PORTRET KOBIETY (ZA)KOCHANEJ

Obraz StockSnap z Pixabay 


Martyna tydzień przed obroną pracy magisterskiej zerwała ze swoim chłopakiem. Byli ze sobą od liceum, znali się jak łyse konie, wszyscy już dawno czekali tylko na ich ślub. Martyna czuła jednak podskórnie, że nie chce być z Łukaszem do końca życia. Niby wszystko grało, rodziny zapoznane, szerokie kręgi wspólnych przyjaciół. Parę razy jednak Łukasz zachował się na tyle dziwnie, że uznała, iż to nie ten jedyny.  Najbardziej zabolało, gdy w święta zostawił ją samą na stancji. Dopadła ją grypa, okrutna i rozłożyła ją na łopatki dokumentnie. Martyna uznała, że w takim stanie nie pojedzie do rodziców. Czuła się fatalnie i nie chciała nikogo zarazić podczas bieganiny po rodzinie swojej, i Łukasza.  Przy czterdziestu stopniach gorączki nie myśli się o karpiu, pierogach z grzybami ani eleganckiej kiecce.
Łukasz pojechał. Na kilka dni. Dokumentował spotkania rodzinne na fejsie, zbierał lajki. Martynę to zabolało. Co z tego, że zadzwonił i kupił jej ładny prezent. Była sama i już nie chodziło o święta, ale o fakt, że nigdy nie była tak chora. Wstanie do łazienki było nie lada wysiłkiem. Praktycznie nic nie jadła, trochę piła o ile miała siłę wstać. Wtedy coś w niej pękło. Zaczęła widzieć w Łukaszu wady, które wcześniej bagatelizowała. Zaczęło dochodzić między nimi do spięć, cichych dni, trzaskania drzwiami i rzucania mięsem. Nie tym z lodówki. A gdy tydzień przed obroną zrobił ma stancji ostrą balangę, choć prosiła, by przełożył to o kilka dni, bo naprawdę ma mnóstwo roboty i potrzebuje spokoju, po prostu ją zlekceważył. Wtedy, będąc po godzinach przemyśleń, spakowała się szybko i wylądowała u koleżanki. Łukasz znów uznał to za foch, okres, ewentualnie stres i był święcie przekonany, że Martyna wróci. Nie wróciła. Nie odbierała telefonów, nie opisywała na wiadomości. Na obronę poszła sama nie prosząc go już o wsparcie. O tym, że się obroniła, też już go nie poinformowała. Uznała, że nie chce faceta, który nie stoi obok niej, nie pomaga, nie słucha, nie pójdzie nawet na kompromis. Z Agatą świetnie się dogadywała i ku uciesze tamtej postanowiła dołożyć się do wynajmu mieszkania, i w nim pozostać. Wtedy to Łukasz pokazał na co go stać. Wśród znajomych i rodziny zaczął ją oczerniać. Zmienił wersję wydarzeń twierdząc, że to on z nią zerwał i wygonił ze stancji. Takie zachowanie tylko ją utwierdziło w przekonaniu, że dobrze zrobiła odchodząc. Plotek nie prostowała. Kto ją znał, wiedział, że słowa Łukasza przepełnione są kłamstwem. Ci, co mu uwierzyli, przestali być jej przyjaciółmi. Prosta selekcja dokonała się sama.

Po obronie znalazła pracę. Firma nieduża, atmosfera przyjazna aż chciało się do biura przychodzić. Martyna stare życie zostawiła poza sobą, choć Łukasz jeszcze przez kilka miesięcy nie dawał jej spokoju. Albo ją wyzywał albo błagał powrót. Tak czy siak, ani jedno ani drugie jej nie przekonywało. Skupiła się na pracy, uczyła się szybko, dostawała coraz to bardziej odpowiedzialne zadania. Było dobrze i spokojnie.

Błażeja poznała przypadkiem i to niezbyt szczęśliwym, bo uszkodziła mu auto swoim pozostawionym na luzie. Na mieście były duże korki, była spóźniona, spieszyła się i nie zaciągnęła ręcznego. Jej wysłużona fiesta dużych szkód nie narobiła, ale reflektor, zderzak i wgniecenie w drzwiach przecież same się nie naprawią. Gdy portier poinformował ją o zdarzeniu wybiegła z biura oblawszy się kawą. I taka to zdyszana, i brudna stanęła przed Błażejem. Ten widząc młodą, roztrzepaną dziewczynę, która pewnie wszystkiego się wyprze i będzie udawać niewiniątko, chciał wzywać policję. Nie oponowała. Była spokojna. Przyznała się do winy i chciała szybko załatwić sprawę, by móc wrócić do pracy. Ujęła go tym, że była taka konkretna. Nie mazała się, nie kokietowała. Na policję nie zadzwonił. Spisali oświadczenie, podpisali i każde wróciło do obowiązków. Martyna szybko o zdarzeniu zapomniała. Błażej niekoniecznie.

Zadzwonił po kilku dniach proponując kawę. Odmówiła. I być może nigdy by się nie spotkali, gdyby Martynie ukochana fiesta zechciałaby pewnego popołudnia odpalić. A że nie zechciała, a Błażej wcale nie przypadkiem był obok, to zaoferował pomoc. Tym razem to Martyna, może trochę kurtuazyjnie, zaproponowała kawę, ale Błażej w przeciwieństwie do niej, nie odmówił.

Tych kaw wypili chyba z tysiąc zanim poszła z nim na kolację. Broniła się przed uczuciem, bała rozczarowania w związku, ale Błażej był cierpliwy. A gdy dopadło ją przeziębienie robił zakupy, gotował jej rosół i przełożył spotkania z pracy. W jego obecności poczuła się bezpiecznie. Był przyjacielem, doradcą, kompanem, nauczycielem, opiekunem aż w końcu kochankiem. Ideał? A skąd. Nie jeden raz kłócili się i o drobiazgi, i o ważne kwestie. Sęk w tym, że Błażej szukał potem zgody, a nie zamykał się w pokoju obrażony na cały świat. Chciał wyjaśnić, zrozumieć, znaleźć rozwiązanie. Tym ją ujmował. Gdy zamieszkali razem i wychodzili z łóżka, szare życie nie było rozczarowaniem. Nie nudzili się ze sobą. Szanowali, słuchali, uczyli swoich charakterów. Z Błażejem było zupełnie inaczej niż z Łukaszem. Dopiero teraz Martyna poczuła, że nie tylko jest zakochana, ale i kochana. A taka kobieta - prawdziwie (za)kochana jest przecież naprawdę szczęśliwa. 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty