NAJTRUDNIEJ

 


Wiesz, kiedy jest najtrudniej?
Nie, kiedy masz problemy. Wówczas jest trudno.
Najtrudniej jest, gdy osiągasz sukces.
Nie musi być on spektakularny, może być tyci tyci, grunt, że coś Ci się udaje. Wtedy jest ciężko. Cholernie, ale nie Tobie, lecz ludziom wokół, bo nie każdy będzie cieszyć się z Twoich zwycięstw. To może nawet komuś przeszkadzać, wadzić. Łatwiej przecież komuś ocierać łzy aniżeli gratulować.

I wiesz co? To jest ich problem, nie Twój. Ty się ciesz, rozwijaj, uśmiechaj. To może być bolesne, gdy się zorientujesz, że nie każdy dobrze Ci życzy, jednak im szybciej się o tym dowiesz tym lepiej. I dla nich (po co mają się męczyć?) i dla Ciebie (miej w swoim kręgu życzliwych ludzi w prawdziwym tego słowa znaczeniu). Otrzyj łzę i rób swoje. Przecież tyle walczysz o ten swój sukces, tyle mu poświęcasz. I uśmiechnij się do wszystkich, do tych pseudo-życzliwych przede wszystkim. Karma przecież wraca.
Powodzenia w drodze na Twój szczyt, czymkolwiek on jest. Będzie pięknie. Obiecuję!


Podoba Ci się ten post? Udostępnij go, skomentuj.
Obserwuj moją stronę. Zapraszam:)

Image by Pixabay

SPOTKANIE AUTORSKIE - Włocławek 27. maja 2022

 




Było intensywnie. Pobudka po piątej, praca, codzienne obowiązki, potem za kierownicą 200 km i 'wylądowałam" w moim rodzinnym Włocławku.
Pani Wiesława Szychulska próbowała ze mną zrobić spotkanie autorskie już dwa lata temu, ale miałam konkurencję w postaci niejakiej Pandemii. Ale! Co się odwlecze to nie uciecze, toteż w progi Miejska Biblioteka Publiczna im. Zdzisława Arentowicza we Włocławku, a dokładniej rzecz biorąc do Filli nr 1 na Zawiślu w końcu miałam przyjemność zawitać. Z szybko bijącym sercem, bo nie byłam pewna, czy ktokolwiek tam w ogóle się zjawi:)
Zjawiły się Czytelniczki, które zaczytały się w "Portretach" - moim pierwszym tomiku opowiadań, jaki wydałam we współpracy z Wydawnictwo Borgis. Jak mi powiedziano - każde opowiadanie to esencja życia, zdania trafione w punkt, gdzie już nic nie trzeba dopowiadać. Opisane historie się trawi, analizuje, przeżywa.
Spotkanie z Czytelnikiem jest niesamowite, to interakcja, wysłuchanie jego wrażeń, interpretacji. To rozmowa, wymiana spostrzeżeń. To znów życie podane na tacy, gotowe do opisania.
Organizatorka spotkania, której jestem szalenie wdzięczna za zaproszenie i zaangażowanie, zapytała, dlaczego na blogu i w "Portretach" często pokazuję człowieka po przejściach, przetrąconego przez życie. Cóż mogę rzec? Taki człowiek jest po prostu najpiękniejszy.
Jestem szalenie ciekawa, czy "Listy do Emki", a za kilka chwil "Moja Droga I..." także zostaną tak ciepło przyjęte.
Moja "Portrety" można nabyć tylko i wyłącznie ze strony wydawnictwa:
https://ksiegarnia.borgis.pl/strona-glowna/65-portrety.html
Natomiast "Listy do Emki" i ich drugą część - "Moja droga I...", która już się drukuje i za chwilę będzie dostępna, będzie można nabyć u mnie poprzez wiadomość prywatną ze mną. Odbiór osobisty możliwy w Gdańsku i Włocławku, a przesyłka szybka i wygodna paczkomatem:)
Jeszcze z dziękuję za tak ciepłe przyjęcie!

Do RODZICÓW - KONIEC ROKU SZKOLNEGO

 



Drogi Rodzicu!
Najbardziej nie lubię, kiedy kończy się rok szkolny. Nie znoszę tego momentu, gdy zaczyna się walka o oceny, gdy przychodzą maile z nieśmiertelnym pytaniem: " Co moje dziecko może zrobić, by poprawić ocenę?", "Brakuje nam jednej szóstki do paska, w Pani nadzieja", "Tamten nauczyciel się uwziął, może Pani coś zrobić?", "Jest Pani wychowawcą niech Pani coś zrobi!" i tak dalej.
Rozumiem, gdy ocena się waha, gdy ktoś dłużej chorował, gdy były problemy rodzinne, jednak do szewskiej pasji doprowadza mnie sytuacja, kiedy dzieciak cały czas ma mniej więcej takie same oceny i nagle się budzi (on lub rodzice), że chce mieć pasek.
"Niech się Pani zlituje."
"Od Pani zależy przyszłość naszego dziecka."
"Dobry pedagog przecież wspomaga uczniów!".
No szlag mnie trafia! Jak ktoś ma czwórki to mu nagle szóstki nie urodzę! I darujmy sobie referaty na litość boską!!! Przy dzisiejszej technologii to i ja mogę epopeję po chińsku napisać. Wystarczy, że kliknę "kopiuj i drukuj". Kiedyś referaty miały sens. To były wyprawy do biblioteki, szukanie, czytanie. Dziś? To pójście na skróty. W imię czego mam poprawiać oceny tym, którzy budzą się pod koniec maja, podczas gdy inni sumiennie pracowali przez cały rok? Tego chcemy nauczyć nasze dzieci? Szkoła winna być miejscem promowania cnót takich jak pracowitość, a nie cech takich jak kombinatorstwo. I żeby była jasność - ja nie jestem nauczycielem od linijki do linijki, czyli średnia ocen 4,5 i piątki nie postawię. Przecież na całokształt oceny składa się aktywność, zaangażowanie, chęci, udział w konkursach. Straszne świństwo robimy dzieciom ucząc je cwaniactwa. Zawsze przecież chcemy być sprawiedliwe oceniani. W szkole także albo i przede wszystkim. Jak się leserowało cały rok to sorry, czwórki ani piątki nie będzie. Na to trzeba solidnie popracować kilka miesięcy, a nie dni. Bądźmy fair.
I jeszcze jedno - belfer to też człowiek. Pomyłki się zdarzają. Sam przecież wiesz jak to jest, gdy masz problem, który Cię miażdży, a do roboty iść trzeba. Może ktoś mierzy się z chorobą rodzica, rozwodem, śmiercią bliskiej osoby? Wziąłeś to pod uwagę? Nie wiesz, więc nie rzucaj oskarżeń, że ktoś się uwziął, że nie lubi, że się wyżywa. Dla mnie szkoła to nie arena ma moje popisy ani wylewanie frustracji. To miejsce mojej pracy, gdzie staram się wykonywać moje obowiązki jak najlepiej. Czy ja Ci się wtrącam w Twoją pracę? Nie? No właśnie! Daj mi więc moją wykonywać uczciwie i pamiętaj, że Twoje dziecko to niedoskonały, ale piękny człowiek, którego nie zmienisz na siłę, którego masz kochać bezwarunkowo, bez względu na to, czy ma piątki czy tróje na cenzurce.


