PORTRETY STRAJKUJĄCYCH

Image by Darksouls1 on Pixabay 


Klaudia 

Ma 27 lat. Anglistka. Ma synka w pierwszej klasie. To owoc wielkiej miłości, która zakończyła się jeszcze większym hukiem, gdy chłopak dowiedział się o ciąży. W wychowaniu małego pomagała mama, dzięki czemu Klaudia skończyła studia zaoczne. W trakcie pracowała w korporacji. Zarabiała nieźle. Dostała nawet kredyt na małe 2 pokoiki na obrzeżach miasta. Zmęczona machiną firmy postanowiła pracować zgodnie z wykształceniem. W szkole. Na start 1754 zł na rękę. Za mało. Nie utrzyma siebie i małego, tym bardziej, że alimenty wpływają nieregularnie. Szuka pracy w drugiej szkole. Dyrekcja wyraża zgodę. Klaudia ma 34 godziny plus wychowawstwo klasy szóstej. Z domu wychodzi codziennie o 6.30. Wraca najszybciej o 16 we wtorek. Ma wtedy korki do 21. Synek jest już na szczęście samodzielny. Dużo rozumie. Babcia jest nadal obecna w jego wychowaniu. 

Klaudia, choć dopiero na początku drogi, jest sfrustrowana. Telefony od rodziców nawet późnym wieczorem. Maile o każdej porze dnia i nocy, wcale nie najmilsze. Ciągła krytyka, że za dużo zadaje, a to przecież nie jej wina, że program tyle wymaga. Rzadko ktoś chwali, bo przecież jak jest dobrze to się nie mówi, nawet nie szepce. Krzyczy się zaś, gdy coś nie pasuje. Oo, wtedy to na całe gardło. 

Klaudia bierze udział w strajku. Uwielbia uczyć, czuje się świetnie przy tablicy. Wie, że do korpo nie chce wracać. Trzyma się dzielnie. Szkoła duża. Ponad 90 procent nauczycieli strajkuje, wspierają się nawzajem. Już prawie dwa tygodnie. Klaudia dumnie każdego dnia podpisuje listę strajkową, choć doskonale wie, że pozbawia się w ten sposób pensji, że nie wie, czy małemu na urodziny kupi ten wielki zestaw lego i czy puści go na obóz piłkarski, o którym on tak marzy. Miewa chwile zwątpienia, jednak każda propozycja góry jest niczym siarczysty policzek. Sprawia, że Klaudia prostuje się jeszcze dumniej. Wie, że walczy nie tylko o pieniądze, ale i o godność. Synek jeszcze tego nie rozumie, ale kiedyś pojmie i powie, że w strajku jak w sporcie, można przegrać, ale nie wolno się poddać. 


Helena 

Od 25 lat matematyczka. Surowa, wymagająca. Prywatnie szalenie dowcipna. Świetna kucharka. Pochodzi z rodziny nauczycielskiej, cieszącej się niegdyś dużym szacunkiem. Nauczaniem nasiąkła już za młodu, gdy mama z tatą w domu prowadzili jeszcze zajęcia dla zdolnych i niezdolnych. Pamięta jak jedli chleb ze smalcem, czasem ktoś przyniósł placki ziemniaczane zrobione przez babcię albo placek ze śliwkami. Ćwiczyli do sztuk i przedstawień. Wspólnie się uczyli. Rodzice byli przez młodzież uwielbiani. Tata polonista, mama biolog. W domu było skromnie. Wakacje pod blokiem lub u babci na wsi. Korepetycjami reperowali budżet, ale łatwo nie było. W tamtych czasach szczególnie, gdy nie należało się do partii. Gdy Helena wybrała matematykę mama błagała, by córka do szkoły się nie pchała. To ciężki zawód, niewdzięczny, pracochłonny. Ale ona się uparła. Czy żałuje? Czasem, gdy po tylu latach zarabia mniej niż własna córka latem kelnerując. Gdy właśnie Kasi nie zawsze mogła coś kupić. Gdy ostatnio rodzic podważył jej kompetencje pisząc pismo do kuratorium nie przebierając w słowach, bo syna nie chciała dopuścić do matury. Uległa pod naciskiem dyrekcji. Chłopak maturę oblał z kretesem. Piętnaście procent na podstawie. Wstyd. Dyrekcja przeprosiła i obiecała więcej nie wątpić w jej doświadczenie. Rodzice chłopaka zaś w murach szkoły więcej się nie zjawili. Oby ze wstydu, bo to by znaczyło, że resztki dobrego wychowania jeszcze posiadają. Niesmak jednak pozostał.

