MIĘDZYNARODOWY DZIEŃ ZDROWIA PSYCHICZNEGO







Dziś obchodzimy Międzynarodowy Dzień Zdrowia Psychicznego i choć ze zmęczenia padam na twarz (praca od 8 rano praca z małymi przerwami do chwili obecnej), uznałam, że w tej kwestii napisać coś muszę.
Jestem człowiekiem, kobietą, mamą, żoną, córką, ciotką, przyjaciółką, nauczycielką, autorką. Pełnię w moim życiu ileś ról jak zapewne każdy/każda z Was. I tak jak nauczono nas dbać o ciało, winniśmy dbać też o stan naszej głowy, a tego nie robimy.
Bo wstyd, prawda, na łeb się leczyć?!
Co by ludzie powiedzieli?!
Łatwo mi pisać, ale niech se gadają!!! W poważaniu trzeba mieć docinki innych. Ważne jest co Ty czujesz, myślisz, czego potrzebujesz i czego Ci brakuje.
I jako zawodowa belferka w dniu dzisiejszym skupiam się przede wszystkim na młodzieży, bo to DZIECIOM I MŁODZIEŻY trzeba NATYCHMIAST pomóc. I ubolewam niezmiernie nad faktem, że w tym aspekcie polskiej szkoły się nie wspiera. I szlag mnie trafia, bo widzę jak "żont" chełpi się wspieraniem naszego szkolnictwa, wygłasza piękne maksymy, a w rezultacie nie robi nic. Szczute społeczeństwo się zagryza, motta krzyczą, wszyscy je słyszą, chcąc nie chcąc, a tego co najistotniejsze, niestety nie da się usłyszeć.
Czy "żont" usłyszy niemy krzyk dziecka połykającego łzy, kiedy za drzwiami jego pokoju rodzice kłócą się o wszystko? Gdy latają talerze, wyzwiska, a ciemne okulary i fluidy przykrywają siniaki nabite podobno podczas spotkania z szafą?
Czy "żont" usłyszy dźwięk żyletki, tnącej dziecięce równo i bezszelestnie?
Czy usłyszy jad, jakim pluje młodzież albo bulimiczkę prowokującą torsje, bo właśnie pochłonęła cztery batony?
Czy "żont" usłyszy też burczenie żołądka anorektyczki jedzącej jedną marchewkę dziennie?
Albo myśli samobójcze, strach, lęk, depresję pożerającą młodych ludzi, przerażonych pandemią, niepewnością, zmianami w ich ciele, na które nie mają wpływu i których nie rozumieją, bo przecież nie zawsze im miał kto to wyjaśnić?
"Żont" jest głuchy!
Mamy ogromny kryzys psychiatrii dziecięcej, a w szkole brak kasy na cały etat psychologa. Pieniądze natomiast były na Laboratoria Przyszłości. Ok. stu tysięcy złotych szkoły mogły wydać na dokupienie naprawdę wspaniałych rzeczy. I cudownie, cieszę się że mamy np. drukarkę 3D czy kompletną pracownię techniczną. Martwi mi jednak fakt, że pewne rzeczy z tych pieniędzy kupione być musiały (czyżby ktoś tam wysoko musiał zarobić uczciwie?)
Takiej kasy nie wydano na ratowanie naszych uczniów! Ich stan psychiczny permanentnie się pogarsza. Dzieciaki już w podstawówkach się się tną, łykają tabletki, wpadają w różnorakie uzależnienia, zaburzenia lub co gorsza, podejmują się prób samobójczych coraz częściej skutecznych. Dlaczego nie dano tych pieniędzy także na ratowanie młodych ludzi? Co z tego, że szkoła ma drukarki 3D gdy co i rusz, któryś uczeń ląduje w psychiatryku czy co gorsza na cmentarzu?! Nie wiem jak Wy, ale ja jestem przerażona jako nauczyciel, wychowawca i rodzic.
I tak bardzo bym chciała dziś Wam napisać coś pozytywnego. Mamy wspaniałe dzieciaki, naprawdę. Odpowiednio poprowadzone mogą dokonać wspaniałych rzeczy, ale część z nich póki co nie ma na to szans, bo nikt ich nie wspiera podczas gdy w ich głowach tańczą demony.
Dlatego tu już zamilknę.
Może skłonię Was do refleksji.
Może ktoś, kto ma wpływ na to, co się dzieje, to przeczyta....
Może kiedyś ten dzień będzie obchodzony bez wstydu i z radością, że oto właśnie ktoś wydostał się z otchłani...
Podaj ten post dalej.
Koniecznie!
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Rozgość się.
Miło mi tu z Tobą.
Image by Pixabay

NIELUKROWY POST

 




Ten post nie będzie ani lukrowy ani krótki. Piszę go w głowie od kilku dni, kiedy to mój urlop dobiegał końca. Dziś jednak grzejąc się na plaży, opalam plecy i klikam w klawiaturę telefonu jak szalona.

Co roku wydaje mi się, że na dany moment miłościwie nam panujący minister wyczerpał już wszystkie możliwe opcje poniżenia środowiska nauczycielskiego. Obecnie jednak mamy rekordzistę, nadającego się do Księgi Rekordów Guinnessa. Wakacje powoli dobiegają końca. Tak, w końcu odpoczęliśmy po ciężkim roku szkolnym, gdy oblewano w nas hejtem gdzie i jak tylko się dało. Pandemia, kwarantanny, hybrydowe nauczanie. Nikt nic z nauczycielami nie ustalał tylko rzucał nie końca logiczne polecenia, podpierając je na kolanie pisanymi rozporządzeniami. Kto nie pamięta, niech przypomni sobie absurdalne wytyczne dotyczące kwarantanny i izolacji. Proszę także nie zapominać, że nauczyciele to też rodzice i sami robiąc wielkie oczy niedowierzali idiotycznym zasadom.

Gdy wybuchła wojna w Ukrainie szkoły odczuły to dotkliwie. Nagle nowi, przestraszeni uczniowie z bardzo różnymi traumami zostali wrzuceni do i tak przepełnionych polskich klas i mieli sobie jakoś radzić. A dokładniej mówiąc - radzić sobie mieli nauczyciele. Oddziałów przygotowawczych stworzono tak mało, że sama nie wiem, gdzie i czy były. Zdecydowana większość dzieci po prostu weszła do polskiej szkoły i każdy miał być gotowy. I uczniowie, zarówno polscy jak i ukraińscy oraz belfrzy. Nieważne różnice kulturowe, językowe, programy nauczania, brak miejsca w klasach. Polscy nauczyciele o dziwo nie mówią po ukraińsku i nie znają tamtejszych zasad edukacji. Niesamowite prawda? Przecież powinniśmy to wiedzieć od razu w dniu 24.lutego!!!

Najkomiczniejszy był fakt, że te dzieciaki w maju i czerwcu pisały egzaminy ósmoklasisty i maturalne. No Bareja by tego nie wymyślił. Polecam zajrzeć na stronę Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, by zobaczyć jak genialne są te testy. Owacje na stojąco.

Bić brawo powinniśmy także nam, bo myśmy tych uczniów ocenili na koniec roku szkolnego. Nieważne, że wpadli oni do klasy w marcu czy kwietniu nie znając polskiego i z historią znacznie różniącą się od naszej. Przyszedł prikaz, więc oceny trzeba było Bogu ducha winnym dzieciom oceny wystawić. Poczyniliśmy to przeklinając pod nosem bardziej aniżeli absolutnie wspaniały w swej roli belfra pan Marek Kondrat.

