NIELUKROWY POST

 




Ten post nie będzie ani lukrowy ani krótki. Piszę go w głowie od kilku dni, kiedy to mój urlop dobiegał końca. Dziś jednak grzejąc się na plaży, opalam plecy i klikam w klawiaturę telefonu jak szalona.

Co roku wydaje mi się, że na dany moment miłościwie nam panujący minister wyczerpał już wszystkie możliwe opcje poniżenia środowiska nauczycielskiego. Obecnie jednak mamy rekordzistę, nadającego się do Księgi Rekordów Guinnessa. Wakacje powoli dobiegają końca. Tak, w końcu odpoczęliśmy po ciężkim roku szkolnym, gdy oblewano w nas hejtem gdzie i jak tylko się dało. Pandemia, kwarantanny, hybrydowe nauczanie. Nikt nic z nauczycielami nie ustalał tylko rzucał nie końca logiczne polecenia, podpierając je na kolanie pisanymi rozporządzeniami. Kto nie pamięta, niech przypomni sobie absurdalne wytyczne dotyczące kwarantanny i izolacji. Proszę także nie zapominać, że nauczyciele to też rodzice i sami robiąc wielkie oczy niedowierzali idiotycznym zasadom.

Gdy wybuchła wojna w Ukrainie szkoły odczuły to dotkliwie. Nagle nowi, przestraszeni uczniowie z bardzo różnymi traumami zostali wrzuceni do i tak przepełnionych polskich klas i mieli sobie jakoś radzić. A dokładniej mówiąc - radzić sobie mieli nauczyciele. Oddziałów przygotowawczych stworzono tak mało, że sama nie wiem, gdzie i czy były. Zdecydowana większość dzieci po prostu weszła do polskiej szkoły i każdy miał być gotowy. I uczniowie, zarówno polscy jak i ukraińscy oraz belfrzy. Nieważne różnice kulturowe, językowe, programy nauczania, brak miejsca w klasach. Polscy nauczyciele o dziwo nie mówią po ukraińsku i nie znają tamtejszych zasad edukacji. Niesamowite prawda? Przecież powinniśmy to wiedzieć od razu w dniu 24.lutego!!!

Najkomiczniejszy był fakt, że te dzieciaki w maju i czerwcu pisały egzaminy ósmoklasisty i maturalne. No Bareja by tego nie wymyślił. Polecam zajrzeć na stronę Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, by zobaczyć jak genialne są te testy. Owacje na stojąco.

Bić brawo powinniśmy także nam, bo myśmy tych uczniów ocenili na koniec roku szkolnego. Nieważne, że wpadli oni do klasy w marcu czy kwietniu nie znając polskiego i z historią znacznie różniącą się od naszej. Przyszedł prikaz, więc oceny trzeba było Bogu ducha winnym dzieciom oceny wystawić. Poczyniliśmy to przeklinając pod nosem bardziej aniżeli absolutnie wspaniały w swej roli belfra pan Marek Kondrat.

Taki dzień świra to my w sumie mamy w szkole od jakiegoś czasu codziennie. Sama się zastanawiam co ja jeszcze robię w tym przybytku rozkoszy, skoro gnojona jestem na każdym kroku przez miłościwie panujących i społeczeństwo szczute kłamstwami tak bezczelnymi, że scyzoryk sam w kieszeni się otwiera. Pewnie jesteśmy zbyt lojalni i uczuciowi, bo wychowawstwo, bo matura, egzaminy, no i te wakacje. O tak wszyscy nas za to nienawidzą, mnie teraz co niektórzy pewnie też, bo post niniejszy popełniam grzejąc się na plaży. Ale spokojnie, od kilku dni jestem już na niemałych obrotach i przyznam szczerze, że na wkurwie także. Nie powiem, że jestem zła, rozwścieczona czy sfrustrowana. Ja jestem po prostu wkurwiona, że taki pan Piontkowski z czystym sumieniem i flegmatycznym głosem oświadcza, że zarabiam 6900 polskich złociszy ma rękę. Naprawdę chętnie pokażę panu moją karteczkę tzw. uposażeniem, gdzie widnieje kwota brutto jaką dostaję na konto. Wstyd przyznać, ale to jest połowa wymienionej pensji. Szkoda że oświadczenie na Twitterze pana Piontkowskiego przeszło bez echa, gdzie twierdził on, że się pomylił i że 6900 zarabiam brutto. No kurwa nie! Tyle też nie zarabiam po 14 latach pracy w szkole jako nauczyciel dyplomowany. Jako belfer natomiast często współfinansuję szkołę, za własne pieniądze, wyposażam się do pracy (długopis, kalendarz, ołówek itp.), dokupuję ryzy papieru, bo testy skserować trzeba, a rodzice nie zawsze się składają, bo edukacja jest przecież za darmo. Mam swoją herbatę, kawę i cukier. Kubek zresztą też. Często same kupujemy nagrody na konkursy dla uczniów, bo dzieciaki przecież czekają na coś więcej niż dyplom. Za własne kupowałam ozdoby na gazetkę szkolną. Teraz powiedziałam stop. Gazetkę dekoruje koleżanka, która akurat to bardzo lubi i potrafi i chyba jeszcze ma siłę wspierać finansowo polskie szkolnictwo. Ona robi awans, więc ma co sobie wpisać w działania na rzecz poprawy jakości pracy szkoły.

