GURU

Obraz mohamed Hassan z Pixabay


Wpadła do kuchni, gdzie wszyscy siedzimy w trakcie przerwy. Była zdyszana. W ręku trzymała jakieś dokumenty, które chyba przed chwilą skserowała.

- Dziewczyny królestwo za kawę! Albo nawet dwa! - uśmiechnęła się szeroko. Monika, bo tak miała na imię, zawsze roztaczała jakąś aurę. Ma szalenie miły głos. Gdyby nie praca w korpo, może mogłaby nagrywać audiobooki dla dzieci.

W kuchni panował harmider. Każdy gotował wodę na herbatę lub czekał aż ekspres zaparzy mu kawę. Albo podgrzewał sobie jakiś pudełkowy obiad. 

-Wiecie co? - Monika już trzymała w ręku swój ulubiony kubek z parującym płynem. - Mój mąż to dla mnie guru. 

To wypaliła. Mało się nie zakrztusiłam. Guru, bo pozmywał naczynia czy łaskawie zrobił śniadanie do łóżka? - pomyślałam. Odezwały się we mnie dzikie instynkty. Już widziałam Monikę w domu w fartuszku z przybrudzoną kieszonką niczym kopciuszek. W kuchni a jakże, gdzie jedną ręką miesza zupę, a drugą kroi ziemniaki. I jest taka zachwycona, bo jaśnie mąż stanął w progu i raczył sam zdjąć płaszcz. I nawet nie krzyknął złowrogo: Kiedy obiad?! 
Snułam sobie tę wizję. Obraz przesuwał mi się przed oczami jakbym oglądała "Komedię małżeńską" z fenomenalną Ewą Kasprzyk w roli głównej, po czym słyszę jak Monika kontynuuje:

- ... i wiecie, na tym wykładzie kiedy skończył mówić byłam z niego taka dumna. Wiem, jak długo pisał ten referat, jak się do niego przygotowywał po nocach, bo za dnia zabiegany. Praca, a potem a to w ogródku, a to syna zawieźć na piłkę, zakupy zrobić, nareperować kran. Czyli normalne życie. Jak on utrzymał przytomność umysłu po nocach to nie wiem. - Monika perorowała z dumą w oczach. - Wykład wygłosił znakomicie. Potem było mnóstwo pytań. Po dzień dzisiejszy przychodzą dziesiątki maili. Ludzie są zachwyceni. Jestem z niego taka dumna. - upiła łyk kawy i zamilkła na chwilę. - Nasza najstarsza córka była na wykładzie. Normalnie to się kłócą aż wióry lecą. A ona w domu mu mówi: "Szacun tata. Szacun." - W jej ustach to pochwała najwyższego stopnia. 

Wszyscy słuchali jak zaczarowani. Gdy Monika wyszła to naczelna szyderczyni teamu już zaczęła wywód. Coś w stylu moich myśli, że kobiety muszą zawsze o siebie walczyć, że mężczyźni mają łatwiej, że Moniki mąż to na pewno w domu nic nie robi. Bla, bla, bla. Ale jeden z chłopaków całkiem umiejętnie ją zgasił, że zazdrości, bo ktoś ma normalny związek, gdzie partnerzy się wspierają i cieszą z własnych sukcesów. Kurde, ma chłopak rację!!! Przecież to na tym polega. Razem dzielić codzienność, uśmiechnąć się do siebie w biegu, spojrzeć cieplej i dawać wsparcie. Pozwolić na własną przestrzeń, w której każdy może się realizować Monika jest świetnym pracownikiem w naszym korpo, ostatnio awansowała, jeździ na konferencje. Więc to jej mąż ogarnia wtedy dom. Dzielą to życie na pół, choć idą przez nie razem. Raz on przyspiesza, raz ona. Czasem jedno z nich się przewróci, a drugie je podnosi. On odnosi sukces, ona pęka z dumy. Ona dostaje awans, on się chwali żoną dookoła. I pewnie nie raz latają talerze, są ciche dni i gorsze dni, ale przecież:

"(...) chodzi o to by od siebie
nie upaść za daleko
nawet jeśli czasem
między nami wykipi mleko."*


I nieważne, czy tym guru jest ona czy on. Grunt, żeby patrzeć na siebie z zachwytem, inspirować się, podziwiać i odkrywać na nowo. Wtedy jest szansa, że rutyna która i tak im się rozsiadła w salonie, przesunie się do kąta. 

* fragment piosenki zespołu Strachy na lachy "Kocham Cię"

KTOŚ


Obraz Pete Linforth z Pixabay 



Ktoś może być Ci zupełnie obcy i Cię nie obchodzić. Może go nie znasz, ale on zna Ciebie i sporo o Tobie wie. Może Cię kocha lubi podziwia. Albo nie znosi, źle życzy i Cię przeklina.

Ktoś może być twoim sąsiadem, któremu pożyczasz szklankę cukru lub który trzyma Ci windę, gdy zdyszana/-y wbiegasz do budynku. Mieszka blisko, obserwuje Cię albo totalnie ignoruje. Wasze drogi się przecinają lub mijają całkowicie. 


Ktoś może być Twoja wielką miłością. Niespełnioną, za którą biegniesz daremnie przez całe życie. Albo spełnioną, z którą idziesz przez świat i stawiasz czoła przeciwnościom losu. Pijesz z nią kawę, kłócisz się o drobiazgi i bez której Twoje bycie jest niekompletne. 


