Życie pewnej gdańszczanki w pięciu aktach - akt 5


Obraz congerdesign z Pixabay


Akt 5

Gdańsk 2019, Szkoła Wyższa Ateneum, dojrzała kobieta, o dużych niebieskich oczach, elegancka, szczęśliwa, która właśnie staje się kobietą spełnioną - Jak to Ursa Minor dyplom obroniła


Ula wybiegła z ceglanego gmachu szkoły wyższej przy Błędniku. Cała w skowronkach, szczęśliwa, lekka. Był lipiec, upalny dzień, a ona w opiętych spodniach w kwiaty i białej bluzce. Wyglądała ślicznie.

Na zewnątrz czekał przyprószony już siwizną Krzysztof, Maciek z żoną i dwójką szkrabów i Marysia, dziarsko się trzymająca. Każdy z bukietem kwiatów, różnych, tak żeby nudno nie było.

Ula w końcu się obroniła. Po tylu latach! Wychowała syna, pomagała przy wnukach, opiekowała się mamą i teściową (do zeszłego roku). Teraz znalazła czas i siłę, by ukończyć ukochane studia. Tak dla siebie, by samej sobie zrobić prezent na okrągłe urodziny. Dała radę. Była jedną z najlepszych studentek na roku. Najstarszą i najbardziej lubianą.

Krzysztof przytulił ją mocno. Maluchy wycałowały. Nie musiała nic mówić, wiadomo było, że zdała. Całą rodziną skierowali się ku Długiej. Taki sukces trzeba było objeść porządnym deserem. Ulka uwielbiała Pikawę, w której to regularnie bywała od kilku lat niezmiennie zamawiając herbatę Kłapouchego i ciasto o wdzięcznej nazwie Bambo w lesie. Nieważne, że szło w biodra. Przyjemność była tego warta. Po deserze udali się na Długi Targ. Gdańsk tętnił życiem. Słychać było śmiech, różne języki. Jak Ula to uwielbiała! Potem poszli wzdłuż Motławy, Długim Pobrzeżem aż do kładki.

Zośka zadzwoniła oczywiście i trzeba jej było wszystko opowiedzieć z detalami. Ona studia skończyła o czasie. Teraz pracowała w liceum jako polonistka. Bardzo lubiana, wymagająca i karząca uczniów co najwyżej spojrzeniem, a nie linijką. Janek też już nie pływał. Nadal wszyscy się przyjaźnili, pomagali jak tylko trzeba było. Takich ludzi jak Zośka i Janek to ze świecą szukać. Ula zaprosiła ich na wieczór chcąc świętować swoje magiczne trzy literki mgr przed nazwiskiem. Póki co zamierzała z rodziną delektować się Gdańskiem.

Jak ten Gdańsk się zmienił. Był coraz piękniejszy, oddychał, żył, rozwijał się. I w ogóle się jej nie nudził, choć była na Długiej milion razy. Z niecierpliwością czekała na Jarmark, by znów dokupić jakąś biżuterię do kolekcji. Miała już pokaźną szkatułkę swoich dominikańskich skarbów.

Korzystała z dobrodziejstw miasta ile tylko mogła. W jej życiu Gdańsk był zawsze obecny. Był nie tylko barwnym tłem. Był świadkiem wszystkiego tego, co robiła i przeżywała. 

Z Krzysiem jeździli tu na rowerach, chodzili z kijkami po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym, akumulatory ładowali na plaży na Jelitkowie. Chadzali do Teatru Wybrzeże, Szekspirowskiego czy Opery Bałtyckiej. W Gdańsku było wszystko, czego potrzebowali i co kochali. Była rodzina, wspaniałe miejsca, stare i nowe, potężne eleganckie gmachy i nowoczesne, designerskie bryły. Rozrywka, kultura, edukacja. Morze możliwości jak mawiają. I to morze właśnie nieodłącznie z miastem było niemym, ale szumiącym świadkiem jej życia. Bo kto powiedział że morze nie może? Przecież morze może! A w chwili wątpliwości zawsze może nad morze?

Podoba Ci się ta historia?
Podaj ja dalej.
Zostań na mojej stronie Poli Ann
Nie będziesz żałować:)
Image by Pixabay

Komentarze

Popularne posty