BALANS

Image by Pixabay

Każdego dnia ćwiczę jogę. Każdego, bez wyjątku. Czy mam na to ochotę czy nie. Czy słońce czy deszcz, ochota lub zmęczenie to i tak codziennie rozciągam członki we wszystkie strony. Kiedyś dla innych, dziś dla siebie. 
Najtrudniej jest wykonać mi balans, ale jestem uparta i mam go w swoim rozkładzie. To moje główne i zarazem najcięższe ćwiczenie. Balansuję bowiem nieustannie. Powinnam być wzorową matką, wydajnym pracownikiem, wspaniałą partnerką, seksowną kobietą, empatyczną przyjaciółką, miłą sąsiadką, pomocną córką. I jestem. Czasem, nie zawsze, częściej lub rzadziej. Zależy od dnia, humoru, kondycji. Balans wykonuję na tyle, na ile mogę i chcę, a nie muszę. Bo przecież nie muszę:) 
Czy jestem idealna, pracowita, świetna, sexi, koleżeńska, oddana, empatyczna?  Tego to nie wiem. 
Na pewno bywam. Łączę te cechy w różnym natężeniu. Nie jestem naj i wcale nie chcę być. Kiedyś chciałam na raz godzić tyle ról i cud chyba, że nie zwariowałam. 

Balans utrzymuję dla siebie. dla własnego komfortu. Już nie gotuję obiadu z trzech dań, nie prasuję w pocie czoła, myśląc jednocześnie o pracy. Nie bawię się z dzieckiem strachliwie zerkając na zegarek.
Raz ugotuję, raz kupię. Wyprasuję albo zrobię to jutro. Usiądę i poczytam. Poćwiczę, pobiegam, nałożę maseczkę. Zamknę komputer i nie będę wieczorem sprawdzać maili. A może nawet się ponudzę?

Kiedyś miałam wrażenie, że nabrałam już wprawy, że trzymam równowagę, stoję prosto, pewnie, sztywno, by następnego dnia chwiać się we wszystkie strony. Byłam sfrustrowana. Czy o to chodziło, by na siłę być najlepszą wszędzie? No błagam, nie! Nie jest łatwo, ale nikt nie obiecywał przecież, że  tak będzie. Mimo to się staram, ale już tylko dla samej siebie. Nie dla poklasku i pogodzenia wszystkich ról. Podejmuję trud, ale nie za wszelka cenę. Wiszę nad przepaścią i balansuję sobie w tym moim życiu. Góra, dół, lewo, prawo, balans, góra, dół, prawo, lewo, balans. Tak jest przecież ciekawie. Życie wyprasowane w kancik jest nudne. Lepiej, by były marszczenia, fałdki, nierówności. Tak jest barwnie, jakoś. I nawet gdy mi nie wyjdzie to i tak chwalę siebie za to, że spróbowałam, że znów podjęłam ten wysiłek, że mi się chciało, choć tak bardzo czasami się nie chciało! Skreślam "muszę", podkreślam "mogę", "chcę" i "nie muszę". Tak jest przyjemniej, prawda?

Tego Wam życzę na dziś - nie samego udanego balansu, lecz po prostu podjęcia się próby jego wykonania i zwycięstwa nad własnymi słabościami:)

Podoba Ci się ten post?
Udostępnij go.
Czytaj mnie. Każdego dnia prezentuję teksty tylko i wyłącznie mojego autorstwa.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
WARTO!
image on Pixabay

Komentarze

Popularne posty