znowu z nią siedział na ławce. Biegali razem. Milczeli, a potem zadzwoniła jego matka. Nie musiał nic mówić. Ona zrozumiała od razu, że teraz on bardzo jej potrzebuje. Przytuliła go, pogładziła włosy, odprowadziła do domu, a po godzinie czekała pod blokiem, by towarzyszyć mu w załatwianiu smutnych formalności. Była obok, cicho, niezauważalnie dając mu wsparcie. On był blisko, milcząc, czasem przytulając pomagając jej odzyskać samą siebie.

Tomek wrócił na studia, ale zmienił uczelnię na tę w rodzinnym mieście. Wybrał studia zaoczne. W międzyczasie zmarła mu mama. Sprzedał więc stare mieszkanie i kupił nowe. Odżył. Znalazł nawet pracę. A ona? Odnalazła siebie. Powoli, spokojnie. Wyprowadziła się. Znalazła nowe miejsce. Pogrzebała wspomnienia. Zmieniła szkołę. Nadal biega, nosi Conversy i oryginalne kolczyki. Uśmiecha się. Szczerze, z radością w oczach. Mieszka niedaleko Tomka. ZAKAZANE gdzieś znikło. Dało im szansę...




Podoba Ci sie ta historia?
Udostępnij ją.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Znajdziesz tam tylko prawdziwe historie.
Warto tu być.



PODSUMOWUJĄC 2021...

 





Wszyscy psioczą na rok 2021. Niech się kończy, pandemia, lockdown, życie online, szczepienia, mutacje, omikron. I faktycznie jeśli komuś się zdrowie posypało lub kariera to owszem, psioczyć może. Nie dziwię się. Nie było kolorowo...

Mimo to patrzę za siebie i staram się wyciągnąć też dobre strony z całej tej chorej sytuacji

Kompletnie zmieniłam warsztat pracy jako nauczyciel. W bardzo krótkim czasie opanowałam nowe programy, aplikacje, o których wcześniej mi się nie śniło. Uczę, pracuję i przyznam, że nie jest tak tragicznie.


Rozwijam blog, mam kilka wywiadów na koncie, Was jest ponad 17 000, sama wydałam kolejną książkę, otrzymując Wasze wsparcie! I cieszy się ona Waszym bardzo serdecznym przyjęciem! A w szufladzie czeka maszynopis dalszych losów Ilony!

Przeprowadziłam się, z mężem wykończyliśmy dom (a nie on nas:), co było nie lada wyzwaniem, gdy opóźnienie odbioru domu trwa "jedynie" rok...

Przekonałam się, że każdy człowiek w naszym życiu jest po coś. Ktoś zaprasza Cię do swojego życia. Ktoś zamyka przed Tobą drzwi i odprawia z kwitkiem. Na niektóre powitania czeka się z radością, inne zaskakują, pożegnania zaś szokują, bolą, uczą. Zawsze cytuję sobie wtedy czyjeś mądre słowa, że każdy człowiek w naszym życiu jest lekcją. Więc kolejne lekcje za mną, nowe, nieznane przede mną...

Nadal jestem aktywna, biegam, pływam, ćwiczę i jeżdżę na rowerze. I mimo kolejnej wiosny nie czuję się starzej, wręcz przeciwnie, ja dopiero nabieram wiatru w żagle!

Jestem gotowa na wydanie na kolejnej, trzeciej już książki. Wierzę, że mi się uda.

Rok 2021 był bardzo kolorowy, spokojny i niespokojny. Choć zdarzyło mi się wyrywać włosy z głowy i płakać po cichu, wiem, że w Nowy Rok wejdę silniejsza, pewniejsza siebie i mimo wszystko optymistycznie patrząca w przyszłość Kto jak nie ja? Kto jak nie Wy?