Ktoś może być słowem, którego się boisz. I czynem, który zabiera Ci wszystko. 


"Jest ktoś." - mówi osoba Ci najbliższa, i sieka Twoje serce na miliony kawałeczków. Ten Ktoś istnieje, jest, czujesz jego oddech na swoim ramieniu. Niby go nie ma, a jednak wiesz, że jest obecny. 


Ktoś może być słowem i czynem, który buduje Twój świat na nowo. "Jest ktoś, kto Ci pomoże." - mówi Twój przyjaciel i odczarowuje Twoje życie. Bo ten Ktoś faktycznie ma moc, możliwości czy po prostu uśmiech, i składa Cię w całość. Robi porządek, przewartościowuje wszystko i koloruje dotychczasową szarość.

Ten Ktoś może być wszędzie. Może Cię mijać, kochać, uwielbiać i nienawidzić. Może Ci pomóc albo Cię niszczyć. Nieważne. Bo ważne jest, co Ty z tym zrobisz. Z każdej znajomości, mniej lub bardziej znaczącej możesz wyciągnąć wnioski i czegoś się nauczyć. Bo drugi człowiek to w pewnym sensie sprawdzian. Od Ciebie zależy jak i czy go zdasz.

Podoba Ci się ten post?
Podaj go dalej.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
To Twoje miejsce, ja to wiem...
image by Pixabay

PORTRET WYJĄTKOWEJ

@michalszczepankiewicz_photo

Jest Pani wyjątkowa. - słyszę to wiele razy. I pewnie każda babka słysząc to od obcego mężczyzny szczególnie byłaby zadowolona, to ja akurat nie jestem. I to nie dlatego ze mam focha, okres mi się zbliża, pryszcz mi wyskoczył czy złamał paznokieć. Ja to słyszę ciągle! Do cholery ciągle, najczęściej u lekarza. 

1. U ortopedy 

Halluks? Od dzieciństwa? No to rzadkie i wie Pani, w Pani przypadku to trzeba, zastosować inną metodę, bo budowa stopy WYJĄTKOWA...

2. U ortodonty
Ma Pani nietypowe ustawienie żuchwy i stąd ta wada taka. I nie może mieć Pani estetycznego aparatu. Musimy tradycyjny. I zdejmowanie kamienia co kwartał, bo ma Pani takie WYJĄTKOWE szkliwo.



3. U dentysty 

Zazwyczaj leczenie kanałowe kończy się po trzech wizytach, ale u Pani to WYJĄTKOWO trudny przypadek. Stan zapalny nie chce zejść...

4. U dermatologa 
Jaką ma Pani cerę? Trudno określać jednoznacznie. To trudna cera, WYJĄTKOWO...

5.U makijażystki
O kurczę, ale masz nietypowy odcień karnacji. Ani zimny ani ciepły. Jakiś taki WYJĄTKOWY, nigdy jeszcze nie malowałam takiej dziewczyny...

6. U manikiurzystki 
Ma pani WYJĄTKOWO delikatne skórki. Ledwo dotknęłam, a już Pani krwawi.

7. U okulisty 
No wie Pani normalnie to bym podejrzewał zaćmę. Ale ma Pani taką budowę oka. WYJĄTKOWĄ. Taka Pani uroda. 

8. U kardiologa

Ma Pani nietypową budowę serca. To nie wada, spokojnie. Taka po prostu rzadka, WYJĄTKOWA budowa i tam jest taka cienka błonka. Zazwyczaj jest grubsza, a u Pani nie.

9. U internisty 

40 na 80? Takie ciśnienie? To pani jeszcze żyje? Nie mdleje Pani? Naprawdę nie? No to WYJĄTKOWE, że przy tak niskim ciśnieniu Pani normalnie funkcjonuje.

10. U laryngologa 

Zamknięto mnie w pomieszczeniu do badania słuchu. Nie było super hiper dźwiękoszczelne, ale na pewno dość wyciszone. Pani doktor każe mi naciskać na guzik, gdy usłyszę w słuchawkach jakieś dźwięki. Ja najpierw proszę, by uciszyła ludzi, którzy są korytarzu i rozmawiają. Przypominam, że ja ich słyszę będąc w tej komorze, gdzie panuje ponoć cisza... Pani doktor posłusznie uspokaja gaduły i zaczynamy badanie. Słyszę ją, choć nie powinnam, jak powtarza "niesamowite, no WYJĄTKOWE"

Okazuje się że mam WYJĄTKOWY słuch. Słyszę to, czego przeciętny pacjent raczej nie słyszy...

11. U ginekologa 

Jezu jakie ma Pani wąskie biodra. WYJĄTKOWO. No nie urodzi Pani naturalnie,  nie urodzi. 

12. U pediatry z 3-tyg. dzieckiem 

O rany, Pani to dziecko rodziła? Przecież Pani jest płaska.

No ja pani doktor. Nie wiem, tak jakoś już mi brzuch zniknął...


