HARTOWANIE




Wiesz, mnóstwo razy w życiu, a raczej od życia dostałam po tyłku albo między oczy. Tak konkretnie, żeby bolało i często dwukrotnie, żebym się za szybko nie otrząsnęła po pierwszym razie. I lądowałam na emocjonalnym dnie, z przyklejonym uśmiechem w ciągu dnia, z potokiem łez płynącymi nocami. Było ciężko, nieprzyjemnie, boleśnie i tak cholernie smutno. I zimno. Zawsze trzęsę się, gdy coś przeżywam. Wręcz zgrzytam zębami - tak marznę. 

Wiem, co to porażka, nieprzyjemne słowa, hejt, nienawiść, zawiść, stracone nadzieje, brak zaufania, strach o jutro.

Wiem jak to jest, gdy ktoś rani, nie dotrzymuje słowa, zazdrości sukcesu, źle życzy, coś Ci zabiera.

I pewnie Ty też wiesz jak to smakuje. 

Ale wiem też co to radość, smak zwycięstwa, duma, sukces, komplement, miłość, przyjaźń, nadzieja.

I tego się trzymam.

Łatwo nie jest, gdy się potykasz, wiatr wieje w oczy, a słońce zachodzi. Gdy nadchodzi mrok, a obok nie ma nikogo. Nikt nie obiecywał, że to będzie sielanka. 

Zobacz jednak jak jest pięknie, gdy wstajesz, podnosisz się nieudolnie, próbujesz, walczysz, nabierasz sił, oddychasz, przestajesz płakać, gdy kąciki ust unoszą się ku górze. Takie zwycięstwo, choćby milimetrowe to ma dopiero smak. Wtedy czujesz, że to ma sens, że to hartowanie jest po coś. Bo nawet gdy znów ktoś czy cos Cię powali, to wstaniesz. Przecież wiesz już jak to zrobić!


Podoba Ci się ten post?
Udostępnij go!
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Zaczytaj się.
Image by Pixabay

WYZNANIE

 


Kiedy powiedziała mu "kocham cię" była pewna tych słów. Był w jej głowie po same końcówki włosów. W sercu, które biło nim i dla niego, w każdej jej myśli. Kochała nie tylko jego ciemne oczy, które zdawały się jaśnieć, gdy się do niej uśmiechał. Jego dłonie, jakimi się jej uczył centymetr po centymetrze. Jego uśmiech, którym obdarowywał tylko ją. Kochała go całego, tak po prostu. Bez powodu i za wszystko. On ją też. Miłość wyznał pierwszy.

Zawróciła mu w głowie. Myślał o niej bezustannie, widział ją w swoim życiu i kawalerce, w której wcześniej zamierzał mieszkać sam. Chciał być ojcem jej dzieci, podawać jej herbatę, gdy wraca zmęczona, przytulać, kiedy jej smutno. Pragnął pokazać jej swoje życie, do którego nikt nie miał dostępu. Ona swoją miłością otworzyła wszystkie drzwi.  Śmiechem przebiła się przez smutek, namiętnością rozpaliła żar. Kochała go całą sobą. Ciałem i duszą.
Gdy przyszedł sprawdzian tej miłości nadal przedzierała się przez jego mur, dla niego i z nim spadała w dół. Zrozumiała powagę swoich słów. Kochała go nie tylko, gdy świeciło słońce, a seks na plaży smakował najlepiej. Kochała go gdy w ich życie wdarł się tajfun, mróz i ulewy od ich łez. Kochała go wściekłego, nieprzyjemnego żonglującego słowami ostrymi jak żyletki. Kochała na dobre i na złe, bo wiedziała jaką moc ma wyznawanie miłości. Jego ta moc pokonała. Nie chciał jej już jako matki swoich dzieci, odechciało mu się parzyć jej herbatę, nie chciał jej już w swojej kawalerce. Jej ciało jeszcze go rozpalało, ale nie znaczyło nic poza rozkoszą. "Nie kocham cię już" - powiedział tak po prostu i zamknął drzwi do swojego świata. Szczelnie, na cztery spusty i trzy zasuwy. Nie chciał słyszeć jej głosu ani widzieć jej oczu, pozbawionych życia. Stracił do niej cierpliwość.