Udostępnij ten post.
Może powinien go ktos przeczytać.
Obserwuj moją stronę Poli Ann
Zapraszam, zaczytaj się.
Image by Pixabay

KUREWSKO BOLI

 




Przyszedł nocą. Był tak silny, że zwinięta w kłębek nie była w stanie krzyknąć. Otulił ją, obezwładnił, a ona leżała nieruchomo. Czasem tylko kwiliła. On jej nie opuszczał. Co jakiś czas luzował objęcie, by mogła złapać oddech, a po chwili obejmował ją tak mocno, że brakowało jej tchu. Nie umiała się od niego uwolnić. Była bezbronna, bezwładna i szalenie samotna w starciu z nim. Z bólem tak silnym, że marzy się jakiejkolwiek metodzie usunięcia go, nawet jeśli byłaby to śmierć.
Tak wyglądało kilkadziesiąt godzin mojego życia. W nocy ból był tak przeszywający, że nie byłam w stanie zrobić nic. W dzień nieco zelżał, do lekarza szłam zgięta w pół. Nigdy nic tak mnie nie bolało. Diagnoza? Najprawdopodobniej wyrostek. Zażądałam badania USG na cito, pobrano krew. Byłam pewna, że za chwilę wyląduję na stole operacyjnym. To nie wyrostek. To była torbiel, żeby było śmieszniej o jakże wdzięcznej nazwie - czekoladowa. Spora, do usunięcia, bo wchłonąć raczej by się nie dała. Słowa lekarza?
- Ma pani endometriozę.
Dla mnie szok! Ale jak, skoro wszystko u mnie działa jak w zegarku, jestem mamą i nigdy nie miałam ani bolesnych ani obfitych miesiączek?
- Niech się Pani cieszy - usłyszałam dostając skierowanie na operację. U mnie poszło szybko. Zabieg w ciągu kilku tygodni. Ból nie powrócił. Badam się regularnie. Ponownie torbiel jest, ale póki co do obserwacji. Zoperowano mnie równo dwa lata temu. Myślałam, że po laparoskopii będę fikać jak kozica, a mnie dosłownie ścięło. Przez dwa tygodnie chodziłam zgięta, w tempie ślimaka. Po miesiącu na szczęście już wsiadłam na rower. Funkcjonuję bez bólu, miesiączka nie utrudnia mi życia, ale...
Dziewczyny cierpią katusze, mdleją, mają wyjęte po kilka dni z życiorysu w miesiącu i słyszą, że "taka ich uroda", "musi boleć".
Endometrioza boli. Boli kurewsko (tak wiem, mocne słowo, ono zawiera w sobie i bezmiar bólu cierpiącej i jej złość). I nic nie pomaga. Żadne tabletki, masaże, kąpiele. Endo jest podstępna, atakuje jak popadnie. Jajniki, jelita, wątrobę, płuca. Włazi, gdzie jej wygodnie. I nie chce wyjść. To nowotwór, który panoszy się w ciele i wciąż jest niezbadany. Wycięcie torbieli nie gwarantuje, że nowe się nie pojawią.
Endodziewczyny nie mogą zajść w ciążę, mają trudności z jej donoszeniem jeśli jednak się uda wywalczyć dwie kreski na teście. Cierpią okrutnie. I fizycznie i psychicznie. I żadne słowa pocieszenia nie pomogą. Trudno jest być kobietą. Trudno funkcjonować, gdy ból jest tak silny, że ledwo się oddycha.
Patrycja - na diagnozę czekała kilka lat. W pierwszym dniu miesiączki mdleje z bólu. Brała tabletki antykoncepcyjne, po których dostała wysypki. Czeka na usunięcie kilku torbieli, które zauważono dopiero na rezonansie magnetycznym.
Lidka - zbiera pieniądze na zabieg w Niemczech. Ma pozrastane jelita, problemy w wypróżnianiem. Nie może zajść w ciążę. Psychicznie jest wrakiem. Chyba rozstanie się z narzeczonym...
Kaśka - od roku na leczeniu. Bierze hormony, które wprowadziły ją w sztuczną menopauzę choć ona ma dopiero trzydzieści lat. Ból związany z miesiączką był tak silny, że kilka razy zmieniała pracę. Nikt jej nie rozumiał, myślano, że przesadza, gdy z bólu wymiotowała. Obecnie nie miesiączkuje. Porzuciła marzenia o dziecku.
Marcelina - bardzo chce zajść w ciążę. Miała już trzy laparoskopie, bierze hormony. Lekarze nie dają jej dużych szans, ale ona czeka na okres, który choć ją zgina w pół, da jej szansę na macierzyństwo.
Endodziewczyn są tysiące. Każda ma swoją historię, swoje cierpienie, lęki, odebrane szanse. Mnóstwo pacjentek jeszcze nie zostało zdiagnozowanych. Dlatego, gdy kobieta mówi, że miesiączka ją boli, okaż zrozumienie. Może zapytaj czy się badała. Pomóż, wesprzyj, nie komentuj. Endometrioza naprawę boli. Jak? Kurewsko. Inne słowo tego lepiej nie odda.
To ważny post.
Udostępnij go.
Obserwuj mój blog Poli Ann
Piszę o życiu, każdym, bo ono jest najlepszą inspiracją.
Image by Pixabay