No to jakiś WYJĄTKOWY brzuch:)


No ja pierdzielę. Aż się boję po różnych specjalistach chodzić, bo nie wiem, co usłyszę. Ciągle jakaś inna jestem. WYJĄTKOWA. Kiedyś dostawałam szału, dziś po prostu się śmieję i opowiadam anegdoty. No bo co poradzić jak jest się takim wyjątkowym?:)

NIE OCENIAJ MNIE

Image on Pixabay


Nie oceniaj mnie. Ani nikogo innego jak nie znasz tej osoby ani jej historii. Za mało wiesz żeby się wypowiadać. Najpierw oceń siebie i swoje zachowanie, zobaczymy jak precyzyjnie ci to wyjdzie. 


Jestem gruba. Nie oskarżaj mnie o obżarstwo. Nic o mnie nie wiesz. Może zmagam się z chorobą albo traumą. Może właśnie szwankuje mi tarczyca. Może od zawsze taka jestem. A jeśli faktycznie kocham jeść, to już moja sprawa, moje zdrowie i życie. 

Jestem chuda. Nie nazywaj mnie anorektyczką tylko dlatego, że sterczą mi kości biodrowe. Może taka już jestem. Może wcale nie chcę być chuda i z tym walczę albo wręcz przeciwnie, taka moja uroda, i świetnie się z tym czuję. Nie Twoja sprawa ile i co jem. Nieważne, ile ważę. Myślisz, że to miłe jak ktoś wsadza nos w nie swoje sprawy? Przyjrzyj się sobie. Oceń swoją osobę. Za trudne, nie?

Pochodzę ze wsi. Nie jestem głupsza tylko dlatego, że być może nie chodziłam do prywatnej szkoły. Nie muszę być bywalczynią klubów nocnych, aby udowodnić ci, że jestem fajna. Wiem co to ciężką praca. Wpojono mi uniwersalne wartości. Jestem z tego dumna. Nie wstydzę się. Ty natomiast powinieneś, jeśli oceniasz kogoś przez pryzmat jego pochodzenia. 

Jestem z miasta. Dużego. Od zawsze żyję w zgiełku, pośpiechu i dźwięku tramwajów. Nie jestem snobką, jak niektórzy uważają. Doceniam pracę, uczę się nie trwonić czasu, jestem zorganizowana. Nie zadzieram nosa tylko dlatego, że tu się urodziłam. Szanuję ludzi, kocham moje miasto, wykorzystuję to, co mi oferuje. Nie przyklejam nikomu łatek, nie osądzam i nie wyśmiewam, choć "jestem z miasta, to widać. Jestem z miasta to słychać..."*

Nie maluję się. Nie noszę szpilek ani spódnic. Chodzę w luźnych bluzach i spodniach z dziurami. Nie osądzaj mnie po moim stylu. Nie jestem leniuchem, któremu rzekomo nic się nie chce i idzie na łatwiznę. Z wyróżnieniem pokończyłam szkoły, znam języki. Dbam o siebie wewnętrznie i zewnętrznie. Brak make up'u mnie nie określa. Ani ubrania, które noszę. Nie będę się tłumaczyć, czemu nie podkręcam urody ani nie wbijam się w garsonki. Taka po prostu jestem. Chcesz mnie ocenić to najpierw mnie poznaj. Wysłuchaj, co mam do powiedzenia, zanim sam powiesz coś negatywnego. A to będzie źle świadczyć tylko i wyłącznie o Tobie.

Kocham szpilki, sztuczne rzęsy i długie paznokcie. Dobrze mi w różowym i czerwonym. Lubię zmieniać kolor włosów. Nie oceniaj mnie na podstawie wysokości moich obcasów. To nie jest tak, że dodaję sobie nimi animuszu, a bez nich nic nie znaczę. Lubię być kolorowa. Uwielbiam podkreślać to, co mam ładne. Nie jestem płytka. Czy właśnie dlatego musisz mnie krytykować? Tak Cię drażni moje powłóczyste spojrzenie, długie paznokcie i smukła noga na szpilce? Muszę być taka jak wszyscy? Pasować do ram, a jeśli się w nie nie mieszczę to liczyć się z linczem? Nie można bez?

Zadasz sobie trud, by nie oceniać ludzi po pozorach? 
By nie tkwić w schematach, a co więcej, być odważnym, by być sobą? 
Tak? To wspaniale, gratuluję!
Nie? To zamilknij i trwaj sobie w swoim świecie wydumanych opinii i pozostań tam podczas gdy ja będąc w zgodzie z tym, co czuję, będę żyć na pełnych obrotach. I szpilkach oczywiście:)


Fragment piosenki zespołu Elektryczne Gitary "Jestem z miasta"

Podoba Ci się mój post?
Podaj go dalej i nie oceniaj nikogo.
Najpierw oceń siebie.
Obserwuj moją stronę
Ona jest warta Twojej oceny! 