ROZMOWY Z URSĄ

 






Lubię prowadzić rozmowy z moją niemal jedenastoletnią latoroślą. Dzieciaki mają ciekawe spostrzeżenia i bardzo trafnie określają świat.
Moja córa jest bardzo wrażliwa, bystra, jako estetka , doradza w wyborze mebli, dodatków i serio ma małolata niezły gust. No robi znanej pani Dorocie konkurencję!
Z Ursą gadamy o wszystkim. Jest wesoło i refleksyjnie, czasem głośno lub zatrważająco cicho. No tak, dwie baby w jednym pomieszczeniu to mieszanka wybuchowa.
Wczoraj spędziłyśmy razem cały dzień, więc gadania było sporo. Na tapecie były między innymi zawody. Nie takie sportowe. Myśmy o przyszłości prawiły. Nie będzie wyjątkiem fakt, że moja Ursa tak co miesiąc zmienia zdanie co do swojego fachu. Chciała zostać kucharką, masażystką, projektantką, weterynarzem, krawcową, nauczycielką, opiekunką w zoo... Jezu, kim ona nie chciała być? :))))
A wczoraj ni stąd ni zowąd zagaja:
- Wiem kim będę.
Ja już czekam na jakąś astronautkę czy rajdowczynię. I myślę co tu wesołego jej odpalić.
A tu moja mała poważnie peroruje:
- Ja chcę być po prostu szczęśliwa.
O cholercia! Teraz to ona odpaliła! A ja jako żem akurat auto prowadziła, niemal pod prąd na obwodnicy bym z wrażenia nie pojechała. Mi tyle lat zajął taki wniosek! Człowiek myślał, kombinował, a tu proszę małolata moja z pełną powagą prawi o czymś, do czego niektórzy to i przez całe życie nie dojdą!
Szczęście żem jednak pojechała prawidłowo, dumnie się prężąc, mało mi pas cycków nie zmasakrował takem napuchła z dumy! Ale co tam! Grunt, że moja współpasażerka takie mądrości ma w tej swojej główce.
To jak Kochani?
Bądźcie szczęśliwi.
Po prostu!
Udostępnij ten post.
Czytaj moją stronę Poli Ann
Zapraszam Cię do mojego świata.
Warto!

GOTOWI? DO WIGILII? START!

 



Chałupa czysta, ale żeby lśniła? To nie!
Uszka i pierogi kupione (ręcznej roboty), rybkę mama usmaży, tata sałatkę skroi, a ja ciasteczek sama żem napiekła.
I mimo że nad garami nie stałam pół dnia to i tak padam na pysk po intensywnym biegu, bo w domu przecież cały czas jest robota.
A teraz w końcu prysznic se wzięłam, taki gorący, niech cellulit też ma coś od życia:) Piżama na tyłek, makijaż starty, maseczka się wchłania, więc pies już przede mną nie ucieka, a jako że rodzinie w kieckach paradowałam, żeby mi pomogli wybrać, co jutro mam na grzbiet wciągnąć to se postanowiłam w tychże szpilach pozostać, kielich napełnić i delektować się chwilą. Kto Pani Domu zabroni?
A wy jak? Padacie na pysk czy jeszcze w pionie?
Dziewuchy kochane, pomyśleć o sobie, tak bardzo egoistycznie. Tylko o sobie. I do wyra marsz lub film jaki włączcie. Dla siebie.
A prezenty? No przecież jest jakiś typ w czerwonym ubranku, co się tym zajmuje. A jak kto nie dostanie, znaczy, że nie zasłużył :)))
Ja natomiast Mikołajowi dziś to kieliszek wina zostawię. Niech se chłop chlupnie, w końcu całą noc robić będzie.
Wasze zdrowie.
Ściskam!
Do jutra!

27. GRUDNIA - PO ŚWIĘTACH

 



