GURU
Obraz mohamed Hassan z Pixabay |
Wpadła do kuchni, gdzie wszyscy siedzimy w trakcie przerwy. Była zdyszana. W ręku trzymała jakieś dokumenty, które chyba przed chwilą skserowała.
- Dziewczyny królestwo za kawę! Albo nawet dwa! - uśmiechnęła się szeroko. Monika, bo tak miała na imię, zawsze roztaczała jakąś aurę. Ma szalenie miły głos. Gdyby nie praca w korpo, może mogłaby nagrywać audiobooki dla dzieci.
W kuchni panował harmider. Każdy gotował wodę na herbatę lub czekał aż ekspres zaparzy mu kawę. Albo podgrzewał sobie jakiś pudełkowy obiad.
-Wiecie co? - Monika już trzymała w ręku swój ulubiony kubek z parującym płynem. - Mój mąż to dla mnie guru.
To wypaliła. Mało się nie zakrztusiłam. Guru, bo pozmywał naczynia czy łaskawie zrobił śniadanie do łóżka? - pomyślałam. Odezwały się we mnie dzikie instynkty. Już widziałam Monikę w domu w fartuszku z przybrudzoną kieszonką niczym kopciuszek. W kuchni a jakże, gdzie jedną ręką miesza zupę, a drugą kroi ziemniaki. I jest taka zachwycona, bo jaśnie mąż stanął w progu i raczył sam zdjąć płaszcz. I nawet nie krzyknął złowrogo: Kiedy obiad?!
Snułam sobie tę wizję. Obraz przesuwał mi się przed oczami jakbym oglądała "Komedię małżeńską" z fenomenalną Ewą Kasprzyk w roli głównej, po czym słyszę jak Monika kontynuuje:
- ... i wiecie, na tym wykładzie kiedy skończył mówić byłam z niego taka dumna. Wiem, jak długo pisał ten referat, jak się do niego przygotowywał po nocach, bo za dnia zabiegany. Praca, a potem a to w ogródku, a to syna zawieźć na piłkę, zakupy zrobić, nareperować kran. Czyli normalne życie. Jak on utrzymał przytomność umysłu po nocach to nie wiem. - Monika perorowała z dumą w oczach. - Wykład wygłosił znakomicie. Potem było mnóstwo pytań. Po dzień dzisiejszy przychodzą dziesiątki maili. Ludzie są zachwyceni. Jestem z niego taka dumna. - upiła łyk kawy i zamilkła na chwilę. - Nasza najstarsza córka była na wykładzie. Normalnie to się kłócą aż wióry lecą. A ona w domu mu mówi: "Szacun tata. Szacun." - W jej ustach to pochwała najwyższego stopnia.
Wszyscy słuchali jak zaczarowani. Gdy Monika wyszła to naczelna szyderczyni teamu już zaczęła wywód. Coś w stylu moich myśli, że kobiety muszą zawsze o siebie walczyć, że mężczyźni mają łatwiej, że Moniki mąż to na pewno w domu nic nie robi. Bla, bla, bla. Ale jeden z chłopaków całkiem umiejętnie ją zgasił, że zazdrości, bo ktoś ma normalny związek, gdzie partnerzy się wspierają i cieszą z własnych sukcesów. Kurde, ma chłopak rację!!! Przecież to na tym polega. Razem dzielić codzienność, uśmiechnąć się do siebie w biegu, spojrzeć cieplej i dawać wsparcie. Pozwolić na własną przestrzeń, w której każdy może się realizować Monika jest świetnym pracownikiem w naszym korpo, ostatnio awansowała, jeździ na konferencje. Więc to jej mąż ogarnia wtedy dom. Dzielą to życie na pół, choć idą przez nie razem. Raz on przyspiesza, raz ona. Czasem jedno z nich się przewróci, a drugie je podnosi. On odnosi sukces, ona pęka z dumy. Ona dostaje awans, on się chwali żoną dookoła. I pewnie nie raz latają talerze, są ciche dni i gorsze dni, ale przecież:
"(...) chodzi o to by od siebie
nie upaść za daleko
nawet jeśli czasem
między nami wykipi mleko."*
I nieważne, czy tym guru jest ona czy on. Grunt, żeby patrzeć na siebie z zachwytem, inspirować się, podziwiać i odkrywać na nowo. Wtedy jest szansa, że rutyna która i tak im się rozsiadła w salonie, przesunie się do kąta.
* fragment piosenki zespołu Strachy na lachy "Kocham Cię"
Komentarze
Prześlij komentarz