ZAKAZANE III - ONA


Obraz StockSnap z Pixabay

Beata najpierw uszykowała dziewczynki. Maja miała na sobie błękitną sukienkę, a włosy splecione w dwa warkoczyki. Ala chciała sukienkę w kolorze miętowym i konieczne koczek. Beata z anielską cierpliwości znosiła przekomarzania dziewczynek. Trajkotały jak najęte jakby chciały zagłuszyć panującą w domu ciszę. Tylko ich głosiki były tu słyszane. Czasem Beaty, gdy z nimi rozmawiała. Czasem Andrzeja, gdy je o coś pytał. Rozmów na linii Beata-Andrzej jakoś nie było. Zamilkli już dawno. Wymieniali się jedynie informacjami. Kto kupi chleb, odbierze dziewczynki, zapłaci za prąd. Juz nawet kłócić im się nie chciało. Cisza, chłód i obojętność. Coraz grubszy mur, który zdawał się rosnąć każdego dnia. Nie wiadomo, kiedy to się zaczęło. Znikali dla siebie każdego dnia po trochu. Po milimetrze, zmęczeni rutyną patrząc w inne strony. A może on dla niej nie istniał nigdy. Może był tylko zamiennikiem. Substytutem po tym jak straciła Filipa. Nagle. Z dnia na dzień. Brutalnie. Szybko. Był i znikł, dając jej na pożegnanie buziaka. Wsiadł na motor i sam już z niego nie zszedł. I o dziwo to nie była jego wina. Młody kierowca, bez doświadczenia stracił panowanie nad autem. Uderzył w motor jadący prawidłowo. Co z tego, że chłopak przepraszał i płakał. Beata nawet nie życzyła mu źle. Nie chciała by szedł za kratki. Filipa jej to by przecież nie zwróciło. Otumaniona bólem i tabletkami wegetowała kilkanaście miesięcy. Zamrożona emocjonalnie. Jak robot. 

Andrzej nie był wielką miłością. Raczej przystanią, na której mogła odpocząć. Intuicja mówiła jej, że to tylko chwilowe, że to nie miłość. Nie było między nimi ognia, nie było szaleństwa. Ale przypisywała to dojrzałości Andrzeja. Był doskonałą partią. A Filipa nie było. Posłuchała więc rodziny i na ślubnym kobiercu stanęła nie będąc do końca pewna własnych uczuć. Szare życie pojawiło się dość szybko. Zaszła w ciążę, były obowiązki. I chłód w domu. Najpierw walczyła, ale odbijała się o ścianę lodu. Więc przekonana o swojej bylejakości przestała walczyć. 

Nawet nie wie, kiedy na Sebastiana spojrzała inaczej. Daleki kuzyn, młody człowiek, przesympatyczny, dobry tancerz, dżentelmen. Miło się rozmawiało. Dobrze się czuła w jego towarzystwie. Nawet bardzo dobrze. Potem coraz lepiej. 

Czy było to wtedy, gdy razem z córeczkami pojechali do parku wodnego?

Czy kiedy ją podwiózł, bo auto miała w warsztacie?

A może jak pokłóciła się z Andrzejem i czuła się tak szalenie samotna?

Nie wie. Wie natomiast, że tłumaczyła sobie to na milion sposobów, że to rodzina, że to dzieciak spragniony doznań, że to nieetyczne, że wstyd. 

Przy nim jednak go nie czuła. Nawet gdy rozbierał ją wtedy w hotelu, pomału delektując się jej ciałem, całując jej bliznę po cesarce i pieprzyk na szyi. Wróciła do domu z ogromnymi wyrzutami, mając wrażenie, że każdy wie co i z kim robiła. Dla Andrzeja jednak była niewidzialna. Nie zauważył roześmianych oczu, gracji w ruchach, bo czuła się tak seksowna. Nie dostrzegł jej rozbudzenia. Wieczorem tylko rzucił, że ma rano go nie budzić. Nie budziła więc. Pisała z Sebastianem. W łazience, biorąc gorącą kąpiel i pragnąc by znów poczuć w sobie jego żar. 

Ich romans trwa. Jest namiętność i pożądanie. Jest szczera rozmowa i zaufanie. Jest pomoc i wsparcie. Jest wszystko to, czego Beata od mężczyzny oczekuje. Pojawia się uczucie, do którego ona za nic w świecie się nie przyzna. Sebastian zresztą też. Przecież nie ma zgody na taki związek. Otoczenie im na to nie pozwoli. Bo więzy rodzinne, różnica wieku, opinia bliskich i zobowiązania materialne. Spotykają się więc w ukryciu. Stworzyli sobie swój własny świat. Dla zwykłej rzeczywistości nie istnieją. A w tej ich tajemnej mają ograniczony czas. Podwójnego życia nie da się na dłuższą metę przecież prowadzić. Najprawdopodobniej wybiorą stare schematy. Nowy jest nierealny. Nie to miejsce, nie te koligacje, nie ten czas. A szkoda, bo w innych okolicznościach mieliby szansę...


Podoba Ci się ten post?
Udostępnij go.
Takich historii dzieje się wiele...
To życie pisze takie scenariusze, stąd mój blog jest tak prawdziwy.
Obserwuj Poli Ann
Warto!
Image by Pixabay

ZAKAZANE III - ON

Obraz Gerd Altmann z Pixabay


Sebastian skończył właśnie się golić. Ustawił trymer na czwórkę. Ma lekki zarost. Tak lubi. Nie jest świadomy, że taka nieco przycięta broda szalenie działa na kobiety. On taką nosi, bo mu po prostu wygodnie. Nie musi golić się codziennie. Jest przystojny. To wie. Metr osiemdziesiąt osiem. Szczupły. Dobrze zbudowany. Siłownia cztery razy w tygodniu. Zdrowa dieta. Dba o siebie. Kobiety w firmie mówią o nim "ciacho". Jest inteligentny, wesoły. Pnie się po szczeblach kariery. Nabiera pewności siebie. Ma szansę na stołek managera. Życiowo trochę poharatany. Jeden poważny związek za sobą, którego owocem jest czteroletnia Marysia. Nie żyje z jej matką. Miał kilka przygód, raczej dla sportu. Wydawało mu się, że już raczej się nie zakocha, skupił się na pracy. Nie przewidział, że na uczucia nie ma się wpływu. 