NIEMOŻLIWE

 


- Niemożliwe - mówisz, gdy chcesz schudnąć, a Ci się nie udaje, gdy boisz się złożyć pozew, gdy myślisz o własnej firmie. Jeśli się chce, czegoś bardzo pragnie to jest to osiągalne. Wszystko jest w Twojej głowie.

Magda
Nie planowała trzeciej ciąży. Etat w pracy czekał na nią niecierpliwie, a ona z żalem powiedziała przełożonej, że spodziewa się dziecka. Była zła na siebie i męża. W dodatku była to trudna ciąża, bliźniacza, w której przytyła trzydzieści kilo. Gdy waga pokazała dziewięćdziesiąt popłakała się. Czuła się jak słoń, nie miała siły na spacery z dziećmi, najchętniej je wystawiała w wózku na ogródek. Starsi chłopcy dawali popalić, oddałaby wszystko za przespaną noc. Trwała tak kilkanaście miesięcy. Pewnego dnia postanowiła, że przestanie słodzić herbatę i zrezygnuje z mleka do kawy. Tym sposobem oszczędzała kilkaset kalorii. Na śniadanie owsianka. Obiad? Warzywa na parze plus jajka lub chude mięso. Kolacja lekka do godziny osiemnastej. Pierwsze dni organizm był w szoku, potem jak szalony zaczął tracić kilogramy. Gdy dzieci były w żłobku i przedszkolu chodziła na spacery i ćwiczyła. Każdy miesiąc oznaczał coraz niższą wagę. Gdy straciła dwadzieścia kilo poczuła się na tyle pewnie, by trenować pole dance. Była krew, pot i łzy, a potem szeroki uśmiech, gdy wykonała jakąś figurę.
Dziś Magda waży w sumie trzydzieści kilogramów mniej. Schudła sama zmieniając nawyki i będąc aktywną fizycznie. Nie ma obwisłej skóry, czuje się wyśmienicie, wygląda wspaniale. Na rurce umie zrobić coraz trudniejsze akrobacje.
- Nie ma rzeczy niemożliwych - mówi. Wszystko jest w Twojej głowie.

Adriana
Przez kilka lat była w przemocowym związku. Nie była nawet tego świadoma. Dopiero gdy mąż pod jej adresem rzucał wyzwiskami i szarpnął raz tak mocno, że upadła, zrozumiała, że musi uciekać. Nie było łatwo. Wspólny kredyt, jego oszczerstwa, przerażone dzieci, jej niskopłatna praca. Myślała, że nie da rady, że zaciśnie zęby i wytrzyma albo że on się zmieni. Nie zmienił. Poszła na terapię, znalazła grupę wsparcia, trafiła na dobrą prawniczkę. Dużo traum przepracowała, uwierzyła w siebie, odważyła się złożyć pozew. Wynajęła malutką kawalerkę, po podziale majątku kupiła niewielkie dwupokojowe mieszkanie z ogródkiem. Były mąż mieszka kątem u swojej matki, ciągle się odgraża, stoi w miejscu podczas gdy Ada jest już zupełnie gdzie indziej. Nie boi się przyszłości, wie, że sobie poradzi. Ufa sobie. Zawsze była silna tylko nie zawsze o tym wiedziała.

