PORTRET PORZUCONYCH

Obraz inno kurnia z Pixabay

Zostawił Cię? Zniknął? Zablokował? Usunął na fejsie z grona znajomych?

A może ona Cię rzuciła? Przestała odpisywać i nie odbiera telefonu? Zapadła się pod ziemię i nie daje znaku życia?

A Ty walczysz? Wariujesz, myślisz, analizujesz każdy czyn, słowa rozkładasz na litery. Zastanawiasz się nad spojrzeniem, ilością uśmiechów i błyskawic w oczach. I dochodzisz do wniosku, że wszystko robiłeś/-aś źle. Bo może gdyby nie ta kłótnia, nie ten komentarz, nie tamten gest czy dotyk to pewnie nadal bylibyście razem. I to przecież Twoja wina, że nie jesteście. To takie oczywiste i tak bolesne, że czujesz jak zginasz się w pół. Jak niemal upadasz i nie masz siły wstać. Jak nie masz już czym wyć, bo wszystkie łzy już wypłakane. Jak zasysa Cię od środka i nie masz czym oddychać, bo on/ona był/-a Twoim powietrzem, paliwem, sensem wszystkiego. Więc teraz nie ma nic. Ciebie też nie. 

Usiądź. Spróbuj wziąć oddech. Spróbuj rozejrzeć się dookoła. Pewnie widzisz zgliszcza. I bardzo dobrze. Bo to je trzeba uprzątnąć i zbudować siebie od nowa. Nie będzie łatwo. Będzie cholernie trudno, ale siedzenie na kanapie i rozpamiętywanie też bezbolesne nie jest.

Jesteś wartościową osobą. Przecież ktoś Cię pokochał, a jeśli przestał to nie znaczy, że tracisz na wartości. Nie jesteś domem czy samochodem przecież. Nie jesteś rzeczą, którą można porzucić. Jesteś człowiekiem. Kochasz, nienawidzisz, czujesz. Śmiejesz się, cierpisz, płaczesz, krzyczysz. Dziś z rozpaczy. Jutro pewnie też i pojutrze. I jeszcze przez długi czas. Bo nie jesteś robotem. Nie masz przycisku on/off. 


Dziś się obwiniasz, ale czy aby na pewno tylko Ty ponosisz tę winę? Nie bez powodu mówi się, że wina leży po środku. Weź więc na klatę połowę. 
I zastanów się czy chcesz skomleć o uwagę, błagać o powrót, żebrać o spojrzenie, czy chwilowy uśmiech? 
Czy masz siłę, by kochać za dwoje? 
By układać się pod czyjeś dyktando i ciągle się bać, czy jemu/jej to się podoba, czy Cię zaakceptuje czy może zmiażdży spojrzeniem? 
By być plasteliną w czyichś rękach i przybierać różne formy w zależności od czyjegoś humoru? 
I nigdy nie być sobą? 
Być tylko czyimś wyobrażeniem?

Prawda, że nie? 

Pewnego dnia, gdy wypłaczesz już wszystko, gdy zabraknie Ci argumentów, by usprawiedliwiać zachowanie byłej miłości, zrozumiesz, że gdzieś po drodze zgubiłeś/-aś siebie. Że przez cały czas to nie byłeś/-aś Ty. Że to było aktorstwo pierwszej klasy, za które należy Ci się Oskar lub Złoty Glob przynajmniej. Że po rozstaniu, po którym zawalił Ci się świat, w końcu możesz oddychać tak jak chcesz. Mówić to, na co masz ochotę. Myśleć według siebie. Wyglądać tak, jak czujesz się najlepiej. Zrozumiesz, że jesteś dla siebie NAJWAŻNIEJSZY/-A. Zaczniesz cegła po cegle budować ten świat na nowo. I pewnego dnia tej swojej miłości podziękujesz. Naprawdę! Poczujesz wdzięczność, że odeszła, że oddała Ci przestrzeń i swobodny oddech. Że tak naprawdę zrobiła Ci przysługę, bo w końcu możesz być sobą.

Podoba Ci się ten tekst?
Udostępnij go.
Obserwuj moja stronę.
Znajdziesz tu tylko moje teksty.

Komentarze

Popularne posty