Poznał ją na imprezie rodzinnej. Złote gody kuzyna jego ukochanego dziadka. Dzieci i wnuki wujka-dziadka Staszka wynajęli salę i orkiestrę. Zorganizowali takie małe wesele. Należało się skoro wujek-dziadek Staszek i ciocia-babcia Helenka tyle ze sobą wytrzymali. Nie przepadał za takimi zlotami rodzinnymi,  ale jego dziadek - Zbyszek nalegał. Nie umiejąc mu odmówić, pojechał. 

Zobaczył ją w kościele. Miała na sobie czerwoną sukienkę. Z głębokim rozcięciem z boku. Pasowała do jej oliwkowej karnacji. Włosy spięte odsłaniały szczupłą szyję. Na sali mógł zobaczyć jej ładne plecy. Miała piękną twarz. Była skupiona, spokojna, a może smutna. Obok mąż. Dość poważny. I małe dwie dziewczynki. Ta młodsza mogła być w wieku jego Marysi. 

Na sali bankietowej posadzono go na przeciwko niej. Przypadek? Widział jej dekolt i drobne kolczyki. Kolor paznokci i smutne oczy. Mąż się do niej nie odzywał. Nie nalał jej zupy jak to czynili inni panowie. Sobie i dziewczynkom za to tak. Sebastian więc nieśmiało poprosił ją o talerz i przyznał, że rodziną pewnie są,  ale za Chiny ludowe, nie wie, które więzy krwi ich łączą. Winny okazał się być Staszek, kuzyn jego dziadka Zbyszka. Beata, bo tak miała na imię,  była jego wnuczką. Miło się z nią rozmawiało. Jeszcze milej na nią patrzyło. Jakimś cudem mijali się na weselach, chrzcinach i pogrzebach rodzinnych. Nawet nie umieli nazwać swojego skoligacenia. 

Gdy zagrała muzyka, porwał ją na parkiet. Andrzej, jej mąż wyraźnie naburmuszony, karcił dziewczynki i z nikim nie rozmawiał. O osiemnastej po prostu zniknął. Dziewczynki bawiły się na parkiecie, a Sebastian nie wypuszczał Beaty z ramion. 

Do cholery, to rodzina, kuzynka - myślał. Daleka co prawda, ale jednak. I co z tego skoro mu się podoba? Bardzo. Nadają na podobnych falach. Pięć lat starsza i tak szalenie seksowna. Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego jak na niego działa. 

Znalazł ją na Facebooku. Zaprosił do znajomych. Mógł więc podtrzymywać z nią kontakt. Co zresztą zrobił pisząc następnego dnia i pytając o jej stopy. Przecież na tych szpilkach wytrwała do rana.

Pisali codziennie. Radośnie, bez podtekstów, bo są rodziną - kuzynami piątą wodą po kisielu. W ciągu dnia wyskakiwali na kawę, z córkami jeździli na sale zabaw. W jej małżeństwie działo się źle. Nie musiał nawet pytać. Sama mu powiedziała, że zawarła je z rozsądku, bo wielka miłość jej życia zginęła na motorze. Wyszła więc za Andrzeja. Tak wszyscy radzili, a on starszy, majętny, rozsądny, poważny. Dla Beaty zbyt. 

Sebastian nie wie, czy się zakochał. Może to tylko fascynacja. Zakazany owoc smakuje ponoć najlepiej. Beata jest bardzo powściągliwa. Nie nazywa uczuć, choć w jego obecności płonie. W przenośni i dosłownie. Czuł to w ciągu paru godzin, jakie spędzili razem w pokoju hotelowym w środku tygodnia, zrywając się z pracy. Choć wiedzą, że to niemoralne, pragną przeżyć to jeszcze raz. A może i pięć.
Żyją dniem dzisiejszym. Ona ma męża. Sebastian to jej rodzina. Jest młodszy. Układ po prostu nie do przyjęcia. Cieszą się sobą więc w ukryciu. Nie tylko fizycznie. W innej czasoprzestrzeni może by im się udało. W tej nie mają szans...




PORTRET FAJNEJ KOBIETY

Image on Pixabay

Droga Kobieto,

Miej swój dobry czas, obojętnie w jakim momencie życia akurat jesteś. Może dopiero wkraczasz w kobiecość. Albo znajdujesz się w jej pełni. Lub trwasz w niej już jakiś czas i boisz się, że gaśniesz. Nieprawda. Kobiecość nie znika. Nigdy. Możesz co najwyżej o niej zapomnieć, a ja Ci na to nie pozwolę.

Polub siebie. Całą, od placów stóp po końcówki włosów. Nie wydziwiaj, że masz za mały/duży biust, za wąskie/szerokie, za chude/grube uda. Mogłabym wyliczać dalej, ale czy ma to sens? W końcu ile kobiet, tyle tego "za". Już najwyższy czas, by powiedzieć sobie "lubię siebie". Dwa słowa, a mogą tyle odczarować.