Helena dziś strajkuje. Nie pierwszy raz. Wtedy nic nie ugrali. Dziś, choć sceptycznie nastawiona, walczy o szacunek wydzierany przez lata, godne wynagrodzenia, zmianę chorej podstawy programowej. Z zachwytem patrzy na wsparcie społeczeństwa na fejsie. Z takim samym przerażeniem czyta zdania hejterów, nierozumiejących o co toczy się walka. Czy wierzy w zwycięstwo? Nie wyklucza go. Trochę lat żyje na tym świecie. Przecież w obalenie komunizmu też nikt nie wierzył, a jednak się udało...


Leszek 

Czterdzieści pięć lat. Dwadzieścia lat przy tablicy. Nauczyciel historii i wos'u. Mąż, ojciec, brat i syn. Świetny wychowawca, lubiany przez dzieciaki. Od lat prowadzi Koło Miłośników Historii. Po godzinach, za darmo. Ma kilkunastu laureatów poważnych olimpiad i konkursów. Mnóstwo wycieczek, wyjść do miejsc pamięci narodowej, projektów. Pensja obecna to 2973 zł netto. Z dodatkiem motywacyjnym i za wychowawstwo. W weekendy pracuje w szkole wyższej jako nauczyciel wykładowca. To trochę poprawia budżet rodzinny. Leszek jest świetnie wykształcony, znakomity w tym, co robi, a mimo to czuje się każdego miesiąca dostając pensję sfrustrowany. Zarabia mniej niż żona, brat i kumple, którzy wypalają się w korporacjach. Łykają cukierki na poprawę humoru albo potencji, ale pensje i premie mają sowite. On ma pasję, lubi obserwować przyrost wiedzy u młodych ludzi. Uwielbia z nimi dyskutować, odpowiadać na ich trudne pytania, polemizować z nimi. Nie jeden raz z zadowoleniem przegrał taki pojedynek. Czemu z zadowoleniem? Bo nauczył myślenia, bronienia własnego zdania, dobierania argumentów. Te przegrane to jego zwycięstwa. 

Dziś Leszek jak wszyscy w jego szkole strajkuje. Wątek materialny jest motorem tej walki, ale protest nie dotyczy tylko tego. Z przerażeniem obserwuje konsumpcyjne nastawione do życia społeczeństwo żyjące w wirtualnym świecie, chcące tylko dostać, a nic dać w zamian. Można by powiedzieć, że Leszek teraz też taki się stał. Przecież chce więcej zarabiać. Może jednak warto zastanowić się nad tym, że skoro tyle z siebie dał młodzieży zarabiając grosze to ile może z siebie wykrzesać ten wcale nie stary, bo zaledwie czterdziestopięcioletni nauczyciel, kiedy w końcu zobaczy na swoim koncie kwotę wprost proporcjonalną do jego zaangażowania i wysiłku?