Ona oddała mu kawałek siebie. On dany jej brutalnie zabrał chcąc by o nim zapomniała. Ona zamilkla, zagryzła wargi, czekała, a gdy zjawił się nagle kochała go nie mniej jednak już bez oddawania siebie w całości. Nie czekała na nic, obserwowała wiedząc, że nadal kocha te oczy, dłonie i oczy. Nie miała żadnych pretensji, oczekiwań. Pewna była jednego, że wyznając mu miłość nie kłamała, że oddając mu siebie była szczera. Że po prostu jako człowiek może spojrzeć sobie w twarz. Kocha(ła) pięknie, szczerze, całą sobą. Takiej miłości się nie żałuje ani nie wstydzi.




OCZAMI BELFRA - PO COVIDZIE

 



Anka wróciła z pracy. Po dwudziestej. Była w szkole od rana, miała godzinną przerwę między lekcjami a radą, a że blisko mieszka to wpadła na chwilę do domu. Zrobiła dzieciom szybki obiad i pędem wróciła do pracy.
Jest wrzesień, obowiązków jest bez liku. Wszystko na już, plany, sprawozdania, innowacje, projekty. Anka uczy od kilkunastu lat, przywykła, że na początku roku szkolnego jest tyle spraw do ogarnięcia, jednak po ostatniej radzie wróciła do domu milcząca, zamyślona. Wypalona? Nie, bo uwielbia tę robotę. Zmęczona? Jeszcze nie, miała wakacje, parę dni nad jeziorem i czystą głowę przez kilka tygodni. Nie ma co ukrywać, to jeden z dużych plusów tego zawodu. Anka wybrała go świadomie, lubi uczyć, jest w tym dobra. Podnosi kwalifikacje, jest wielozadaniowa, otwarta, jednak po ostatnim zebraniu w pracy czuje złość. Nie do dyrekcji, która dba o gawiedź szkolną jak o rodzinę. Nie do rodziców, którzy potrafią dać w kość. Nie do dzieci, które bywają naprawdę nieznośne. Czuje złość do systemu i tych, którzy nim zarządzają, którzy nie mają pojęcia jak wyglądają realia w polskiej szkole, a na pracowników oświaty nakładają coraz więcej obowiązków, polegających głównie na tworzeniu dokumentów. Owszem papier wszystko przyjmie, jednak czy samą papierologią stoi szkoła? Może cnotami niewieścimi, dobrem, prawdą (tak brzmią najnowsze chwytliwe hasła, nijak wyjaśnione, po prostu narzucone gronu pedagogicznemu)? A gdzie miejsce na kreatywność, swobodę, wolność słowa, krytyczne myślenie i co najważniejsze, gdzie jest miejsce na POMOC? Współczesne panie i panowie na wysokich stołkach tworzą piękne maksymy, media o nich huczą, jedni popierają, inni ostro krytykują. Spirala się nakręca, nowe motta krzyczą, wszyscy je słyszą, chcąc nie chcąc, a tego co najistotniejsze, niestety nie da się usłyszeć.
Nie usłyszymy niemego krzyku dziecka połykającego łzy, kiedy za drzwiami jego pokoju rodzice kłócą się o wszystko.
Nie usłyszymy dźwięku żyletki tnącej ciało raz po raz.
Nie usłyszymy bulimiczki wymiotującej obiad ani anorektyczki jedzącej pół jabłka dziennie.
Nie usłyszymy myśli samobójczych, strachu, lęki, depresji młodych ludzi, przerażonych pandemią, niepewnością, zmianami w ich ciele, na które nie mają wpływu.
Nie usłyszymy hejtu pisanego na Messengerze ani wyszeptanego do ucha.
Nie usłyszymy jak nasze dzieciaki toną w przerażeniu i samotności.
Nie usłyszymy głosów w ich głowach.
Wiemy, ile mniej więcej pandemia zabiła ludzi.
Nikt nie mówi natomiast, jak wielu uczniów ona złamała, dotknęła i uśmierciła wewnętrznie.
O tym się milczy. Uparcie i tchórzliwie.
Rzuca się hasła, promujące bliżej nieokreślone wartości.
Proponuje dofinansowanie wycieczki, która nie ma szans być zrealizowana, bo na rozpisanie dokładnego planu i kosztorysu ma się raptem kilka dni.
Oferuje zajęcia wyrównawcze, które muszą być zorganizowane po godzinach, gdyż w przeładowanym do granic możliwości planie nie ma gdzie ich wcisnąć.
Mówi o odchudzaniu podstawy programowej podczas gdy dzieciaki już w czwartej klasie mają po sześć czy siedem lekcji dziennie.
Strajkującym nauczycielom każe iść do hipermarketu, a gdy niektórzy faktycznie tam poszli i w szkole brakuje kompetentnych pedagogów, to pozostałych nauczycieli obarcza się za przeciążone plany, skrócone lekcje czy nagłe zastępstwa.
Dlaczego nikt nie mówi, że wakaty łata się naprędce?
Że w szkole Anki psycholog ma tylko pół etatu i jeśli chce pomóc wszystkim tym, którzy wsparcia potrzebują, to pracuje na wolontariacie?
Dlaczego na Ankę patrzy spod wilka oczekując od niej, że będzie nauczycielem, wychowawcą, psychologiem, pedagogiem, mentorem, animatorem, pielęgniarką, mediatorem, trenerem? 
Anka by chciała po prostu uczyć. A ta przestrzeń kurczy się w zastraszającym tempie, dając miejsce papierom czekającym na wypełnienie. Anka chciałaby też pomóc podopiecznym, ale nie jest w stanie nauczać i robić terapii jednocześnie. Marzy o wsparciu wykwalifikowanych specjalistów, którzy pomogą jej uczniom pokonać demony i czerpać radość z życia. Póki co, dzieje się to w zakresie mniej niż ubogim. System bagatelizuje, ba, ukrywa problemy psychiczne dzieci oraz fakt, że szczególnie w okresie (po)pandemicznym potrzebują one godziwej opieki.
Anka nie ponosi winy za przeładowany plan lekcji, ciągłe jego zmiany, nasilone problemy uczniów, braki w kadrze nauczycielskiej, jednak jest za to wciąż punktowana. Jak i za swoją pracę, na temat której musi pisać elaboraty tylko dlatego, że ktoś tam z góry sobie tego życzy, nie będąc świadomym, że czas ten Anka mogła spożytkować na dodatkowe warsztaty czy szkolenia, dzięki którym wiedziałaby jak pomóc tym najgłośniej krzyczącym niemym głosem i przerażająco spokojną twarzą.