Znaj swoją wartość. Przypomnij sobie, ile jesteś warta. Przyjrzyj się uważnie. Przecież jesteś w świetna w wielu rzeczach. I nieistotne czy to robienie sernika czy negocjacje z szefem wszystkich szefów na wysokim szczeblu. Wiesz, co umiesz. Teraz w to uwierz. I noś głowę wysoko.

Na pewno jesteś piękna. Dbaj o siebie. Nie musisz od razu farbować włosów, robić rzęs i hybrydy. Ani chudnąć dziesięć kilo, wybielać zębów czy wygładzać zmarszczek. Może wystarczy, by założyć tę sukienkę, którą nosisz tak rzadko? Albo rozpuścić włosy lub właśnie w drodze wyjątku je związać? Może wystarczy pomadka, którą muskasz usta jedynie na wielkie wyjścia. A może trochę częściej wskoczysz w szpilki? Podkręć nieco, odrobinkę to, co w sobie lubisz. Pokaż kobietę. Przecież jesteś taka fajna.

Wiem, co piszę.

Mam dobry czas i zamierzam go mieć na dłużej. Wcześniej wszystko mi nie pasowało. A dziś? Jestem przecież super.
Lubię siebie i swoje niedoskonałości.
Kocham to, co mam piękne.
Znam swoją wartość. Wciąż się rozwijam.
Dbam o wygląd.
Moja głowa jest poukładana. Spokojniejsza. Staram się ją odtruwać
Fajnie być taką kobietą:) Polecam.

Co Ty na to fajna Kobieto?

PRZEZROCZYSTA CD. wersja B

Obraz Adina Voicu z Pixabay


Pół roku później
Sobota

Leniwy poranek. Nigdzie się nie spieszą. Mają weekend dla siebie. Rodzinny. On skoczy po bułki, ona zrobi jajecznicę z 7 jaj. Luźną. Taką lubią najbardziej. Zjedzą ją w piżamie. I będą planować dzień. Kino, jeśli się rozpada. Spacer do lasu, gdy będzie pogodnie. Obiad może zjedzą w ulubionej restauracji. Mają tam pysznego pstrąga w sosie koperkowym. Dla małego frytki i dorsz z patelni. Albo schabowy, bo go uwielbia. Potem koniecznie lody. Z szarlotką na ciepło.
Wieczorem ona pójdzie biegać. Ma godzinę dla siebie. Głowa się wietrzy. Ciało oczyszcza. On zostanie z małym. Szybko go wykąpie, żeby wieczorem mogli obejrzeć kolejny odcinek ulubionego serialu na Netflixie. Wypiją lampkę wina. Może dwie i bez przymusu oddadzą się obowiązkom małżeńskim.


Niedziela

Rano wojna na poduszki. Mały ją zainicjował. Śmiech i krzyki słychać chyba na korytarzu. Na śniadanie ona usmaży stos naleśników, które zjedzą z popisową konfiturą babci. Dziś pada, więc będą leniuchować cały dzień. Obejrzą bajki z małym i gdy ona będzie robić obiad, on z synem zbuduje z krzeseł i prześcieradeł bazę. To tam zjedzą pulpety w sosie pomidorowym z ziemniaczkami. I nawet gdy sosem upaćkają podłogę, on nie będzie się złościł. Będzie już spokojny. I pomaże sosem jej nos, by go potem scałować. Wyluzuje i przekona się, że są w życiu inne priorytety.


Poniedziałek

Mały dostał w nocy temperatury. Ona przerażona, bo ma dziś ważny audyt w pracy. Miota się. On ją uspokaja. Weźmie urlop. Może nawet do środy. Odpocznie. Zajmie się małym. Wysprząta mieszkanie, bo w weekend woleli leniuchować. Robi jej kanapki do pracy, bo rano jest tak spięta, że nie przełknie ani kęsa. Pociesza i mówi, że ma się niczym nie martwić. On ogarnie lekarza. Całuje ją w policzek i odprowadza do drzwi. W ciągu dnia wysyła mem, żeby rozśmieszyć ją do łez.


Wtorek

Audyt trwa. W pracy nerwowo, ale są zmobilizowani do działania. Ona głowę ma spokojną. Synek lekko przeziębiony świetnie bawi się z tatą. Dom lśni. Obiad zrobiony. Gdy wraca popołudniu, czeka na nią gorąca herbata. On idzie na siłownię. Należy mu się. Ona radośnie bawi się z dzieckiem. Wieczorem, gdy mały zaśnie, siadają pod kocem. Oglądają film, w trakcie którego ona zasypia. Nawet nie wie, kiedy on zaniósł ją do łóżka i dokładnie okrył kocem.


Piątek

Po pracy ruszają do hotelu. On wynalazł jakąś super ofertę za grosze. Weekend w spa, z pełnym wyżywieniem. Basen i sauny. Pełen relaks. I mnóstwo atrakcji dla dzieci. Wieczorem pływają w basenie. Potem sauna. Jest bosko.