Jola

Rok temu zrobiła dyplomowanego. Miała szczęście. Jej awans trwał tylko dziesięć lat. Jej młodsze koleżanki awans zakończą po piętnastu. To był trudny okres. Ciężka wychowawczo klasa. Depresja Tomka, próba samobójcza Martyny, rozwód rodziców Marcina i nowotwór mamy Pauliny. Na co dzień drobne sprawy. I odpowiedzialność przygotowania dzieciaków do matury, konkursów recytatorskich. Zawsze zdobywali choćby wyróżnienie. Przygotowywała ich po lekcjach lub przed, kupowała głodnym dzieciakom pizzę. Raz bardzo utalentowaną uczennicę zabrała na konkurs do innego miasta za własne pieniądze. Dyrekcja od razu powiedziała, że funduszy na wojaże nie ma. Jola więc znając sytuację materialną Mai opłaciła przejazd i obiad sama. Maja wygrała, ogromną przewagą. Godziny pracy po lekcjach dały rezultat. Dyrekcja puchła z dumy nie zapytawszy o poniesione koszta. Nagrodę Dyrektora dostał zaś Marek, bo załatwił malowanie kilku sal za darmo. Jola po cichu liczyła na tę nagrodę. W końcu Maja wygrała konkurs ogólnopolski. Niestety pierwsza lokata okazała się być nie tak istotna jak odświeżone sale lekcyjne. To była trudna lekcja życia. Mąż nie raz mówił Joli żeby zmieniła pracę. Ale ona kocha uczyć. Zaraz po studiach pracowała w sporej firmie mając szansę na awans. Zrezygnowała widząc wyścig szczurów. Wierzyła, że szkoła jest od tego wolna. W jakimś sensie była. Wszyscy mało zarabiali, a w ferie i wakacje dorabiali jak mogli, by zarobić na remont łazienki, kolonie dziecka, rehabilitację mamy. Ich pensje różnią się jedynie dodatkiem motywacyjnym. Jedni mają 50 zł, inni 300 zł. Brutto. Dla korposzczurów to śmieszna kasa. Dla nauczycieli absolutnie nie. 

Jola strajkuje. Jest aktywna w mediach społecznościowych. Udostępnia różne posty, aktywuje innych, nie pozwala się załamać tym, którzy mają już dość. Wie, że pracuje w chorym systemie, który uczniów tresuje, a nie uczy. Wierzy, że wygrają, choć nie raz łza się wpycha nieproszona na polik, gdy czyta się hejtujące jej zawód komentarze. Ma powołanie, pracy nie zmieni, bo nie po to robiła całą ścieżkę awansu, by teraz rezygnować i zaczynać od nowa. Mąż wspiera, choć nie do końca rozumie. Młodzież się za swoim gronem wstawia, rodzice też. Nadzieja trzyma Jolę w pionie, choć wieści ze sceny politycznej różne. No cóż. Nadzieja umiera ostatnia...


Basia 

W zawodzie nauczyciela od piętnastu lat. Uczy chemii. W kilku szkołach, bo po reformie trudno było uciułać etat w niedużej szkole. 

Jest wdową. Wychowuje córkę. Mieszka z tatą. Jej mama zmarła w tym samym roku co mąż. To był cios. Mimo depresji Basia nie wzięła rocznego urlopu. Stwierdziła, że da radę. Miała mocną grupę na maturę rozszerzoną, nie chciała ich zostawiać. Oni maturę zdali, ona dotrwała na tabletkach do wakacji. 

Basia chce strajkować. Jest ze swoją ekipą całym sercem. Sama utrzymuje dom. Tata ma niedużą emeryturę. Ona dorabia korepetycjami. Jak nikt nic nie odwołała i będzie trochę nadgodzin, to uda się odłożyć coś na czarną godzinę. Oszczędności nie ma za dużo. Dlatego zamiast na strajku jest na L4. Bez problemu dostała zwolnienie. Jej lekarka sama jej nawet radziła, by została w domu. Stres spowodowałby nawrót choroby. Basia posłuchała. Koleżanki niektóre obrażone, że uciekła. Nie rozumieją, że dla niej liczy się każde 10 zł. Walczy sama z sobą i o byt swoich najbliższych. Jest sfrustrowana, niepewna, brak porozumienia na górze tylko zaniża jej poczucie wartości. Marzy, by w końcu wrócić do klasy i z podniesioną głową robić to, co przecież umie najlepiej. 

Komentarze

Popularne posty