Taki dzień świra to my w sumie mamy w szkole od jakiegoś czasu codziennie. Sama się zastanawiam co ja jeszcze robię w tym przybytku rozkoszy, skoro gnojona jestem na każdym kroku przez miłościwie panujących i społeczeństwo szczute kłamstwami tak bezczelnymi, że scyzoryk sam w kieszeni się otwiera. Pewnie jesteśmy zbyt lojalni i uczuciowi, bo wychowawstwo, bo matura, egzaminy, no i te wakacje. O tak wszyscy nas za to nienawidzą, mnie teraz co niektórzy pewnie też, bo post niniejszy popełniam grzejąc się na plaży. Ale spokojnie, od kilku dni jestem już na niemałych obrotach i przyznam szczerze, że na wkurwie także. Nie powiem, że jestem zła, rozwścieczona czy sfrustrowana. Ja jestem po prostu wkurwiona, że taki pan Piontkowski z czystym sumieniem i flegmatycznym głosem oświadcza, że zarabiam 6900 polskich złociszy ma rękę. Naprawdę chętnie pokażę panu moją karteczkę tzw. uposażeniem, gdzie widnieje kwota brutto jaką dostaję na konto. Wstyd przyznać, ale to jest połowa wymienionej pensji. Szkoda że oświadczenie na Twitterze pana Piontkowskiego przeszło bez echa, gdzie twierdził on, że się pomylił i że 6900 zarabiam brutto. No kurwa nie! Tyle też nie zarabiam po 14 latach pracy w szkole jako nauczyciel dyplomowany. Jako belfer natomiast często współfinansuję szkołę, za własne pieniądze, wyposażam się do pracy (długopis, kalendarz, ołówek itp.), dokupuję ryzy papieru, bo testy skserować trzeba, a rodzice nie zawsze się składają, bo edukacja jest przecież za darmo. Mam swoją herbatę, kawę i cukier. Kubek zresztą też. Często same kupujemy nagrody na konkursy dla uczniów, bo dzieciaki przecież czekają na coś więcej niż dyplom. Za własne kupowałam ozdoby na gazetkę szkolną. Teraz powiedziałam stop. Gazetkę dekoruje koleżanka, która akurat to bardzo lubi i potrafi i chyba jeszcze ma siłę wspierać finansowo polskie szkolnictwo. Ona robi awans, więc ma co sobie wpisać w działania na rzecz poprawy jakości pracy szkoły.

A jeśli już jesteśmy przy awansie to jest genialnym posunięciem rządu są na nowo ustalone zarobki belfrów. Jako że ignorowany jest dramat kadrowy w oświacie, początkującym nauczycielom zaproponowano na start wyższą kwotę aniżeli ma już w tej szkole nauczyciel pracujący kilka lat. Czy u Państwa w firmach też tak jest, że nowi zarabiają więcej? Pytam z czystej ciekawości.

Sam awans to też jest s(hit) zupełnie jak nowy podręcznik do historii dla szkół ponadgimnazjalnych. Pozmieniany, na razie jakieś szkice, brak rozporządzeń. Te pewnie ktoś napisze na kolanie znów a nauczyciel, który jeszcze odwagę wspinać się po tej jakże zawiłej drabinie kariery zawodowej niech kombinuje. A i niech nie zapomina, że w ramach nowej godziny dostępności ma pracować godzinę dodatkowo. Ja wiem godzina to niewiele, ale jakoś wydaje mi się, że mamy w Polsce zakaz pracy za darmo, bo to jest po prostu wyzysk. Ciekawe czy lekarze pracują godzinę za darmo (z całym szacunkiem do grona lekarskiego!). No oczywiście że nie. Ich się respektuje, nauczycieli nie!