Gdzie jest odwaga tych, którzy o szkole wiedzą rzekomo najwięcej, a jej progu nie przekroczą, udając, że wszystko jest w porządku?
Wygodnie przemawia się z gabinetu w błysku fleszy.
Anka i każdy inny nauczyciel, i pracownik oświaty wie, że nie jest w porządku. Że dzieci i nauczycieli znów rzuca się na głęboką wodę, a społeczeństwo szczuje, by nie szanowało tych, którzy z dziećmi spędzają sporą część dnia. Polskiej szkoły się nie wspiera, od niej się wymaga, ją się rozlicza i publicznie chłoszcze.
Anka jak i dziesiątki tysięcy innych belfrów, pedagogów, psychologów dzielnie uczy i rozwiązuje problemy. Robi to dla dzieci, zagubionych w pocovidowej rzeczywistości. Oni wszyscy ciągną ten wózek, bo decyzję o zawodzie podjęli świadomie chyba w przeciwieństwie do tych, którzy na szkołę patrzą z samej góry, głosząc chwytliwe maksymy niemające z rzeczywistością nic wspólnego i nie chcąc widzieć ani problemów szkoły ani drzemiącego w niej potencjału.

DESZCZ

 



Kiedyś nie lubiłam deszczu.
Budził mnie, irytował, na siłę trzymał w domu. Miałam wrażenie, że jestem jego niewolnikiem.
Dziś lubię, gdy pada. Wszystko jest wtedy inne. Krople inaczej malują świat. Oczyszczają go, roślinom dają życie, ludziom pobudzają wyobraźnię.
Szczególnie w filmach deszcz jest pięknym tłem, gdy się kogoś ratuje, z kimś tańczy, przed czymś ucieka lub biegnie do kogoś. Gdy w deszczu ktoś się całuje lub towarzystwie kropel kocha do upadłego. Deszcz oferuje niesamowitą scenografię, inną aurę. Czasem cudnie jest go obserwować, gdy krople tańczą po parapecie, a ich dźwięk wybija swoją muzykę.
- Deszcz nie jest zatem taki zły - powtarzam sobie stojąc w oknie z kubkiem herbaty.
Lub wracając do domu zmoczona do suchej nitki, bo nie wzięłam parasola.
Deszcz ma swój urok.
Powoli go odkrywam, a czując lub widząc krople go doświadczam. Zmywam stare, czekam na nowe.
Dlatego zaczęłam lubić deszcz.