Sobota-Niedziela

Mają głowy wolne od trosk. Jedzenie wyśmienite. Na basenie mało ludzi. Korzystają z siłowni. Chodzą na spacery. A gdy mały idzie na zajęcia z innymi dziećmi, kochają się namiętnie w pokoju hotelowym. Do domu wracają radośni, naładowani pozytywną energią. I kilogram ciężsi. No dobra, może dwa...


Piątek

Wstała w nocy do toalety. Zakręciło się jej w głowie. Zemdlała. Na szczęście usłyszał jak bezwiednie przewraca się na kafle. Z hukiem, bo jakimś cudem strąciła płyn do kąpieli. Krew z głowy płynie cienką strużką. Jest nieprzytomna. On przytomnie na szczęście dzwoni po karetkę. Jest przerażony. Nie miała żadnych problemów zdrowotnych. Okaz zdrowia. Może to tylko przypadek? Pewnie się poślizgnęła albo za szybko wstała. Nieprzytomną zabierają do szpitala. On musi zostać z małym. Pojedzie rano, gdy podrzuci dziecko przyjaciołom. Będzie przy niej. Będzie patrzył z miłością i przypominał sobie, że gdyby się nie opamiętał, straciłby ją pół roku temu. Był tak skupiony na sobie, że nie widział jej kompletnie. Była jakaś taka przezroczysta. Współistniała, obok. Wadziła mu. Wszystko robiła nie tak. Kładła torebkę na komodzie. Krzywo wieszała ręczniki. Kubki w szafce układała nierówno. Była taka nieporządna. Niby żona. Niby razem, ale potrzebował przestrzeni. Irytowała go bardzo.

Dziś patrząc na jej bladą twarz, wie, że nie na tym polega związek, by zaznaczać swój teren. Związek polega na tym, by na tym terenie żyć razem, wspierać się. A gdy potrzebuje się chwili dla siebie, pójść sobie w kąt. Posiedzieć, pomyśleć. I wrócić. On nie wracał. Siedział w tym kącie cały czas. Ona przemykała obok. Nie czuł potrzeby zbliżenia się do niej. Jakby miał na oczach opaskę. Był emocjonalnie niewidomy. Nie dostrzegał jej całej. Co najwyżej kontury, które go irytowały. 
Dziś w jej delikatnej postaci widzi tyle barw. Od bieli po samą czerń. Jest intrygująca. Samodzielna i dziecinnie niezaradna jednocześnie. Spokojna i wybuchowa. Poważna i wesoła. Mądra i naiwna. Szalona i rozważna. Ma w sobie mnóstwo kolorów. Teraz on czeka tylko na to, jak ona się obudzi. I powie jej to wszystko, co sobie uświadomił. A uświadomił, że właśnie zobaczył w niej tęczę...


Podoba Ci się ten post?
Podaj go dalej.
Niejedna Przezroczysta powinna go przeczytać.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warto!
Image on Pixabay

PRZEZROCZYSTA CD. wersja A


Obraz StockSnap z Pixabay




Pól roku później 
Poniedziałek 

Dziś ma wizytę u prawnika. Zdecydowała się. Kilka miesięcy walki, prób namowy na terapię. Nic. Nadal czuje się przezroczysta. I irytująca, i nachalna. To jej wysyczał w jednej z tych wielu kłótni. Że bałagani, ciągle rzeczy odkłada nie na miejsce, źle składa skarpetki, krzywo wiesza ręcznik. Że go niesamowicie wkurza i jest nieziemsko namolna. Kobieta lubi przysłówek "nieziemsko", ale raczej w połączeniu z innym przymiotnikiem. 

Toteż w końcu się zebrała. Dowie się co i jak. I będzie mogła spojrzeć sobie w twarz. Próbowała. Miliony razy. Nie chciał. Więc zejdzie mu z oczu, choć on i tak jej nie widział. Albo nie chciał widzieć. Swoim chłodem i obojętnością rozpuścił gorąc jej uczuć. Ileż można kochać kamień? Zimny, nieczuły, skupiony tylko na sobie. Pozostał żal, że się te kilka lat temu pomyliła. Że intuicja ją zawiodła. A może ona zakochana nie przewidziała tego, że on widzieć jej nie będzie. Albo już wtedy nie widział, a ona tego nie dostrzegała. 


Wtorek 

Jest spokojniejsza. Trzy godziny u prawniczki dużo jej dały. Niemal jak psychoterapia. Przez chwilę była słaba. Kilka łez uciekło prędko po policzku i bezszelestnie zniknęło w kącikach ust. Potem była już twarda. Rzeczowa. Konkretna. 

Odejdzie. Bez zawirowań. Bez orzekania o winie. Ma nadzieję na to, że on się zgodzi bez problemu. Przecież jej nie ma. Jak duch snuje się po ich mieszkaniu i tylko go straszy. Choć przezroczysta, on czuje jej obecność, która tak go irytuje. Wytrzymaj jeszcze chwilę. Ona zaraz całkowicie zejdzie ci z oczu. 


Poniedziałek 

Wszystko przemyślała. Składa dziś pozew. Chce już tylko spokoju. Znalazła małe mieszkanie. Ma trochę oszczędności. Poradzi sobie, choć liczy, że on pomoże jej w wychowaniu syna. Jest zamyślona. Nie słyszy, że pranie się skończyło, co ich nowoczesna pralka obwieszcza kilkakrotnym pikaniem. Wstaje on. Z łaską i ociąganiem, głośno komentując. Dziś, jak zwykle, gdy musiał coś za nią zrobić, nie była przezroczysta. 