Nie bierze się pod uwagę naszych wołań o pomoc dla dzieci, które nie radzą sobie z emocjami. Mamy ogromny kryzys psychiatrii dziecięcej, a w szkole brak kasy na cały etat psychologa. Pieniądze natomiast były na Laboratoria Przyszłości. Ok stu tysięcy zlotych szkoły mogły wydać na dokupienie naprawdę wspaniałych rzeczy. I cudownie, cieszę się że będziemy mieli np. drukarkę 3D czy kompletną pracownię techniczną. Martwi mi jednak fakt, że pewne rzeczy z tych pieniędzy kupione być musiały (czyżby ktoś tam wysoko musiał zarobić uczciwie?) I jeszcze taki wielki, ale dla rządu mały problem - stan psychiczny uczniów, którzy się tną, łykają tabletki, wpadają w różnorakie uzależnienia, zaburzenia lub co gorsza, podejmują się prób samobójczych coraz częściej skutecznych. Dlaczego nie dano pieniędzy także na ratowanie młodych ludzi? Co z tego, że szkoła ma drukarki 3D gdy co i rusz, któryś uczeń ląduje w psychiatryku czy co gorsza na cmentarzu! Nie wiem jak wy, ale ja jestem przerażona jako nauczyciel, wychowawca i rodzic.

Obok przerażenia wkurw oczywiście jest nadal, bo szkoła się jeszcze nie zaczęła, a już pomysły ministerstwa są tak żałosne, że aż śmieszne. Ja wiem, że niepotrzebnie martwię się kryzysem węglowym. Leżę wszak na plaży, grzeję tyłek. Jest mi zdecydowanie za ciepło, więc uznajmy faktycznie, cytując słowa innego polityka z partii rządzącej, że skoro mam ciepło to kryzysu nie ma. I wiecie co? Dookoła same rozebrane ciała to faktycznie chyba nie ma. Ale jeśli się pojawi to proszę pamiętać według nowego rozporządzenia (to akurat udało się napisać po cichu w wakacje) nauczanie zdalne będzie stosowane w momencie zagrożenia epidemiologicznego lub niesprzyjających warunków na zewnątrz lub w budynku szkoły. Genialne prawda? Wyngla ni mo, a jak jest to ludzie stoją tygodniami w kolejce lub płacą jakieś horrendalne ceny, więc gdyby szkoły nie było stać na ogrzewanie to migusiem dzieci do domku. Nauczyciel niech sam się też ogrzeje i pracuje (najczęściej na własnym sprzęcie za własny prąd i abonament za internet). Miło prawda?
A na koniec dodam że w tym roku szkolnymi hasłami narzuconymi do realizowania są piękno, prawda i dobro.
No więc dobrze zaprezentowałam Wam tutaj całą prawdę o naszej pięknej belferskiej rzeczywistości. Mogę zatem te naczelne hasła uznać za odhaczone i pozwolę sobie wrócić do beztroskiego opalania tym razem przedniej części ciała korzystających z ciepła, które póki co mam za darmo.

Zgadzasz się? Udostępnij ten post.
Obserwuj mój blog Poli Ann
Trzeba go przeczytać, po prostu trzeba.

DZIEŃ KROPKI

 



Dziś Dzień Kropki.
Kropka to taki mały punkcik, niby nic, a tyle może znaczyć. Może tak pięknie się przeistoczyć, dać początek czemuś wspaniałemu i mieć tyle interpretacji, stąd też życzę Wam, byście:
nigdy nie byli w kropce,
wiedzieli kiedy postawić kropkę nad "i",
zrobili użytek ze stwierdzenia: "Koniec, kropka",
mieli pozytywne skojarzenia z "kropka w kropkę".
Dobrego wieczoru i kropka.
Obraz Amna Sayeed z Pixabay

DO PANÓW (niektórych)

 