Patrycja
Pracowała kilka lat dla pewnego pensjonatu, zajmowała się organizacją różnych imprez - wesel, bankietów konferencji, urodzin, bali, studniówek. Była w tym dobra. Lokal czerpał profity, jednak właściciel nie doceniał jej wysiłków. Kelnerzy przychodzili i odchodzili, walczyli o pensję, kucharze także, a ona tkwiła z wynagrodzeniem niezmienianym od lat. Gdy kolejny raz zorganizowała komuś wpływowemu piękny bankiet, a szef dał napiwek kelnerom, coś w niej pękło. Wymówienie złożyła kolejnego dnia. Pan Zbyszek rzucał wyzwiskami życząc jej wszystkiego najgorszego. To paradoksalnie dało jej siłę. Z pomocą córki założyła stronę na fejsbuku, chciała zobaczyć czy to się w ogóle rozkręci. Pierwsze zlecenie dostała właśnie od tego wpływowego klienta, któremu kilka dni temu robiła bankiet. Stanęła na rzęsach, by znaleźć mu lokal i wszystkiego dopilnować. Udało się. Polecił ją dalej. Gdy telefon się rozdzwonił założyła działalność. Pamiętano ją z pensjonatu, chwalono. Z kilkoma lokalami podpisała umowy, kontakty z różnymi dostawcami miała, musiała tylko się odważyć. Tylko albo aż. Bywało różnie, były szef próbował niejednokrotnie jej zaszkodzić, jednak zaciskała zęby i pracowała sumiennie. Jest panią własnego losu, wyrabia sobie markę. Telefon wciąż wibruje. Jest dobrze.
Można? Można!

Podoba Ci się ten post?
Udostępnij go.
Wiele kobiet musi go przeczytać.
Jesteś jedną z nich? Gratuluję!
Chcesz być jedną z nich? Dasz radę!
Obserwuj mój blog Poli Ann
Warto!
Image by Pixabay

ZMĘCZENIE

 



- Po co jeździsz?
- Bo lubię.
- Jak można lubić coś, co czyni cię zmęczonym?
- Ale to pozytywne zmęczenie.
- Zmęczenie to zmęczenie.
- Nie. To negatywne czyni cię nieszczęśliwym. To pozytywne sprawia, że wskakujesz pod prysznic, oczyszczasz się, a ciało jest ci wdzięczne za ruch.
- Taa, może ci jeszcze podziękuje
- Jasne. Jest smukłe, silne, jędrniejsze, więcej wytrzyma.
- Na pewno...
- Na pewno. Próbowałeś?
- Nie.
- To spróbuj.
- Po co?
- Żeby mieć zdanie na podstawie doświadczenia, a nie tylko przypuszczeń.
- Nie chce mi się.
- Ok, twoja sprawa.
- Nie rozumiem cię.
- Nie szkodzi. Najważniejsze, że ja siebie rozumiem:)
PS. Dziś pokonane 40 km, pierwszy raz w tym roku, było ciężko, pod słońce i pod wiatr. Gdańsk nie jest łatwy, morenowy krajobraz daje rowerzystom w kość, ale cieszy oczy. Zawsze jest coś za coś. I wiecie co? Warto było tak się zmęczyć.
Zdjęcie zrobione, gdy już wykąpana chowam bicykl do garażu. Wiadomo, jak się pokona te cztery dychy to lico troszkę inaczej wygląda (czyt. czerwone, spocone, makijaż rozmazany, w sumie to tusz, bo żadnych makeup'ów solidnych na wyprawę rowerową nie nakładam, tyłek trochę boli, więc mina też taka nie bardzo:)))

KOMPLEMENT

  - Ładna sukienka. - No coś ty, stara. - Ślicznie dziś wyglądasz. - Nie przesadzaj. - Do twarzy ci w tych okularach. - E tam. Zwykłe oksy. ...