Czwartek 

Dostał premię. Wysłał jej nawet skan listu gratulacyjnego. Oczekiwał fanfar. Kiedyś by się cieszyła, gratulowała. Zrobiłaby coś pysznego do jedzenia. Rozłożyła dla niego niemal czerwony dywan, obsypała go confetti, a na koniec wieczoru rozłożyła nogi i obsypała pocałunkami. Nie dla kasy. Bo i tak nigdy jej nic nie kupił. Tylko z tej radości, że zwrócił na nią uwagę. Że nie jest przezroczysta. Choć przez chwilę. Na SMS odpowiedziała po trzech godzinach, pisząc oschłe: gratuluję. Bez żadnej emotki. Gdy wrócił, bawiła się z synkiem. Chyba oczekiwał, że się na niego rzuci. A ona rzuciła tylko, że dziś nie zrobiła obiadu, bo źle się czuje. Mina mu zrzedła, bo oto on wraca zwycięsko do domu, niczym król, a ona nie pada mu do stóp. Jest wyraźnie zawiedziony, że tym razem to on stał się dla niej przezroczysty. 


Miesiąc później 

Otrzymał pozew. Ale się wściekł. Klął, wyśmiewał jej żądania, poniżał. Nie spodziewał się, że tak słaba istota, zależna od niego odważy się odejść. Nagle przestała być przezroczysta. Bije go czernią po oczach. Niczym mara. Próbuje z nią walczyć. Wszystkimi metodami. Jednak ona o dziwo, choć delikatna jak bańka mydlana, odbija z lekkością wszystkie ciosy. 


Środa

On najpierw nie chce, by synek był z nią. On sobie przecież świetnie poradzi. Poza tym zarabia więcej. Gdy w końcu łaskawie wyraża zgodę, by synek został jednak przy niej, kłóci się o każdą łyżeczkę. Ona dumnie w 3 pudła pakuje swoje życie. Ubrania jej. Ubrania małego. Jej rzeczy osobiste, książki, zabawki dziecka. Nawet ręcznika nie chce jej dać. Ani naczyń, wieszaków, ulubionych świec zapachowych. A ona nie prosi, nie błaga. Ma oszczędności. Kupi sobie sama w końcu to, co lubi. I w końcu będzie kładła torebkę, gdzie jej się żywnie podoba. Odstawi kubek uchem do wewnątrz szafki. Powiesi nierówno ścierkę. Pralkę wyłączy po godzinie. A gdy mały stłucze jej ukochaną filiżankę zamiast krzyczeć na niego, najpierw opatrzy mu ranę, a potem razem w internecie znajdą dwa pasujące do nich kubeczki. 


Piątek 

Kłótnia o alimenty. Na szczęście przy prawnikach. Ona mówi spokojnie. Nie krzyczy, nie płacze. Jest opanowana jak nigdy. W nim narasta gniew, bo nigdy nie widział jej takiej. Takiej wyraźnej i nieprzezroczystej. 
Jej prawniczka zastrzela go jednym pytaniem. Riposty z jego strony brak. Musi się zgodzić. 


5 miesięcy później 

Wychodzi z sądu. Na jej twarzy maluje się spokój. Ma to na piśmie. Rozwiodła się. W końcu. Bez prania brudów, choć wiele ją to kosztowało. Bo on w końcu zauważył, że ona nie jest przezroczysta. Szkoda tylko, że dostrzegał w niej same ciemne kolory. No cóż, jego strata. 


Pół roku później 

Wpada na niego przypadkiem. Wygląda pięknie. Wypoczęta, opalona. W kolorowej sukience. Idzie z kimś pod rękę. Śmieje się. Ten ktoś mówi do niej patrząc prosto w oczy. Widać, że jest dumny mając ją obok. On mija ich szybko, niemal nie mówiąc dzień dobry. Kilka myśli przebiega mu po głowie. Lata temu tak on wyglądał z nią, gdy jako dzieciaki wyrwali się nad morze pod namiot, a on chciał całej plaży wykrzyczeć, że to jego dziewczyna. I na piasku patykiem napisał, że ją kocha.  

Śmiała się dokładnie tak samo. I jej opalona skóra miała identyczny odcień. Sukienka też była jakaś kolorowa. 

Zdał sobie sprawę, że właśnie to zauważył. I on, i ten ktoś, z kim śmiejąc się szła pod rękę. Nie była przezroczysta. Była pełna barw, w najróżniejszych odcieniach. On przegapił tą tęczę. Ten ktoś właśnie ją dostrzegł i będzie chciał się w nią wpatrywać przez długi czas, jeśli ona mu pozwoli. Bo na razie ona ma ochotę swoim światłem świecić tylko dla synka i samej siebie. 



Podoba Ci się ten post?
Podaj go dalej.
Niejedna Przezroczysta powinna go przeczytać.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Warto!
Image on Pixabay


KOMPLEMENT

  - Ładna sukienka. - No coś ty, stara. - Ślicznie dziś wyglądasz. - Nie przesadzaj. - Do twarzy ci w tych okularach. - E tam. Zwykłe oksy. ...