Drodzy Panowie,
Tym razem piszę do Was, ale nie do wszystkich, do wybranych tylko, których mam nadzieję jest tu niewielu. Zdecydowana większość moich Czytelników to chłopaki z klasą i kulturą języka, mniemam, że i kulturą osobistą także.
Jednak zdarzają się tu tacy mocni, co to w pisaniu nie przebierają w słowach, a jestem pewna, że w kontakcie bezpośrednim z kobietą wzrok by mieli wbity w ziemię i przestępowaliby z nogi na nogę. Rozumiem, że Internet daje nieograniczone możliwości i gdy dzieli nas szybka telefonu lub ekran monitora to wydaje się nam, że jesteśmy nietykalni i słowa nasze nie podlegają żadnej cenzurze. Co więcej, niektórzy sądzą, że Facebook to wirtualne biuro matrymonialne coś na kształt Tindera i rzucać sprośne komentarze można bez umiaru. Więc gdybym chciała chamskiego podrywu (nie mylić z nazwą zespołu muzycznego) to:
- po pierwsze miałabym odpowiednie zdjęcie i informacje zachęcające do kontaktu,
- po drugie konto zapewne założyłabym na innych portalach w takich zabawach się specjalizujących.

Profil mam zwykły, bez szczegółowych informacji czy zjadłam schabowego czy hummus, rzadko oznaczam innych, życiem prywatnym nie epatuję, zawodowym zresztą też nie. Ot, jakaś tam kobieta, blogerka, autorka kilku książek aktywna w mediach społecznościowych pod względem literackim i trochę dziennikarskim. Dziewczyna opisująca jak widzi życie, komentująca je, czasem refleksyjnie, czasem dobitnie, z nutką sarkazmu czy autentycznego wkurwu. I zadziwiają mnie przedstawiciele płci męskiej piszący naprawdę niewybredne teksty czy mam krótką spódniczkę, bo się nie podmyłam (to najnowszy hit). Propozycji na randkę nie zliczę. A gdy wspominam, żem zajęta pada odpowiedź:
"Nie szkodzi" (sic!). Gdy dodaję, żem niezainteresowana to nieliczni kończą rozmowę. Jedni próbują mnie przekonać czego to ja jako na pewno znudzona (ciekawe skąd taka myśl?) mężatka z takim super facetem bym nie przeżyła.
Inni mają pretensje, że nie mam określonego statusu i mam aktywny przycisk "dodaj do znajomych" i to właśnie tych biedaków wprowadziło w błąd. Jak mogłam!
Są też tacy, co obrzucają mnie stekiem wyzwisk.
Jest także taki delikwent, któremu poświęciłam uwagę, gdyż mamił mnie kupnem mojej książki. Gdy zorientowałam się, że on książki wcale nie chce, ucięłam kontakt. Po czym dowiedziałam się, że go podrywałam i że określając go mianem stalkera, na pewno się mylę. A już hitem było jego stwierdzenie, że ma kobietę i że ja mu się wcale nie podobam, bo jestem za chuda!!! Bogu dzięki za tę chudość!!!! Yeah!!!
Rzeczony człowiek zakłada kolejne konta, gdy poprzednie mu zablokuję, on nadal coś pisze. Co dokładnie to nie wiem, bo ignoruję dziada.
Drodzy Panowie zatem, Podrywacze, Narcyzi, Zakompleksieni, którzy przed ekranem telefonu lub komputera ratujecie swoje ego, trochę honoru i klasy!!!
Nie pouczajcie co mam zakładać, jakie informacje wrzucać o sobie i które zdjęcia. Jeśli się uśmiecham z fotki profilowej nie oznacza to, że mam chęć na jakąś znajomość. Może uśmiecham się, bo mam miły dzień albo do tego gościa, który mi to zdjęcie robi? Nie jesteście pępkami świata, by mnie pouczać. Będę chciała to założę mini nawet po osiemdziesiątce, Wam wara od tego. Zawsze możecie przesunąć obraz jak się kiecka nie podoba. To naprawdę nietrudne.
Ciekawe czy realu też jesteście tacy mocni w gębie? Jestem święcie przekonana, że nie. Bojący się kobiet, być może zranieni, rekompensujecie sobie to, czego Wam brak. Bardzo mi żal takich ludzi, którzy emocjonalnie pasożytują na innych, którzy plują hejtem lub uciekają się do wszelkich sposobów, by nawiązać kontakt. Nie lubicie płci pięknej, wyżywacie się na kobietach, traktujecie jak lalki do zabawy. A wiecie dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Nienawidzicie siebie, panicznie boicie się konfrontacji i ignorowani rzucacie słowami na oślep czując z tego żałosną satysfakcję. Wasze drugie imię to Frustrat Wielki, choć bardziej pasuje przydomek Malutki. Jak bardzo trzeba siebie nie znosić, by tak traktować drugiego człowieka? Myślę, że bezgranicznie.
Polecam przemyśleć, a jak nie macie ochoty to cytując kota Toma z jednego z memów powiem najuprzejmiej jak potrafię w takiej sytuacji: "Zapraszam wypierdalać"
I tym jakże miłym akcentem pożegnam Was Chłopcy, rozglądając się wokół i na szczęście widząc dookoła wielu fajnych facetów, którzy lubią siebie, a dzięki temu innych ludzi także i na ich pełne klasy komentarze aż chce się odpisywać:)
Dotknął Cię hejt?
Udostępnij ten post.
Zostań na/po mojej stronie Poli Ann
Nie zawiedziesz się.
Image by Pixabay