DO TWARZY CI

 



DO TWARZY CI...
Wiem, że dużo przeszłaś. Życie zapewne Cię przeorało, nie dawało taryfy ulgowej, zapewniło niezłą jazdę. Doskonale to wiem, kiedy od płaczu było Ci niedobrze, gdy wszystko się waliło, a Ty kurczyłaś się do rozmiarów Calineczki.
A potem nadszedł czas, kiedy stałaś się silniejsza, z bliznami, doskonale niedoskonała, piękniejsza, spokojniejsza, z pewniejszą głową i samoświadomością. I wiesz, do twarzy Ci z tym. Z tą wiedzą, doświadczeniem, wiarą w siebie, siłą, dystansem, pokorą i zrozumieniem otaczającego świata. I bliznami zostawionymi przez los. Nie przepraszaj, że starasz się być szczęśliwa, że w końcu wiesz, czego chcesz, że umiesz odmówić, nie zgodzić się, walczyć o swoje. Wiesz, bardzo Ci w tym do twarzy. Nie przepraszaj kochana, że idzie Ci nieźle, że jesteś spełniona, że dogadałaś ze swoim odbiciem w lustrze, że w sumie to siebie bardzo lubisz i podobasz się sobie. Nie przepraszaj za kobiecość, emocje, intuicję. Wiesz, do twarzy Ci z tym. Cholernie!
Podoba Ci się mój post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warto!

ZATRACONA

 


Zakochałaś się.
Jest Wam tak dobrze.
W kuchni, gdzie razem gotujecie.
W przedpokoju, kiedy rozchodzicie się w swoją codzienność.
W sypialni, gdzie się smakujecie.
Jest rozmowa, przytulenie, ciche dni i głośne noce.
Wiesz, że to ten. Ten, z którym chcesz się śmiać, kłócić, kochać i malować ściany.
Zatracasz się, spędzasz z nim każdą chwilę jakbyś bała się, że on zaraz zniknie.
A on przecież jest i nigdzie się nie wybiera.
Ty go jesz łapczywie. Zamykasz się w Waszym świecie, szczelnie. Delektujesz się, oddychasz tylko nim.
Nikt inny się nie liczy.
Porzuciłaś dawne życie, znajomości, pasje.
Jesteś tylko jego.
Wtapiasz się w jego świat.
Swój opuściłaś nawet nie wiesz kiedy, choć jego cień przemyka Ci gdzieś w oddali. Śmiech przyjaciół, ich zatroskane oczy, smak razem jedzonej pizzy.
Nie masz czasu dla swojego życia.
Jest tylko Wasz czas.
Twoja przestrzeń skurczyła się do niego i oplotła Cię niczym bluszcz.
Nie ma Ciebie.
Jesteście Wy.
Oddałaś mu swój kawałek podłogi. Zapomniałaś już, co lubisz sama.
Tak Twoim zdaniem wygląda miłość?
Usiądź, weź głęboki oddech, powiedz mu, że go kochasz i otwórz stare drzwi do siebie.
Możesz być sobą będąc z nim w związku jednocześnie.
A jeśli to niemożliwe to to nie jest miłość, lecz więzienie wytapetowanie jej marną imitacją...


Podoba Ci sie mój post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warta jest Twojego czasu!

POZWÓL SOBIE

 



Usiądź.
Weź głęboki oddech.
Zrób sobie herbatę lub kawę, coś, co lubisz najbardziej.
Pozwól sobie na siebie.
Na chwilę, nie myśląc o innych, o tym, co trzeba, co musisz.
Odsuń problemy i troski. Zdążysz się pomartwić.
Odłóż obowiązki. Poczekają sobie spokojnie.
Świat się nie zawali, gdy pozwolisz sobie na siebie.
Gdy sie zastanowisz nad tym, czego chcesz.
Albo nie pogrążysz się w żadnych myślach po prostu rozkoszując się chwilą.
Pozwól sobie na swój czas, kiedy wszystko inne znika i cichnie.
Gdy jesteś tylko Ty sam(a) ze sobą.
Warto.
Pozwól więc sobie na bycie ze sobą sam na sam bez wyrzutów sumienia.
Przecież to Ty musisz ze swoim odbiciem wytrzymać przez całe życie.
 