A jeśli już jesteśmy przy awansie to jest genialnym posunięciem rządu są na nowo ustalone zarobki belfrów. Jako że ignorowany jest dramat kadrowy w oświacie, początkującym nauczycielom zaproponowano na start wyższą kwotę aniżeli ma już w tej szkole nauczyciel pracujący kilka lat. Czy u Państwa w firmach też tak jest, że nowi zarabiają więcej? Pytam z czystej ciekawości.

Sam awans to też jest s(hit) zupełnie jak nowy podręcznik do historii dla szkół ponadgimnazjalnych. Pozmieniany, na razie jakieś szkice, brak rozporządzeń. Te pewnie ktoś napisze na kolanie znów a nauczyciel, który jeszcze odwagę wspinać się po tej jakże zawiłej drabinie kariery zawodowej niech kombinuje. A i niech nie zapomina, że w ramach nowej godziny dostępności ma pracować godzinę dodatkowo. Ja wiem godzina to niewiele, ale jakoś wydaje mi się, że mamy w Polsce zakaz pracy za darmo, bo to jest po prostu wyzysk. Ciekawe czy lekarze pracują godzinę za darmo (z całym szacunkiem do grona lekarskiego!). No oczywiście że nie. Ich się respektuje, nauczycieli nie!

Nie bierze się pod uwagę naszych wołań o pomoc dla dzieci, które nie radzą sobie z emocjami. Mamy ogromny kryzys psychiatrii dziecięcej, a w szkole brak kasy na cały etat psychologa. Pieniądze natomiast były na Laboratoria Przyszłości. Ok stu tysięcy zlotych szkoły mogły wydać na dokupienie naprawdę wspaniałych rzeczy. I cudownie, cieszę się że będziemy mieli np. drukarkę 3D czy kompletną pracownię techniczną. Martwi mi jednak fakt, że pewne rzeczy z tych pieniędzy kupione być musiały (czyżby ktoś tam wysoko musiał zarobić uczciwie?) I jeszcze taki wielki, ale dla rządu mały problem - stan psychiczny uczniów, którzy się tną, łykają tabletki, wpadają w różnorakie uzależnienia, zaburzenia lub co gorsza, podejmują się prób samobójczych coraz częściej skutecznych. Dlaczego nie dano pieniędzy także na ratowanie młodych ludzi? Co z tego, że szkoła ma drukarki 3D gdy co i rusz, któryś uczeń ląduje w psychiatryku czy co gorsza na cmentarzu! Nie wiem jak wy, ale ja jestem przerażona jako nauczyciel, wychowawca i rodzic.

Obok przerażenia wkurw oczywiście jest nadal, bo szkoła się jeszcze nie zaczęła, a już pomysły ministerstwa są tak żałosne, że aż śmieszne. Ja wiem, że niepotrzebnie martwię się kryzysem węglowym. Leżę wszak na plaży, grzeję tyłek. Jest mi zdecydowanie za ciepło, więc uznajmy faktycznie, cytując słowa innego polityka z partii rządzącej, że skoro mam ciepło to kryzysu nie ma. I wiecie co? Dookoła same rozebrane ciała to faktycznie chyba nie ma. Ale jeśli się pojawi to proszę pamiętać według nowego rozporządzenia (to akurat udało się napisać po cichu w wakacje) nauczanie zdalne będzie stosowane w momencie zagrożenia epidemiologicznego lub niesprzyjających warunków na zewnątrz lub w budynku szkoły. Genialne prawda? Wyngla ni mo, a jak jest to ludzie stoją tygodniami w kolejce lub płacą jakieś horrendalne ceny, więc gdyby szkoły nie było stać na ogrzewanie to migusiem dzieci do domku. Nauczyciel niech sam się też ogrzeje i pracuje (najczęściej na własnym sprzęcie za własny prąd i abonament za internet). Miło prawda?
A na koniec dodam że w tym roku szkolnymi hasłami narzuconymi do realizowania są piękno, prawda i dobro.
No więc dobrze zaprezentowałam Wam tutaj całą prawdę o naszej pięknej belferskiej rzeczywistości. Mogę zatem te naczelne hasła uznać za odhaczone i pozwolę sobie wrócić do beztroskiego opalania tym razem przedniej części ciała korzystających z ciepła, które póki co mam za darmo.

Zgadzasz się? Udostępnij ten post.
Obserwuj mój blog Poli Ann
Trzeba go przeczytać, po prostu trzeba.

Komentarze

Popularne posty