DZIEŃ BEZ SAMOCHODU

 



- Po co się męczyć? - pyta Rozum.
- Dla relaksu - odpowiada Ciało.
- Dla poczucia szczęścia - dopowiada Serce.
- Autem wygodniej, szybciej - Rozum nie odpuszcza.
- A co to za odpoczynek w jednej pozycji, stojąc w korku, spalając paliwo i produkując spaliny? - Ciało wie swoje.
- A gdzie satysfakcja, że dało się radę? - Serce też nie jest bierne.
- Ale żeby na własne życzenie się pocić, męczyć? Gdzie tu odpoczynek i szczęście? - Rozum dalej dopytuje.
- A co jeśli dla Niej to odpoczynek i szczęście? - pyta Serce, a Ciało mu wtóruje.
- Nie rozumiem - odparł smutny Rozum.
- A czy w życiu trzeba wszystko rozumieć? Wystarczy czuć - odparło Serce.
- No właśnie - dodało Ciało, a Ona ocierając pot z czoła tylko się uśmiechnęła.
Dziś Dzień bez samochodu.
Może warto czasem przesiąść się na dwa kółka?
Ja rowerem jeżdżę do pracy, do lekarza, na zakupy, na szkolenia, na kawę do znajomych. Oczywiście tak bez celu na przejażdżkę także!
Oszczędnie, ekologicznie, prozdrowotnie.
Polecam. Jak się chce, to się da!
#dzieńbezsamochodu #rowerempomieście

DZIEŃ KAWY ;)

 


Dziś Dzień Kawy, a ja na przekór wszystkim piję herbatę:)
Kawy nie znoszę w żadnej postaci, choć winnam ją pić, bo mam niskie ciśnienie. Hektolitrami natomiast pijam herbatę i nie będę tu wzorowa, bom fanką czarnej, z cytryną, miodem i innymi dodatkami. Malinówką w herbacie też nie pogardzę:)
A jeśli już o takim trunku mowa. Idealnie się ona wpisuje w moje blogowe rozważania. Pewna mądra kobieta (Eleonor Roosevelt) powiedziała:
"Kobieta jest jak torebka z herbatą.
Nie wiadomo, jak jest mocna, dopóki nie znajdzie się w gorącej wodzie".
I z taką myślą zostawiam Was tego wieczoru.
Dobrej nocy i gorącej herbaty przed snem (bo kawą o tej porze to już się pewnie nie raczycie:)
Zdjęcie robiłam ja! Taką piękną herbatkę mi niegdyś podano w Elblągu.