Wstając niespiesznie, mogąc pozwolić sobie na taki luksus, śpiąc do późna, ciesząc sie z minionych chwil. Ze spotkania z rodziną i przyjaciółmi. Czując spokój, delektując się wymarzoną aurą, jedząc smakołyki.
Czy tak przeżyliście ten magiczny czas?
Nie będę używać utartej formułki o minionych świętach.
Do rzeczywistości można wracać pomału.
Wiem, wiem, niektórzy z Was juz w pracy, na pełnych obrotach.
Mam nadzieje, że mimo wszystko choć odrobina dobrych chwil w Was jeszcze jest.
I uśmiechacie się mówiąc: "Było miło."
Jeśli za Wami jest coś przykrego to będę banalna. Dziś jest dzień, i jutro też, i będzie lepiej. Musi. Powoli, do przodu. Zobaczysz, jeszcze będzie miło.
Napij sie herbaty. Na pięć minut bądź sam(a) ze sobą, pomyśl o czymś przyjemnym, uśmiechnij się.
To będzie dobry dzień. Nawet na chwilę, ale będzie.
Podaj ten post dalej.
Spraw komuś radość.
Jesli jesteś tu pierwszy raz, zostań proszę na dłużej.
Obserwuj moja stronę Poli Ann
Warta jest Twoich kilku minut.

MÓJ BARDZO PRYWATNY SYLWESTER

 



Zima jedenaście lat temu. 31. grudnia . Sylwester.
Śniegu po kolana, zima całkiem sroga, niedziałające akumulatory w autach. Ja z malutkim brzuszkiem, cięższa tylko o sześć kilo, w trudnej ciąży, z granicznymi przepływami. W ciąży, której miało nie być. Ale wiadomo, jak baba chce to w ciążę zajdzie, choćby nie wiem co.
Więc ja zaszłam, w międzyczasie dowiedziałam się, że jestem poważnie chora, że nie urodzę siłami natury, nie będę karmić piersią, że mogę stanowić niebezpieczeństwo dla własnego dziecka
potem, że płód się nie rozwija. Trochę tego było. No cóż, matki ponoć nigdy nie są spokojne, ja miałam tego przedsmak już w ciąży. I choć to był trudny czas, nie zamienię go na żaden inny.
Dwie czerwone kreski na teście.
Bicie serca podczas badania USG i ta niesamowita świadomość rozwijającego się życia we mnie.
Zaokrąglony brzuch.
Pierwsze ruchy dziecka.
Inny smak i gusta zapachowe, aż w końcu akcja porodowa, którą zwieńczyło cięcie cesarskie w jakże wspaniałym dniu - 31. grudnia. Spektakularnie można by rzec, albo chujowo, jak ktoś lubi dosadniej.
Od jedenastu lat dane mi jest być mamą. Każdy sylwester to też moje święto, bo od tamtego pamiętnego stałam się innym człowiekiem - uważnym, opiekuńczym, odpowiedzialnym, zdolnym do bezwarunkowej miłości, niespokojnym o los córeczki. Dałam życie i dostałam życie. Daję czas, a otrzymuję uśmiech, rączki wokół szyi, przytulasy, czasem złowrogie spojrzenia i krytykę, taką konstruktywną też: "Za dużo bronzera nałożyłaś, wytrzyj trochę, o i teraz wyglądasz jak milion dolarów:)))"
Bycie mamą to trudna praca, czasem niewdzięczna, okraszona najpierw krwią, potem i łzami, później uśmiechem, radością i dumą. Bywa różnie w tej naszej podróży. Moja córka jest do mnie podobna, ale jest osobnym bytem, a z tym chyba najtrudniej się matce pogodzić. Mogę moją latorośl tylko wspierać, rozmawiać z nią, wyjaśniać, a ona i tak pójdzie swoją drogą. To ciężka wędrówka, ale nikt nie mówił, że to będzie lukier z posypką. To góry i doliny, burze i słońce, wiatry i bezchmurne nieba. To życie matki. Wiem, że bez mojej Ursy Minor* nie byłoby mnie ani bloga Poli Ann:)
* Mała Niedźwiedzica - takie znaczenie ma imię mojej córki. To imię miało być talizmanem. Ulka urodziła się mała. Musiała być silna, by przetrwać. Dała radę. Czegóż mogę chcieć więcej?
Kochani najlepszego w Nowym Roku
Siły, zdrowia, wybaczenia sobie i innym, i uśmiechu, nawet gdy nie jest Wam do śmiechu.
Będzie dobrze, musi być

KOMPLEMENT

  - Ładna sukienka. - No coś ty, stara. - Ślicznie dziś wyglądasz. - Nie przesadzaj. - Do twarzy ci w tych okularach. - E tam. Zwykłe oksy. ...