Spokojnego dnia!
Podoba Ci się mój post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warta jest Twojego czasu.

OTO JA...KOBIETA

 



Nie jestem słaba. Może tylko mniejsza, drobniejsza i pozornie tylko nie taka silna jak Ty.
Może nie podniosę wielkiej komody, nie zmienię koła w aucie czy nie pójdę do pracy kopalni.
Zrobię za to mnóstwo innych rzeczy.
Emocje, które mną targają nie są wcale moją słabością.
One są jak drogowskaz, pokazują mi kierunek, odwodzą od złych decyzji.
Intuicja to nie jakieś infantylne widzimisię.
To mój barometr, bardzo czule odbierający świat dookoła mnie.
To że płaczę, krzyczę, uwalniam całą feerię emocji nie jest oznaką braku kontroli.
To oczyszczenie, które pozwala mi pozbyć się negatywnej energii.
Ta dla Ciebie niezrozumiała kobiecość jest po coś.
By wyczuć drugiego człowieka, poznać go, pomóc mu.
By móc być matką i w mig rozpoznawać potrzeby dzieci, wychować je, uczyć jak poruszać się we współczesnym świecie.
By być partnerką, dać Ci miłość.
By być szczęśliwą sama ze sobą.
Jestem silna, zniosę wiele. Gdy kocham nie ma bólu, którego bym nie wytrzymała.
Czasem myślę, że nie dam już rady, a życie dokłada mi kolejne ciężary i ja choć pozornie taka słaba dzielnie je dźwigam. Uniosę więcej niż myślisz.
Upadnę i się podniosę.
Wypłaczę, a potem uśmiechnę.
Wezmę głęboki oddech i pójdę przed siebie.
To ja KOBIETA.
Krucha jak szkło i silna jak stal.
Podoba Ci się mój post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją kobieca stronę życia Poli Ann
Warto!

(NIE) LUBIĘ CIĘ PONIEDZIAŁKU

 



Biedny ten poniedziałek. Czy to jego wina, że jest pierwszy, zaraz po weekendzie i oznacza początek nowego tygodnia, a tym samym często i pracy? 

Biedny, bo na nim wszyscy psy wieszają, marudzą, że już nadszedł, grymaszą i z podkówką na ustach idą się z nim witać. 

Biedny jest...

A co gdyby tak spojrzeć na niego inaczej? Nie z niechęcią i nienawiścią, że oto trzeba wstać o nieludzkiej porze jaką jest szósta rano czyli w połowie nocy, że należy zabrać się za obowiązki, stawić czoła wyzwaniom, sprężyć się, zapomnieć o błogim lenistwie i te pe i te de.

A co gdyby spojrzeć na ten poniedziałek jak nie ma początek katuszy, nowej diety czy pędu?
Poniedziałek to mogą być nowe drzwi, kolejne szanse, czyste tablice, które możesz zapisać inaczej niż wcześniej. To korekta poprzednich błędów, nadzieja na lepsze, świeża perspektywa, kolejne możliwości, świeży wiatr, poranne słońce nieśmiało wschodzące na horyzoncie. 

Jeśli wiesz, jak przemierzać tę drogę możesz to robić szybciej albo rozglądając się na boki zauważając wcześniej niezauważone. Gdy nie lubisz tej drogi możesz ją zmienić lub spróbować pokonać w inny sposób, albo zawrócić i dojść do wniosku, że ta wędrówka całkowicie Ci nie odpowiada. Może ten początek będzie końcem czegoś, co Cię męczy, uwiera, niszczy, wysysa. Spójrz zatem inaczej na poniedziałek. Uśmiechnij się do niego, przeproś go za ciągłe złorzeczenie i wisielczy humor. Napij się kawy lub ulubionej herbaty, wyjdź do niego jak nie w podskokach to choć z kącikami ust lekko uniesionymi do góry i pomyśl: DAM RADĘ!!! TO BĘDZIE DOBRY DZIEŃ!!!

Bo będzie:)





KOMPLEMENT

  - Ładna sukienka. - No coś ty, stara. - Ślicznie dziś wyglądasz. - Nie przesadzaj. - Do twarzy ci w tych okularach. - E tam. Zwykłe oksy. ...