MIĘDZY NAMI KOBIETAMI

 


- Wiesz co Anka?! Świetna ta przepaska, którą zrobiłaś - Lidka wzięła do ręki przeze mnie wykonaną ozdobę na głowę, którą przywiozłam by pochwalić się dziewczynom z biura. Występowała na akademii szkolnej (przepaska rzecz jasna:).
- To fascynator - mówię dumnie, bo to tak profesjonalnie brzmi. Obejrzałam ostatnio polski serial na Netflixie, gdzie w scenie ślubu połowa bohaterek miała na głowie małe dzieła sztuki i się zainspirowałam.
- No fascynujące, ale wiesz... - Lidka obraca przepaskę w palcach - Ciekawi mnie skąd taka nazwa? - i puszcza mi oczko. - Ja bym sobie coś innego wyobrażała, coś bardziej fascynującego... - i uśmiecha się doskonale wiedząc, że wszystkie zgromadzone tu kobiety mają już kosmate myśli. Ja wybucham śmiechem.
- Mój znajomy też dopytywał, czy ten fascynator to aby nie nazwa innego gadżetu - brnę dalej w grząski temat. Dziewczyny, sztuk cztery chichoczą. Wiadomo, człowiek w pracy zmęczony to musi odreagować. A pogaduchy na przerwie świetnie potrafią rozładować napiętą atmosferę.
Nagle do pokoju wpada Marzena.
- Dziewczyny, ale sobie sprzęt sprawiłam! - Bogu ducha winna nie wie, że oto właśnie podgrzała atmosferę.
- Uuu kontynuuj moja droga, kontynuuj - Lidce już zapłonęły diabliki w oczach. Marzenka niczego jeszcze nieświadoma rzecze:
- No mówię Wam, potrafi zdziałać cuda!
- No masz! - klasnęłam w dłonie - Kolejny gadżet z serii fascynatorów? - i puszczam oczko do dziewczyn.
- Co? Fascy co? Termomiksa se kupiłam. Drogie to cholerstwo, ale mówię wam, sztos. Wszystko zrobi!
- Wszystko mówisz? Nam kobietom potrzeba takich gadżetów, czyż nie? - i uśmiecha się szeroko, a Marzenka patrząc na nasze uśmieszki pojmuje grę słów.
- Oj kochana, nieziemski jest. I robi mi tak dobrze i to w kuchni, że normalnie pot z czoła ocieram i piszczę z radości - Marzenka podchwytuje
- No to ja rozumiem! - dodaje Lidka.
- Rozumiem, że konsumpcja udana? - dorzucam.
- Jeszcze jak! Raz nie wystarczy! - Marzena się rozkręca. - Mokra jestem!
Wszystkie rechoczą.
- Mój chłop też zadowolony, że mamy taki sprzęt! - do fascynująco-satysfakcjonujących rozważań dołącza Ewelina.
- Mówisz? - pytam znów uśmiechając się dwuznacznie. - Chłop kontenty?
- Sam zapytał czy lody robi - Ewelina niemal krztusi się ze śmiechu.
- No ba! - krzyczy Lidka - I to jeszcze jakie!
- No facetom to raz a dobrze! - Marzena zanosi się od śmiechu. Ja ocieram łzy, tak mnie te baby rozbawiły. Lidce rozmazał się tusz, a Ewelina kolejny raz nie jest zrobić łyk kawy. Wszystkie zrywamy boki.

I pomyśleć, że arystokratyczny fascynator poprowadził nas w takie fascynujące rejony... Po przerwie każda z nas uśmiechem po pachy wróciła do obowiązków. A wieczorem Marzenka wysłała nam na grupie selfie z robotem kuchennym i wielkim pucharem z deserem w tle, z podpisem oczywiście:

Ja i mój satysfakcjonujący fascynator, który robi mojemu mężowi świetne lody (niejeden raz;)

Dobrego piątku!
Ta rozmowa wydarzyła się naprawdę!
Udostępnijcie ten post dalej.
W końcu śmiech to zdrowie!

KOMPLEMENT

  - Ładna sukienka. - No coś ty, stara. - Ślicznie dziś wyglądasz. - Nie przesadzaj. - Do twarzy ci w tych okularach. - E tam. Zwykłe oksy. ...